Powrót matematyki

Piotr Müldner-Nieckowski


Z radością witam powrót matematyki, plastyki i muzyki do szkół. To dobra wiadomość dla medycyny i polonistyki, fizyki i historii. Matematyka zanikała w oczach, bo dziwnym zrządzeniem erudytów przestała być potrzebna na maturze. Plastyka przepadła, bo minister edukacji nie umiała czegoś narysować. Muzyka, bo słoń nadepnął decydentowi na ucho. Niejednemu się wydaje, że jeśli czegoś nie potrafi, to nie potrafią pozostali, albo co gorsza – inni także nie powinni potrafić. Najlepiej im tego zakazać. Dawno przestałem wierzyć w tak zwane horyzonty ludzi, którzy powinni je mieć z urzędu. Na urzędzie zbyt często są to chore zonty. Aż tu nagle decyzja za decyzją, coraz mądrzejsza. Jeszcze żeby tak wyjść z impasu w sprawie sześciolatków, których rodzice gubią się w domysłach, co to za zamiary ma wobec nich państwo. Nie państwo, czyli czytelnicy tego felietonu, ale państwo, czyli gnębiciel obywateli.

Zatem powrót wyobraźni urzędników co do wyobraźni uczniów. Ja wiem, że największy talent plastyczny może zostać zabity przez nauczyciela, który myśli o formie na podstawie wzorców z kiepskiego komiksu, a zdolności muzyczne przez fałszującego, ale nawet jeśli tacy dydaktycy nie potrafią rysować czy grać na flecie prostym zwanym fujarką, to niech przynajmniej uczą historii tych dziedzin. Niech pokażą, że im też się coś podoba w świecie pozaszkolnym. Jeśli nic się nie podoba, niech odejdą ze szkoły.

Myślę jednak, że jest wielu plastyków i muzyków, którzy daliby się namówić na uczenie w szkole. Większość bieduje i dorabia malowaniem mieszkań, bo sztuka przestała być w cenie, a to z kolei dlatego, że szkoła przestała wypuszczać ludzi sztuką zainteresowanych i ją rozumiejących. Wypuszcza natomiast takich, którzy artystami nazywają bębnistów grających w zespołach typu Marna Przepaść Zjadaczy Brukselki. Właśnie w mojej miejscowości ekipa pod podobnie dźwięczną nazwą zagrała dziesięć kawałków, od których mieszkańcom spuchły uszy, mięśnie wpadły w drgawki, a mądrość zgłupiała. Młodzież, która nie słyszała o Mozarcie i Beethovenie, wyła niczym kibole na meczu, ale ogólnie była raczej przerażona. Gdybyż jeszcze wiedziała, jaką kasę owa grupa zgarnęła za piosenki oparte na trzech nutach plus jeden bemol! To przed dziećmi na szczęście ukryto, w przeciwnym razie zawiązałaby się jakaś nowa „Solidarność”.

Najbardziej bolesna była utrata matematyki. Każdy, kto miał do czynienia ze studentami przychodzącymi do uczelni w ciągu ostatnich paru lat, zauważył, że dzieje się coś niedobrego. Bardziej nerwowi mówią wręcz o tragedii. Tu już nie chodzi o to, że studenci pierwszego roku są coraz mniej oczytani, że słabo znają język i mają trudności z rozumieniem prostych wykładów, a na wydziałach matematyczno−fizycznych trzeba dla nich organizować kursy mnożenia i pierwiastkowania, eufemistycznie nazywane „wyrównawczymi”. Nie umieją konstruować poprawnych zdań. Mają kłopoty z podstawami logiki. Ich wyobraźnia jest zablokowana, nie potrafią myśleć abstrakcyjnie.

Rzeczy – tak! Pojęcia – nie! Zagadnienia są jednopłaszczyznowe. Wyrazy mają po jednym znaczeniu. Równanie ma tyle rozwiązań, ile niewiadomych. Jeśli coś występuje po czymś, to pierwsze jest w związku przyczynowym z drugim. Człowiek o czerwonej twarzy, z petem w kąciku ust, niedbale ubrany, stojący obok ulicznego śmietnika, to bezdomny (a w każdym razie alkoholik). Jeżeli jeden mówi „tak”, a drugi mówi „nie”, to obaj są w błędzie. Inteligentny nie może być głupi. Lać i sypać można tylko w dół. Skoro jest reszta z dzielenia, to jest i reszta z odejmowania. Zegar dlatego mierzy czas, że jego wskazówki obracają się w prawo. Dzielenie przez zero jest możliwe, ale zakazane. Nie leje się wody do kwasu dlatego, że należy lać kwas do wody. Zrobione znaczy zakończone. Każda sól jest słona. Jeśli mnie zaszkodziło, to zaszkodzi wszystkim. Mam na imię Katarzyna, ale oficjalnie Kasia. Piętnasta to ta sama godzina co trzecia, tylko w dzień. Podaję mój adres: janek@wp.pl, a mieszkam w Warszawie przy Marszałkowskiej dwadzieścia jeden. Komórka to nie aparat, ale są komórki z aparatem. Linia może być mała albo duża, inaczej nikt by nie mówił „po najmniejszej linii oporu”. Ciało wypiera tyle wody, ile waży. Myślnik, jak sama nazwa wskazuje, wyznacza w zdaniu przerwę na myślenie.

Oto wyimki z notatnika łowcy skutków zanikania matematyki. Tymczasem młodzież denerwuje się przywróceniem tego przedmiotu na maturze. Będzie rzeź niewiniątek. Nauczyciele nie dorośli. Szkoła nie podoła. Za krótka vacatio legis, zaległości nie da się nadrobić, taka matura powinna się odbyć po raz pierwszy w roku 2012, a nie w 2010. I tak dalej, powiadają szkolni znawcy. Domyślam się, że rok ten wybrali ze względu na piłkarskie mistrzostwa Europy.

Pokazano to dobitnie w telewizji. „Nie jestem winien temu, że nie zdam matury przez matematykę” – mówi osiemnastolatek złapany na schodach do szkoły przez dziennikarza TVN−24. Pani Minister nie wzięła pod uwagę, że uczeń ten zdążył już z matematyki wyrosnąć. Przecież to stary koń.

e-mail: piotr@muldner.pl