Ile zarabia profesor
Odnoszę wrażenie, że zbudowany wielkim kosztem (co najmniej 83 mld zł w ostatnich 15 latach) moloch o nazwie System Edukacji Wyższej RP zaczyna tracić równowagę. Aby nie runął, należy podjąć działania naprawcze. To może być bolesna i kosztowna operacja. Jeśli miałaby zostać przeprowadzona należycie, trzeba wyjątkowo starannie przeanalizować to wszystko, co warunkuje prawidłowe, zgodne z elementarnymi zasadami ekonomiki rynkowej, funkcjonowanie systemu. Małym krokiem na drodze prowadzącej w takim kierunku jest – w każdym razie być może – analiza dokumentów przygotowywanych co jakiś czas przez Główny Urząd Statystyczny. Pokazują one wyraźnie, że – jeśli wolno sparafrazować utwór znanego krakowskiego rysownika – „wiele już zrobiliśmy, ale może nie trzeba będzie robić więcej”.
Wybrane dane statystyczne
Na stronach 220−231 dokumentu o nazwie Szkoły wyższe i ich finanse w 2007 r. znajdziemy ogromną Tablicę 40 – Pełnozatrudnieni i niepełnozatrudnieni nauczyciele akademiccy oraz pracownicy niebędący nauczycielami według typów szkół – 2007/2008. Zapisano tam, że w Polsce pracowało (tryb: „pełnozatrudnieni ogółem”) „ogółem” 97 672 nauczycieli akademickich, z czego 84 530 – w trybie: „z liczby ogółem zatrudnieni w podstawowym miejscu pracy”.
W odniesieniu do jednostek publicznych rubryki tablicy zawierają zapis: 81 011 („ogółem”) oraz 76 448 („z liczby ogółem zatrudnieni w podstawowym miejscu pracy”). W rubrykach jednostek niepublicznych znajdziemy odpowiednio: 16 661 oraz 8082. W szkołach wyższych zatrudnionych było odpowiednio 97 421 i 84 284. Te same dane rozdzielone na szkoły wyższe publiczne/niepubliczne wypadają tak oto: 80 760/16 661 oraz 76 202/8082.
Pracowników niebędących nauczycielami akademickimi jest w polskim systemie szkolnictwa wyższego nieco mniej niż nauczycieli. W tej samej Tabl. 40 znajdziemy takie oto zapisy (pozycja 21, szkoły wyższe publiczne): „ogółem” – 62 634, „naukowo−techniczni” – 4742, „pracownicy biblioteczni oraz dokument. i informacji naukowej” – 5708, „pozostali” – 52 184. Wśród owych „pozostałych” naliczono: „inżynieryjno−techniczni – 9186, „ekonomiczni, administracyjni oraz obsługi” – 41 799.
Sięgamy teraz do Tabl. 9 na s. 254 – Koszty w szkołach wyższych w układzie rodzajowym w 2007 r. Zapisano tam m.in., że z 15 mld 597 mln 252,9 zł „kosztów własnych” publicznych i niepublicznych szkół wyższych w Polsce (2007 r.): 4,5 proc. (707 mln 703,3) to „amortyzacja”, 6,8 proc. (1 mld 059 mln 964,3) to „zużycie materiałów”, 2,5 proc. (385 mln 989,5) to „zużycie energii”, 9,2 proc. (1 mld 437 mln 384,1) to „usługi obce”, 1 proc. (151 mln 973,0) to „podatki i opłaty”, 59,4 proc. (9 mld 257 mln 470,8) to „wynagrodzenia”, 12,8 proc. (1 mld 992 mln 981,6) to „ubezpieczenia społeczne i inne świadczenia na rzecz pracowników”.
W tej samej tabeli znajdziemy też bardziej szczegółowe dane dotyczące wyższych szkół publicznych i niepublicznych, a pośród nich – statystycy GUS robią tak przy każdej właściwie okazji – wykazy rodzajowe (uniwersytety, wyższe szkoły techniczne, akademie rolnicze etc.). I tak, w r. 2007 „koszty rodzajowe ogółem” dla szkół publicznych (p) wynosiły 13 mld 262 mln 874, dla niepublicznych (n) 2 mld 334 mln 378. Kolumna „wynagrodzenia” dla tego samego wiersza zawiera takie oto liczby: (p) 7 mld 913 mln 360,5, (n) 1 mld 344 mln 110,3. Kolumna „koszty rodzajowe ogółem” dla wiersza „uniwersytety” zawiera: 4 mld 633 mln 022,8, kolumna „wynagrodzenia” dla tego samego wiersza: 2 mld 740 mln 766,0. Kolumna „koszty rodzajowe ogółem” dla wiersza „wyższe szkoły techniczne” zawiera: 3 mld 457 mln 570,2, kolumna „wynagrodzenia” dla tego samego wiersza: 2 mld 018 mln 840,5. I może jeszcze jeden przykład, kolumna „koszty rodzajowe ogółem” dla wiersza „akademie medyczne” zawiera: 1 mld 447 mln 494,8, kolumna „wynagrodzenia” dla tego samego wiersza: 844 mln 323,7.
Profesor i goniec
Zestawienie i wstępne przekalkulowanie wybranych danych z przywołanych wyżej tablicy 40 (s. 220−231) i tablicy 9 (s. 254) pozwala stwierdzić, że każdy ze 170 279 zatrudnionych w polskim systemie szkolnictwa wyższego kosztował (podatnika, studentów niestacjonarnych i studentów szkół niepublicznych) mniej więcej 5505 zł miesięcznie (a łącznie: 11 mld 250 mln 452 tys. 400 – w całym r. 2007); szkoły wyższe publiczne osiągnęły w przedmiotowej kwestii wynik 5655 zł/m−c (9 mld 730 mln 479 tys. 400 w całym 2007), niepubliczne zaś 4790 zł/m−c (1 mld 519 mln 973 tys. w całym 2007).
Interesująco wypada przekalkulowanie danych z kolumny „wynagrodzenia osobowe”, gdzie – jak można przypuszczać – zapisano wydatki, które stosunkowo najdokładniej odzwierciedlają rzeczywiste zarobki nauczycieli akademickich i pozostałych pracowników polskiego systemu szkolnictwa wyższego. I tak, „wynagrodzenia osobowe” w wyższych szkołach publicznych w 2007 wypadały średnio 3955 zł/m−c/jednego zatrudn., po stronie szkół niepublicznych ten sam wynik wynosił 2787 zł/m−c/jednego zatrudn.
W wybranych typach szkół wyższych uzyskano: uniwersytety – 3713/m−c/1 zatrudn., wyższe szkoły techniczne – 4034 /m−c/1 zatrudn., akademie rolnicze – 4320/m−c/1 zatrudn., akademie ekonomiczne (publiczne) – 4395/m−c/1 zatrudn., (niepubliczne) – 3063/m−c/1 zatrudn., wyższe szkoły pedagogiczne (publiczne) – 3267 /m−c/1 zatrudn.
Idźmy dalej. Wszyscy, którzy umieją rachować, zwłaszcza statystycy, wiedzą, że wynik średni – a takim posługiwaliśmy się do tej pory w zasadzie nieustannie – nie oddaje faktycznego zróżnicowania zagadnienia, którego dotyczy. Pokażę to na kilku przykładach.
Oto 143 394 zatrudnionych w publicznych szkołach wyższych, którzy „wypracowali” średnie „wynagrodzenie osobowe” na poziomie 3955 zł/m−c/1 zatrudn., dzieli się na dwie podstawowe grupy: „nauczycieli akademickich” i „pracowników nie będących nauczycielami akademickimi”; w 2007 r. tych drugich było 62 634.
Nikt nie uwierzy, że „wynagrodzenie osobowe” profesora – zwłaszcza tytularnego – w publicznej szkole wyższej można porównywać z „wynagrodzeniem osobowym” sprzątaczki czy gońca w dziekanacie. Jeśli zatem założymy, że każdy z w/w 62 634 „nie−nauczycieli” otrzymuje z kasy systemu średnio 2400 zł/m−c, wtedy na nauczyciela wypadnie średnio 5161 zł/m−c. To już lepiej, ale prawdziwe niespodzianki dopiero przed nami.
Wiadomo, że dyplomowany bibliotekarz lub pracownik naukowo−techniczny może (powinien?) zarabiać więcej niż goniec lub świeżo zatrudniony rachmistrz w dziale ewidencji majątku. Założywszy, że 52 184 nie−nauczycieli pobiera „wynagrodzenie osobowe” na poziomie 2100 zł/m−c – musimy zaakceptować wynik 3898 zł/m−c dla pozostałych 10 450 „nie−nauczycieli” z nieco wyższej półki.
Założymy dalej – to kolejne „odczarowywanie” świata wyników średnich – że kierowniczka dziekanatu na dowolnym wydziale publicznej uczelni wyższej lub specjalista z kwestury mają inne „wynagrodzenie osobowe” niż zwykli referenci i portierzy. Przyjmujemy, że półka z lepiej zarabiającymi (z puli 52 184 nie−nauczycieli) mieści 15 000 osób, półka z mniej zarabiającymi – 37 184 osoby. Gdyby półka niższa otrzymywała „wynagrodzenie osobowe” średnio 1800 zł/m−c/1 zatrudn., wtedy ludzie półki wyższej mogliby otrzymywać 2844 zł/m−c/1 zatrudn.
Pozazdrościć
Przejdźmy do nauczycieli akademickich zatrudnionych w publicznych szkołach wyższych. To 80,76 tys. zacnych na ogół ludzi, którzy – pozwolę sobie przypomnieć – „wypracowali” średni wynik „wynagrodzenia osobowego” 5161 zł/m−c/1 zatrudn. (przy założeniu, że wynik średni dla nie−nauczycieli wynosi 2400 zł/m−c/1 zatrudn.).
Warto przypomnieć, że tę wielką gromadę dzielimy na dwie kategorie: tzw. samodzielnych pracowników nauki (wszyscy uczeni ze stopniem naukowym doktora habilitowanego, w tym profesorowie tytularni, nietytularni, docenci, część adiunktów) oraz tzw. niesamodzielnych pracowników nauki (uczeni ze stopniem naukowym doktora oraz zatrudnieni jako adiunkci, asystenci, starsi wykładowcy i wykładowcy, lektorzy, instruktorzy, bibliotekarze).
Przy okazji epatowania liczbami można przypomnieć, że w 2007 roku publiczne szkoły wyższe zatrudniały 5193 profesorów zwyczajnych, 11 082 profesorów nadzwyczajnych (3220 spośród nich zdobyło już tytuł), 115 profesorów wizytujących, 388 docentów, 3040 adiunktów ze stopniem naukowym doktora habilitowanego. Generalnie, zasada, o której wspomniano, dzieli populację nauczycieli akademickich w sposób następujący: 19 818 – samodzielni pracownicy nauki, 60 677 – niesamodzielni pracownicy nauki. Dane są ważne – raz jeszcze przypomnijmy – dla roku 2007.
Nie jest możliwe, żeby asystent w publicznej szkole wyższej zarabiał 5161 zł/m−c; nie może też tyle zarabiać profesor – zwłaszcza tytularny. Załóżmy zatem, że „młodzież” (czyli więcej niż 60 tys. nauczycieli akademickich) w publicznych szkołach wyższych zarabia średnio 3000 zł/m−c. Przy takim stanie rzeczy szeroko rozumiana profesura (czyli prawie 20 tys. nauczycieli akademickich) zarabia już (średnio) przeszło 11 000 zł/m−c (11 848 zł/m−c – każdy z nich!).
Niespodzianka? Nie pierwsza i nie ostatnia. Jeśli wykonamy kolejny krok w kierunku demitologizacji wiedzy, jaką niesie wynik średni i założymy, że nie jest możliwe, by każdy profesor nietytularny zarabiał miesięcznie 11 000 zł, wtedy niespodzianek będzie więcej. Oto, założywszy, że 2/3 z ogólnej liczby samodzielnych pracowników nauki (13 818) zarabia średnio 8000 zł miesięcznie, musimy uznać ważność wyniku, że 1/3 z nich (czyli 6 tys. osób) zarabia średnio praktycznie 21 000 zł (20 576,09).
Zróbmy jeszcze jeden krok w tej zabawie arytmetycznej. Jeśli założymy, że nie jest możliwe, by wszyscy profesorowie tytularni zarabiali tyle samo i przyjmiemy, że 4 tys. z nich uzyskuje „wynagrodzenie osobowe” na poziomie 12 000 zł/m−c/1 zatrudn., wtedy ważność uzyskuje wynik następujący: 2000 osób zarabiać musi prawie 38 000 zł/m−c (37 728,28) – nadal średnio i nadal każdy z nich! W roku 2007 – a tego czasu dotyczą analizowane dane GUS – ostatni rezultat dawał przeszło 10 000 euro/m−c. Tego wyniku mogą nam pozazdrościć najlepsze uczelnie europejskie i amerykańskie. Gdyby – rzecz jasna – został de facto osiągnięty.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.