Mission Impossible?

Piotr Kieraciński


Kiedy prof. Józef Zając, rektor chełmskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, zaczął publicznie mówić o zbudowaniu w Chełmie lotniska, miejscowa „Gazeta Chełmska” opublikowała jego karykaturę: dziecinnym samolocikiem lądował na „Chełmskiej górce” (zabytkowa część miasta, całkowicie zabudowana i zadrzewiona). Faktycznie niewiele osób wierzyło wówczas w powodzenie tego pomysłu. Jednak prof. Zając, z zamiłowania pilot, konsekwentnie realizował swój pomysł. – Ta myśl zrodziła się gdzieś w 2004-2005 roku. Wtedy lotników kształciła tylko Politechnika Rzeszowska – wspomina. Chełmska PWSZ była wówczas młodziutką uczelnią i o kształceniu pilotów nikt oprócz rektora poważnie nie myślał. Jednak wkrótce szkoła uzyskała od Agencji Rynku Rolnego długą, płaską działkę o powierzchni prawie 70 hektarów, leżącą w pobliżu Chełma. Kolejne działki dołożyły samorządy i dokupiła sama PWSZ. Przy drodze wylotowej do Hrubieszowa powstał spory kompleks, który w sierpniu 2008 formalnie uzyskał od Urzędu Lotnictwa Cywilnego status lądowiska. Od tej chwili mogły z niego legalnie startować i legalnie na nim lądować samoloty, także te, na których latają studenci chełmskiej PWSZ. Na tym jednak nie kończą się plany rektora.

Uczelnia kupiła już urządzenia do pielęgnacji trawiastej nawierzchni lotniska. Jeszcze w tym roku mają powstać: wieża kontroli lotów, hangar na samoloty, a cały teren zostanie ogrodzony. Na jednej z działek zostanie zbudowana stacja paliw, która posłuży nie tylko kierowcom jadącym w stronę Hrubieszowa, ale także zaopatrzy w paliwo samoloty. To pierwsze kroki, które zmierzają do przekształcenia lądowiska w lotnisko. Rektor Zając chciałby, aby powstał na nim betonowy, oświetlony pas startowy.

Nalot zamrożonych

Sebastiana Misiurka spotykam na lądowisku w chwilę po tym, jak wylądował tam czteromiejscową cessną (na fot). W okresie wakacji musi wylatać tzw. nalot – określoną liczbę godzin z instruktorem oraz samodzielnie – który umożliwi mu przystąpienie do egzaminów na licencję pilota zawodowego. Sebastian studiuje w PWSZ na kierunku mechanika i budowa maszyn. Po pierwszym roku wybrał specjalność pilotaż. Chełmska PWSZ to druga po Politechnice Rzeszowskiej uczelnia, która umożliwia tego typu studia. Obecnie na pilotażu kształci się około 40 osób. Pierwsi piloci z Chełma już uzyskali dyplomy, a wraz z nimi licencje pilotów liniowych, które na podstawie odpowiednich egzaminów przyznaje ULC. To tzw. licencja zamrożona. Na jej podstawie mogą uzyskać pracę drugiego pilota w liniach lotniczych i wykonać nalot, który po około pół roku pracy umożliwi im „odmrożenie” licencji i samodzielne pilotowanie samolotów pasażerskich.

Pochodzący z Łukowa Sebastian na pytanie, dlaczego wybrał Chełm, który przecież nie ma tradycji lotniczych, a nie Rzeszów, odpowiada: – W naszym środowisku mówi się, że tutaj kształcenie jest bardziej elastyczne i można uzyskać licencję zawodową nawet przed ukończeniem studiów. Sam skończył dopiero drugi rok. Przykładem szybkiej kariery jest Robert Sklorz, który już po sześciu semestrach w chełmskiej PWSZ uzyskał licencję liniową zamrożoną. Obecnie pracuje jako drugi pilot samolotów pasażerskich w liniach lotniczych Wizzard, wykonując nalot na licencję liniową. W związku z pracą, uczelnia umożliwiła mu studia indywidualne. Zdaniem rektora Zająca, jest najmłodszym pilotem odrzutowych samolotów pasażerskich.

Warto się starać

Sebastian Misiurek wyjaśnia, co znaczą jego słowa „w naszym środowisku”. Chodzi o młodzież pasjonującą się lotnictwem i zrzeszoną w aeroklubach. To tam nastolatki ogarnięte pasją latania, stawiają pierwsze kroki. – Znamy się wszyscy z lotnisk, na których spędzamy sporo czasu, by wykonać naloty na kolejne licencje. Pierwszą jest licencja turystyczna. Okazuje się, że większość kandydatów na pilotów, która trafia do chełmskiej PWSZ, zdobyła ją we własnym zakresie przed podjęciem studiów.

– To ludzie, którzy mają w życiu pasję. Poświęcają dla niej wszystko. Mają zazwyczaj bardzo dobre oceny. Warto w nich inwestować – mówi prof. Zając, któremu udało się przekonać urzędników z MNiSW do finansowania kształcenia pilotów. Sebastian potwierdza jego opinię o adeptach pilotażu. Sam też, podobnie jak jego koledzy, od wielu lat większość wakacji spędza na lotnisku. Także w ciągu roku akademickiego jest tam częstym gościem. Mieszka na stancji z kolegami z pilotażu. – Tak się jakoś dobraliśmy – mówi. Ale nie wydaje się, że to przypadek. Zamierza zdobyć licencję zawodową jak najwcześniej. Przykład kolegi, który już lata na dużych samolotach pasażerskich – i zarabia dobre pieniądze – działa mobilizująco na pozostałych studentów pilotażu.

Studenci pilotażu muszą w trakcie studiów wylatać 250 godzin, co bynajmniej nie oznacza tylu startów i lądowań – pierwsze loty trwają bowiem zaledwie kilka minut. Muszą też w uczelni zdać egzaminy z 17 przedmiotów lotniczych.

PWSZ będzie rozszerzała ofertę kształcenia lotniczego. Oprócz pilotów kształci też mechaników i logistyków lotniczych. Zamierza w przyszłości uruchomić kierunek lotnictwo i kosmonautyka. Temu celowi służy utworzenie Centrum Kształcenia Lotniczego, w którym uczelnia zatrudnia specjalistów wojskowych. Na czele jednostki stoi były pilot wojskowy płk dr Jarosław Kozuba. Inny oficer w stanie spoczynku, płk. Zbigniew Smutek, latający wcześniej na migach, przeniósł się do Chełma aż z Gdyni. W ciemnych okularach przypominaToma Cruise’a z filmu Mission Impossible.

Chełmska PWSZ ma już dwa własne samoloty. Jednym z najbliższych planów jest zakup profesjonalnego symulatora, co wraz z własnym lotniskiem umożliwiłoby pełne kształcenie pilotów na miejscu. Dziś studenci pilotażu muszą odbywać loty w Dęblinie i Mielcu. Czy w kontekście tego, co dotychczas zrobiła chełmska uczelnia w sprawie kształcenia pilotów, plany rektora Zająca nadal wyglądają nierealnie?