Skrzydła przeciw skrzydłom

Piotr Kieraciński


Mamy problem z globalnym ociepleniem, którego albo nie ma, albo ma zupełnie inny charakter niż niektórzy starają mu się przypisać. Podobnie jest z tzw. czystą energią. Okazuje się bowiem, że nawet energia słoneczna, wodna czy wiatrowa, nie są tak czyste i ekologiczne, jak niegdyś przedstawiano, a na tym obrazie bazują projekty rozwoju energetyki wszystkich cywilizowanych krajów. Pierwsza „padła” energia wodna. Już nawet zagorzali działacze ekologiczni przekonali się, że budowanie elektrowni wodnych ma poważne skutki negatywne dla środowiska naturalnego. Teraz obiektem „ostrzału” naukowców jest energia wiatrowa. Szczególne cięgi zbiera od ornitologów i chiropterologów (badaczy nietoperzy).

Nierzetelni eksperci

Podczas jesiennej konferencji ornitologicznej, która odbyła się w Uniwersytecie Marii Curie−Skłodowskiej, jeden z paneli poświęcono rozwojowi energetyki wiatrowej. Nie w aspekcie możliwości pozyskanie „czystej” energii, ale uciążliwości farm wiatrowych dla środowiska. Ornitolodzy zajęli się wpływem rozwoju energetyki wiatrowej na ptaki – drobny element środowiska, ale bardzo ważny. Jednym z problemów rozwoju takich siłowni jest ich lokalizacja: tamtędy, gdzie wieje wiatr, prowadzą trasy ptasich migracji. W celu uniknięcia kolizji, każda lokalizacja farmy wiatrowej musi mieć pozytywną ekspertyzę ornitologiczną.

Prowadzący debatę prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu za podstawowe problemy związane z tworzeniem takich ekspertyz uznał m.in.: niską ich jakość, brak standardów prowadzenia obserwacji, analizy danych i prezentacji wyników, kwestię oceny i prognozowania „znaczącego wpływu” oraz monitoring porealizacyjny.

Uczestnicy dyskusji uważają, że projekty rozbudowy energetyki wiatrowej stanowią poważne zagrożenie dla ptaków. Prowadzący zawarł to w takim sformułowaniu: – Po realizacji obecnych planów Beskid Niski, który dotychczas był barierą fizjograficzną, stanie się dla ptaków barierą fizyczną nie do pokonania.

W województwie podkarpackim ma stanąć 260 wiatraków. Czterech niezależnych ekspertów przedstawiło cztery odmienne opinie na temat ich wpływu na środowisko. Problemem jest rozbieżność ocen dotyczących skutków budowy siłowni wiatrowych w określonym miejscu, ale nie tylko. – Sami jesteśmy najbardziej winni – mówił prof. Tryjanowski, wskazując na nierzetelność ekspertyz ornitologicznych, tworzonych w dużej mierze także przez naukowców. W pogoni za pieniądzem – „wszyscy dobrze na tym zarabiamy”, przyznawali uczestnicy dyskusji – eksperci potrafią zmienić obraz sytuacji ornitologicznej w danym miejscu. Odwiedzają je np. w zimie, gdy ptaków zasadniczo tam nie ma lub jest ich niewiele, starannie unikając wizyt w okresie jesiennych i wiosennych migracji ptactwa. Liczby niby są prawdziwe, a na daty wizyt terenowych nie każdy zwraca uwagę. Można je zresztą w końcowym raporcie pominąć.

Jak uniknąć nieuczciwych ekspertyz? – pytali uczestnicy dyskusji. Padało wiele odpowiedzi, m.in. taka: sporządzić czarną listę nieuczciwych raportów z nazwiskami autorów i nazwami firm. Najważniejsza jednak jest mobilizacja samego środowiska ornitologicznego. – Tylko oddolna inicjatywa może to zmienić – powtarzano wielokrotnie.

Orły, sokoły...

Dyskutanci zwrócili też uwagę na zupełnie odmienne znaczenie siłowni dla różnych gatunków ptaków. Te bardzo liczne są mniej wrażliwe na szkody wyrządzane przez wiatraki. Są jednak gatunki szczególnie wrażliwe. – W Kalifornii nieszczęsne farmy wiatrowe mielą ptaki, łącznie z orłami przednimi – mówi jeden z uczestników. Badacz z Pomorza Zachodniego dodawał: nie ma problemu, jeśli ze stada liczącego kilka tysięcy osobników, kilkanaście zginie w skrzydłach wiatraka. Jeśli jednak w regionie zginie jeden bielik, orlik lub sokół, może to być tragedia dla całej okolicznej populacji tego gatunku.

Zwrócono też uwagę na zróżnicowanie regionalne. W głębi kraju ptaki lecą wysoko i nie wpadają w skrzydła wiatrowni. Inaczej jest nad morzem czy w górach. Średnio w głębi Europy wiatrak zabija pół ptaka rocznie. Naukowcy, którzy prowadzą monitoring powykonawczy, czyli badają szkody wśród ptaków, są sceptyczni co do tego wyniku. Domyślają się, że te dane nie uwzględniają wiatrowni znajdujących się na trasach przelotów ptaków, nad morzem i w górach. Poza tym, ornitologom polskim nie jest łatwo sprawdzić, ile rzeczywiście ptaków ginie, bo pracownicy farm wiatrowych sprzątają martwe ptaki z okolic siłowni, zwłaszcza te duże, czyli najwrażliwsze. Wiatrownia bywa bardziej szkodliwa dla nietoperzy niż dla ptaków, dodaje ktoś z sali, jednak głos chiropterologów nie jest słyszany przez decydentów.

Sytuację zmienia też fakt, że wiele małych farm może powstać w pobliżu siebie. Wtedy ptaki omijając jedną przeszkodę, wpadają w łopaty sąsiedniej farmy.

Problemów z wiatrakami nie rozwiązał Don Kichot. Wygląda na to, że i my nie rozwiążemy ich szybko, bo na razie potrzeba nam energii – tej drogiej, „czystej”. A słowo „czysta” zastępowane bywa coraz częściej określeniem „odnawialna”. Zamiast szkodliwości dla środowiska, akcentujemy wówczas kwestię dostępności energii i odnowy jej źródeł. Drobne przesunięcie akcentów, ale pozwala uznać za dobre to, co w przypadku „czystości” energii okazało się ewidentnie złe.