Proces boloński oczami studentów
Hasło „proces boloński” jest znane praktycznie każdemu, kto ma do czynienia ze szkolnictwem wyższym. Jednakże trzeba sobie uzmysłowić, że jego idea jest w Polsce interpretowana bardzo różnorodnie. Te dwa słowa powtarzane są jak mantra w kontekście koniecznych reform w szkolnictwie wyższym, jak również w ujęciu pejoratywnym, gdy mówi się o niepotrzebnych nowinkach.
Pod koniec kwietnia w Leuven odbył się szczyt ministrów ds. szkolnictwa wyższego krajów biorących udział w procesie bolońskim. Po lekturze dokumentu końcowego ze szczytu można dojść do wniosku, że za kategorie tego procesu należy uznać większą część zagadnień związanych ze szkolnictwem wyższym. Przeczy to całkowicie opinii, która sprowadza proces boloński do wprowadzenia systemu 3+2, punktów ECTS czy suplementu do dyplomu. Założenia procesu to przede wszystkim zbiór priorytetów, którymi powinni się kierować ministrowie oraz cała społeczność akademicka w reformie szkolnictwa wyższego i dążeniu do stworzenia Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego. Proces boloński to zespół naczyń połączonych, więc realizując jedne jego elementy i zapominając o innych sprowadzamy go do karykatury. Jestem też przekonany, że terminologia procesu bolońskiego to nie tylko europejska nowomowa, ale przede wszystkim językowa nadbudowa różnorodnych kwestii oraz problemów, z jakimi mają do czynienia na co dzień studenci i pozostali członkowie społeczności akademickiej w poszczególnych krajach. Oczywiście, skrajną naiwnością byłoby twierdzenie, że proces nie implikuje problemów, jednakże prawidłowe wdrażanie jego elementów pozwoliłoby rozwinąć skrzydła studentom, jak również rozwiązać wiele ich kłopotów. W artykule tym poruszę część priorytetów procesu bolońskiego, na które kładą nacisk organizacje studenckie z całej Europy.
Wymiar społeczny
Europejski ruch studencki reprezentowany przez Europejską Unię Studentów uważa za jeden z najważniejszych priorytetów procesu bolońskiego tzw. wymiar społeczny i to dzięki zabiegom studentów ten priorytet został wpisany w ogólne założenia. Mówi się o tym, by społeczność akademicka była odzwierciedleniem całego społeczeństwa, z uwzględnieniem przede wszystkim pochodzenia społeczno ekonomicznego. Ważne jest ułatwienie dostępności do szkolnictwa wyższego oraz umożliwienie studentowi utrzymanie się na studiach bez zwiększonej pomocy ze strony rodziców. Na gruncie polskim kluczowe w tej materii są kwestie stypendiów i kredytów studenckich oraz odpłatności za studia.
Parlament dwukrotnie w ciągu ostatniego roku wydawał stanowiska w sprawie zmian w systemie stypendiów i kredytów studenckich. W stanowiskach tych zwróciliśmy uwagę przede wszystkim na kredyty studenckie, które powinny w przyszłości stanowić podstawę wsparcia finansowego dla studenta, jednakże w obecnym kształcie są nieatrakcyjne i coraz mniej popularne. Sama reforma kredytów, bynajmniej nie kosmetyczna, powinna dotyczyć systemu poręczeń oraz umorzeń, tak by były one w jak największym stopniu dostępne dla ubogich studentów. Konieczność reformy systemu stypendialnego wynika m.in. z niesprawiedliwej dystrybucji środków oraz nieprawidłowości, wręcz patologii, które nieustannie drążą system stypendialny.
Najwięcej spraw zgłaszanych do rzecznika praw studenta dotyczy „naciągania” studenta na opłatach. Najczęściej dotyczą one ogłaszania nowych opłat lub zmian ich wysokości jako obowiązujących bez wcześniejszej zgody, a nawet wiedzy studenta. Warto jednak dodać, że przy ogólnym wzroście liczby spraw spływających do rzecznika, liczba skarg dotyczących kwestii finansowych spadła, co świadczy o skuteczności instrumentu, jakim są umowy zawierane między studentem a uczelnią. Ta konstatacja to jeden z istotniejszych argumentów przemawiających za wprowadzeniem powszechnych i szczegółowych umów dotyczących świadczenia usług edukacyjnych zawieranych między uczelniami a każdym studentem, więc także tym, za którego studia formalnie i pośrednio płaci podatnik.
W kontekście odpłatności za studia raporty organizacji międzynarodowych podkreślają, że system w Polsce jest niesprawiedliwy, co ma wynikać z przeświadczenia, że za studia płacą biedniejsi, gdyż miejsca na bezpłatnych studiach w uczelniach publicznych zajmują bogatsi, czyli ci, których było stać na dokształcanie się. Aby system stał się sprawiedliwy, konieczne jest kierowanie środków publicznych w różnych formach do studenta, a dopiero poprzez jego decyzje – pośrednio – na uczelnie. Sprawiedliwy system powinien też umożliwić bezpłatne studiowanie na studiach dziennych w uczelniach niepublicznych.
Uczestnictwo studentów
To proces boloński zapoczątkował włączenie na pełnych prawach studentów w proces decyzyjny w instytucjach szkolnictwa wyższego. Ministrowie ds. szkolnictwa wyższego z krajów europejskich już 8 lat temu (szczyt w Pradze) zgodzili się, że studenci powinni być równym partnerem w szkolnictwie wyższym, ponieważ są jedyną częścią społeczności akademickiej, która patrzy na system z perspektywy osoby uczącej się oraz przyszłego absolwenta.
Aby studenci spełniali rolę pełnoprawnego partnera, konieczne jest, żeby organizacja reprezentująca studentów była ciałem niezależnym. Tymczasem badania Europejskiej Unii Studentów Bologna with Student Eyes, oparte na raportach organizacji członkowskich i lekturze przepisów prawnych obowiązujących w poszczególnych krajach, podważają niezależność ruchu studenckiego w Polsce. Samorządy studenckie są uzależnione finansowo od władz uczelni, natomiast Parlament Studentów RP jest finansowany przez ministerstwo, wobec którego, zgodnie z założeniami procesu bolońskiego, powinien być partnerem. Tak więc stopień niezależności, która jest jednym z filarów ruchu studenckiego w Europie, zależy tylko od jakości przedstawicielstwa studenckiego oraz stosunku organów trzecich do PSRP i samorządów, a nie wynika wprost z mechanizmów panujących w sektorze szkolnictwa wyższego. Należy więc zmienić sposób finansowania parlamentu, tak by był on oparty na ustawowej kwocie od każdego studenta i nadać mu osobowość prawną, natomiast uczelnie powinny przekazywać na działalność studencką ustawowo określoną stałą część swojego budżetu.
Ponadto warto zauważyć, że partnerstwo studentów w Polsce często sprowadzane jest do suchych 20 proc. w organach przedstawicielskich, które są, z jednej strony, pewnym minimum ze względu na standardy europejskie, ale często nie przekładają się na rzeczywisty udział studentów w procesie decyzyjnym. Wynika to po części z nie zawsze wysokiej jakości przedstawicielstwa studenckiego, które nie ma pełnej świadomości przysługujących mu praw, ale z drugiej strony jest efektem traktowania studentów jako partnerów drugiej kategorii. W obliczu brzemiennego w skutkach problemu, jakim jest brak znajomości przez studentów swoich praw, jako rozwiązanie systemowe powinny być wprowadzone szkolenia z zakresu praw i obowiązków studenta dla I roku prowadzone przez Parlament Studentów RP.
Bez udziału studentów nie da się też zapewnić jakości kształcenia, gdyż tak, jak to już było wcześniej zasugerowano, tylko studenci mogą spojrzeć na jakość kształcenia z perspektywy osoby uczącej się i przyszłego absolwenta. Udział studentów jest szczególnie istotny w tworzącym się mozolnie w polskich uczelniach systemie wewnętrznego zapewnienia jakości. Kluczowym elementem tego systemu są ankiety studenckie, ale jego istnienie nie może być fasadowe.
Mobilność
Mobilność jest według wielu opinii, także tych prezentowanych na szczycie w Leuven, miernikiem sukcesu we wdrażaniu procesu bolońskiego. Dlatego niepokoi fakt, że polscy studenci, mimo wysiłku kilku uczelni stawiających na internacjonalizację, należą niestety do relatywnie najrzadziej wyjeżdżających, co widać chociażby w statystykach programu Erasmus. Z racji tego, że plusy umiędzynarodowienia uczelni, w tym mobilności studentów i kadry naukowej, są ciężkie do podważenia,dyskurs o mobilności skupia się nie na tym, czy jechać, a na tym, by zidentyfikować i usuwać przeszkody mobilności.
Jedną z największych przeszkód dla polskich studentów są kwestie finansowe. Z uwagi na dużo wyższe koszty utrzymania za granicą, wyjazd na stypendium zagraniczne jest dobrem dla wybranych i w dużym stopniu zależy od dochodów rodziców. Bardzo potrzebne jest zwiększenie nakładów na mobilność ze strony zarówno ministerstwa, jak i uczelni, umożliwienie w większym stopniu korzystania z rodzimego systemu pomocy materialnej przez wyjeżdżających na studia za granicą.
Kolejne bariery związane są z uznawaniem dyplomów.Studenci często mają np. problem z podpisaniem learning agreement, bo proponowane za granicą przedmioty np. nie nazywają się tak samo, jak w rodzimej uczelni. Tutaj pewnym rozwiązaniem mogłoby być tworzenie w ramach programów studiów tzw. mobility window, czyli semestru, w czasie którego obowiązywałaby całkowicie elastyczna ścieżka kształcenia.
Wśród polskich studentów dużym problemem jest bariera językowa. Pod względem umiejętności językowych polska młodzież jest, niestety, w ogonie Unii Europejskiej. Uczelnie ponoszą tu ogromną odpowiedzialność, gdyż kompetencje językowe są kluczowe we współczesnym świecie, tymczasem lektoraty czy zajęcia w językach obcych traktuje się jak dobro luksusowe, za które przede wszystkim trzeba dodatkowo płacić.
Wśród przeszkód w mobilności przyjezdnej brzemienne w skutkach są skomplikowane i kosztowne procedury wizowe, które uderzają w chcących przyjechać do Polski studentów i nauczycieli akademickich.
System 3+2 i punktacja ECTS
Reforma cykli oraz wprowadzenie systemu ECTS jest przez studentów w Europie uważana za najbardziej namacalny wymiar procesu bolońskiego. Przez wielu członków społeczności akademickiej proces jest wręcz do tego zagadnienia ograniczany.
Cele reformy cykli są w istocie bardzo prostudenckie: zwiększenie możliwości elastycznego budowania ścieżki edukacyjnej, ułatwienie mobilności, zwłaszcza tzw. mobilności pionowej, czyli odbywania studiów na kolejnym stopniu w innej uczelni, a dzięki umożliwieniu zmiany uczelni i kierunku już po 3 latach, zwiększenie możliwości studenta na rynku pracy z uwzględnieniem cechującej go dynamiki zmian uwarunkowań.
Paradoksalnie, w Polsce często da się usłyszeć głosy, że studenci sceptycznie podchodzą do reformy cykli i wprowadzenia systemu 3+2. Jednakże konkluzja, że w związku z tym nie lubią procesu bolońskiego jest nadużyciem, gdyż trudno wskazać uczelnię w Polsce, która wprowadziłaby w pełni prawidłowo system 3+2 oraz punktację ECTS.
W tej materii grzechów popełnianych jest niezmiernie dużo:
– sztuczny podział jednolitych studiów magisterskich na 2 części, który polega zazwyczaj na przesunięciu poszczególnych przedmiotów z jednego roku na inny oraz zwiększeniu obciążenia zajęciami zwłaszcza na I stopniu. Powoduje to większe usztywnienie ścieżki kształcenia, a więc daje efekt sprzeczny z duchem procesu bolońskiego;
– zjawisko pozytywnej dyskryminacji, czyli preferowanie podczas rekrutacji na II stopień absolwentów I stopnia w tej samej uczelni;
– istnienie zjawiska „dziury”, czyli uniemożliwienie studentowi ukończenia studiów w trybie, na jaki został przyjęty, w wyniku chociażby urlopu dziekańskiego lub niezaliczonego roku. Może się to wiązać czasem z życiową tragedią, gdyż w grę wchodzą dodatkowy czas, koszty, a często niemożność realizacji licencjatu z powodu różnic programowych. To zjawisko, zawinione tylko i wyłącznie przez uczelnie, jest sprzeczne z art. 257 § 4 ustawy, a także gwałci zasadę praw nabytych. Skargi w tej sprawie do rzecznika praw studenta stanowią 10 proc. wpływających spraw, co jest skalą, jak na państwo prawa, porażającą;
– błędne wprowadzanie punktów ECTS, które w wielu uczelniach, szczególnie tych niewysyłających studentów na stypendia w ramach programu Erasmus, są jedynie ozdóbką do oceny, z której nic nie wynika. Wspominane już rozporządzenie z 3 października 2006 w sprawie warunków i trybu przenoszenia osiągnięć studenta jasno mówi, że system ECTS powinien być oparty na nakładzie pracy oraz efektach kształcenia. Tymczasem punkty ECTS rzadko odpowiadają nakładowi pracy, czasem proporcje między punktami za poszczególne przedmioty nie mają odzwierciedlenia w proporcji nakładu pracy. Zdarza się, że przedmiotom tzw. ważniejszym, prowadzonych przez wykładowców z wyższym tytułem naukowym, daje się więcej punktów, a pozostałym mniej. Przykładem zupełnego braku zrozumienia idei ECTS jest też sytuacja, kiedy liczba punktów na studiach niestacjonarnych różni się od liczby ECTS na studiach prowadzonych na tym samym kierunku w trybie stacjonarnym.
Punkty ECTS mają ułatwić studentowi zaliczanie przedmiotów w ramach elastycznej części programów studiów, tylko że często student może wybrać jedynie między lektoratami języków obcych albo wręcz nie ma w ogóle prawa wyboru. ECTS mają też ułatwić mobilność, tylko co z tego, jeśli wielu profesorów widzi swój przedmiot jako najważniejszy na świecie i nakazuje studentowi zaliczyć go po powrocie, mimo że podpisane przed wyjazdem learning agreement tego nie uwzględniało.
Ramy kwalifikacji
Ramy kwalifikacji, jawiące się jako jedno z najbardziej abstrakcyjnych pojęć procesu bolońskiego, są kwintesencją kształcenia zorientowanego na studenta. Stały się też priorytetowym postulatem Parlamentu Studentów RP względem reformy szkolnictwa wyższego. Dzięki KRK możliwe będzie rzetelne budowanie programów studiów na podstawie efektów kształcenia. Krajowe ramy mają przez to umożliwić studentowi samodzielne kształtowanie własnej ścieżki kształcenia. Obecnie studenci często nie zostawiają suchej nitki na sztywnych programach, w których wiele przedmiotów, stworzonych bardziej dla potrzeb kadry, nie jest studentowi potrzebnych ani z perspektywy osobistego rozwoju, ani szans na rynku pracy.Dzięki ramom zdecydowanie łatwiej będzie można uznać osiągnięcia edukacyjne zdobyte w innych uczelniach w Polsce i zagranicą.
Koncepcja ram kwalifikacyjnych zakłada też uznawanie tzw. kształcenia wcześniejszego oraz kształcenia pozaformalnego, czyli efektów kształcenia w działalności niezwiązanej bezpośrednio z tokiem studiów. W praktyce może to prowadzić do tego, że np. efekty kształcenia zdobyte przez studenta dzięki działalności w kole naukowym, czasami zdecydowanie bardziej wartościowe niż te zdobyte na tradycyjnych zajęciach, będą uznawane za pomocą punktów ECTS.
Doświadczenia innych krajów pokazują, że należy przede wszystkim zadbać o rzetelność we wprowadzaniu krajowej ramy kwalifikacyjnej. Zdecydowanie szkodliwe będzie wprowadzanie ram w sposób fasadowy, a z takim będziemy mieli do czynienia, jeśli ograniczy się możliwość korzystania z KRK do uczelni określonego typu, a pozostałe będą zmuszone do opierania się na centralnej liście kierunków, która jest przeżytkiem niespotykanym, poza Rosją, w żadnym europejskim kraju. Sens ma tylko wprowadzenie KRK do całego systemu szkolnictwa wyższego w Polsce, a jedynym ograniczeniem powinna być negatywna akredytacja instytucjonalna. Zgodnie ze stanowiskiem Parlamentu Studentów w sprawie pilnego nadania priorytetu pracom nad krajową ramą kwalifikacji, jej wprowadzenie jest nierozerwalnie związane ze zwiększeniem autonomii programowej uczelni, likwidacją listy kierunków studiów oraz standardów kształcenia.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.