O wypaleniu zawodowym

Henryk Grabowski


Mimo że od pierwszego opisu syndromu wypalenia zawodowego upłynęło niewiele ponad 30 lat, ma on już swoją bogatą literaturę. Przejawia się – najogólniej – w dotkliwym i długotrwałym zniechęceniu do pracy z towarzyszącymi mu dolegliwościami psychicznej i fizycznej natury. Spośród przedstawicieli takich rodzajów pracy ludzkiej, jak: wytwarzanie rzeczy, przetwarzanie informacji i oddziaływanie na ludzi, najczęściej dotyka tych ostatnich.

Do przyczyn wypalenia zawodowego można zaliczyć m.in.: poczucie społecznego niedowartościowania, brak perspektyw awansu, brak widocznych rezultatów pracy, powtarzalność wykonywanych czynności, większe od przeciętnego prawdopodobieństwo niepowodzeń itp. Okoliczności te mogą towarzyszyć każdej pracy. Ich kompleksowe występowanie jest znamienne dla zawodu nauczycielskiego. Pewnie dlatego nauczyciele chętnie przechodzą na wcześniejsze emerytury i z determinacją bronią posiadanych w tym względzie przywilejów.

Istnieją podstawy do przypuszczeń, że kategorią nauczycieli, która powinna być najmniej zagrożona zespołem wypalenia zawodowego, są pracownicy naukowo dydaktyczni szkół wyższych. W przeciwieństwie do koleżanek i kolegów ze szkół podstawowych i średnich mają oni większe niż w innych zawodach możliwości awansu, cieszą się stosunkowo wysokim prestiżem społecznym, mogą czerpać satysfakcję z osiągnięć zawodowych w postaci publikacji, kształcenia młodych kadr naukowych itp. Prawdopodobnie z tego powodu nauczyciele akademiccy, a zwłaszcza profesorowie, niechętnie przechodzą w stan spoczynku. Nawet wówczas, kiedy już dawno przekroczyli (i tak wydłużony w stosunku do innych zawodów) wiek emerytalny.

Z moich – co prawda jednostkowych, ale za to wieloletnich – obserwacji wynika, że w środowisku nauczycieli akademickich zdarzają się również, choć znacznie rzadziej, przypadki wypalenia zawodowego. Ich przyczyny nie są ekstragennej, lecz intragennej natury. Dotykają tych, którzy po osiągnięciu bezpiecznej stabilizacji zawodowej zatrzymują się w swoim rozwoju. Przez lata całe wykładają z tych samych, coraz bardziej pożółkłych kartek, korzystają z przestarzałych środków dydaktycznych w postaci kredy i tablicy lub – co najwyżej – plansz, przeźroczy i foliogramów. Takie „odpuszczenie samemu sobie” jest zapewne równie frustrujące, jak stres związany ze specyfiką pracy. Nie jest to jednak dolegliwość z obiektywnych powodów, lecz na własne życzenie.