Gierowscy. Cz. 1 Prekursor i obrońca
Józef Gierowski
Osoba głównego bohatera opowieści, Józefa Gierowskiego, wiąże się z moją biografią, ale przede wszystkim z najnowszą historią Polski. Dr Gierowski wykładał historię studentom polonistyki w Uniwersytecie Wrocławskim na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Te bardzo interesujące wykłady były zadośćuczynieniem wymogom ideologicznym ówczesnych rządców (także dusz – w zamiarze), nakazujących odnosić do przemian dziejowych cały dorobek kultury, zatem wyszukiwać uwarunkowania historyczne w literaturze.
Dużo później dowiedziałam się (i przekonałam, czytając niektóre jego książki), że ówczesny dr Gierowski nigdy marksistą nie był, że należał do uczonych, którzy przenieśli przez trudny czas prawdę o przeszłości, wzbogacając ją ogromnie własnymi badaniami. W ostatnich latach życia profesora (zmarł w r. 2006) miałam sposobność przeprowadzić z nim ważną rozmowę o polskim narodzie szlacheckim, pierwszej Rzeczypospolitej, zamieszczoną we wrocławskiej „Odrze”.
Tego wszystkiego nie wiedział pan prof. Gierowski junior, który o swoich przodkach opowiadał mi w Krakowie, gdzie kieruje Zakładem Psychologii Lekarskiej Katedry Psychiatrii UJ Collegium Medicum.
Nie sięga to opowiadanie bardzo daleko wstecz, jako że spisane przez stryjecznego dziadka mojego rozmówcy rodzinne kroniki nie zachowały się w archiwum potomków. Jak głosi bardziej legenda niż wiarygodna relacja, żona autora chciała je sprzedać, co wzbudziło naturalny sprzeciw i prof. Krzysztof junior nie wie, co się z owym dziełem stało ani też, czy zawierało jakieś ważne dokumenty.
Pamięć serdeczna
Jego wiedza o rodzinnych dziejach sięga XIX stulecia. Dzieli się nią z wyczuwalną serdecznością wobec osób zasługujących na wdzięczność potomnych, także poza rodzinnym kręgiem.
Pradziadek sprzedał majątek w Kieleckiem i przeniósł się do miasta. Straciwszy znaczną część pieniędzy zdeponowanych w rosyjskim banku, który zmiotła rewolucja, zdołał jednak wykształcić pięciu synów, dając początek inteligenckiej tradycji rodu.
Jeden z owych synów, Józef (to imię nosi wielu Gierowskich, mój rozmówca również, używając drugiego), był lekarzem. Tu dygresja. Wątek lekarski przewija się w tej opowieści aż do czasów współczesnych. Prawnuk jest profesorem nauk medycznych, choć to nie jedyna jego specjalność (o czym w drugiej części). Ojciec opowiadał mu, że zamierzał studiować medycynę, ale podczas wojny nie miał takiej możliwości i zdecydował się na historię.
Dziadek skończył medycynę w Kijowie i zaraz po dyplomie znalazł się na froncie pierwszej wojny światowej.
Później, podczas wojny bolszewickiej, będąc komendantem szpitala polowego poznał przyszłą żonę, która uciekła z domu, żeby zostać sanitariuszką. Babcia mojego rozmówcy – jedynaczka o silnym charakterze i żywym umyśle – pisała pamiętniki oraz gromadziła listy i inne pamiątki z tamtego czasu, które pan profesor chciałby widzieć opublikowane. W tym pragnieniu odzywa się i serdeczna rodzinna pamięć, i poczucie powinności wobec współczesnych, nabyte w domu wielkiego historyka.
Prof. Gierowski junior urodził się we Wrocławiu i swoje rodzinne miasto darzy sentymentem, który, jak myślę, nie wpływa łagodząco na ocenę stosunków panujących w tamtejszym środowisku akademickim po wojnie. Cechowała je większa swoboda, a mniejsza ideologiczna presja niż to było w Krakowie, postrzeganym przez komunistyczne władze (zasadnie) jako bastion konserwatywnego oporu i odpowiednio traktowanym. Z Krakowem rodzina związana jest blisko pół wieku.
Józef Gierowski studiował tajnie, choć nie na kompletach, bo indywidualnie w Kielcach, przepytywany z przerobionego materiału przez profesorów tajnego UJ, do których przyjeżdżał. Synowi opowiadał, jak jeden z egzaminów „zdawał” spacerując z wykładowcą przedmiotu po Plantach. Podczas wojny zdążył napisać pracę magisterską pod kierunkiem wybitnego historyka Władysława Konopczyńskiego, a zaraz po wojnie, studiując przez półtora roku dodatkowo socjologię, zbierał materiały do doktoratu.
Nie mając możliwości kontynuowania drogi naukowej w UJ – za radą i z pomocą swego mistrza, przeniósł się na Uniwersytet Wrocławski, nie przypuszczając zapewne, że tam przebędzie wszystkie etapy tej drogi i że potem wróci do Krakowa, żeby się z miastem i uniwersytetem związać mocno i... na zawsze.
Pierwsza służba – nauce
Syn zapamiętał go „jak siedzi zamknięty w pokoju i pisze na maszynie jakąś kolejną pracę”. Nie wiedział wtedy, że Oporów, gdzie zamieszkali – peryferyjna dzielnica willowa, niezniszczona przez wojnę – był terenem eksperymentu społecznego. Polegał on na zasiedlaniu domów przez rodziny pracowników naukowych i robotnicze – na przemian. W trudnych czasach pionierskich kontakty sąsiedzkie i wzajemna pomoc były codziennym doświadczeniem. Po latach status społeczny potomków zupełnie się wyrównał.
W pokoju na Oporowie powstała książka Między saskim absolutyzmem a złotą wolnością, która przyniosła młodemu uczonemu docenturę, jako że w pierwszej połowie lat 50. akurat habilitację zniesiono. Przeczytałam ją już po wysłuchaniu wykładów dr. Gierowskiego z historii Polski. Autor niedługo został profesorem, niedługo też znów znalazł się w Krakowie, obejmując w UJ Katedrę Historii Polski XVI XVIII Wieku, którą „odumarł” prof. Kazimierz Lepszy.
Zamierzał służyć wyłącznie poznawaniu, a właściwie interpretowaniu na nowo, na podstawie poznawanych nowych materiałów archiwalnych, dziejów pierwszej Rzeczypospolitej, tj. Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Historia najnowsza wyznaczyła badaczowi także inne wielkie zadanie.
Prof. Gierowski, podobnie jak Władysław Konopczyński, nie godził się z tezami Szkoły Krakowskiej, reprezentowanej przez Szajnochę, Askenazego i innych, która w drugiej połowie XIX wieku przyczyny upadku Polski widziała, mówiąc najogólniej, w wadach ustrojowych Rzeczypospolitej szlacheckiej, skazujących państwo na pogłębiający się regres i ostatecznie klęskę rozbiorów. Miałam sposobność rozmawiać o tym w krakowskim domu pana profesora, słuchając jego wywodu o atrakcyjności tamtego państwa dla jego poddanych innych wyznań, którym zapewniało warunki życia i udział w sprawach publicznych równe tym, jakie mieli katoliccy przedstawiciele polskiego narodu szlacheckiego. Ten zaś naród, od XVI w. po czasy stanisławowskie, odznaczał się cnotami obywatelskimi oraz kulturą polityczną i poczuciem odpowiedzialności za wspólnotę rządzoną przez króla i Sejm, w stopniu znacznie większym niż o tym uczono pokolenia.
Interpretacja, która ugruntowała się w kręgu uczniów i współpracowników Józefa Gierowskiego, oparta na takich m.in. źródłach, jak zasoby domowych bibliotek szlacheckich z charakterystycznymi silva rerum, gdzie zapisywano powinności młodych ludzi gotujących się do posłowania na sejmikach albo do wypraw wojennych czy do objęcia urzędów, a także szczególnie cenione cnoty i zasługi, przyniosła jej autorom miano nowej historycznej szkoły krakowskiej.
Jej twórca odznaczał się intuicją prekursorską i wrażliwością na to, co w jego rozlegle traktowanej dziedzinie aktualne. Być może te cechy u wybitnych umysłów idą w parze.
Obie te cechy razem sprawiły, że w Uniwersytecie Jagiellońskim powstał jeszcze przed 1989 r. – pierwszy i długo jedyny w Europie środkowowschodniej – Zakład Badań nad Historią Żydów w Polsce. Z inicjatywy i pod kierunkiem prof. Gierowskiego, który doskonale wiedział, że owocny dialog polsko żydowski musi się opierać na rzetelnej wiedzy historycznej i toczyć w rytmie badań naukowych pomnażających tę wiedzę. Znawca dziejów pierwszej Rzeczypospolitej, w której Żydzi stanowili znaczącą część społeczeństwa i mieli wpływ na losy państwa, umiał wyznaczyć najważniejsze aktualnie kierunki szukania odpowiedzi na wspólne pytania. Był wtedy rektorem i użył wszelkich dostępnych mu środków, by ideę urzeczywistnić, inspirowany także faktem powstania analogicznej placówki na Hebrajskim Uniwersytecie w Jerozolimie.
Druga służba – akademickim wolnościom
Prof. Krzysztof Gierowski z czasów wrocławskich, gdy zdążył zdać maturę i rozpocząć studia prawnicze, zapamiętał ojca jako prodziekana, dziekana, prorektora swojej uczelni. Opuszczał pokój z maszyną do pisania dla działań na rzecz ugruntowania w nowym polskim uniwersytecie tradycji przeniesionych z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie przez liczne grono tamtejszej profesury, za sprawą historii przeniesione nad Odrę. Syn, mówiąc o tym, podkreśla istotny, jak myślę, fakt, że historyk zwykle dostrzega w zmiennej rzeczywistości ciągłość procesów rozwojowych i sens następstwa zdarzeń. Na tym polega korzystanie z historii jako „nauczycielki życia”.
Po roku 1948 – z nie bardzo długą „Październikową przerwą” – obrona wolności akademickich była trudna. Ważne stało się utrwalanie przekonania o podstawowym znaczeniu autonomii uniwersytetu jako miejscu, gdzie rodzą się idee decydujące o rozwoju społeczeństwa.
Do Krakowa profesor senior wrócił w 1965 r., z przekonaniem, że poświęci się wyłącznie pracy badawczej. Powierzono mu rychło kierowanie Instytutem Historii, a Marzec ‘68 przyniósł konieczność bronienia prześladowanych przez władze studentów i, przede wszystkim, owej podstawowej, a znów zagrożonej wartości, jaką jest wolność badań i nauczania.
Obszerna bibliografia prac Józefa Gierowskiego pokazuje, że najważniejsze z nich powstały w latach siedemdziesiątych, kiedy profesor wycofał się z działalności administracyjnej w rządzonym przez „pomarcowego” rektora uniwersytecie. Sam pod koniec życia mówił, że to „Solidarność” zmieniła sytuację, przywołując go do „drugiej służby”, którą konsekwentnie określał jako staranie, czasem walkę, o autonomię, wymagające zaangażowania politycznego. Mój rozmówca powiada, że było ono także jego udziałem – w Akademii Medycznej, gdzie pracował.
Ojciec zaangażował się mocno w tworzenie nowej ustawy, jaka miała zapewnić szkołom wyższym niezależność – na miarę ówczesnych nadziei środowiska naukowego. Pewne elementy projektu powstałego pod jego kierunkiem znalazły się w najnowszych propozycjach.
Kilka miesięcy przed stanem wojennym prof. Gierowski został demokratycznie wybranym rektorem UJ. Zatwierdzenie wyboru na drugą kadencję władze uzależniły od zgody na kandydowanie do Sejmu w 1985 r. Syn pamięta, jak ciężką próbą była ta decyzja, uzasadniona koniecznością zawierania kompromisów, gdy siły stron nie są równe. Udało się zrealizować projekt sprzed stanu wojennego, tj. nadanie doktoratu honorowego Janowi Pawłowi II w roku 1983. Prof. Krzysztof zapamięta tę uroczystość, jak powiada, do końca życia.
Dwa kolejne pokolenia Gierowskich kontynuują tradycję pracy naukowej w innych niż historia dziedzinach. Główne wątki i podstawowe tropy powtarzają się w biografii prof. Krzysztofa i zapewne powtórzą w losach jego dzieci, które przedstawię w następnej części rodzinnej sagi.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.