W Suchych Dolinach

Piotr Kieraciński


Antarktyda to z racji surowego klimatu najmniej gościnny kontynent. Suche Doliny McMurdo to bodaj najbardziej nieprzyjazny rejon tego kontynentu. Znajdują się w jego wschodniej części, na Ziemi Wiktorii. Nowa Zelandia uważa tę część Antarktydy za swoje terytorium zależne, tzw. Dependencję Rossa, nazwaną na cześć sir Jamesa C. Rossa, brytyjskiego żeglarza, który odkrył te tereny. Jego imię nosi także morze oblewające wschodnie wybrzeża Antarktydy i wyspa, na której znajduje się amerykańska Stacja Badawcza nazwana imieniem Archibalda McMurdo, który jako uczestnik wyprawy J.C. Rossa w 1841 r. stworzył pierwszą mapę tych obszarów.

Wypreparowana Antarktyda

30 milionów lat temu, gdy Antarktyda znajdowała się w strefie klimatu umiarkowanego wilgotnego, rzeki wyrzeźbiły na wschodzie kontynentu głębokie doliny. Potem ich pracę „poprawiły” lodowce. Jeszcze 3 mln lat temu Suche Doliny pokrywał lód. Jednak szczególe warunki klimatyczne – niemal całkowity brak opadów oraz przeraźliwe wiatry, które wywiewają śnieg i powodują sublimację lodu – sprawiły, że obecnie te 2 proc. powierzchni Antarktydy pozbawione są pokrywy lodowej. Doliny mają głębokość ok. 2,5 tys. metrów, są szerokie na 8−12 km i długie na 70−80 km. Ich ujścia do morza zostały zablokowane przez zwały lodu – na styku morza i lądu panuje nieco odmienny niż w głębi kontynentu, wilgotniejszy klimat.

Nowozelandczycy od dawna prowadzą w tamtym rejonie badania naukowe i tworzą jego mapy. Próbowali też zbudować w Suchych Dolinach McMurdo stałą bazę badawczą. Wielki ciągnik gąsienicowy zwiózł potrzebne materiały, postawiono i wyposażono budynki. Na zimę pozostały puste. Gdy wiosną naukowcy wrócili w to miejsce, bazy już nie było. – Do dziś znajdujemy części tej bazy w przeróżnych miejscach, czasami nawet ponad 2 tys. metrów nad poziomem morza – mówi dr Zbigniew Małolepszy z Uniwersytetu Śląskiego, który w Suchych Dolinach McMurdo w zespole amerykańskich naukowców prowadzi badania geologiczne i kartograficzne. – Rejon Suchych Dolin to Antarktyda wypreparowana z lodu przez wiatr. Idealne miejsce pracy dla geologa – mówi uczony.

Wiatr nie tylko pozbawił powierzchnię ziemi lodu i gleby, ale także wyrzeźbił w skałach fantastyczne formy. Kilka dolin wciąż jednak pokrywa lód. – Spodziewamy się, że zniknie on w ciągu 100−200 tys. lat – komentuje dr Małolepszy. W skali geologicznej taki okres to zaledwie chwila.

Na początek – McTown

Gdy Zbigniew Małolepszy po raz pierwszy przyjechał na Antarktydę, przeżył szok. – Spodziewałem się surowych warunków antarktycznych, braku wszelkich udogodnień cywilizacyjnych – wspomina. Tymczasem tuż po wylądowaniu samolotu na lodowym pasie startowym w stacji McMurdo jeden z amerykańskich kolegów zapytał go, dlaczego nie zadzwoni do rodziny. – Nie spodziewałem się, że będą takie możliwości. Po telefonie do Polski (via Denver, USA) poszli z kolegami na piwo do jednego z trzech pubów – mimo że była północ wszystkie były czynne, trwało przecież antarktyczne lato i było zupełnie widno. – Przyglądałem się, jak koledzy grają w bilard i kręgle – wspomina uczony.

Stacja McMurdo to potężne przedsięwzięcie – amerykańskie centrum naukowe na Antarktydzie. Od wizyty w tej bazie rozpoczyna się praca każdej amerykańskiej ekipy badawczej w Antarktyce, także obsługi stacji na biegunie południowym. Jednorazowo w Stacji McMurdo może przebywać ponad 1100 osób. Stałą załogę stanowi latem ok. 600 osób. To obsługa pokoi, piekarze, lekarze, kucharze, technicy, informatycy, kierowcy, piloci, strażacy, a nawet kapłani. Niektórzy z nich z bazą związani są długie lata: w ubiegłym sezonie jedna ze sprzątaczek obchodziła jubileusz – spędzała na stacji trzydziesty sezon. Pozostałe miejsca przeznaczone są dla naukowców. Jest tam wszystko, co potrzebne do życia i pracy badawczej: port, lodowe pasy startowe dla samolotów, pole golfowe z dziewięcioma dziurami, piekarnia, kaplica, elektrownia, oczyszczalnia ścieków, supermarket, restauracje, a nawet bankomat. – Amerykanie starają się tam żyć tak, jak u siebie w kraju – mówi Zbigniew Małolepszy. Statki dowożą zamawiane indywidualnie przez naukowców jedzenie. Płyną też hektolitry alkoholu, który jest wyjątkowo tani, gdyż dotowany. – Alkohol to nieodłączny element życia na Antarktydzie.

Zimą stacja, nazywana przez naukowców McTownem, pustoszeje. Pozostaje w niej 150 osób – 100 z obsługi oraz 50 naukowców, którzy kontrolują aparaturę, wykonującą pomiary ciągłe.

W namiotach Scotta i klapkach na oczy

Jednak pobyt w McTown trwa tylko kilka dni. Potem helikopter zabiera sześcioosobowy zespół naukowców, w skład którego wchodzi dr Zbigniew Małolepszy, do obozu położonego na obszarze Suchych Dolin, ok. 160 km od stacji. – Nasz obóz jest umiejscowiony w małej dolince, osłoniętej od wiatrów, zawieszonej ok. 350 metrów powyżej dna jednej z dolin – mówi uczony. – Cieszymy się tam spokojem, podczas gdy dnem doliny wieją huraganowe wichry.

Najpierw naukowcy stawiają namioty: małe jako miejsce noclegów (można mieć jedynkę lub dwójkę) oraz duży namiot−świetlicę. Jest też namiot sanitarny. – Stawiamy namioty na gołej, pozbawionej śniegu i lodu ziemi. Mamy zatem znacznie lepiej niż glacjolodzy, którzy biwakują na lodzie – mówi dr Małolepszy. Na tym obszarze w ogóle nie wolno używać wody i pozostawiać jakichkolwiek śladów swej obecności. – Przez dwa−trzy tygodnie nie myjemy się. Najgorzej jest z włosami. Jeden z kolegów, który ich nie obciął, pod koniec pobytu twierdził, że go bolą. Potrzeby fizjologiczne załatwia się w obozie do specjalnych, zamykanych wiader, które wywożone są przez helikopter wraz z innymi odpadkami.

Charakterystyczne są stożkowe namioty Scotta. Ich konstrukcję wymyślił 100 lat temu Robert F. Scott, zdobywca bieguna południowego. Sprawdziły się w tamtych surowych warunkach. – Nie ma konstrukcji, która skuteczniej wytrzymywałaby antarktyczne wiatry – mówi Zbigniew Małolepszy. Sam na pamiątkę z Antarktydy kupił sobie torbę na zakupy uszytą z charakterystycznego żółtego materiału, z jakiego produkowane są namioty Scotta. – Niektórzy pracownicy Stacji McMurdo trudnią się po godzinach pracy rękodziełem, np. szyją torby z tkaniny ze zniszczonych namiotów.

Problemem są białe noce. Ciągłe światło jest bardzo męczące. – Żeby zasnąć musiałem nakładać na oczy specjalne klapki – przyznaje dr Małolepszy. Jedzenie przygotowywane jest wspólnie z produktów dostarczonych przez helikopter. Dr Małolepszy przywiózł z Polski kawę inkę i żubrówkę. – Cieszyły się dużym powodzeniem i moje zapasy szybko się skończyły – mówi. Obozowisko wyposażone jest w baterie słoneczne. Generują prąd, który w pierwszej kolejności wykorzystywany jest do ładowania... ipodów. Każdy naukowiec ma takie urządzenie do słuchania muzyki. Laptopy i GPS−y, służące do pracy, ładowane są w dalszej kolejności. Ponieważ cały dzień jest jasno, życie w obozie regulują pory posiłków. Podczas, gdy po śniadaniu wszyscy uczestnicy badań wychodzą lub wylatują w teren, w obozie zostaje na dyżurze jedna osoba, najczęściej jest to kierownik wyprawy. Po powrocie z terenu wszyscy spotykają się w świetlicy. Pora obiadu to jeden z terminów wyznaczających rytm życia naukowców. Potem są tzw. cocktail hours. Wtedy w świetlicy koncentruje się życie towarzyskie, je się przysmaki zamówione przez poszczególnych uczestników i dowiezione helikopterem oraz opracowuje dane zebrane podczas badań terenowych. Po kolacji, mimo że na dworze wciąż widno, można iść spać.

Red big parka /pozwolenie na buty

Bardzo charakterystycznym elementem życia amerykańskich naukowców na Antarktydzie jest czerwona kurtka, tzw. red big parka. Ocieplona jest najwyższej jakości puchem gęsi kanadyjskich, a pokryta wodoodporną i wiatroszczelną tkaniną. Inna charakterystyczna część stroju naukowców to tzw. bunny boots. Białe pompowane buty umożliwiają przetrwanie antarktycznych mrozów. – Natomiast nie jest łatwo się w nich poruszać na dłuższych dystansach – komentuje dr Małolepszy. W bucie znajduje się zaworek do pompowania oraz instrukcja, jak to zrobić. Na poruszanie się w innym obuwiu trzeba mieć specjalne pozwolenie. Ekipa, w której pracował polski uczony, miała zgodę na używanie obuwia trekingowego.

Uczestnicy amerykańskich ekspedycji otrzymują kompletny ubiór, tzw. extreme cold weather clothes. To odzież syntetyczna. Jedynie rękawice zrobione są z wełny. – Jest to bardzo komfortowy zestaw, który pozwala ubierać się na „cebulkę” i wytrzymać najgorsze mrozy i wiatry – mówi polski uczony.

W geologicznym raju

Dr Zbigniew Małolepszy jeździ na Antarktydę jako specjalista od trójwymiarowej kartografii geologicznej. Do niedawna papierowe mapy pozwalały jedynie na odwzorowanie dwóch płaszczyzn. Tymczasem struktury geologiczne są trójwymiarowe. Technologia cyfrowa umożliwia budowanie trójwymiarowych map geologicznych, dokumentujących wgłębną strukturę skał. W przypadku Suchych Dolin chodzi m.in. o stworzenie map intruzji magmowych w młodszych skałach osadowych. – Antarktyda, a zwłaszcza Suche Doliny są znakomitym poligonem do takich prac, gdyż nie ma tam gleby, która przesłania struktury geologiczne. To raj dla geologów – mówi dr Małolepszy.

Podstawowym narzędziem pracy dr. Małolepszego są laptop z GPS−em oraz aparat fotograficzny. – Nie chodzę z młotkiem i nie zbieram skał, choć młotek mam zawsze przy sobie – mówi. – Jednym z moich zadań jest dokumentacja fotograficzna zjawisk geologicznych. Potrzebne są do tego zdjęcia panoramiczne. Jednak nie można ich wykonać tradycyjną metodą, gdyż wiatr wieje zbyt mocno, by ustawić statyw. Muszę zatem zdjęcia robić z ręki, obracając się dookoła, a dopiero na komputerze łączyć je w panoramy.

Na badania terenowe wychodzą z obozu pieszo lub wylatują helikopterem, gdy obszar badań leży dalej i wyżej. Docierają na wysokość 2800 m n.p.m. Przed wejściem do helikoptera uczestnicy muszą pokazać, że są właściwie wyekwipowani – na sobie mają odpowiedni ubiór, a w plecaku właściwy sprzęt, w tym dwie plastikowe butelki, bez których nie wolno się poruszać w terenie. Służą do załatwiania potrzeb fizjologicznych poza obozem.

Gdy zespół – na badania terenowe zawsze wychodzą grupami – dotrze na miejsce, najpierw rozstawia się GPS, by ustalić pozycję. Trwa to ok. 20 minut. W tym czasie „odpala się” laptopy z mapami. Po ustaleniu pozycji i skoordynowaniu jej z mapą można przystąpić do właściwej pracy, czyli uszczegółowiania map wykonanych na podstawie zdjęć lotniczych i satelitarnych. Cała wyprawa w teren trwa 8−9 godzin. Potem helikopter zabiera grupę do obozu. Po wysadzeniu ludzi, zabiera stamtąd śmieci oraz zamówienia na żywność oraz program na kolejne 2−3 dni badań. Naukowcy zasiadają do obiadu... Materiały zebrane podczas 2 lub 3 tygodni pracy w terenie będą przez pozostałą część roku opracowywane w zaciszu uniwersyteckich gabinetów.

Tej zimy, czyli podczas najbliższego antarktycznego lata, dr Zbigniew Małolepszy kolejny raz wybiera się ze swoimi amerykańskimi kolegami w Suche Doliny McMurdo, by kontynuować pracę rozpoczętą w poprzednich sezonach badawczych.