Przeważnie uczony

Zbigniew Krajewski


Trochę wróżbita, więcej ignorant, przeważnie uczony, tak skrótowo można by określić postawę intelektualną Francisa Bacona. Na pierwszy przydomek zasłużył sobie tym, iż eksplorował możliwości magii naturalnej, opartej na doświadczeniu i poznaniu przyrody. Wierzył bowiem w przyszłość alchemii i oczekiwał znalezienia środka do transmutacji metali. To, co w tym kontekście jeszcze ważniejsze, należał do Bractwa Różanego Krzyża, którego celem było „dobro ludzkości i wyznawanie prawdziwej wiary”, jak pisze José Luis Barcelo w pracy Czarna magia w XX wieku. Ocena merytoryczna działalności Bacona w tym względzie nie wypada dobrze. Dziś wielu twierdzi, że Bacon był w istocie metodologiem tego, co określa się mianem „magii naturalnej” (W. Sady). Sam lord Werulamu używał przy tym słowa „magia” w dość łagodnym znaczeniu: „badanie zaś przyczyny sprawczej, materii, ukrytego procesu i ukrytej struktury (a to wszystko dotyczy pospolitego i zwykłego biegu natury, a nie podstawowych i wiecznych praw) stanowi fizykę: im zaś odpowiednio są podporządkowane dwie umiejętności praktyczne: fizyce – mechanika, metafizyce – magia (w oczyszczonym tego słowa znaczeniu) – z powodu jej szerokich dróg i większej władzy nad przyrodą” (Francis Bacon, Novum organum).

Wielki ignorant?

Jednak nie dla tej działalności niekiedy nazywa się go ignorantem, bo nie on jeden z wielkich tego świata należał do ezoterycznych stowarzyszeń, a na pewno nazwanie ignorantami takich osobistości, jak np. Izaak Newton, Leonardo da Vinci, Nostradamus, Robert Boyle, Charles Radclyffe, Victor Hugo, Claude Debussy czy Jean Cocteau, którzy byli członkami tego samego bractwa, byłoby zupełnym pomieszaniem rzeczy.

Oczywiście z faktu, że inni, nawet wielce zasłużeni dla nauki, do bractwa należeli, nie wynika jeszcze, że Bacon ignorantem nie mógł być. „W systemie Kopernika jest zawartych wiele poważnych trudności. Zarówno nadanie Ziemi potrójnego ruchu jest bardzo niewygodne, jak i oddzielenie Słońca od planet, z którymi ma bardzo dużo wspólnych własności, stanowi trudność, jak wreszcie wprowadzenie do przyrody tyle bezruchu przez uznanie za nieruchome takich ciał najsilniej świecących, jak Słońce i gwiazdy, a zachowanie obrotu Księżyca naokoło Ziemi. Także i niektóre inne spekulacje pokazują, że Kopernik jest człowiekiem, który nie waha się wprowadzić do przyrody jakiekolwiek fikcje, aby tylko jego obliczenia zgodziły się”. Czy taka wypowiedź nie dyskredytuje F. Bacona jako koryfeusza nauki i w rzędzie wielkich, ale „ignorantów” nie stawia?

Eksperyment, jak go rozumiał Bacon, była to materialna ingerencja w przebieg zdarzeń, mająca na celu wyeliminowanie ze zjawisk czynników nieistotnych, niepowtarzalnych i wydobycie wspólnej im formy. Ingerencji eksperymentalnych mających za przedmiot Słońce, Księżyc, Ziemię żadnym sposobem niepodobna dokonać, o czym sam uczony w II księdze Novum organum mówił, dlatego, być może, wydawało mu się, że nie tyle bardziej sensowne, co raczej bliższe prawdy – tak jak ją pojmował w dystynkcji między wiedzą przyrodniczą i wiarą – jest trwać przy poglądach mających za sobą autorytet Biblii, ale zarazem i zdrowego rozsądku.

Z drugiej strony, niemożliwość dokonania obserwacji zjawiska nie wyklucza prawdziwości hipotezy na temat jego natury, bo jak sam kanclerz Bacon w Esejach zanotował: „Marnymi są odkrywcami ci, którzy sądzą, że nie ma lądu, ponieważ nie widzą nic prócz morza”. Mimo wszystko, hipoteza heliocentryzmu nie była tak zupełnie pozbawiona możliwości empirycznej weryfikacji, jak widział to piewca eksperymentu. Przykładowo, Galileusz argumentował nieruchomość pozycji Słońca zmiennością faz planety Wenus. Być może Bacon mógł tłumaczyć sobie zjawisko faz Gwiazdy Porannej złudzeniem optycznym, znał bowiem zjawisko powstałe za sprawą camera obscura. Takie wyjaśnienie, to właściwie żadne tłumaczenie, bo w rzeczonym aparacie obraz powstaje odwrócony, a nie… zafałszowany.

Pracę badawczą filozofów odpowiedzialnych za teorie wykraczające daleko poza dopuszczalne granice wiedzy empirycznej i z głębokimi konsekwencjami dla ogólnego obrazu świata, czyli światopoglądu, jak to dziś się fachowo mówi, Bacon charakteryzuje następująco: „Istnieje też inna odmiana filozofów, którzy pracowali sumiennie i dokładnie nad nielicznymi eksperymentami i stąd ważyli się wyprowadzić i wymyślić cały system filozoficzny – w dziwny sposób naginając do niego wszystkie inne”.

Bardziej sensowne, jak się wydaje, byłoby wyjaśnienie, że lord Werulamu zignorował obserwacje Galileusza, kierując się zasadą, że „wśród oznak pozwalających ocenić systemy filozoficzne nie ma pewniejszych ani znamienitszych niż te, które wyprowadza się z ich owoców”. A te były gorzkie, bo narażały, po pierwsze, niektóre sformułowania Biblii na zarzut fałszu, a po drugie – ale nie „ostatnie” – inicjując przewrót kopernikański w teologicznym pojmowaniu człowieka i jego dziejów, skoro śmiertelnik stracił swe centralne miejsce we wszechświecie, a na dodatek swą wyjątkowość na tle całego stworzenia, nadto wraz z „Ziemią”, swym domem, i innymi planetami w wielopłaszczyznowy ruch wokół „Słońca” puszczony, ma podlegać tym samym, co i one, przez Newtona zdefiniowanym prawom. Są to jednak sugestie, które ze strony samego Wielkiego Kanclerza zostają odparte, kiedy mówi on, iż teolodzy, którzy je podnoszą ze szczerej pobudki przysłużenia się wierze, w gruncie rzeczy jej szkodzą. Nie rozumieją bowiem, jak mówi sam Bacon, że: „Tymczasem jeżeli trafnie rzecz ocenić, filozofia naturalna jest po słowie Bożym najpewniejszym lekarstwem przeciw przesądom, a zarazem najbardziej wypróbowanym pokarmem wiary. Dlatego przydziela się ją religii jako najwierniejszą służebnicę, ponieważ jedna objawia wolę Boga, druga – jego potęgę”.

Indukcja enumeracyjna

Wyjaśnienie negatywnego stanowiska F. Bacona w kwestii kopernikańskiej przez wskazanie na obawy tego ostatniego co do implikacji doktrynalnych nie rozwiązuje bynajmniej zagadnienia, gdyż owe implikacje nie były zagrożeniem nawet wirtualnych interesów naukowych, a co dopiero socjalnych uczonego. Co do pierwszego bowiem, to naturalnym biegiem rzeczy jest tak, że uczeni od dawna dyskutują swoje niekiedy sprzeczne poglądy, przez co, powiedzmy, zwolennik geocentryzmu nie czuł, że stoi na gorszej czy wręcz spalonej pozycji. W drugim przypadku, ponieważ jurysdykcja Kościoła w warunkach elżbietańskiej Anglii była istotnie zależna od władzy monarszej, stąd Bacon jako wysoki jej przedstawiciel śmiało mógłby głosić pogląd przeciwny doktrynie Kościoła, a zgodny z niekoniecznie ujawnianymi społeczeństwu intencjami regenta. Być może owo stanowisko Bacona było związane bardziej ze świadomością jakiegoś zarzewia buntu, niepożądanego zwrotu społecznego, który miałby być, w opinii Wielkiego Kanclerza, bardziej zrównoważony ze względu na niezwykle złożony materiał ludzki i przeprowadzony dzięki dobrze skonstruowanym podstawom wiedzy o życiu społecznym ludzi, choć jeszcze w ogromnej większości pozostającym do odkrycia, niż z obawami teologicznej natury.

Choć sporo do cezury czasowej epoki elżbietańskiej w sprawie poprawy warunków bytowych w większości krajów cywilizowanych uczyniono – co w mniemaniu Bacona jest raczej dziełem niespokojnego umysłu niż systematycznego badania – to jeszcze więcej dla epigonów lorda Werulamu do odkrycia pozostaje. Pomocna w tym dziele ma być historia społeczeństwa, domena pamięci uzbrojona w krytyczne narzędzie metodologiczne – indukcję enumeracyjną.

Fakty historyczne w całej swej różnorodności, aczkolwiek dobrze udokumentowane, wsparte faktografią rzeczywistych zrządzeń, które dziś za swój przedmiot ma antropologia, były dla Bacona przestrzenią eksploracji, która nadto sił wielu innych badaczy wymagała. Nauka przeto, i sama zmiana strukturalna społeczeństwa, to proces ciągły i progresywny, spięty relacjami interakcji, ale zasadniczo oparty na zbiorowym wysiłku Domu Salomona i świadomości obopólnej korzyści sprawujących władzę i społeczeństwa. „Dalej, jeśli ktoś rozważy, jak wielka zachodzi różnica między życiem ludzi w jakiejś najbardziej cywilizowanej prowincji Europy z jednej strony, a w jakiejś najbardziej dzikiej i barbarzyńskiej okolicy Nowych Indii z drugiej, dojdzie do przekonania, że różnią się one tak bardzo, iż zupełnie słusznie można powiedzieć: człowiek jest dla człowieka bogiem – nie tylko ze względu na pomoc i dobrodziejstwo, lecz także w wyniku porównania ich warunków życiowych. A sprawiają to nie ziemia, nie klimat, nie różnice cielesne, lecz kunszty”.

Czy będą to entuzjaści wybranych idei filozofii Bacona, czy definitywni przeciwnicy całości jego dyskursywnej twórczości, wszyscy oni oryginalność postawy badawczej trudnego do jednoznacznej poznawczo oceny uczonego podkreślają. Ci pierwsi wskazując zasługi dla empiryzmu dokonane, ci drudzy błędy podkreślając, mimo to imieniu Bacona w historii filozofii wielkimi literami, bez cienia wątpliwości, ku wiecznej filozofa pamięci, zapisać się pozwalają.

Zbigniew Krajewski jest absolwentem historii filozofii w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.