Studenci i HIV

Marek Misiak


W poprzednim tekście poruszyłem poważne problemy, które wśród polskich studentów są obecne, a które władze uczelni wciąż często ignorują – nadużywania alkoholu, zażywania narkotyków, niewłaściwego odżywiania się (i wynikającej z tego nadwagi) oraz nieradzenia sobie ze stresem (i wynikających z tego stanów depresyjnych oraz zaburzeń snu). Nie jest moim celem kreowanie apokaliptycznej wizji studenckiej braci zżeranej przez wszystkie możliwe plagi współczesności. Chcę jedynie wskazać, iż problemy te są obecne również wśród żaków i władze uczelni mogą albo same podejmować różne działania, albo wspierać inicjatywy studentów, gdy ci pojawią się u drzwi z sensownym projektem. Kolejnym takim problemem są zakażenia wirusem HIV.

W Polsce liczba osób zakażonych wirusem HIV jest niewielka – od 1985 roku stwierdzono 12 068 zakażeń, co oznacza, że z tym wirusem żyje 0,032 proc. ludności naszego kraju, z czego 20 proc. nie ma pojęcia o swoim zakażeniu (szacunki prof. Krzysztofa Niemca, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, mówią o 50 proc. nieświadomych). W Rosji może to być nawet 2 proc. społeczeństwa (czyli 2800 tys. ludzi). Nieco tylko niższy jest odsetek zarażonych na Ukrainie i Białorusi.

Liczba studentów zakażonych HIV w Polsce rośnie, w przeciwieństwie do innych grup społecznych, gdzie doszło do ustabilizowania się liczby rejestrowanych zakażeń. Niestety – jak to zwykle bywa w naszym kraju – dysponujemy tylko bardzo fragmentarycznymi informacjami. Zgodnie z danymi Krajowego Biura ds. AIDS, w 2006 roku aż 25 proc. zgłaszających się na testy obecności wirusa HIV stanowili studenci (a jeszcze 5 lat temu była to co 7−8 osoba). Ponad połowa nowych zarażeń HIV zdarza się wśród osób w wieku studenckim. Co druga zarażona osoba nie ukończyła 29. roku życia i ma nie mniej niż 20 lat. Oznacza to, że rocznie u około 200−300 studentów wykrywa się wirusa HIV. To osoby, u których potwierdzono badaniami laboratoryjnymi zakażenie. Nie wszyscy są jednak świadomi występującego w ich życiu ryzyka i nie wykonują badań. Dlatego epidemiolodzy szacują, że osób zakażonych jest więcej. Dane mówią nawet o 40 tys. osób w całej Polsce, które są zarażone, ale nie zdają sobie z tego sprawy. Symptomatyczna jest obserwacja znanego seksuologa z UW prof. Zbigniewa Izdebskiego. W wywiadzie sprzed roku dla miesięcznika studenckiego „Dlaczego?” powiedział on, że jeszcze 5 lat temu po zajęciach z seksuologii w warszawskiej AM dotyczących dróg zakażeń HIV zgłaszało się do niego kilka osób w ciągu miesiąca z informacją, że są nosicielami. Ostatnio takich osób zgłasza się kilkanaście w ciągu dwóch tygodni.

Nieświadomość i stereotypy

Pojawiają się tu cztery powody konieczności prowadzenia wśród studentów działań edukacyjnych na temat zakażeń HIV. Po pierwsze, wirus HIV niejako zadomowił się w świadomości społecznej w Polsce. Praktycznie każdy student wie, że można się nim zarazić przez kontakt seksualny i niewysterylizowane igły oraz poprzez transfuzję krwi. Wie też, że liczba zakażonych jest w Polsce znikoma. To usypia czujność – choć liczebność zgłaszających się na badania studentów wzrosła, znakomita większość z nich w ogóle nie przewiduje możliwości, że oni również mogą się zakazić. Wielu nie zdaje sobie sprawy, że jeden przypadkowy kontakt seksualny (np. na imprezie) może później przenieść chorobę na stałego partnera. Wiele osób jest przekonanych, że zakażenie HIV grozi wyłącznie osobom prowadzącym bardzo bujne życie erotyczne, a wyniki cząstkowych badań pokazują, że polscy studenci nie są przesadnie rozwiąźli (40 proc. studentek wrocławskich uczelni jest jeszcze przed inicjacją erotyczną, a przynajmniej tak deklarują). Wciąż wśród studentów silnie obecny jest też pogląd, że HIV to problem narkomanów i homoseksualistów (tymczasem od 2001 roku 65 proc. zakażeń jest wynikiem kontaktów heteroseksualnych).

Drugi powód, dla którego warto zadbać o działania edukacyjne, brzmi bardzo pompatycznie, a zarazem banalnie – chodzi tu po prostu o ludzkie życie. Zakażenie HIV, prędzej czy później, oznacza zachorowanie na AIDS i śmierć. Każde zakażenie jest ludzką tragedią. Działania edukacyjne niekoniecznie muszą być kosztowne, a warto, by wśród studentów wzrosła świadomość zagrożenia. Jak pisałem wcześniej, zadaniem uczelni nie jest wyłącznie edukować młodego człowieka. Nie wolno zrzucać z siebie odpowiedzialności za wychowanie studentów. Niedawno skończyłem studia i mogę powiedzieć, że nie mam nic przeciwko wychowywaniu mnie poprzez dobrowolne działania edukacyjne. Nie narusza to w żaden sposób mojej godności osobistej ani dumy, a mogę odnieść z tego dużą korzyść.

Trzecim powodem są wciąż obecne – również wśród studentów – stereotypy na temat zakażeń HIV. Powoduje to, że niektóre zachowania ryzykowne nie są postrzegane jako wystawianie się „na strzał”, natomiast osoby zakażone są izolowane towarzysko, choć możliwość zakażenia się podczas utrzymywania nawet bliskich kontaktów przyjacielskich jest zerowa. Przed wakacjami ankietę na temat poziomu wiedzy o HIV/AIDS przeprowadzono wśród studentów Uniwersytetu Warmińsko−Mazurskiego w Olsztynie. 14,5 proc. przyznało się do całkowitej niewiedzy na ten temat. Zaledwie 8 proc. ankietowanych rozmawiało o HIV z osobami dysponującymi fachową wiedzą. Większość z nich wiedzę czerpie od znajomych (30,8 proc.). Znajomi najwyraźniej nie są zbyt wyedukowani, bo wielu badanych było przekonanych, że wirusem HIV można się zarazić przez trzymanie się za rękę, przytulanie, a nawet, gdy ukąsi komar. Z kolei z ubiegłorocznych badań Mazowieckiego Centrum Zdrowia Publicznego wynika, że co piąty warszawski student jest przekonany, iż można zarazić się jedząc z tego samego talerza.

Powodem czwartym jest potencjalne zagrożenie wzrostem liczby zakażeń z uwagi na poważną sytuację pod tym względem na Ukrainie i Białorusi, i katastrofalną na terenie Federacji Rosyjskiej (nie bez powodu wyższy od przeciętnej poziom zakażeń notuje się w województwie warmińsko−mazurskim). Relatywnie mała liczba zakażeń w Polsce może działać uspokajająco – niesłusznie. Szczególnie powinny mieć to na uwadze władze uczelni na wschodzie kraju i przy granicy z obwodem kaliningradzkim.

To ma sens

Pewne zjawiska wskazują, że ilość zakażeń wśród studentów może nadal rosnąć. Polscy studenci nie prowadzą na ogół zbyt bujnego życia erotycznego, są jednak tacy, których sposób życia jest wybitnie ryzykowny – i jest ich, niestety, coraz więcej. Częstotliwość zachowań ryzykownych wzrasta zwłaszcza podczas przebywania na wymianach międzynarodowych, gdzie w całkowicie obcym środowisku niektóre osoby decydują się na to, czego nigdy nie zrobiłyby w Polsce. Są to pojedyncze osoby, ale właśnie one mają „szansę” przywieźć do Polski coś więcej niż wiedzę. Rośnie też liczba studentów płci obojga zarabiających na naukę… własnym ciałem. Rzecz jasna, dbają oni o zabezpieczenia, ale przy wielu partnerach ryzyko zawsze jest duże. Również osoby jeszcze niestudiujące, a parające się prostytucją, coraz częściej deklarują, że chcą w ten sposób odłożyć na studia. Zachowania ryzykowne są rzadkie, ale nie wyjątkowe – w cytowanym już badaniu przeprowadzonym w UWM 16,6 proc. ankietowanych zadeklarowało, że często zmienia partnerów seksualnych, a 5,8 proc. – że stosowało lub stosuje narkotyki drogą dożylną.

Większość polskich studentów jest najwyraźniej przekonana, że problem HIV po prostu ich nie dotyczy. Tylko 13 proc. badanych olsztyńskich żaków rozmawiało z partnerem seksualnym na temat ewentualnego ryzyka, a jedynie 12 proc. (i to jest szczególnie niebezpieczne) pytało partnera o przeszłość seksualną. 5 proc. zadeklarowało, że wraz z partnerem badali się przed pierwszym kontaktem seksualnym. Z kolei z badań Mirosława i Pawła Kowalskich, przeprowadzonych w 2003 wśród studentów starszych lat Uniwersytetu Zielonogórskiego, wynika, że głównym źródłem informacji na temat HIV/AIDS dla ponad 80 proc. badanych są media, które przedstawiają te zagadnienia nierzadko w sensacyjnym tonie, podsycając strach, a nie przekazując rzetelnej wiedzy (vide sprawa Simona Molla). Jedynie 56 proc. ankietowanych uważało prostytucję za sprzyjającą zakażeniu HIV. Natomiast 32 proc. uważa za sytuację grożącą zakażeniem oddawanie krwi. Nie ma to poparcia w faktach, a szerzenie takich pogłosek grozi spadkiem liczby osób oddających krew do celów leczniczych.

Wśród polskich studentów nie szerzy się obecnie żadna inna śmiertelna choroba, nie ma więc powodu, by pytać, dlaczego akurat HIV ma być przedmiotem zainteresowania NGO, organizacji studenckich i władz uczelni. Nikt nie uchroni studentów przed wszystkimi możliwymi zagrożeniami, ale akurat w wypadku HIV/AIDS można za pomocą konkretnych działań osiągnąć konkretne rezultaty i uchronić wielu ludzi. Akcje profilaktyczne nie polegają na ingerowaniu w życie intymne żaków. Nikt nie będzie tłumaczył studentom, że są niemoralni, a seks jest zły i nie dla dzieci. Chodzi o wskazanie, że tą sferą życia można się bez problemów cieszyć, byle odpowiedzialnie. Jeśli studenci wiedzę o HIV będą czerpać głównie z mediów i od znajomych, liczba zakażeń wśród nich będzie nadal rosnąć – może powoli, ale systematycznie.

Działania, o których mówię, już się rozpoczęły. Przed wakacjami w kilku uczelniach w Polsce odbyła się akcja informacyjna Niechciane podarunki, będąca kolejnym elementem kampanii ryzyKOchania. Akcja obejmowała spotkania, dystrybucję gadżetów, konkursy plastyczne, ale również możliwość szybkiego i bezpłatnego zrobienia testów na obecność wirusa HIV. Podobne akcje – choć w mniejszej skali – inicjowały lokalne organizacje studenckie, np. w Uniwersytecie Śląskim. Akcje te są dowodem na to, że jest sens i da się, nawet niewielkimi środkami. Studenci wspólnie z władzami uczelni są w stanie uchronić wiele osób przed zakażeniem. Poparcie takich akcji ze strony szkół wyższych jest testem na ich wrażliwość na dobro studentów.