Komu po drodze z Erasmusem

Janina Słomińska


Ojciec Weroniki sporządził – na moją prośbę – zestawienie wydatków, jakie ponosi w związku z kilkumiesięcznym pobytem córki w Anglii. Dziewczyna pojechała na jeden semestr studiów licencjackich do uniwersytetu w Wolverhampton dzięki stypendium przyznanemu jej z programu Erasmus. Rodzice uzupełniają unijne uposażenie przesyłając córce co miesiąc 800 zł, które muszą starczyć na wyżywienie i kieszonkowe. Ponadto jednorazowo dopłacili 1800 zł do zakwaterowania w akademiku oraz wyłożyli równowartość kaucji za akademik (1200 zł – uczelnia zwraca kaucję po zakończeniu pobytu). Muszą sfinansować również podróż (bilet lotniczy w jedną stronę – 350 zł).

Dla wielodzietnej rodziny na dorobku to spore wydatki. Na szczęście z pomocą pospieszyła macierzysta uczelnia Weroniki – UMK w Toruniu – przyznając jej dodatkowe stypendium wartości 1000 zł.

Dopłaca nie tylko Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Studentom Uniwersytetu Technologiczno−Przyrodniczego w Bydgoszczy – jak wylicza dr hab. inż. Dariusz Boroński, prorektor ds. nauki – uczelnia stara się uzupełnić unijne stypendium własną dotacją w wysokości 50−60 proc. jego wartości.

Dr Ryszard Zamorski, prodziekan ds. dydaktycznych i studenckich Wydziału Rolniczego UTP (dodajmy – wydziału, który przoduje w tej uczelni w liczbie studentów−stypendystów Erasmusa), potwierdza: – Anglia i kraje skandynawskie są najdroższe, Niemcy, Francja – trochę tańsze. W miarę tanio wypada w Turcji, a najtaniej – w Polsce. Studentom z Zachodu u nas unijne stypendium starcza na godne życie, natomiast Polakom trudno egzystować za te same pieniądze w uczelniach Europy Zachodniej. I to jest prawdopodobnie główna przyczyna powściągliwości naszych słuchaczy w deklarowaniu wyjazdu za granicę.

Joanna Siołkowska, koordynatorka Erasmusa w UTP w Bydgoszczy, dodaje: – Z różnic w kosztach utrzymania między poszczególnymi krajami UE zdają sobie sprawę dysponenci unijnych stypendiów. Dlatego to uczelnie mogą zdecydować o wysokości stypendiów. Aktualnie stypendium miesięczne dla studentów zakwalifikowanych na studia zagraniczne w UTP np. do krajów skandynawskich wynosi 450 euro, do innych 350 euro.

W tym miejscu warto przypomnieć, że Erasmus (European Action Scheme for the Mobility of University Students) jako unijny program edukacyjny funkcjonuje ponad 20 lat. Polska uczestniczy w nim od 10 lat. Rezultaty nie zadowalają. Wprawdzie w ciągu 10 lat liczba corocznie wyjeżdżających studentów wzrosła prawie ośmiokrotnie z 1426 w roku 1998/99 do 11 219 w roku 2006/07, ale to tylko 0,5 proc. ogółu polskich studentów. Ambicją resortu nauki jest, aby tych wyjazdów było więcej i aby przynosiły lepszy pożytek.

Co komu się opłaca

Nie tylko koszty utrzymania za granicą hamują mobilność młodych Polaków w ramach Erasmusa.

– Ostatnio modne stało się – mówi prorektor Boroński, a potwierdza to Ryszard Zamorski – kolekcjonowanie kompetencji. Obserwujemy irracjonalny pęd młodzieży do studiowania równocześnie na co najmniej dwu kierunkach studiów bądź – po uzyskaniu tytułu zawodowego inżyniera – kontynuowania edukacji na studiach magisterskich, ale… w pokrewnej dziedzinie.

Trudno dwie sroki trzymać za ogon. Jeszcze trudniej chwycić trzecią. Niewielu to się udaje, choć zdarzają się i tacy wirtuozi, ale ten wyczyn okupują ciężką pracą. Ponadto…

– Każda uczelnia ma swoją specyfikę – przypomina Dariusz Boroński. – W każdej są kierunki, które nakładają mniej lub więcej obowiązków na studenta, a więc takie, na których w tok kształcenia da się łatwiej bądź trudniej wkomponować kilkumiesięczną nieobecność w uczelni. Na tych najbardziej czaso− i pracochłonnych kierunkach student kalkuluje: czy opłaca mi się wyjazd? Wynik tej kalkulacji jest często negatywny. Trzeba pamiętać, że w uczelniach technicznych, na ostatnim roku studiów inżynierskich, wielu słuchaczy pracuje. I nie chce tej pracy stracić, bo na urlop od pracodawcy nie może liczyć.

Dodajmy – sytuacja prawdopodobnie się zmieni, kiedy uczelnia otrzyma zezwolenie Komisji Europejskiej na wymianę studentów w ramach praktyk zawodowych. Zaliczenie praktyki w innowacyjnym przedsiębiorstwie na Zachodzie przemawia do wyobraźni polskich pracodawców. W 2009 r. Uniwersytet Technologiczno−Przyrodniczy wystąpił o rozszerzoną kartę Erasmusa. Jeśli wniosek w tym roku zostanie rozpatrzony pozytywnie, uczelnia wiele zyska.

Nie przyjeżdżają

Jeszcze skromniej aniżeli statystyka mobilności polskich studentów prezentuje się statystyka przyjazdu do Polski studentów zagranicznych. W ciągu ostatnich 10 lat studiowało ich w naszych uczelniach niewiele ponad 18 tys. To oznacza, że na jednego przyjeżdżającego do Polski studenta−obcokrajowca przypada 3 wyjeżdżających Polaków. Resort nauki i szkolnictwa wyższego zakłada, że te proporcje w najbliższych latach muszą się zmienić. Zwiększyć się winna nie tylko liczba wyjazdów młodych Polaków za granicę, ale także liczba studentów zagranicznych przyjeżdżających do Polski. W najbliższych 5 latach – o 200 proc.! Ale tu na drodze do sukcesu staje bariera… programów kształcenia.

– Na Zachodzie wiele uczelni – mówi dr hab. inż. Dariusz Boroński – wykazuje elastyczność w przystosowywaniu programu do potrzeb indywidualnych studenta. Student nie jest zobligowany rokiem ani kierunkiem studiów. Dobiera sobie zajęcia. W większości polskich uczelni z tym jest kłopot. Nauczanie odbywa się blokami i to w określonym porządku. W rezultacie – np. w mojej uczelni – trzeba by wprowadzić alternatywny tok studiów dla jednego czy dwu „erasmusowców” z zagranicy i do tego prowadzić je w języku angielskim.

– Dlatego przyjęliśmy zasadę – dodaje Joanna Siołkowska – że wysyłamy i prosimy o przysyłanie nam studentów ze starszych lat (z III roku studiów inżynierskich albo ze studiów magisterskich). Na tych latach dopiero pojawia się więcej przedmiotów „opcjonalnych”. Po prostu łatwiej przystosować semestr do wymogów indywidualnych studenta.

Przed podobnym problemem stają również uniwersytety tradycyjne. – W dydaktyce fizyki uniwersyteckiej – mówi prof. Leszek Meissner, koordynator Erasmusa na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK w Toruniu – nie ma zbyt wielu innowacji. Nauczanie odbywa się podobnie w całej Europie. Wyposażenie laboratoriów dydaktycznych we wszystkich uczelniach też jest mniej więcej takie samo. Co innego laboratoria badawcze, te, które mają na swoim wyposażeniu aparaturę wysokospecjalistyczną. Dlatego uważam, że program Erasmus na razie łatwiej byłoby realizować w Polsce na poziomie studiów doktoranckich i magisterskich, a nie licencjackich. Na tym poziomie można angażować studentów w projekty badawcze. A to jest zupełnie inna dydaktyka.

Taka dydaktyka, realizowana w tzw. laboratoriach otwartych, marzy się również prorektorowi UTP Dariuszowi Borońskiemu: – W uniwersytetach krajów skandynawskich zaprasza się studentów do prac badawczych. To się opłaca. Studenci pracują sumienniej aniżeli pracownicy etatowi, są kreatywni, pełni pomysłów i emocjonalnie zaangażowani. Oczywiście jest to droższe kształcenie od tradycyjnego, ale po zbilansowaniu zysków i strat jednak przeważają zyski.

Czy takie kształcenie podniosłoby atrakcyjność polskich uczelni?

– Wymiana w ramach Erasmusa stanowi margines działalności naszego Wydziału – mówi prof. Andrzej Kowalczyk, prodziekan Wydziału Fizyki UMK. – Ci najzdolniejsi i tak w trakcie pisania doktoratu lub po doktoracie obowiązkowo zaliczają staż zagraniczny. To jest warunek zatrudnienia na stanowisku adiunkta. Inni… Może by znaleźli się chętni do wyjazdu poza Toruń, ale ideą Erasmusa jest przecież wymiana między uczelniami. Do takiej wymiany trzeba co najmniej dwu zainteresowanych. Dla cudzoziemców Polska nie jest atrakcyjnym krajem do studiowania. A ponieważ cała Europa odczuwa deficyt studentów na kierunkach ścisłych i przyrodniczych, Skandynawowie, Anglicy czy Francuzi wolą studiować u siebie… Ostatnio pojawił się nowy interesujący partner programu Erasmus – Turcja. Chcemy tę szansę wykorzystać.

Turcja – kraj kandydujący do UE – uczestniczy w programie Erasmus od 2004 roku. Dr Ryszard Zamorski wrócił właśnie przed kilkoma tygodniami z tzw. seminarium kontaktowego, zorganizowanego przez turecką Narodową Agencję Erasmusa. – Jestem pełen podziwu dla sposobu działania Turków – mówi. – Polacy w Erasmusa „wchodzili” nieśmiało, Turcy wkraczają z impetem. Szybko zorganizowali sieć uczelni i dobrze je do programu przygotowali. Turcja chce zmienić obraz kraju w świadomości Europejczyków i ten zamiar jest czytelny na każdym kroku. Zapraszają do siebie całe grupy studentów i są gotowi wielu własnych słuchaczy wysyłać. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Na „moim” wydziale w tym roku studiuje 7 młodych Turków. W przyszłym roku akademickim do UTP powinno trafić z tego kraju nie mniej niż 16−18 osób.

Wstydliwy problem językowy

W wielojęzycznej Europie, aby studiować poza macierzystym krajem, trzeba znać angielski, francuski, niemiecki albo język lokalny. Dla polskich studentów to kolejna bariera ograniczająca mobilność. Dr Ryszard Zamorski określa tę barierę „subiektywną oceną własnych możliwości lingwistycznych” i nazywa „polskim kompleksem perfekcjonizmu”: – W szkole średniej latami wbijano nam do głowy: jeśli mówisz w języku obcym – mów bezbłędnie. Tymczasem zasada powinno być inna: nie wstydź się mówić. Każdy popełnia gafy.

Dobrą salą treningową do opanowania języka angielskiego są sale wykładowe i laboratoria. A właściwiej – byłyby, gdyby nie mizeria finansowa państwowych uniwersytetów.

– Trzeba stworzyć system zachęt – mówi prorektor Boroński – aby polskim nauczycielom akademickim opłacało się prowadzić zajęcia w grupach anglo−, niemiecko− i francuskojęzycznych.

Innego zdania jest prodziekan Zamorski: – Wynagrodzenie za pracę nauczyciela akademickiego realizuje się w systemie godzinowym. Zgodnie z tym każda aktywność wykraczająca poza etat powinna być opłacona. I płacimy – za zajęcia w języku obcym trzykrotność stawki godzinowej. Tymczasem znajomość języka obcego powinna być wpisana w umiejętności nauczyciela akademickiego i niepremiowana specjalnym honorarium. Tak się dzieje w uczelniach skandynawskich oraz w najlepszych uczelniach… tureckich.

Dla prof. Andrzeja Kowalczyka z UMK nie jest to takie oczywiste. – Jeśliby przyjąć, że nie płacimy ekstra stawek za wykłady i zajęcia prowadzone w języku obcym, musielibyśmy stworzyć równoległy do polskojęzycznego tok studiów. A nam brakuje pieniędzy na standardową dydaktykę. Ponadto… Nie możemy naszym studentom zaoferować zajęć po angielsku zamiast po polsku, bo mają prawo powiedzieć, że sobie tego nie życzą. To muszą być odrębne wykłady i ćwiczenia. Czy mielibyśmy chętnych do ich słuchania? Wątpię. Próbowaliśmy zainteresować studentów konwersatorium w języku angielskim. Przychodziło zaledwie kilka osób. Zrezygnowaliśmy. To nie miało sensu.

Toruńska fizyka ma inny pomysł na „otwarcie” studiów: – Chcielibyśmy tak zmienić strukturę studiów, aby jak najmniej studentów „wyciekało” nam po drodze od immatrykulacji po dyplom doktora. Nadto aby ludzie „z zewnątrz” mogli do nas dołączyć na każdym etapie edukacji. Aby tancerka, o ile ma wystarczające kompetencje, mogła studiować na III roku fizyki bez konieczności zaliczania pierwszego i drugiego roku. Aby absolwent studiów licencjackich humanistycznych mógł do nas dołączyć na studiach magisterskich, a psycholog swobodnie poczuł się w grupie doktorantów. To dotyczy również cudzoziemców. Na razie próbujemy dokonać takiego otwarcia na „obcych” poprzez dobór, drogą konkursu, doktorantów do zespołów badawczych. Mamy tę możliwość dzięki zdobyciu przez naszych młodych naukowców grantów badawczych znacznej wartości. Pozwalają na prowadzenie własnej polityki kadrowej.

Zamiast puenty

Ponad 80 proc. środków finansowych, które UE przeznacza na realizację programu Erasmus, „konsumują” studenci. 20 proc. Unia wydaje na dofinansowywanie wymiany pracowników dydaktycznych między uczelniami. Wyjazdy te, na ogół kilkudniowe, są dobrym sprawdzianem umiejętności lingwistycznych i dydaktycznych nauczycieli akademickich. I cieszą się coraz większym zainteresowaniem.

– Na bydgoskiej UTP – mówi Joanna Siołkowska – lista chętnych jest dłuższa aniżeli lista dofinansowań. W tym roku wysyłamy za granicę w ramach Erasmusa 38 nauczycieli akademickich. Tym samym ustanawiamy uczelniany rekord.

To optymistyczna informacja. Sygnalizuje nie tylko wzrost zainteresowania mało wdzięczną problematyką, jak skutecznie uczyć, ale i gotowość akceptowania zmian w relacjach między studentami a kadrą nauczającą w polskich uczelniach. Z paternalistycznego na partnerski. I to jest kolejny pożytek z procesu internacjonalizacji uczelni, którego skutecznym narzędziem jest Erasmus.