Do czego obrączka zobowiązuje ornitologa?
Od kilku lat, z racji zainteresowania ptakami, jeżdżę na obozy obrączkarskie. Dwukrotnie byłam nad zbiornikiem Siemianówka, pomagałam w pracach Grupy Kuling przy Ujściu Wisły, jednak najwięcej czasu spędziłam uczestnicząc w badaniach prowadzonych przez Uniwersytet Gdański. Akcja Bałtycka – taką nazwę ma sieć kilku obozów rozmieszczonych na wybrzeżu polskiego Bałtyku. Największym sentymentem darzę punkt Kopań, położony w pobliżu Darłówka. Ponieważ obrączkowanie jest dość inwazyjne dla ptaków, wzbudza wiele kontrowersji. W niniejszym artykule pozwolę sobie na przedstawienie pracy obozu obrączkarskiego, własnych doświadczeń z Akcji Bałtyckiej oraz refleksję na temat roli prowadzonych w ten sposób badań.
Wprawki sieciowe
Jest kwiecień, godzina piąta rano. Na punkcie Kopań Akcji Bałtyckiej powoli wschodzi słońce, barwiąc niebo zimnym pomarańczem. Pierwsze o świcie zwykle odzywają się rudziki. Następne są kosy, sikory i sójki. Wyjście na zimny świat spod dwóch śpiworów w namiocie nie przychodzi łatwo. Pora na pierwszy obchód, czyli kontrole sieci rozstawionych na ptaki. Zabieram kilkanaście płóciennych worków i ruszam sprawdzić, jakie gatunki tym razem nie były wystarczająco ostrożne i wpadły w pułapkę. Zwykle najwięcej ptaków przynosi się z dwóch pierwszych obchodów, kiedy kończą wędrówkę nocne migranty, a zaczynają dzienne. W sieci dostrzegam ptaka z rodzaju Phylloscopus. Delikatnie podnoszę go z fragmentem siatki od strony, w którą wpadł. Trzymając za korpus i skrzydełka, warto spróbować rozplątać najpierw nóżki. Często ptaki ściskają pazurami nitki, które mają napięte na całym ciele i utrudniają wyswobodzenie tułowia w pierwszej kolejności. Gdy rozluźniają ten uścisk, można swobodniej wyplątać ogon oraz po kolei każde skrzydło. Rozplątywanie główki zostawia się na koniec. Jednym ruchem można chwycić wszystkie nitki z tyłu szyi i pociągnąć do przodu, uważając przy tym na oczy. Czasem ptaki plączą sobie język – szczególnie drozdy lub dzięcioły. Kiedy ptak jest już „wyzwolony”, wystarczy spojrzeć na brzegi lotek (piór na skrzydłach), by sprawdzić, które mają emarginację – czyli wcięcie i zwężenie krawędzi w okolicach szczytu. W tym wypadku są to lotki od pierwszej do szóstej – czyli w sieć zaplątał się pierwiosnek. Gdyby emarginacja kończyła się na wcześniejszej – byłby to piecuszek. Najlepiej, jeśli do jednego woreczka trafia jeden ptak, ale kiedy łapie się więcej – w ostateczności można schować 2−3 ptaki tego samego gatunku obok siebie.
Dla początkujących załogantów, nauka wyciągania ptaków z sieci należy do najtrudniejszych. Nylonowe sieci są mocne, a ptak, przy którym trzeba manewrować, to delikatne stworzenie. Jest kilka gatunków, które wyciąga się dość specyficznie. Modraszki słyną z tego, że boleśnie dziobią w rękę, drozdy wrzeszczą jak obdzierane ze skóry, dzięcioły „bębnią” dziobem w co popadnie, a sowy mają niepohamowane instynkty i szpony, których nie da się zapomnieć. Ptakiem słynącym z „jagodowych” i obfitych odchodów jest kapturka (pokrzewka czarnołbista). Jedynym zwierzęciem wyciąganym z sieci, przy którym nigdy nie obyłam się bez ran, jest sójka. Kilka gatunków ptaków jest szczególnie wrażliwych na procedury obrączkarskie. Jak najszybciej należy wypuszczać na wolność gile, pełzacze i kuliki. W obozie ptak może przebywać do dwóch godzin od wyjęcia z siatki.
Opatrzeni w przepierzeniu
Na kwietniowym obchodzie o szóstej jest dwanaście ptaków. Po powrocie do obozu worki trafiają na gwoździki przy stoliku obrączkarza. Kierownik siada na honorowym krześle, a ktoś inny zapisuje pomiary w specjalnym zeszycie. Pierwsze są rudziki. Schemat jest stały: zaobrączkowanie, oznaczenie gatunku, płci i wieku (jeśli to możliwe), formuła skrzydłowa (na podstawie odległości wierzchołków lotek przy złożonym skrzydle), długość skrzydła, ogona i masa ptaka. Dorosły rudzik ma ceglastą pierś, młody często pozostałość pstrokatego, żółtawego plamkowania z okresu bycia podlotem. U większości wróblaków wiek można określić sprawdzając kontrasty na skrzydle, zazwyczaj na dużych pokrywach. Kontrast to różnice między piórami juwenilnymi a dorosłymi – różna barwa, jej natężenie, inne prążkowanie lub różnice w kształcie.
Pierwszy rudzik z obchodu ma kontrast w dużych pokrywach – dwie wewnętrzne są świeżo przepierzone i odrębne od reszty – mają bardziej nasycony kolor niż pozostałe, juwenilne. Ogólną zasadą jest to, że dorosłe ptaki na ogół przechodzą całkowite pierzenie i dlatego nie mają już juwenilnych piór – na próżno szukać u nich kontrastów. Typowe pierzenie postjuwenilne obejmuje pióra okrywowe na ciele, małe i średnie pokrywy na skrzydłach, część sterówek, część skrzydełka, kilka dużych pokryw. Młode nie wymieniają lotek. Ponieważ ptaki są żywymi zwierzętami, każdy ma inną historię – także dotyczącą pierzenia. Dlatego warto oznaczać ich wiek biorąc pod uwagę kilka cech – młode mają ostre sterówki i zaostrzone końcówki lotek, czasem na ogonie widać pręgę stresową – jaśniejszą linię wywołaną chwilowym niedoborem pokarmu podczas pobytu w gnieździe. Bywają sytuacje, w których wieku lepiej nie oznaczać – np. u raniuszka zarówno młode, jak i dorosłe ptaki przechodzą całkowite pierzenie. Można ewentualnie obejrzeć stopień skostnienia czaszki, ale z tym może być różnie i lepiej pozostawić tę cechę znawcom.
Kolejne ptaki: bogatki, modraszki, pierwiosnek – pierzą się w taki sam sposób jak rudzik. U sikor jest możliwe oznaczenie również płci – np. samiec bogatki ma bardzo szeroki, czarny pas na żółtej piersi, mocno rozszerzający się na podbrzuszu. Z kolei samica ma znacznie węższy „krawat”. Ostatni z obchodu jest strzyżyk – obok mysikrólika i zniczka jeden z najmniejszych w Polsce. Również młody – widać piękny kontrast dużych pokryw: trzy wewnętrzne, przepierzone („dorosłe”) mają białe plamki przy koniuszkach, a pozostałe są jeszcze z szaty juwenilnej. W roku urodzenia ptak dostaje wiek „1”, w drugim roku życia „2” itd. Są także mniej dokładne miary dla ptaków dorosłych, ponieważ nie zawsze udaje się oznaczyć wiek precyzyjnie – wtedy stosuje się „po 1” – kiedy ptak jest co najmniej w drugim roku życia, „po 2” kiedy ma bardziej starte pióra itd. Umiejętności oznaczania wieku nabywa się po kilku latach „opatrzenia”.
Test na orientację
Wiosenne przeloty przebiegają intensywnie, obchody są raz na godzinę, aż do zmroku. Jest też kilka nocnych do tzw. drapolówek (sieci o szerokich okach, przeznaczonych na ptaki szponiaste), w które mogą łapać się sowy.
Poza wyciąganiem ptaków na Akcji Bałtyckiej wykonuje się również testy na orientację. Służą do tego druciane „bębny” – w kształcie koła, z siateczkowym wieczkiem i bez dna, na które napina się przezroczystą folię. Na specjalnych stanowiskach z zaznaczonym kierunkiem północnym umieszcza się ptaka pod „bębenkiem” na 10 minut. Uderzenia dzioba o folię, które potem liczymy, pozwalają sprawdzić, w jakim kierunku ptak porusza się na tym etapie wędrówki.
Testy orientacyjne budzą wiele emocji wśród naukowców. Główny zarzut do tej metody polega na tym, iż nie wiadomo, czy ma się do czynienia z ptakiem osiadłym, czy podejmującym wędrówkę. Bardzo wiele zależy też od lokalnych warunków – wystarczy, że słońce mocniej zaświeci i ptaki szybciej dziobią w folię. Każde stworzenie ma indywidualne predyspozycje, więc trzeba pamiętać o uwarunkowaniach socjobiologicznych. Wnioski na temat strategii wędrówki poszczególnych gatunków są obarczone pewnym błędem.
Ptaków jest średnio kilka – kilkanaście z każdego wyjścia. Niestety, zdarza się przykra interwencja. W „drapolówkę” łapie się droździk – dwie sąsiednie półki siatki utworzyły gęsty supeł wokół kończyny. Trzeba użyć nożyczek, gdyż po 20 minutach prób wyplątywania ptak słabnie w oczach. Po rozcięciu sieci wychodzi na jaw, dlaczego kończyna była nienaturalnie ułożona – jest złamana. Po chwili zrezygnowana patrzę, jak kierownik przecina nogę ptaka powyżej złamania i zasypuje ranę środkiem odkażającym. Zwierzęta bez jednej nogi przeżywają – czasem nawet łapią się w sieci. Po zaobrączkowaniu, wymęczony drozd odlatuje bez pomiarów. Nie wygląda źle – mam nadzieję, że sobie poradzi. Nie potrafię być obojętna – rzadko zdarzają się tak groźne wypadki, ale każdy sprawia, że zastanawiam się nad sensem obrączkarstwa. Jeżeli otrzymuje się możliwość zakładania obrączek żywym organizmom, zobowiązuje przede wszystkim ornitologów – musimy dbać o bezpieczeństwo ptaków.
Podczas jednego z pozmrocznych obchodów wyjmuję z sieci sikorę ubogą. Ponieważ jest ciemno, pracuję przy świetle czołówki. Po zaobrączkowaniu ptak trafia do worka, zawieszonego w namiocie kuchennym do rana. To dzienny migrant, więc gdyby podjął wędrówkę zaraz po zaobrączkowaniu, mógłby sobie nie poradzić, a odpoczynek na pewno mu się przyda. W podobnych sytuacjach ptaki wyjątkowo mogą przebywać w obozie dłużej niż dwie godziny.
O drugiej nad ranem kontroluję „drapolówki”. Wiosną łapie się mniej sów niż jesienią, ale ku swojej radości dostrzegam płomykówkę. Nie są to łatwe do wyciągania ptaki ze względu na niebezpieczne szpony. Ostrożnie rozplątuję je w pierwszej kolejności i przykrywam osobnym workiem. Dopiero potem wyplątuję ogon i skrzydła ptaka. Po powrocie do obozu budzę kierownika i czekam przy stoliku, żeby pomóc w zaobrączkowaniu.
Oznaczanie wieku sów jest bardziej skomplikowane niż u wróblaków. Trzeba obejrzeć rozłożone skrzydło i policzyć generacje lotek – różniące się między sobą wyglądem. Juwenilne zwykle mają gęstsze prążkowanie i są zaostrzone na wierzchołkach. Trudność polega na tym, że czasem sowy przerywają lub zawieszają pierzenie – wtedy trudno precyzyjnie określić wiek i trzeba użyć określenia „po 1”, „po 2” itd.
Akurat ta płomykówka jest ptakiem młodym, bez kontrastów, więc nie ma większych problemów. Po pomiarach zabieram moją „zdobycz” z powrotem na pola i wypuszczam na wolność. To zapewne okoliczny ptak – ale jeżeli zechce kiedyś wyruszyć na wędrówkę i ktoś odczyta numer na założonej blaszce, może wniesie coś nowego do wiedzy na temat przelotów sów.
Urok obrączki
Wyniki wieloletnich badań prowadzonych w ramach Akcji Bałtyckiej stanowią ogromny wkład w naukę o wędrówkach ptaków. Z jednej strony dają pogląd, jakie gatunki i w jakiej liczbie pojawiają się na polskim wybrzeżu, a z drugiej – obrączki odczytywane prawie na całym świecie oznaczają mnóstwo cennych wiadomości powrotnych, dzięki którym można wyznaczyć szlak wędrówki. Wątpliwości wzbudza tylko fakt zwijania sieci lub ich nierozkładania w sytuacjach niedoboru załogi albo wyjątkowo obfitych przelotów. Jest to mądra decyzja z uwagi na bezpieczeństwo ptaków. Jeżeli jednak wyniki służą do wyznaczania dynamiki przelotu poszczególnych gatunków – czyli zróżnicowania wędrówki na przestrzeni lat – trzeba uwzględnić, że podczas badań nie zawsze panują jednakowe warunki. Raporty z działalności obozów obrączkarskich pokazują, że chwytają się na nich skrajnie rzadkie w Polsce gatunki – jak świstunka złotawa, modraczek czy wireonek, co stanowi cenny wkład w krajową awifaunę.
Główne kontrowersje wokół obrączkarstwa powstają w związku ze stresem i śmiercią ptaków. Stanowią one niewielki procent wszystkich chwytanych, ale w przyrodzie nie ma rzeczy nieważnych. Ze swojego punktu widzenia mogę jednak przyznać, że obcowanie z ptakami wiele mnie nauczyło. Nie da się uczyć biologii inaczej niż poprzez kontakt bezpośredni z żywym zwierzęciem. Obozy i wiedza o przyrodzie są jednak dostępne dla ludzi z odpowiednią motywacją, którzy znają swoje ograniczenia i chcą postępować mądrze.
Aktualnie prowadzę własne badania do doktoratu, a obrączka jest jednym z moich narzędzi. Dzięki niej wiem, które ptaki są osiadłe na mojej powierzchni, a które wędrowne. Nie miałabym takiej okazji, gdyby nie udział w pracach Akcji Bałtyckiej. Obrączkowanie nie tylko pozwala mi pogłębiać pasję ornitologiczną, ale mogę również pomarzyć, że m.in. dzięki tej metodzie zrobię kiedyś dla ptaków coś dobrego. Ostrożne postępowanie w trudnych sytuacjach oraz dbanie o bezpieczeństwo ptaków – do tego właśnie obrączka zobowiązuje ornitologa.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.