Małe co nieco na zdrowie

Mariusz Karwowski


Przed kilkoma laty u pewnego starszego mężczyzny pojawiła się ostra choroba szpiku, która spowodowała bardzo poważne zaburzenia wytwarzania krwinek czerwonych. Chory w ciężkim stanie rozpoczął kurację mleczkiem pszczelim, propolisem i miodem. W ciągu tygodnia nastąpiło wyraźne polepszenie, a po miesiącu chory powrócił do pełni zdrowia. W tym czasie nie przyjmował innych leków. Zbieg okoliczności? Być może, ale co wobec tego powiedzieć o mężczyźnie, któremu po wykryciu ciężkiej amebiozy, powodującej zniszczenie wątroby, lekarze nie dawali szans na przeżycie dwóch miesięcy? Tymczasem terapia złożona z propolisu i pyłku kwiatowego, prowadzona bez przerwy, wydłużyła jego życie o 3 lata. Albo o innym, chorym na nowotwór płuc, u którego nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia, a morfologia krwi nie pozwalała na kolejne leczenie preparatami przeciwnowotworowymi? Dzięki kuracji przy użyciu mleczka pszczelego i propolisu w ciągu tygodnia można było kontynuować terapię.

Prof. dr hab. Bogdan Kędzia z poznańskiego Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich opowiada o zdarzeniach, z którymi jako mikrobiolog zetknął się wielokrotnie, oddalając przy tym wątpliwości, jakoby polepszenie stanu zdrowia pod wpływem produktów pszczelich było tylko dziełem przypadku. Zresztą, na znacznie mniejszą skalę, potwierdzić to może każdy. Ileż razy, w znacznie lżejszych wprawdzie dolegliwościach, jak choćby przeziębienie, zapalenie gardła czy katar, sięgamy intuicyjnie po łyżeczkę miodu? A przecież miód nektarowy, propolis i pierzga przetworzone przez pszczołę, pyłek kwiatowy przez nią przyniesiony czy też wydzielane przez nią mleczko, jad i wosk, mają szereg innych zastosowań. Pomagają w chorobach układu sercowego, pokarmowego, działają regeneracyjnie, znieczulają, stymulują układ immunologiczny, a w Niemczech jad pszczeli bada się też pod kątem leczenia AIDS.

– Pyłek kwiatowy stosowany jest także wspomagająco w leczeniu depresji. Podawany z preparatami antydepresyjnymi umożliwia obniżanie ich dawek i uzyskiwanie efektów w krótszym czasie. Poza tym ma właściwości skracania głodu alkoholowego, co jest bardzo przydatne w leczeniu choroby alkoholowej. Z kolei mleczko pszczele stosuje się przy wyczerpaniu nerwowym, obniżeniu sprawności umysłowej, w miażdżycy i demencji starczej, gdyż przywraca ono stan równowagi fizycznej i psychicznej – wyjaśnia prof. Kędzia, dodając przy okazji nie mniej istotny obszar zastosowań – kosmetykę.

Leki z ula

Wszystkie te właściwości, wykorzystywane coraz chętniej w profilaktyce, rekonwalescencji, ale także leczeniu, mają swoje źródło w substancjach biologicznie aktywnych, występujących w produktach dostarczanych przez pszczołę. W miodzie są to enzymy, związki polifenolowe i biopierwiastki, w propolisie głównie flawonoidy i kwasy fenolowe, w pyłku kwiatowym (zwanym też obnóżem pszczelim) i pierzdze – białka, lipidy, związki polifenolowe, witaminy i biopierwiastki, w mleczku pszczelim – dodatkowo kwasy organiczne i hormony, zaś w jadzie (apitoksynie) – peptydy, enzymy i aminy biogenne. Standaryzowane ekstrakty z tych produktów decydują właśnie o walorach leczniczych apiterapeutyków, czyli wszelkich tabletek, kapsułek, kropli, maści opartych na naturalnych związkach prosto z ula.

– Skład chemiczny tych produktów badany jest intensywnie od ponad pół wieku, dzięki czemu związków biologicznie aktywnych o nieznanej budowie jest już coraz mniej – zaznacza prof. Kędzia.

Badania nad wytworami pracy pszczoły miodnej koncentrują się głównie na otrzymywaniu nowoczesnych i skutecznych preparatów o określonych kierunkach działania leczniczego. Mój rozmówca zwraca uwagę na ostatnie ważne odkrycia. Z występującego także w Polsce propolisu topolowego całkiem niedawno udało się wyizolować ester fenetylowy kwasu kawowego (CAPE). Okazało się, że właśnie ten związek odpowiada za apoptozę komórek raka trzustki i okrężnicy. Hamuje też wzrost komórek guza mózgu. Jest to możliwe poprzez regulowanie genu PAK, odpowiedzialnego m.in. za wzrost komórek i ich migrację, funkcjonowanie naczyń krwionośnych, pamięć i uczenie. Z kolei w propolisie brazylijskim wykryto ester kwasu 3,5−diprenylo−4−hydroksycynamonowego (artepillina C), który także decyduje o przeciwnowotworowym działaniu tej odmiany.

– Z nowozelandzkiego miodu manuka wyizolowano natomiast metyloglioksal, substancję powodującą wyjątkowo wysoką aktywność przeciwdrobnoustrojową. Co istotne, związek ten jest dość trwały i nie ulega zniszczeniu po ogrzaniu miodu manuka nawet do temperatury 100°C. Dla porównania, inne odmiany miodów – w tym wszystkie krajowe – są wrażliwe na ogrzewanie i tracą swoją aktywność antybiotyczną po ogrzaniu już do 60°C.

Chociaż naukowcy zaczęli bliżej przyglądać się produktom pozyskiwanym z pasiek dopiero w ostatnim półwieczu, to sama apiterapia liczy już ponad 4 tysiące lat. Stosowano ją w starożytnym Egipcie, Grecji i Chinach, w myśl hipokratejskiej zasady: dobrze, gdy lek jest pokarmem, a pokarm lekiem. Paradoksalnie, to właśnie spowodowało deprecjację tej dziedziny w czasach nam bliższych. Uznano, że produkty spożywcze nie mogą jednocześnie leczyć. Tymczasem już w egipskich papirusach czy na tabliczkach sumeryjskich pisano o specyficznych zaletach miodu. Owszem, wówczas jeszcze odkrywaniem leczniczych właściwości rządził czysty przypadek, a choroby, w jakich pomagał plaster tego specyfiku, ustalano metodą prób i błędów, niemniej w trakcie użytkowania zauważono na przykład szybkie ustępowanie bólu wątroby po spożyciu miodu czy przyspieszone gojenie się nawet ciężkich i rozległych ran po pokryciu ich tym produktem. Na przestrzeni wieków leczenie miodem znajdowało coraz większe zastosowanie. Stał się on jednym z ważniejszych leków medycyny ludowej. W XVIII wieku na Rusi zaczęto też wykorzystywać jad pszczeli, wówczas jeszcze w postaci żywych pszczół przykładanych bezpośrednio do ciała.

– Apiterapia towarzyszyła więc człowiekowi od zarania dziejów. Propolis, który pierwotnie wykorzystywano do balsamowania ciał, znacznie później z równie dobrym skutkiem służył do leczenia ran. Walory lecznicze innych produktów pszczelich odkryto praktycznie w drugiej połowie ubiegłego wieku. Dzisiaj, na podstawie badań, wiadomo już, że każdy z tych produktów ma swój charakterystyczny profil działania biologicznego i to jest ich niezaprzeczalnym atutem – podkreśla prof. Bogdan Kędzia, który apiterapią zajmuje się już przeszło 25 lat. I nie pamięta dnia, by nie musiał obalać krążących w powszechnej świadomości stereotypów związanych z taką formą leczenia. Zazwyczaj mają się one nijak do rzeczywistości.

Babcia miała rację?

W przypadku miodu – najbardziej rozpowszechnionego produktu pszczelego, pozyskiwanego przez pszczelarzy również w największych ilościach (około 15 kilogramów rocznie z jednego ula) – panuje dość powszechne przekonanie, że produkt skrystalizowany może być zafałszowany cukrem. Tymczasem krystalizacja miodu jest naturalnym procesem fizycznym i nie ma żadnego wpływu na jakość miodu. Najszybciej krystalizuje miód rzepakowy, najwolniej akacjowy i spadziowy. Wynika to z zawartości glukozy. Im jej więcej w wodnym roztworze, tym krystalizacja następuje szybciej. A ponieważ zawartość wody nie przekracza z reguły 20 proc., to tak stężony roztwór cukrów prostych musi skrystalizować. Straci on taką zdolność, gdy miód zostanie podgrzany do temperatury przekraczającej 40°C. Wtedy jednak jego substancje biologicznie czynne zostaną zniszczone.

– Jeśli więc miód krystalizuje, to jest to oznaka jego dobrej jakości i świadczy o tym, że nie był on wcześniej, przed rozlewem do słoików, ogrzewany do wysokich temperatur, które niszczą enzymy zawarte w tym produkcie – prostuje poznański uczony.

Przekonanie o tuczących właściwościach miodu też, jak się okazuje, jest mitem. To nic, że zawiera on w swoim składzie prawie 80 proc. cukrów. Badania wykazały tymczasem, że spożywanie do 100 g miodu dziennie przez 2 tygodnie powoduje niewielki spadek masy ciała, a także obniża w surowicy krwi poziom cholesterolu całkowitego, „złego” cholesterolu LDL i triglicerydów oraz, co ważne, podwyższa poziom „dobrego” cholesterolu HDL. Ten ostatni zapobiega rozwojowi miażdżycy i chroni przed nowotworami.

– Jeszcze inny mit dotyczy mleczka pszczelego, które połknięte ma jakoby rozkładać się w kwaśnym środowisku. Badania naukowe wykazały, że mleczko pszczele przyjmowane drogą pokarmową zachowuje wszystkie swoje właściwości biologiczne – uspokaja mój rozmówca.

Nie znaczy to jednak, że w przeciwieństwie do tradycyjnych leków, te pszczele nie wywołują skutków ubocznych. Wszystkie mogą bowiem powodować reakcje uczuleniowe. Z tym, że liczba ludzi, którzy nie tolerują produktów pszczelich nie jest duża i nie przekracza 3 proc. całej populacji. Nawet propolis, uważany za najczęściej uczulający, daje u ludzi zdrowych 1 proc. reakcji alergicznych. Za to skuteczność apiterapeutyków jest nieporównanie większa.

– Produkty pszczele powodują wyleczenie lub wyraźną poprawę u ponad 60 proc. chorych, a w wielu wypadkach wskaźnik ten jest jeszcze wyższy – przekonuje prof. Kędzia, zaznaczając, iż mówimy cały czas o tzw. suplementach, a nie o lekach. Żaden produkt pszczeli, nawet wysoce przetworzony, nie posiada bowiem takiego statusu. Z tego też względu ich stosowanie powinno się ograniczać do zapobiegania różnym chorobom albo jedynie do wspomagania terapii, np. w sytuacji, gdy leki syntetyczne nie przynoszą spodziewanego efektu.

– Produkty pszczele nie są więc ani lepsze, ani konkurencyjne, są po prostu lekami alternatywnymi. Wiele osób, niesłusznie, utożsamia je wciąż z medycyną ludową, tymczasem ich lecznicze właściwości znajdują potwierdzenie we współczesnych badaniach klinicznych – podkreśla prof. Kędzia z poznańskiego Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich.

Co więcej, badania te każą spojrzeć na współczesną apiterapię jako dziedzinę medycyny ściśle opartą na nauce. Inaczej przecież nie stosowano by jej na oddziałach chirurgicznych czy dermatologicznych. A tak dzieje się choćby w szpitalach w USA, Izraelu czy Nowej Zelandii. Miód służy tam do opatrywania ran, co znacznie przyspiesza ich gojenie. Niszczy bowiem drobnoustroje oporne dotąd na antybiotyki. W Japonii z kolei bardzo powszechne jest na oddziałach szpitalnych wykorzystywanie mleczka pszczelego do leczenia różnych chorób. I tylko w Polsce, królestwie pszczół, nie udało się dotąd opracować żadnej oryginalnej technologii otrzymywania preparatów opartych na produktach z pasieki. Wyprzedzają nas pod tym względem naukowcy z Rosji, Ukrainy, Rumunii, Bułgarii, Słowenii czy Szwecji. Tam apiterapii nie traktuje się już z przymrużeniem oka ani z kpiącym uśmiechem na ustach.

– Lekarze nie ufają tego rodzaju terapii, obawiając się konsekwencji nieudanego leczenia produktami pszczelimi. A przecież nie o to tu chodzi. Dobrze by było, gdyby stosowano je zapobiegawczo bądź jako wspomagające leczenie podstawowe chorób. Ale w przeświadczeniu lekarzy taka terapia jest niepotrzebna. Dominuje wśród nich nieuzasadnione przekonanie o wysokiej skuteczności leków syntetycznych w terapii niemal wszystkich chorób – z żalem podsumowuje prof. Kędzia.

Nic dziwnego zatem, że jeśli chodzi o przyszłość apiterapii za najważniejsze zadanie uznaje kontynuowanie badań, które udowodniłyby ponad wszelką wątpliwość efektywność leczenia produktami pszczelimi konkretnych dolegliwości. Dotyczy to także nowotworów. Z pewnością wzbogacenie terapii onkologicznej o preparaty zawierające produkty pszczele byłoby dużym osiągnięciem. I, nie przymierzając, pewnego rodzaju medyczną rewolucją. W końcu przekazywane z pokolenia na pokolenie babcine sposoby radzenia sobie z podupadającym zdrowiem weszłyby do oficjalnego obiegu, traktowane na równi z terapią konwencjonalną.