Taśmy prawdy

Marcin Chałupka


Czy student może, do celów dowodowych, skrycie nagrać kiepski wykład, pozaprawne reakcje dziekana na studenckie podanie czy niewłaściwe potraktowanie go w dziekanacie? Czy warto takie możliwości zwalczać, jak w średniowieczu zwalczano kuszę, przez którą tarcza, miecz i zbroja nie gwarantowały już rycerzowi „słusznej” przewagi nad „zwykłym chłopem”?

Ukryte nagrania przestały już być jedynie zmorą gwiazd tropionych przez paparazzich. Postęp i powszechność technologii cyfrowych oraz swoista „promocja” w mediach (redaktor Michnik nagrywa p. Rywina, a potem m.in. minister Ziobro pokazuje „gwóźdź”) sprawiają, że dziś każdy może dysponować i spróbować ukrytego nagrywania słów i zdarzeń. Zwłaszcza tych istotnych procesowo. Także w uczelniach.

Co jakiś czas pojawiają się publikacje sugerujące nieprzydatność takiego środka dowodowego, opierając się na nieetyczności czy wręcz „bezprawności” takiej metody pozyskania dowodu (Dowód z nagrania telefonem komórkowym, Kancelaria Radcy Prawnego Marcin Wojewódka 9 stycznia 2010 r. http://www.rp.pl/artykul/212825,417002_Dowod_z_nagrania_telefonem_komorkowym.html). Wydaje się jednak, że desperatowi, pozbawionemu innych możliwości dowiedzenia swych racji, wyda się ona relatywnie prostym i skutecznym narzędziem ich obrony. A w takiej właśnie „desperackiej” sytuacji – wedle raportów rzecznika praw studenta – znajduje się często student w polskiej uczelni. Być może równie często jego poczuciu skrzywdzenia dorównuje jedynie nieumiejętność analizy swej sytuacji w kategoriach prawnie relewantnych, w szczególności w zakresie „przekładania wiedzy operacyjnej na procesową”, innymi słowy: tego, „jak zdaniem studenta było” na to, „co z tego student potrafi udowodnić”.

Egzamin „na szpiega”?

„W sytuacji narastającej fali skarg od studentów podejrzewających, że ich ocena na egzaminie to wynik bardziej potrzeb finansowych uczelni, a mniej ich wiedzy oraz częstej fikcyjności tzw. egzaminów komisyjnych (…) rejestrowanie przebiegu egzaminu stanowić może dla studenta jedyny dowód jego faktycznego przebiegu” – czytamy w piśmie z 4 stycznia 2008 od przewodniczącego Parlamentu Studentów RP do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Przewodniczący nawiązał tym samym do pytania, jakie zadał MNiSW na początku 2007 r., tj. „czy i ewentualnie na jakiej podstawie prawnej a) władze uczelni/wydziału mogą zabronić studentowi nagrywania egzaminu ustnego za pomocą sprzętu audio, b) student nie może dokonać takiego nagrania bez wiedzy i zgody tych władz lub komisji egzaminacyjnej/egzaminatora?” W odpowiedzi MNiSW wskazało, że „Prawo o szkolnictwie wyższym nie reguluje możliwości nagrywania przez studentów egzaminów ustnych, wskazało, że rozstrzygnięcie wszelkich kwestii należy do kompetencji autonomicznych władz uczelni” oraz wyraziło wiarę w obiektywizm egzaminów komisyjnych i rolę obserwatorów, sugerując, że to rozwiązanie powinny zawierać regulaminy studiów.

Temat podchwyciły ogólnopolskie media: „Nagranie miałoby pomagać w rozstrzygnięciu przed komisją odwoławczą, czy ktoś nie zdał z powodu nieprzygotowania, czy też było to zamierzonym celem odpytującego, by jak najwięcej osób powtarzało odpłatnie semestr lub podchodziło do odpłatnych egzaminów poprawkowych” – napisała red. R. Czeladko w „Rzeczpospolitej”, przywołując argument, że „odpytywanie (…) przez profesorów mogłoby być rejestrowane tak samo, jak egzaminy na prawo jazdy”.

Rozprawa kontrolowana, rozprawa kontrolowana…

Nie jest to jednak jedyny obszar, gdzie nagrywanie ma poprawić szanse studenta w starciu z uczelnią. Pismem z 27 listopada 2008 ówczesny przewodniczący PSRP zwrócił się do MNiSW o wprowadzenie, niezależnej od potrzebnej dziś zgody komisji, możliwości nagrywania przez obwinionych rozpraw dyscyplinarnych. „W sytuacjach kontrowersyjnych – jak uzasadniał swój wniosek – obwiniony takiej zgody może nie otrzymać, a pozbawiony realnego wpływu na treść protokołu może utracić szanse na weryfikację przebiegu rozprawy w dalszych etapach postępowania”. W odpowiedzi MNiSW zadeklarowało, że „przedstawione propozycje zmian do rozporządzenia zostaną rozważone podczas prac nad jego nowelizacją”.

Oczywiście wielu profesorów jest zbulwersowanych takim „nieetosowym” podejściem studenta do relacji z uczelnią, sugerując że „za taki numer” dyscyplinarka to mało. Pamiętajmy jednak, że według prawa powszechnie obowiązującego (więc poza uczelnianym postępowaniem dyscyplinarnym) penalizowany może się okazać dopiero niewłaściwy użytek czyniony z ukrytego nagrania informacji przeznaczonej dla (kierowanej do) nagrywającego, (np. ośmieszenie nagranego bez jakiejkolwiek realizacji interesu prawnie chronionego) albo pozyskanie (nagranie) informacji nieprzeznaczonej dla nagrywającego. Sam fakt ukrytego nagrania można oczywiście uznać za „czyn uchybiający godności studenta”, ale jeśli wykładowca profesor „sugeruje” studentowi, że „podskakując” z pytaniami o jakość wykładu utrudnia sobie zdanie egzaminu, albo gdy w dziekanacie wprowadza się studenta w błąd, by wykorzystać jego nieznajomość procedur i „skasować za następny” semestr (np. doradzając wniosek o ponowny wpis mimo braku i podstaw do skreślenia), to czy można mieć pretensje do studenta, że – nie mając innych możliwości dowodowych – sięga po „kuszę”, podnosząc ją przeciw „nierycersko” postępującej „arystokracji akademickiej”?

Problem nie tylko w uczelniach

Oczekiwanie, iż ukryte czy jawne nagranie rozwiąże problem dowodów lub wzmocni ochronę praw strony proceduralnie (procesowo) słabszej, bywa coraz częściej artykułowane, głównie poza uczelniami. „Podstawą poprawnego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości jest, naszym zdaniem, prawo strony do domagania się nagrywania rozprawy przez sąd. Nie może być mowy o uznaniowości w tej materii. Nagrywanie dyscyplinuje sędziów, prokuratorów, adwokatów i strony procesowe. Wszystko można sprawdzić. To żaden koszt, potrzebny jest jedynie magnetofon cyfrowy” – napisał do „Rzeczpospolitej”, ale też do Ministerstwa Sprawiedliwości, Jerzy Jachnik, prezes Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu (za http://www.rp.pl/artykul/128614.html).

Zdaniem innego publicysty, mec. Aleksandra Woźnickiego (http:// www.rp.pl/artykul/120557.html), do sytuacji ukrytego nagrania rozmowy z urzędnikiem nie może „mieć zastosowania art. 267 kodeksu karnego, który przewiduje sankcję m.in. za naruszenie tajemnicy komunikowania się, ale osób trzecich. W omawianym przypadku mamy do czynienia z nagraniem rozmowy, której byliśmy uczestnikami, a tym samym jesteśmy osobami uprawnionymi do otrzymania informacji w niej ujawnionych. (…) Sąd ocenia, czy dobro chronione z wykorzystaniem tajnego nagrania jest na tyle istotne, aby można było poświęcić konstytucyjne prawo do tajemnicy komunikowania się oraz do prywatności”.

Uwaga: trwa nagranie!

Wydaje się więc, że tak jak niepodobna było zatrzymać wpływu wynalazku maszyny parowej na zmianę organizacji pracy, tak trudno liczyć, że powszechność technologii cyfrowej nie zrewolucjonizuje „kwestii dowodowej”. Czy uczelnie powinny więc ogłosić, że za jakiekolwiek ukryte nagrywanie przez studentów wykładowcy czy „pani z dziekanatu” będzie od razu „dyscyplinarka”, bez względu na nagraną treść lub czyniony z niej użytek? Może nawet zakazać „studenckiemu pospólstwu” wnoszenia na (potencjalnie nieciekawe lub niekompetentnie prowadzone) zajęcia czy rozmowy do dziekanatu telefonów (każda komórka może mieć opcję nagrywania)?

Zakazać, tępić w zarodku – zakrzyknie wielu – toż w średniowieczu zakazywano posiadania kuszy, którą byle łachmyta mógł strącić z wierzchowca zakutego w cenną zbroję przedstawiciela ówczesnej klasy panującej. Lecz to nadal nie da pewności, że któregoś dnia ukryte nagranie nie tylko nie pojawi się w materiale dowodowym sprawy o zwrot czesnego za nienależytej jakości zajęcia, ale nawet na popularnym portalu, „dla ostrzeżenia innych studentów”.

Czy może więc wprowadzić bramki wykrywające, rewizje? A może pogodzić się z tym, że żyjemy w erze „Wielkiego Brata”, który sprawia, iż także w uczelniach musimy bardziej uważać. Może wystarczy jedynie niekiedy więcej od siebie wymagać, tak by studenci nie musieli tych wymagań egzekwować dowodami z nagrań naszych potknięć.

Marcin Chałupka, ekspert prawa szkolnictwa wyższego, www.chalupka.pl