Ręce opadają

Henryk Grabowski


Choć mam już swoje lata i związany z tym bagaż doświadczeń, wciąż łudzę się, że istnieją jakieś granice ignorancji i arogancji polityków, granice, których przekroczyć niepodobna. Tym razem dowodu na moją naiwność dostarczył wniesiony do Sejmu przez posłów SLD projekt ustawy o sporcie. Nie jest to jedyny wytwór radosnej twórczości legislacyjnej na ten temat. Wcześniej do laski marszałkowskiej wpłynął rządowy projekt takiej ustawy. Sądziłem, że już nic głupszego od zawartego w nim zapisu, że z dniem wejścia w życie ustawy „traci moc ustawa o kulturze fizycznej”, wymyślić się nie da. Pisałem wówczas, że pomysł ten można porównać z sytuacją, w której nowa ustawa o kinematografii anuluje wszystkie dotychczasowe regulacje prawne dotyczące innych dziedzin kultury. Potworek legislacyjny posłów SLD okazał się jeszcze dalej idący. Świadczy o tym m.in. zawarty w nim zapis, że „Istniejące w dniu wejścia w życie ustawy Akademie Wychowania Fizycznego stają się uczelniami sportowymi” wraz z następującym uzasadnieniem: „Projekt wprowadza zasadę, że kształcenie trenerów w całości podlega nadzorowi ministra właściwego do spraw sportu, zaś zasada ta ulega wzmocnieniu poprzez zmiany w przepisach regulujących funkcjonowanie szkolnictwa wyższego, polegające na wprowadzeniu kategorii uczelni sportowej, przekształceniu akademii wychowania fizycznego w uczelnie sportowe i poddaniu ich w całości nadzorowi ministra właściwego do spraw sportu”.

Dla grup sportowych interesów wkład ludzi takiego formatu, jak: Grzegorz Piramowicz, Jędrzej Śniadecki, Henryk Jordan, Florian Znaniecki, Eugeniusz Piasecki, Zygmunt Gilewicz, Wiktor Dega w rozwój wychowania fizycznego, nauk o kulturze fizycznej i kształcenia kadr dla nich w Polsce, może nic nie znaczyć. Jedynym źródłem ich wiedzy na ten temat są ostatnie strony gazet i wiadomości sportowe w telewizji. Nie oznacza to jednak, że – zwłaszcza jako kibice sportowi – powinni strzelać do własnej bramki.

Jest tajemnicą poliszynela, że uczelnie medyczne i ekonomiczne tylko czekają na to, aby przejąć w całości kształcenie specjalistów w zakresie fizjoterapii oraz turystyki i rekreacji, realizowane dotąd głównie (choć nie wyłącznie) w akademiach wychowania fizycznego. Przekształcenie tych ostatnich w uczelnie sportowe podporządkowane ministerstwu sportu byłoby krokiem milowym w kierunku realizacji tych zapędów.

Polska kultura fizyczna, zwłaszcza w ostatnich latach, nie miała szczęścia do swoich polityczno−rządowych nadzorców. Jeden zginął w gangsterskich porachunkach, drugi – podejrzany o korupcję – czeka w areszcie na rozprawę, jego następca, zamieszany w tzw. aferę hazardową, musiał pożegnać się z fotelem ministra. Dobrze byłoby, gdyby obecny minister sportu nie przeszedł do historii jako grabarz dziedziny rzeczywistości społecznej zwanej w Polsce kulturą fizyczną i uczelni, które od blisko stu lat kształcą dla niej kadry na poziomie uniwersyteckim.