Uniwersytet Sp. z o.o.

Rafał Riedel


Uniwersytety i inne instytucje o charakterze akademickim stały się współcześnie – z konieczności – przedsiębiorstwami. W postindustrialnej erze rozwoju gospodarczego, gdy wiedza jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej przejawia cechy zasobu (i to zasobu w rosnący sposób istotnego i dominującego nad innymi), nie przestaje jednocześnie być dobrem publicznym. Oznacza to, że nie sposób zaaplikować wobec instytucji zarządzających wiedzą, jej kreacją, dystrybucją i rozpowszechnianiem reguł stricte albo tylko i wyłącznie rynkowych. Dlatego w zdecydowanej większości systemów edukacyjnych mamy do czynienia z większym (np. Europa kontynentalna) lub mniejszym (np. Wielka Brytania) zaangażowaniem sektora publicznego w ten obszar działalności. Obecność państwa wydaje się w tym obszarze nieodzowna, jednak nie spełnia ono już prawie nigdzie roli wyłącznego mecenasa, finansującego w 100 proc. wszystkie potrzeby edukacyjne i badawcze. Monopol ten został przełamany za sprawą kilku czynników: niemożliwości odpowiedzi na wszystkie potrzeby (po stronie podażowej), pojawienia się rynku (po stronie popytowej) oraz – specyfika świata postkomunistycznego – ogólnej niewydolności systemu opartego na centralnych subwencjach.

Komercjalizacja (mimo że słowo to w Polsce zyskało sobie wybitnie pejoratywną konotację) jest dla tego sektora naturalną cechą (patrz: D. Bok, Universities in the Marketplace. The Commercialization of Higher Education, Princeton – Oxford 2003). Od czasów greckich sofistów, nauczanie podlegało zwykłemu mechanizmowi rynkowemu. Dopiero późniejszy rozwój tzw. społecznej gospodarki rynkowej zdołał wpoić szerokim rzeszom społeczeństwa, jak również znacznej części jego elity, że edukacja – również na poziomie wyższym – jest „za darmo”, co w oczywisty sposób godzi w logikę racjonalnego myślenia i jest równie utopijne jak myśli XIX wiecznych socjalistów.

Nowoczesny sposób organizacji przedsięwzięcia akademickiego musi zatem stanowić kompromis pomiędzy logiką rynkową i misją publiczną (patrz: Innovation, Science, and Institutional Change. A Research Handbook, (eds.) J. Hage, M. Meeus. Oxford 2006), czyli traktowaniem aktywności uniwersyteckiej jako dostarczającej produkty badawcze, eksperckie, usługi edukacyjne, których jakość determinowana jest zarówno przez rynkowy, jak i państwowy mechanizm regulujący i finansujący. Społeczeństwo i rynek permanentnie redefiniują zachodzące pomiędzy nimi korelacje. Wydaje się, że ten fragment umowy społecznej, który dotyczy sfery akademickiej: kto, kiedy, dla kogo, jak i za ile będzie dostarczał takiego dobra publicznego, jakim jest edukacja na wyższym poziomie oraz produkty ekspercko badawcze, pozostaje w Polsce cały czas niezdefiniowany, tymczasem wymaga pilnego „odświeżenia”, aby mógł uwolnić się od ograniczeń pochodzących z „poprzedniej epoki”.

Klimat to za mało

Polski system szkolnictwa wyższego znajduje się w dość specyficznym momencie. Konstytucyjna gwarancja bezpłatnego dostępu do edukacji – w znacznym stopniu fikcyjna – oraz skostniała struktura organizacyjna i mentalna stanowią silne czynniki ograniczające proces modernizacji, jednocześnie wiele determinant, głównie o zewnętrznym charakterze, wymusza zmiany i reformy, bez których system szkolnictwa wyższego i badań nie tylko nie będzie mógł spełniać swoich podstawowych funkcji, ale zagrożona może zostać jego egzystencja. Wydaje się, że w Polsce istnieje już klimat dla zmian. Jednak klimat (nawet polityczny) to za mało. Opór systemu – jego naturalna tendencja do zachowania dotychczasowej struktury i odrzucania zmian – cały czas jest wystarczająco silny, aby stawić czoła zmianom rewolucyjnym (np. próby zniesienia habilitacji), często również promodernizacyjnej ewolucji.

Nawet jeśli uniwersytety państwowe nie są instytucjami zorientowanymi na zysk, nie sposób zignorować faktu, że funkcjonują na jednym rynku (badawczym, edukacyjnym) razem z przedsięwzięciami komercyjnymi i konkurują z nimi o zasoby niezbędne do przetrwania – studentów, czesne, granty, subsydia, kierunki zamawiane itd. Oznacza to, że z punktu widzenia sprawności organizacyjnej poddane są takiej samej presji rynkowej jak ich komercyjne odpowiedniki (J. Case, Competition. The Birth of a New Science, New York 2007, str. 15-29). Cała generacja akademików przyzwyczajonych do mecenatu państwa będzie musiała zrewidować swoje podejście. Kończy się era, w której podstawa ekonomicznej egzystencji uniwersytetów, instytutów i tworzących je jednostek będzie pochodną pozycji budżetowej w jednej z publicznych instytucji. Bazowanie na ministerialnej subwencji może się okazać niewystarczające nawet na przetrwanie, o rozwoju nie wspominając. Zaczyna się era, w której polityka aktywna, zorientowana na poszukiwanie możliwości rozwojowych, pod kierownictwem liderów mających kompetencje menedżerskie, będzie decydowała o prosperity i być albo nie być jednostek badawczo-edukacyjnych.

Kapitalizm akademicki

Tak więc potrzebujemy nowego sposobu organizacji aktywności akademickiej. W światowej literaturze nurt wiedzy użytkowej służącej opisowi i wyjaśnieniu optymalnych sposobów organizacji i kierowania instytucji typu uniwersyteckiego nosi miano teorii kapitalizmu akademickiego (patrz: S. Slaughterr, G. Rhoades, Adademic Capitalism and the New Economy. Markets, State and Higher Education.Baltimore 2004). Uwzględnia ona warunki integracji świata akademickiego ze światem gospodarki rynkowej, tak aby cyrkulacja wiedzy odbywała się w sposób płynny, sprawny i możliwie szybki – by ten główny zasób społeczeństwa informacyjnego produkowany przez uniwersytety służył wzrostowi gospodarczemu.

Tymczasem dziki kapitalizm, obserwowany w Polsce od kilkunastu lat, zaowocował dramatycznym spadkiem jakości dydaktyki i badań i każdorazowo rankingi plasujące pozycję polskich uniwersytetów na tle ich europejskich i światowych odpowiedników nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości co do miejsca polskiej akademii w systemie globalnym.

Niedoskonałości urynkowienia sektora akademickiego nie są polską specjalnością. Nawet tam, gdzie kapitalizm akademicki się rozwinął i działa – w powszechnej opinii – najsprawniej, również przejawia wiele wad. Wystarczy wymienić problem studentów-atletów, którzy – cenni dla uniwersytetów ze względów komercyjnych czy prestiżowych – kończą swoje kierunki studiów niejako poza głównym nurtem procesu dydaktycznego. Takie praktyki, mimo że dość powszechne w wielu uczelniach amerykańskich, powszechnie uważa się za złe i demoralizujące. W tym miejscu należy odnotować głos mniejszości – są również stanowiska, według których kombinacja biznesu i nauki to toksyczny mix, w którym naukowa rzetelność złożona zostaje na ołtarzu interesu ekonomicznego (J. Washburn, University Inc. The Corporate Corruption of Higher Education. New York 2005). Wiele trendów współczesnej akademii: studia na odległość, studia zaoczne, komercjalizacja badań naukowych (i inne), są często źródłem patologii i wypaczeń głównych wartości świata akademickiego.

Akademia jest biznesem

Od uniwersytetów oczekuje się współcześnie wspierania rozwoju gospodarczego. Dostarczają bowiem na rynek jednego z podstawowych zasobów, których potrzebuje nowoczesna gospodarka – wiedzy. Tak więc bardzo istotna część ich misji pozostaje w funkcjonalnym związku z gospodarką i wolnym rynkiem. Dostarczają gospodarce innowacji, umiejętności, stymulacji intelektualnej. Jako takie stanowią dobro publiczne i generują jednocześnie dobro publiczne, co wymaga specjalnego wsparcia ze strony sektora publicznego i prywatnego.

Relacje pomiędzy akademią a przemysłem, rozwijające się w Polsce głównie w naukach ścisłych, pozostają natomiast prawie nieodkryte w przypadku nauk społecznych. Skala rozwoju takich kierunków studiów jak politologia (stymulowana głównie popytem edukacyjnym), pozostaje odwrotnie proporcjonalna do zakresu praktycznego wykorzystania tej dyscypliny w projektach wdrożeniowych. Zapewne wśród przyczyn takiego stanu rzeczy należy się doszukiwać zarówno takich leżących po stronie „popytowej” (np. brak artykułowanych, często nieuświadomionych, potrzeb administracji publicznej), jak również po stronie „podażowej” (np. zwykły brak kompetencji wykraczających poza role dydaktyczne wśród kadry akademickiej).

Tymczasem akademia jest biznesem, o czym przekonują doświadczenia głównie świata anglosaskiego – notabene, postrzeganego jako obiekt aspiracji wielu systemów edukacyjnych (D. R. Stabile, Economics, Competition and Academia. An Intellectual History of Sophism versus Virtue. Northampon 2007, str. 78-96). Biznesowe podejście w sektorze uniwersyteckim na dobre zadomowiło się oczywiście w tej jego części, która nazwana jest prywatną, a w której bardzo często – przynajmniej w polskich warunkach – pracują dokładnie ci sami ludzie, którzy na swoim państwowym „pierwszym etacie”, doświadczając zapewne rozdwojenia jaźni, kierują się zasadami a– lub antyrynkowymi. Tymczasem bez względu na to, czy państwowy, czy prywatny, sektory muszą reprezentować taką samą sprawność operacyjną, poziom innowacyjności i jakość w realizacji swojej misji edukacyjnej i badawczej. Wydaje się nawet, że badania i rozwój powinny stać się domeną uczelni uniwersyteckich, w których większe zaangażowanie finansowe państwa tworzy naturalne warunki do realizacji tej ambitnej misji.

Należy zauważyć, że funkcjonowanie i rozwój sektora akademickiego coraz trudniej ująć w ramy interpretacyjne ograniczone do jednego systemu krajowego. Skala i intensywność interakcji ponad granicami, szczególnie po wejściu Polski do Unii Europejskiej, staje się coraz większa, co determinuje również sposób funkcjonowania całego sektora. Społeczność akademicka jest jedną z najbardziej transnarodowych grup społecznych, cecha ta zaczyna dotyczyć również coraz liczniejszej grupy studentów. Szanse i możliwości rozwoju, jakie stwarza internacjonalizacja, dzięki łatwo tworzącym się sieciom społecznym, przy wsparciu ram finansowych oferowanych przez Unię Europejską oraz inne programy międzynarodowe, generuje swego rodzaju nowy ekosystem, którego granice pozostają płynne i bynajmniej nie mają już nic wspólnego z administracyjnymi granicami systemu państwowego.

 
Dr Rafał Riedel jest adiunktem w Katedrze Stosunków Międzynarodowych Instytutu Politologii Uniwersytetu Opolskiego.