Najlepiej zastrzelić posłańca...
Ze zdumieniem przeczytałem polemikę prof. dr. hab. Romana M. Kaliny z Uniwersytetu Rzeszowskiego na temat mojego artykułu Zawieszone uprawnienia („FA” 1/2010). Przedstawiłem tam (na podstawie udostępnionych mi dokumentów) wyniki kontroli przeprowadzonej przez Sekcję Nauk Medycznych Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, która dotyczyła prawidłowości nadawania doktoratów i habilitacji na Wydziale Wychowania Fizycznego Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Podsumowując tę kontrolę Prezydium CK uznało, że połowa skontrolowanych doktoratów i habilitacji jest poniżej minimum wyznaczonego przez polskie standardy naukowe.
Nazwiska promotorów i recenzentów 8 negatywnie ocenionych doktoratów oraz 4 habilitacji podałem w swoim artykule. Wśród nich był prof. Roman Kalina, którego tak oburzyło, iż śmiałem ujawnić „ojców” i „akuszerów” tych – mówiąc elegancko – niedojrzałych dysertacji.
Podałem fakty, do których prof. Kalina – były prorektor warszawskiego AWF – nie nawiązał. Co więcej, z jego polemiki wynika, że to Wroński – autor artykułu – tak negatywnie zrecenzował świetną habilitację dr. Radosława Laskowskiego, której niesłusznie podczas kolokwium habilitacyjnego wytknięto kilka błędów i niedociągnięć. Wspomniany „profesor o bardzo długim stażu akademickim” to Józef Drabik, który od paru lat publicznie – w artykułach na łamach czasopisma naukowego „Antropomotoryka” – wypominał macierzystej Radzie Wydziału, że akceptuje habilitacje o niskiej jakości, co się źle skończy dla Wydziału. Tej własnej Kassandry Rada i władze rektorskie nie chciały słuchać... Ale, jak wynika z protokołów kontroli i opinii CK, prof. Drabik miał rację, zaś uczelnia na 3 lata utraciła prawa doktoryzowania i habilitowania.
Co do odpowiedzialności Komitetu Redakcyjnego Wydawnictwa AWFiS, to jego członkowie – jak w większości takich komitetów w kraju – nie otrzymują do czytania przesłanych do publikacji maszynopisów. To jego przewodniczący wskazuje kompetentnego recenzenta, który ma obowiązek krytycznie ocenić zgłoszoną do druku pracę przed wypuszczeniem jej „w świat”. Przed drukiem autor powinien dokonać wszystkich zmian i poprawek sugerowanych przez recenzenta wydawniczego, którym tutaj był prof. dr hab. Andrzej Suchanowski. I to on ponosi współodpowiedzialność za „niedociągnięcia formalne, błędy merytoryczne, interpunkcji i składni”.
Adresatem krytyki prof. Kaliny nie powinien być zatem red. Wroński, ale Prezydium CK, bo to ono podjęło decyzję – po powołaniu dwóch dodatkowych superrecenzentów – że promotorzy i recenzenci tych 12 dysertacji w większości nie sprostali standardom. Co do nauk o kulturze fizycznej, to liczą sobie już ponad 50 lat. Opierają się obecnie nie na technice przewrotów i skoków, ale na szerokiej podstawie nauk fizjologiczno−biochemicznych, mechaniki, biologii i biochemii molekularnej, a te nauki są przecież dobrze ukształtowane. Czy wybitnemu sportowcowi, który ma światowe osiągnięcia i mistrzostwo Polski, należy się z urzędu doktorat i habilitacja? Śmiem wątpić. Historia sportu pokazuje, że wybitni sportowcy bywają kiepskimi trenerami, a ich wiedza i zdolności naukowe często są mierne.
Z polemiki prof. Kaliny jasno wynika, że dr Laskowski habilitował się przedwcześnie i zabrakło mu właśnie tych 3 lat, co trafnie zauważył superrecenzent, negatywnie oceniając dorobek i pracę. Grzecznościowa recenzja polega na tym, że na 11 stronach krytykujemy pracę, na dwunastej zaś piszemy, że się nadaje, a habilitant „w niedalekiej przyszłości wydatnie udoskonali swój warsztat naukowo−badawczy pod względem metodologicznym i edytorskim”.
Niewątpliwą krzywdą dla jakości polskiego środowiska naukowego było zniesienie przed 6 laty przez ówczesny parlament ustawowego zatwierdzania habilitacji przez CK. Tajemnicą poliszynela jest też obecność w naukach o kulturze fizycznej kilkudziesięciu doktorów habilitowanych, którzy swój dyplom przywieźli zza wschodniej granicy. Idę o zakład, że w większości przypadków ich dorobek oraz prace habilitacyjne nie przeszłyby przez „sito” warszawskiej, poznańskiej czy też wrocławskiej rady wydziału i/lub ówczesnej CK.
Mam też świadomość, że w różnych dziedzinach polskiej nauki istnieją rady wydziału, które w swej zbiorowej mądrości i większością głosów nadadzą doktorat nawet, niestety, bardzo słabej pracy. Znajdzie się też promotor, jak również kompetentni recenzenci...
W swoim artykule nie krytykuję ani nie odnoszę się do profesorskich osiągnięć naukowych i organizacyjnych wielkich nazwisk polskiej nauki o kulturze fizycznej. Wskazuję jednak palcem profesorów, którym zdarzyło się „przymknąć oko” na dysertacje, których przepuścić nie powinni. I podkreślam wyraźnie: to nie jest moje zdanie o tych pracach, tylko opinia CK. Mam nadzieję, że wiedza o tym, co się robi w zamkniętych gabinetach i na salach obrad rad wydziałów, coraz częściej będzie przenikać do opinii publicznej. Wierzę też, że obecne doświadczenia spowodują, iż w najbliższych latach Rada Wydziału Wychowania Fizycznego AWFiS w Gdańsku bacznie będzie przyglądać się poziomowi zatwierdzanych prac doktorskich i habilitacyjnych.
PS. Przy okazji chciałbym poinformować prof. Andrzeja Suchanowskiego, że negatywna ocena przez CK pracy doktorskiej, której był promotorem, miała miejsce. Wielostronicowa superrecenzja wpłynęła do Biura CK z dużym opóźnieniem, dlatego nie ujęto jej w zestawieniu zbiorczym, które udostępniono dziekanowi i kierownictwu gdańskiej uczelni. Ale recenzja prawnie istnieje, mam jej kserokopię. Zatem, Panie Profesorze, nie jestem kłamcą. Będę wdzięczny za odpowiednie sprostowanie podczas najbliższej, kwietniowej Rady Wydziału.