Troska o jakość popłaca
Prof. dr hab. Andrzej Eliasz, psycholog, specjalizacja – psychologia różnic indywidualnych i psychologia ekologiczna. Doktorat – 1972 w UW, habilitacja – 1981 w UW, profesura – 1990. Członek licznych towarzystw naukowych. Były przewodniczący European Association of Personality Psychology. Redaktor naczelny „Studiów Psychologicznych” 1991-2000. Jeden z założycieli i rektor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Członek Rady ds. Edukacji i Badań Naukowych przy Prezydencie RP. Przewodniczący Konferencji Rektorów Szkół Niepublicznych KRASP.
Czy doczekaliśmy już czasów, kiedy możemy powiedzieć, że uczelnie dzielą się na dobre i złe, czy dalej obowiązuje przede wszystkim podział na publiczne i niepubliczne?
– Na poziomie deklaratywnym podziału już nie ma, na poziomie rzeczywistym i na poziomie stereotypów taki podział nadal istnieje. Podam prosty przykład. Swego czasu, gdy były ogromne kłopoty z uczelnią w Jarosławiu i jej rektorem, kilkakrotnie zdarzyło się, że spotkani profesorowie mówili do mnie, jako do przedstawiciela uczelni niepublicznych: „Dlaczego nie uporządkujecie spraw tej uczelni, przecież ona wam strasznie psuje opinię”. Tymczasem, jak wiadomo, chodziło o państwową szkołę zawodową. Czyli funkcjonował silny stereotyp, że jeśli coś złego działo się w szkolnictwie wyższym, to pewnie dotyczyło to uczelni niepublicznej. Niestety, do tej pory spotykam się z przypisywaniem nam tamtych nieprawidłowości. Czyli ten stereotyp nadal istnieje.
Teraz mamy mocno nagłośniony przypadek Akademii Humanistyczno Ekonomicznej z Łodzi, która prowadzi filie w wielu miastach nie mając do tego uprawnień. Z powodu licznych uchybień uczelni cofnięto też uprawnienia do prowadzenia studiów na kierunku informatyka. A to już uczelnia niepubliczna.
– Niestety, zdarzają się takie przypadki i my, jako środowisko uczelni niepublicznych, zdecydowanie negatywnie je oceniamy i chcielibyśmy, aby dostępne były narzędzia pozwalające ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego skutecznie walczyć z takimi nadużyciami. Dodać tu jednak trzeba, że niejedna uczelnia publiczna, która na prawo do zakładania pozamiejscowych ośrodków dydaktycznych, robi to często przy naruszaniu standardów dobrego kształcenia. To są nieprawidłowości mniej przemawiające do wyobraźni, ale poważnie obciążają one reputację często znanych i dużych uczelni.
Generalnie, jeśli chodzi o poziom kształcenia, środowisko uczelni niepublicznych, po kilkunastu latach funkcjonowania, znacznie okrzepło. Jest coraz więcej uczelni dobrych. W wielu uczelniach, które o to dbają, coraz lepiej wygląda też sprawa własnej kadry. Przed nami jednak wiele problemów, choćby kwestie umiędzynarodowienia czy niżu demograficznego.
Powiedziałbym, że istnieje czołówka kilkunastu dobrych uczelni niepublicznych. Później jest środek, składający się z kilkudziesięciu uczelni działających na w miarę przyzwoitym poziomie. Ale jest też cała duża grupa szkół niepublicznych funkcjonujących bardziej jak przedsiębiorstwa edukacyjne niż jak uczelnie wyższe.
– Zgadzam się z tą diagnozą. Rzeczywiście, są duże różnice w poziomie i sposobie funkcjonowania tej grupy szkół. Do dobrych uczelni niepublicznych z pewnością zaliczają się te, które należą do KRASP. Jest ich obecnie dziesięć. Utrwaliły one swoją pozycję już na tyle, że nie mają kłopotów z własną kadrą, prowadzą badania naukowe, dbają o studentów. Jest pewna grupa uczelni, która ma wszelkie szanse, by uzyskać poziom akademicki – czyli co najmniej jedno uprawnienie do doktoryzowania – i dołączyć do konferencji. Nasze uczelnie, jeśli chodzi o poszczególne kierunki studiów, mają bardzo duże osiągnięcia i z powodzeniem mogą konkurować z uczelniami publicznymi. Oczywiście jesteśmy świadomi, że nie możemy konkurować z szacownymi uczelniami o wielkiej tradycji, to jest po prostu niemożliwe, ponieważ budowanie dobrej uczelni, jej marki i jakości trwa długie lata. To, że w ciągu kilkunastu lat powstała grupa uczelni, która osiągnęła poziom akademicki, jest naszym wielkim sukcesem. Są też bardzo dobre niepubliczne uczelnie zawodowe. Nie powinniśmy zapominać, że ich poziom należy oceniać nie na podstawie uprawnień akademickich. O ich poziomie bezpośrednio świadczy przygotowanie absolwentów do pracy zawodowej.
W ostatnich dwóch miesiącach miało miejsce kilka wydarzeń zwracających uwagę na sektor uczelni niepublicznych. Poczynając od artykułu rektorów Krzysztofa Pawłowskiego i Tadeusza Pomianka w „Rzeczypospolitej”, poprzez list otwarty rektora Zdanowskiego i wezwanie do występowania z KRASP i KRZaSP oraz oświadczenia Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich, aż po spotkania rektorów tej grupy uczelni z minister nauki i premierem. Miesiące wakacyjne, a w środowisku wrze.
– Jest wiele problemów mocno poruszających nasze środowisko i jego przedstawiciele głośno je wyartykułowali. Tak się złożyło, że stało się to właśnie teraz.
Ton niektórych wypowiedzi – słowa o żądaniach i wysyłaniu kontroli NIK, by szukały miliardowych niegospodarności w innej grupie uczelni – trochę odbiegał od przyjętych standardów.
– Musimy oddzielić formę od treści. Forma niektórych wypowiedzi mnie także nie przypadła do gustu. Wystąpienie przewodniczącego Stowarzyszenia Założycieli i Rektorów Uczelni Niepublicznych, rektora Mirosława Zdanowskiego, było na tyle bulwersujące, że napisałem do niego list i wystąpiłem ze stowarzyszenia. Uznałem, że użyta forma i niektóre argumenty są niedopuszczalne. Natomiast w gronie uczelni niepaństwowych zrzeszonych w KRASP byliśmy zgodni, że choć forma bardzo nam się nie podoba, to ze znaczną częścią uwag dotyczących nierównego traktowania uczelni obu sektorów solidaryzujemy się. Wyraziliśmy przekonanie, że sytuacja szkolnictwa wyższego wymaga poważnej debaty, w której unikać się będzie przyjmowania prostych wyjaśnień i rozwiązywania problemów opartych na stereotypach dotyczących oponentów. Uznaliśmy, że rektorzy wszystkich uczelni, publicznych i niepublicznych, powinni dbać o jakość kształcenia. Przy tym standardy jakości kształcenia nie powinny być ograniczane jedynie do ilościowych wskaźników. Nie powinniśmy też czekać wiele lat na rozporządzenia wykonawcze do ustawy. Podobnie, podnosząc wiele krytycznych kwestii, wypowiedzieli się rektorzy zrzeszeni w KRZaSP.
We wspomnianym artykule autorzy stawiają tezę, że w uczelniach niepaństwowych studia są kilkakrotnie tańsze, a ta różnica to kwota niegospodarności. To już trochę intelektualne nadużycie. W wielu wypadkach koszty są mniejsze, ale nie można naginać danych do przyjętej tezy, by znaleźć na papierze miliard złotych. Przede wszystkim porównania należałoby dokonać nie en bloc, tylko na tym samym kierunku – bo wiadomo, że zupełnie inne są proporcje różnych kierunków w obu grupach uczelni i inna ich kosztochłonność oraz należałoby uwzględnić wszystkie inne czynniki, jak choćby formy zatrudnienia.
– To oczywiste, że nie powinniśmy porównywać studentów politologii i fizyki, bo koszty ich kształcenia są zupełnie różne. I różne są proporcje studentów różnych kierunków w obu grupach uczelni. To nie podlega dyskusji. Bardzo wyważone stanowisko przedstawili rektorzy, wśród których byli wspomniani przez Pana, na spotkaniu z premierem. Mówiliśmy tam przede wszystkim o zrównaniu obu sektorów przede wszystkim poprzez finansowanie z budżetu studiów stacjonarnych zarówno w szkołach publicznych, jak i niepublicznych. Taką możliwość przewiduje obowiązująca ustawa, ale od momentu jej uchwalenia, czyli od 2005 roku, nie ma do niej rozporządzenia określającego warunki, jakie musi spełniać uczelnia, by się ubiegać o dofinansowanie. Powiedzmy wyraźnie, że chodzi o pieniądze na czesne studentów, a nie pieniądze dla uczelni.
To nie jedyne oczekiwania, jakie zgłosiło środowisko uczelni niepaństwowych. Postulatów było znacznie więcej.
– Na spotkaniu z premierem, a później na osobnym spotkaniu rektorów uczelni niepublicznych należących do KRASP z Panią Minister i wiceministrem Witoldem Jurkiem, mówiliśmy o wielu kwestiach. Padły postulaty zrównania uczelni publicznych i niepublicznych w zakresie dostępu do środków pochodzących z Unii Europejskiej, podnoszona była kwestia udziału państwa w kosztach kształcenia nauczycieli akademickich również w uczelniach niepublicznych, wprowadzenie parytetu przy wyborach reprezentantów do Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, Państwowej Komisji Akredytacyjnej oraz Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Mówiliśmy także o umożliwieniu nabywania przez uczelnie niepubliczne nieruchomości komunalnych lub stanowiących własność Skarbu Państwa, bo choć taką możliwość przewiduje ustawa o szkolnictwie wyższym, to trudno uzyskać bonifikatę od ustalonej ceny ze względu na prowadzenie działalności oświatowej i naukowej. Padł też postulat likwidacji rozwiązania, zgodnie z którym to podstawowa jednostka uczelni, a nie sama uczelnia, uzyskuje uprawnienia do kształcenia na określonym kierunku oraz postulat uregulowania pozycji prawnej Państwowej Komisji Akredytacyjnej, aby nie dochodziło do takich sytuacji, jak obecnie, gdy wydając uchwały, a więc akty o charakterze wewnętrznym, dokonuje ona zmian w obowiązującym prawie szkolnictwa wyższego, czyli w ustawie i przepisach wykonawczych.
Czy na tych spotkaniach zapadły jakieś ustalenia?
– Przedstawiliśmy nasz punkt widzenia i jesteśmy umówieni na kolejne spotkanie, na którym będziemy poszukiwać rozwiązania tych problemów. Zewnętrzna rzeczywistość ekonomiczna nie sprzyja wprowadzeniu naszego głównego postulatu – dopłat do studiów stacjonarnych także w uczelniach niepublicznych. Myślimy, że wysokość dofinansowana mogłaby być połączona z jakością nauczania, mierzoną na przykład zdobytymi przez uczelnię uprawnieniami. Im wyższe uprawnienia, tym wyższe dotacje. Inna zasada powinna dotyczyć wyższych szkół zawodowych.
Ale taki postulat trochę kłóci się z tym, co mówiliśmy o objęciu wsparciem wszystkich studentów studiów stacjonarnych.
– Minister w drodze rozporządzenia określa warunki i tryb przyznawania tej dotacji. Warunkiem jej uzyskania powinna być jakość kształcenia, mierzona choćby zdobytymi uprawnieniami. Pomocą powinni być objęci wszyscy studenci, którzy studiują w dobrych uczelniach, łącznie z dobrymi uczelniami zawodowymi.
Jak Pan ocenia przedstawione propozycje zmian w szkolnictwie wyższym?
– Generalnie reforma polskiego systemu szkolnictwa wyższego jest konieczna, i ta świadomość potrzeby zmian istnieje w wielu gremiach. Uczestnicząc w pracach KRASP jestem o tym mocno przekonany. W tej chwili komisja powołana przez KRASP, KRZaSP i Fundację Rektorów Polskich, której przewodniczy prof. Jerzy Woźnicki, przygotowuje strategię rozwoju szkolnictwa wyższego na wiele lat, zawierającą propozycje daleko idących zmian.
Jest w polskim szkolnictwie wyższym wiele zjawisk, które trzeba ocenić negatywnie. Są choćby uczelnie państwowe ze znacznym nadmiarem kadry i takie, które istnieją nieopodal, a cierpią na jej brak. Nie ma mechanizmów, które wymuszałyby mobilność między uczelniami. Rektor uczelni powinien mieć możliwości przyciągania dobrych pracowników. W niektórych uczelniach, gdzie jest nadmiar kadry, prowadzone są zajęcia w bardzo małych grupach ćwiczeniowych i seminaryjnych. Jest to nieuzasadnione merytorycznie i bardzo kosztowne. W Stanach Zjednoczonych systematycznie maleje liczba pracowników pełnoetatowych, a powiększa się grono osób zatrudnionych na kontraktach. Z punktu widzenia efektywności i kosztów kształcenia jest to zjawisko korzystne. Polskim uczelniom opłaca się utrzymywać znaczną kadrę, bo poprzez algorytm podziału dotacji przekłada się to na większe pieniądze. Ten i wiele innych mechanizmów powinno ulec zmianie.
– Są Państwo jedną z uczelni, których korzenie sięgają związków z Polską Akademią Nauk.
– To nam szalenie pomogło na początku. Sam byłem pracownikiem Instytutu Psychologii PAN. Dziś dla ogromnej większości naszych pracowników SWPS jest podstawowym miejscem pracy. Dążymy do tego, aby szkoła rozwijała się własnymi siłami. Od początku tworzyła ją kadra profesorów, którzy nie traktowali uczelni jak przedsięwzięcia biznesowego, tylko byli nastawieni na rozwój dydaktyki w powiązaniu z nauką. W ciągu trzynastu lat funkcjonowania SWPS zdobyła już cztery uprawnienia doktorskie i dwa habilitacyjne, a lada moment spodziewamy się następnych. Zdobyliśmy te uprawnienia dbając o jakość kształcenia. Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się, gdy mamy do czynienia z przedsięwzięciem nastawionym tylko na zysk. Wiem, że są też środowiska biznesowe, którym zależy na rozwoju uczelni, za które odpowiadają.
– Tylko tam, gdzie nie ma prawie żadnego odsiewu kandydatów, a później studentów, trudno mówić o prawdziwym dbaniu o jakość nauczania.
– Wierzę, że w najlepszych uczelniach niepublicznych dba się o jakość tak, by przyciągać dużą liczbę kandydatów. Wiem, że w tej grupie uczelni nie obserwuje się wyraźnego spadku liczby kandydatów na studia, mimo niżu demograficznego. Czyli troska o jakość i formułowanie wymagań popłaca. Gdy spotykam się z naszymi studentami, to oni domagają się formułowania i egzekwowania wymagań. Im zależy na przesiewie, ponieważ dobrze wiedzą, że jeżeli wszystkim będziemy dawać dyplomy, to ich ranga zmaleje. Na pierwszym roku studiów w SWPS odpada, w zależności od kierunku, około 20-25 proc. studentów. Ogólny poziom kandydatów i studentów w Polsce jest niższy niż kilkanaście lat temu, ale to umasowienie studiów powoduje obniżenie poziomu studentów, tak w uczelniach państwowych, jak i niepaństwowych. W moim przekonaniu należy łączyć masowość studiów z elitarnością. To znaczy studenci wybijający się powinni mieć szansę rozwoju swoich talentów. U nas tacy studenci, zwani VIS ami (od very important student) – liczy się średnia ocen i aktywność naukowa – mają specjalne przywileje: mogą wybierać więcej zajęć, pracować w mniejszych grupach itp. Niektórzy już w rok po studiach otwierają przewody doktorskie i bardzo szybko je kończą. Myślę, że to oni są przyszłością polskiej nauki i dla nich warto wprowadzać w niej zmiany.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.