Student gra w KPA

czyli (o) prawo (do) kwestionowania oceny Marcin Chałupka


Odmowa potwierdzenia złożenia podania, brak wglądu do dokumentacji czy unikanie pisemnych decyzji to proste i skuteczne metody utrudniające egzekwowanie obywatelskich (w tym i studenckich) praw. Póki państwo finansuje i reguluje to, co się dzieje w szkołach wyższych, relacja student – uczelnia będzie przypominać zmagania petenta z urzędem. Czy można jednak zastosować procedurę administracyjną do odwoływania się od oceny z egzaminu? Spójrzmy na problem z perspektywy studenta oraz z perspektywy uczelni.

Zaostrzająca się walka o studenckie portfele oraz panujące w wielu uczelniach przywiązanie do parafeudalnego organizowania relacji ze studentem sprzyja patologiom. Jedną z najdotkliwiej rujnujących poczucie sprawiedliwości, morale i kieszeń młodego człowieka może być poprawianie dochodowości w nieuczciwej szkole wyższej poprzez kierowanie większej liczby jej studentów na płatne egzaminy poprawkowe, powtarzanie zajęć „z powodu niezadowalających wyników w nauce”, a nawet „odwlekanie/oblewanie” obrony pod groźbą skreślenia. W takiej sytuacji – patrząc z perspektywy studenta – pojawia się podejrzenie, iż jest to próba „przytrzymania” studenta zmuszanego do kolejnych opłat w uczelni, której bilanse być może ucierpiały na skutek niżu demograficznego. Dlatego nie czekając na legislacyjne potwierdzenie „zakazu czerpania dochodów z porażek dydaktycznych uczelni” – o co wnosi rzecznik praw studenta – coraz częściej sami studenci podejmują próby kwestionowania zasadności otrzymanych negatywnych ocen, przez które muszą powtarzać nie tyle zajęcia, co przede wszystkim dyspozycje przelewu lub wpłaty na uczelniane konto. Aby to jednak czynić skutecznie, potrzebują dostępu do materiału dowodowego, jakim są w tym przypadku ocenione prace egzaminacyjne lub utrwalony przebieg egzaminu ustnego. Procedura egzaminów poprawkowych czy komisyjnych nie usuwa problemu. Daje ona może dobrą szansę i czas na poprawę wiedzy w uczciwej uczelni, jednak w nieuczciwej – „zamykając problem” w jej murach – bywa jedynie formalnością.

Czy można się więc (w jakim zakresie lub trybie) odwoływać do pozauczelnianego „czynnika zewnętrznego” od otrzymanej oceny?

Odwołanie do sądu w przypadku samorządu zawodowego…

Ustawa z 27 lipca 2005 Prawo o szkolnictwie wyższym (zwana dalej: ustawą) i rozporządzenia wykonawcze nie przewidują takiej instytucji, regulaminy studiów poszczególnych uczelni tym bardziej. Najczęściej uzasadnia się to zasadą autonomii, w szczególności art. 6 ust. 1 pkt 3 ustawy, przyznającym szkole wyższej prawo „weryfikowania wiedzy i umiejętności studentów”; do jego treści jeszcze wrócimy. Z perspektywy interesów uczelni istotne jest, by pamiętać, że z powyższego prawa nie wynika jeszcze jego absolutny charakter, w szczególności nie gwarantuje ono niemożności kontrolowania trybu uzyskania tych ocen, zwłaszcza w zakresie, w jakim od ocen tych zależy uprawnienie finansowane ze środków publicznych (pomoc materialna, studia finansowane przez podatnika). Tym bardziej że w innych obszarach życia społecznego, regulowanych na zasadach autonomii korporacyjnej – gdzie uprawnienie gwarantowane (prawo wykonywania zawodu zależne od przyjęcia na i ukończenia aplikacji) lub finansowane (praca urzędnika) przez państwo (ze środków publicznych) zależy od decyzji organów danej korporacji; analogicznie do dyplomu, statusu i prawa do pomocy materialnej studenta wyższej uczelni, zależnego od uzyskanych w niej ocen – coraz powszechniejsze staje się zrozumienie, iż nie tylko tryb, ale i zasady przyznawania tych uprawnień (ocen) podlegać mogą regulacjom prawa powszechnie obowiązującego, tj. rygorom z postępowania administracyjnego, a potem weryfikacji sądowo−administracyjnej.

Pojawiają się „wyroki, w których składy WSA stwierdzają, że nie mogą się ograniczać do badania poprawności procedur egzaminacyjnych. Mogą również oceniać prawidłowość ministerialnych interpretacji odpowiedzi na pytania testowe udzielonych przez zdających”. Jak pisze dalej znany publicysta: „Błędy pojawiają się także w testach na aplikacje prawnicze. I są podstawą zaskarżania wyników. W wyroku z 3 marca 2008 r. (sygn. II GSK 414/07) NSA sformułował przesłanki poprawności pytań, które mogą być również kryterium oceny testów dla aplikantów. 1) Istnieje bezwzględny obowiązek zachowania szczególnej dbałości w redagowaniu każdego zestawu pytań, aby nie było możliwe udzielenie więcej niż jednej odpowiedzi prawidłowej. 2) Relacja między pytaniem a odpowiedzią musi być zawsze sprawdzalna na podstawie jednoznacznych kryteriów wynikających ze stanu prawnego, do którego pytania nawiązują. Jeżeli takiego nawiązania nie ma, to nie można uznać za wadliwą odpowiedź uwzględniającą wyjątki od zasady dopuszczone w innych przepisach. 3) Nie można odmówić przyznania punktu za odpowiedź, w której przekonująco wykazano, że pozytywnej odpowiedzi nie zawiera żadne z trzech pytań zestawu”. (Ireneusz Walencik „Rzeczpospolita” z 19.06.2009).

Czy odniesienie tych lub podobnych wymogów do egzaminowania w ramach uczelni jest tylko kwestią czasu?

…i terytorialnego

Zagadnieniem zbliżonym jest problem oceniania pracowników samorządowych. Jeżeli urzędnik nie jest zadowolony z tzw. oceny okresowej albo po prostu się z nią nie zgadza, może – w terminie 7 dni od jej doręczenia – złożyć od niej odwołanie do kierownika jednostki. Nie ma jednak w ustawie o pracownikach samorządowych – a tym bardziej w statutach czy regulaminach urzędów – możliwości odwoływania się do „czynnika zewnętrznego”. Mimo to Sąd Najwyższy, w wyroku z 4 lutego 2009 uznał, że chociaż przepisy samorządowej pragmatyki służbowej nie przewidują wprost takiej możliwości, to lokalni urzędnicy mogą się do sądu odwołać od negatywnej oceny przełożonego (II PK 226/08).

Analogicznego orzeczenia dotyczącego odwoływania się przez studenta od oceny – zwłaszcza takiej, która pośrednio (w konsekwencji np. niezaliczenia przedmiotu, semestru, skreślenia) blokuje dostęp do świadczeń pomocy materialnej finansowanych z budżetu państwa lub zamyka drogę do państwowego dyplomu – jeszcze nie ma. Ale już dziś można kwestionować decyzje organów uczelni wydane na podstawie negatywnych ocen, w tym procedurę lub przesłanki ich wystawienia. I tu pojawia nam się tytułowy KPA.

Odwołania od decyzji...

Możliwość odwoływania się od decyzji organów uczelni podjętych w indywidualnych sprawach studentów i doktorantów wynika z art. 207 ustawy. Przewiduje on dla takich przypadków „odpowiednie stosowanie” kodeksu postępowania administracyjnego (KPA) oraz prawo zaskarżania decyzji do sądu administracyjnego. Brzmienie tego przepisu, analogiczne do obowiązującego wcześniej art. 161 ustawy o szkolnictwie wyższym z 12 września 1990, pozwala uznać dorobek orzeczniczy i doktrynalny w tym zakresie za aktualny. Według poglądu Trybunału Konstytucyjnego, przywołanego w uchwale siedmiu sędziów NSA z 13.10.2003, sygn. OPS 5/3 publ. ONSA 2004/1/9: „wszystkie gwarancje, jakie przysługują adresatowi decyzji administracyjnej na podstawie k.p.a., winny mieć także zastosowanie do adresata ‘decyzji‘ organu uczelni, chyba że szczególne cechy sprawy to wprost uniemożliwiają”. Do takich gwarancji zaliczyć możemy np. uprawnienie do odwołania, wymóg uzasadnienia decyzji, prawo wniosku o jej uzupełnienie czy sprostowanie, przywracanie terminów, ale przede wszystkim zasadę pisemności postępowania i decyzji.

Ponadto, zdaniem Departamentu Prawnego ministerstwa właściwego ds. szkolnictwa wyższego (pismo DP−021−1417/04190/04/ES z 28 XII 2004 r.): „przepisy k.p.a. w indywidualnych sprawach studenckich będą miały zastosowanie, o ile przepisy ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i aktów wykonawczych do tej ustawy nie stanowią inaczej, tzn. nie zawierają instytucji i rozwiązań szczególnych, uwzględniających specyfikę postępowań przed organami uczelni. Niemniej akt indywidualny winien zapaść w trybie i formie zapewniającej studentowi gwarancje procesowe, przewidziane w k.p.a.”. Ponieważ regulaminy uczelniane (studiów czy pomocy materialnej) nie stanowią aktów wykonawczych do ustawy, więc nie ma podstaw, by na nich opierać odstąpienie od stosowania KPA wszędzie tam, gdzie zapada decyzja organu uczelni w indywidualnej sprawie studenckiej. Potwierdził to np. WSA w Szczecinie stwierdzając 11.10.2006 (SA/Sz430/06 ZNSA 2007/1/124), że regulamin pomocy materialnej „nie może ograniczać zakresu postępowania dowodowego określonego w art. 75 KPA”.

...a kwestionowanie oceny z egzaminu?

Po przybliżeniu motywatorów systemowych, analizie przepisów i zarysowaniu potencjalnie rozwojowych trendów orzeczniczych powróćmy do kluczowego pytania: czy, i ewentualnie jak, można już dziś zastosować same gwarancje z KPA do przypadku (kwestionowania) oceny z egzaminu? Przecież nawet gdyby uznać, że egzamin to „indywidualna sprawa studenta”, to przecież negatywna ocena wystawiana jest przez konkretnego egzaminatora i nie jest decyzją organu uczelni, czego wymaga art. 207 ustawy. Jednak będąca wynikiem negatywnej oceny decyzja o odmowie zaliczenia semestru czy skierowaniu na powtarzanie roku, czy nawet skreśleniu z listy studentów, odmowie świadczenia stypendialnego podejmowana jest już przez dziekana lub z jego upoważnienia. Dziekan – jako kierownik jednostki – jest, według ustawy, organem uczelni, więc decydując w takiej sprawie powinien stosować KPA. Skoro zaś przesłankami decyzji są negatywne oceny z egzaminu, to prace lub protokoły egzaminacyjne, uzasadniające lub potwierdzające ich wystawienie, stanowić mogą, a nawet powinny, część materiału dowodowego w postępowaniu, w którym zapada decyzja dziekana.

W związku z tym procedury i reguły uzyskiwania tych ocen – choć ustalane wyłącznie przez uczelnię, w ramach ustawowo gwarantowanej autonomii – mogą pośrednio podlegać pozauczelnianej weryfikacji. Np. skarga do WSA na decyzję rektora odmawiającą stwierdzenia nieważności decyzji dziekana, której student zarzucił „rażące naruszenie prawa” (art. 156.1.2. KPA). Naruszenie owo polegać ma na złamaniu normy z art. 77 KPA (wymagającego wyczerpującego zebrania i rozpatrzenia całego materiału dowodowego) poprzez np. pominięcie dowodów na niezgodne z regulaminem studiów wystawienie oceny negatywnej, a tym samym dowodu na fałszywość przesłanki skutkującej skreśleniem. Zauważmy, że przedmiotem badania przez sąd administracyjny nie będzie wcale merytoryczna zasadność negatywnej oceny, ale zasadność pominięcia dowodu na jej nieprawidłowe wystawienie czy wadliwość procedury jej uzyskania.

Analogia z PKA

Dla lepszego zrozumienia rozważanego zagadnienia posłużmy się przywołaniem znanej organom uczelni innej, istotnej, a momentami kontrowersyjnej kwestii: waloru prawnego ocen dokonywanych przez PKA. Ich faktyczny i prawny (np. wg art. 11 ust. 6 ustawy) wpływ na podejmowane w trybie administracyjnoprawnym decyzje ministra jest dyskusyjny, ale stanowią one podstawowy materiał dowodowy do decyzji. Według stanowiska Prezydium PKA: „Obecnie, mimo iż postępowanie uchwałodawcze [w ramach / przed Komisją – dop. M.Ch.] nie jest postępowaniem administracyjnym, odpowiedzialność administracyjna istnieje, bowiem uchwały Komisji podlegają ocenie sądów administracyjnych, jeżeli toczy się przed nimi postępowanie dotyczące sprawy, której podstawę rozstrzygnięcia przez właściwy organ stanowi uchwała Komisji (zdarzyło się, iż uchylono uchwałę Komisji, ale z przyczyn formalnych, niemerytorycznych). W uzasadnieniach wyroków sądy podkreślały, iż merytoryczna strona sprawy nie pozostaje w obszarze ich kompetencji”. Mechanizm takiego sprzężenia (ocena => decyzja), w którym decyzja (organu, podejmowana w trybie KPA) jest praktycznie przesądzana już poprzez stwierdzenie zajścia przesłanek będących przedmiotem oceny (nie organu i w sposób „wolny” od KPA) będzie z pewnością – choćby z uwagi na efekty swoistej „eksterioryzacji prawnej odpowiedzialności wobec faktycznej decyzyjności” – przedmiotem dalszych dociekań.

W szkolnictwie wyższym, poza wyżej przywołanymi przykładami, pojawia się on już, choć w „nieautomatycznej” wersji, przy postępowaniu rekrutacyjnym, gdzie decyzję w sprawie odwołania kierowanego do uczelnianej komisji rekrutacyjnej, po rozpatrzeniu jej wniosku, podejmuje rektor. Decyzje ministra, podejmowane na skutek ocen PKA, to jakby „półautomatyzm”, bo wg art. 11 ust. 6 minister „uwzględniając w szczególności rodzaj i zakres stwierdzonych naruszeń” – ma wybór: „cofa” albo „zawiesza” uprawnienia uczelni. Kierownik podstawowej jednostki – w sytuacjach wskazanych w art. 190 ust. 2 ustawy – „może skreślić”, a komisja stypendialna, jedynie „może” przyznać dane świadczenie, po stwierdzeniu spełnieniu określonych przesłanek. Pytaniem: dlaczego w danym przypadku z owego „może” organ zrobił użytek, a w innym (zwłaszcza o zbliżonym, tożsamym, analogicznym stanie faktycznym) już nie? – sądy administracyjne mogą nas wielce zaskoczyć.

Warto więc, by regulacje uczelniane określające tryb oceniania studentów spełniały wymóg łatwego dowiedzenia ich prawidłowego zastosowania, np. w kontekście postulatu równego traktowania studentów znajdujących się w tożsamej sytuacji faktycznej (w tym intelektualnej), wszędzie tam, gdzie ocena (studenta) jest podstawą / przyczyną opartej na niej decyzji organu (uczelni), skutkującej pozbawieniem benefitów finansowanych ze środków publicznych czy państwowego dyplomu.

Ustawa – wymaga, doktoranci – prekursanci?

Teza, iż w ramach uczelni powinny istnieć zobiektywizowane i mierzalne reguły oceniania, z uwzględnieniem udziału w nich jej organów, znajduje oparcie w ustawie. Wspomniany już art. 6 ust. 1 stanowi, iż „uczelnia ma w szczególności prawo do: (…) 3) weryfikowania wiedzy i umiejętności studentów”. Nie ma podstaw przyjmować, iż kompetencje przyznane w cytowanym przepisie uczelni, mogą być automatycznie, ostatecznie i zupełnie scedowane na jej pracownika czy wykładowcę, zwłaszcza bez oparcia w regulacjach wewnątrzuczelnianych. Od oceny/zaliczenia wykładowcy/prowadzącego przedmiot zależy (pośrednio, via powodowanie zajścia przesłanek skreślenia z listy studentów lub wysokość średniej ocen) utrzymanie przywilejów wynikających ze statusu studenta, finansowanych ze środków publicznych i o ustawowo gwarantowanych warunkach uzyskania. Dlatego procedura oceniania/zaliczeń w ramach uczelni musi być czymś więcej niż poprzestaniem na decyzjach egzaminatora. Potwierdzeniem tej zasady w stosunku do uczelni wskazanych w art. 56 ust. 2 lub w art. 58 ust. 4 ustawy jest, zawarty w jej art. 162 ust. 5 lit. e), wymóg dookreślenia warunków zaliczania w regulaminie studiów.

Wymieniony wyżej art. 6 nie wskazuje wprost doktorantów w uczelniach. W odniesieniu do nich problem „proceduralnego dochodzenia” do ocen skutkujących w obszarze uprawnień gwarantowanych publicznoprawnie (świadczenia finansowe, państwowy dyplom i wynikające z niego uprawnienia) rozwiązano jednolicie dla całego kraju na podstawie delegacji (z art. 201 ustawy) dla ministra, który określa „szczegółowe uprawnienia organu tworzącego studia doktoranckie, rady jednostki organizacyjnej i kierownika studiów doktoranckich, uwzględniając potrzebę zapewnienia sprawnego przebiegu studiów i wysokiej jakości kształcenia”. Przewidziana par. 7.2 rozporządzenia z 19 grudnia 2006 „w sprawie studiów doktoranckich prowadzonych przez jednostki organizacyjne uczelni (w brzmieniu znowelizowanym 9 lutego 2009 r.) ocena realizacji programu studiów doktoranckich oraz prowadzenia badań naukowych przez doktorantów”, dokonywana przez kierownika studiów doktoranckich według sposobu określonego przez radę jednostki organizacyjnej prowadzącej studia doktoranckie, może być kwestionowana (na podst. par. 6.3 rozporządzenia) w trybie zastrzeżenia kierowanego przez doktoranta do tej rady. Ani kierownik, ani rada nie są (z założenia) organami uczelni, więc do decyzji przez nich podjętych nie stosuje się odpowiednio KPA. Jednak wprowadzenie jednolitej dla całego kraju, umocowanej w powszechnie obowiązującym rozporządzeniu procedury uzyskiwania i kwestionowania ocen stanowi być może zwiastun nowego podejścia.

Komu przeszkadza KPA?

Student czy doktorant, jako strona tego postępowania, ma więc prawo do gwarancji zawartych w przepisach KPA o dowodach, w szczególności wglądu czy sporządzania odpisów. Potwierdziło to Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu (DSW. Ts/ 70/BS/05/4020) słowami: „żaden z obowiązujących przepisów nie ogranicza prawa studenta do zapoznania się z jego pisemną pracą egzaminacyjną oraz złożenia jej za potwierdzeniem odbioru”. Co więc pozostaje nieuczciwej uczelni, która nie chce ujawnić uzasadnienia negatywnej oceny studentowi podejrzewającemu, że jej źródłem są deficyty nie w jego wiedzy, a w finansach szkoły? To proste: odmówić wglądu do pracy, odmówić potwierdzenia jej złożenia (bo może potem „zginie”) lub zagrozić postępowaniem dyscyplinarnym za nagrywanie egzaminu. A co, jeśli student domaga się wglądu na piśmie? Można grać na „zmęczenie przeciwnika”, twierdzić, że „wciąż nie ma odpowiedzi”, a nawet „zgubić” pismo. A jeśli student (opierając się na § 63 ust. 4 KPA) żąda potwierdzenia na kopii składanego pisma i bąka coś o terminach z KPA? Pozostaje za wszelką cenę nie przyjąć pisma, licząc, że student nie będzie potrafił dowieść tego oświadczeniem świadków czy nagraniem.

Inny szczególnie rażący przypadek uniemożliwiania realizacji podstawowych studenckich praw stanowi odmawianie przyjęcia odwołania od skreślenia z listy studentów, tłumaczone pretensjonalnym: „Pan już nie jest naszym studentem, nie muszę niczego od pana przyjmować”. Oczywiście taki nieprawomocnie skreślony student (więc korzystający z wszelkich studenckich praw) może uczciwie zanieść odwołanie na pocztę. Wyda na znaczek i będzie się modlił, aby nie „okazało się”, że „stroi sobie żarty wysyłając do uczelni koperty z czystą kartką”. Poza ryzykiem „dyscyplinarki” za „taki żart”, w jego młodej obywatelskiej duszy już na zawsze pozostanie gorycz kontaktu z bezduszną biurokratyczną opresją w iście kafkowskim stylu.

W czym może pomóc KPA?

Czy więc niechęć do respektowania zasad KPA, w tym pisemności postępowania, wynika z oczywistej niewygody tych procedur, z feudalnych przyzwyczajeń, czy może tylko z niezrozumienia zakresu i zalet jego stosowania? Dlaczego w dziekanatach wielu polskich uczelni studentów zmusza się do wielokrotnego „dopytywania się” o decyzję zapadłą w ich sprawie, komunikując im ją jedynie ustnie, bez jakiegokolwiek uzasadnienia, odmawiając potwierdzenia składanych przez nich pism? Nie ma wniosku (bo student nie ma dowodu jego złożenia) – nie ma sprawy. Nie ma pisma (proceduralny „dziki zachód”) – nie potrzeba pisemnej i uzasadnionej odpowiedzi. Nie ma uzasadnionej decyzji – nie ma szans na realne jej kwestionowanie ani „ryzyka” jej oceny przez „czynnik pozauczelniany”, np. sąd administracyjny.

W ten sposób już na studiach „hoduje się” pokornego petenta, który nawet jeśli czuje się potraktowany niesprawiedliwie, to od progu dorosłości wie, że z arbitralnością „władzy” (tu uosabianą przez przysłowiowy „dziekanat” lub „egzaminatora−egzekutora”) nie wygra. A wystarczy zastosować KPA i respektować zawarte w nim gwarancje pisemności postępowania i wydawania decyzji. Z uczciwie i przekonująco uzasadnioną odpowiedzią student rzadko będzie „walczył dla zasady”. A jeśli jednak się odwoła, to wymieniane pisma pozwolą obiektywnie i weryfikowalnie „zlokalizować”, gdzie może tkwić błąd. Niebagatelne znaczenie ma także wymiar dydaktyczny prawidłowego stosowania KPA. Gdzie, jeśli nie w uczelni, młody obywatel powinien poznać przydatne do końca życia, w kontaktach z każdym urzędem, prawidłowe przykłady stosowania obowiązującego prawa? Inaczej powstaje obszar dowolności i niejasności, który może maskować instrumentalizację prawa lub zwykłą nieuczciwość. Wtedy jednak dla takiej nieuczciwej uczelni powstaje ryzyko, że zdesperowany student, zirytowany polityką „zacierania śladów”, odwiedzi dziekanat „uzbrojony” w dyktafon, a dowody na opisywane tu zjawiska „wrzuci” na odpowiedni serwis internetowy lub przekaże redakcji lokalnego tabloidu.

Uczelnia czy urząd?

Postulaty zniesienia stosowania KPA w relacjach uczelnia – student, ostatnio słyszane przy okazji tworzenia ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, zapewne powrócą podczas jej nowelizacji. Uzasadnione będą, jak zwykle, troską o intymność relacji mistrz – uczeń, niemożnością „urzędniczego” wymierzania dydaktycznych niuansów czy nawet kilkusetletnią tradycją polskich uniwersytetów, które przez jej większość były „wolne od KPA”.

Jednak już w 2005 roku rzecznik praw studenta w swym pierwszym raporcie twierdził: „Dopóki szkolnictwo wyższe finansowane jest przede wszystkim z budżetu państwa, nieuchronne jest postrzeganie relacji student – uczelnia w kategoriach administracyjnoprawnych. (...) Przyjęcie ostatecznej odpowiedzialności za kształt systemu szkolnictwa wyższego przez ustawodawcę i administrację publiczną musi skutkować oczekiwaniem doprecyzowania prawnego wszelkich możliwych pól ewentualnego konfliktu studenta z uczelnią i stojącymi w tle organami administracji publicznej. Problem zakresu stosowania gwarancji kodeksu postępowania administracyjnego w stanach faktycznych z obszaru indywidualnych spraw studenckich to jeden z przejawów tego procesu”.

Nie zamierzam bronić studentów nieuków, nie zamierzam obalać prawa do swobodnej i indywidualnej oceny egzaminacyjnej. Skoro jednak na dyplomie jest godło państwowe, a ze statusem studenta wiążą się finansowane ze środków publicznych przywileje (zniżki PKP, pomoc socjalna), nie możemy negować publicznoprawnych aspektów relacji student – uczelnia. Skoro benefit „bezpłatnych” studiów stacjonarnych w publicznej uczelni lub stypendiów za wyniki w nauce finansowanych przez podatnika zależy od ocen wystawianych przez wykładowców i decyzji podejmowanych przez dziekanów, nie dziwmy się, że student chce bronić swych praw także procedurą prawnoadministracyjną. Przecież KPA m.in. po to powstał, by „cywilizować” kontakty obywatela z władzą. A jeśli profesor – stawiając ocenę negatywną – faktycznie, choć pośrednio, pozbawia stypendium czy oddala państwowy dyplom (na „odległość” kolejnych tysięcy złotych opłaty za powtarzanie zajęć czy semestru), to bez wątpienia jest dla studenta „władzą”. I to opresyjną.