Grodzińscy

Magdalena Bajer


W Krakowie przedstawiciele rodów uczonych nierzadko mieszkają w tych samych domach od pokoleń. Nie trzeba z tego powodu przeceniać działania genius loci, jednak przeświadczenie, iż aura mieszkań wypełnianych przez lata książkami, obecność w nich portretów, fotografii i innych przedmiotów przypominających zasłużonych nauce poprzedników sprzyja intelektualnej aktywności – jest uprawnione.

W takim domu gościła mnie pani prof. Krystyna Grodzińska, darząc opowieścią o rodzinie biologów.

Pani Krystyna, z domu Chronowska, w swojej rodzinie miała głównie prawników, lekarzy i farmaceutów – większość z doktoratami. Jeden z krewnych po kądzieli – malarz – był profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Tradycja akademicka, przedłużająca się na trzecie już pokolenie, ma początek w osobie teścia pani profesor Zygmunta Grodzińskiego. Poprzez jego małżeństwo z Natalią Natanson, córką wybitnego fizyka, połączyły się dwa wątki tej tradycji. Linii Natansonów poświęcę osobne miejsce.

Prekursor

Zygmunt Grodziński urodził się w Limanowej, zoologię studiował w UJ, uzupełniając wyższą edukację w Chicago i Baltimore, po walkach w obronie odzyskanej i znów zagrożonej niepodległości Polski w wojnie bolszewickiej 1920 r. Kolejne stopnie naukowe uzyskał w rodzimym uniwersytecie. Będąc profesorem kierował Zakładem Anatomii Porównawczej w latach 1935−66, z dramatyczną przerwą wojenną. W listopadzie 1939 aresztowany w Sonderaktion Krakau, był więziony we Wrocławiu i w obozie Sachsenhausen. Później pracował w krakowskiej filii Instytutu Badań nad Durem Plamistym i Wirusami Rudolfa Weigla oraz wykładał w tajnym uniwersytecie.

W 1945 r. został profesorem zwyczajnym i członkiem PAU, a w 1956 rektorem UJ i członkiem PAN. Życiorys typowy dla przedstawicieli krakowskiego środowiska akademickiego, którym w tym pokoleniu przyszło dwukrotnie zdawać praktyczny egzamin z patriotyzmu, podejmować decyzje o koniecznych ze względu na wspólne dobro ludzi nauki i samej nauki kompromisach i wyznaczać ich nieprzekraczalne granice.

Zygmunt Grodziński był anatomem i embriologiem, zajmował się badaniem układu krwionośnego kręgowców, głównie ryb, zagadnieniami ontogenetycznego rozwoju ryb i ptaków. Wprowadzał nowe (w skali światowej) metody badawcze, jeszcze w latach 30. hodowlę tkanek in vitro, a w 60. zorganizował pracownię mikroskopii elektronowej w uniwersyteckim Zakładzie Anatomii Porównawczej. Pod koniec życia badał trasy oraz czas przelotów gawronów i kawek w Krakowie. Pracę zawierającą wyniki tych badań ociemniały profesor dyktował żonie; ukazała się po jego śmierci. Myślę, że wolno w niej upatrywać pionierskiego kroku w stronę ekologii, której mieli się poświęcić następcy. Zmarły w r. 1982 prof. Grodziński senior pozostawił liczne grono uczniów, a także dwoje najbliższych, dawnych swoich studentów – syna i synową.

Już ekologia

Urodzona we Lwowie pani Krystyna Chronowska−Grodzińska znalazła się w Krakowie z rodzicami, którzy straciwszy wszystko, uratowali się zapewne od wywózki przeżywając wojnę w małej miejscowości pod Sanokiem, gdzie matka odziedziczyła aptekę. Ojciec, przed wojną sędzia, otworzył w Krakowie kancelarię adwokacką. Nowe życie rodzina zaczęła w mieszkaniu, gdzie rozmawiałam z panią profesor. Panowała tam atmosfera „bardzo patriotyczna”. Matka często grała na fortepianie narodowe pieśni, dzieci maszerowały w takt. Jasne było, co się godzi, a czego nie wolno.

Nieżyjący już brat gospodyni skończył architekturę i zrobił doktorat. Ona sama wybrała biologię, którą interesowała się od dzieciństwa, podtrzymywana w tym przez matkę – studiującą farmację uczennicę znakomitego botanika Władysława Szafera. Pani Krystyna jeszcze w czasie studiów współpracowała z Instytutem Botaniki PAN stworzonym przez mistrza jej matki, a po magisterium znalazła pracę na następnych lat... 50. Tam przeszła wszystkie szczeble kariery naukowej, była kierownikiem Zakładu Ekologii, wicedyrektorem do spraw naukowych instytutu.

W początkach jej drogi naukowej głównym zakresem badań były florystyka i fitosocjologia – opis gatunków roślin i zbiorowisk roślinnych występujących na badanym obszarze. Doktorat mojej rozmówczyni dotyczył roślinności Wzniesienia Gubałowskiego. Praca habilitacyjna poświęcona była szacie roślinnej Pienińskiego Pasa Skałkowego. Było to wtedy, gdy rozpoczynała się budowa Zalewu Czorsztyńskiego i „pamięć” o tym, co zniknie, miała wielkie znaczenie z perspektywy ochrony przyrody.

Pani prof. Grodzińska ciągle poszerza obszar swoich zainteresowań. Kiedy rozpoczynały się badania wpływu zanieczyszczeń przemysłowych na ekosystem z użyciem roślin wskaźnikowych (badania bioindykacyjne), włączyła się w nie, wchodząc niebawem w krąg europejskich specjalistów. Po kilkumiesięcznym stypendium w Szwecji i poznaniu tam nowych metod, wróciła do kraju z gotową koncepcją badań, poszerzającą profil Zakładu Ekologii w macierzystym instytucie.

W europejskiej sieci badań skażenia środowiska metalami ciężkimi reprezentowała Polskę. Na gruncie rodzimym dokonała oceny skażeń tymi pierwiastkami parków narodowych, używając mchów jako wskaźników. Najbardziej zanieczyszczony okazał się park Ojcowski, najmniej Białowieski.

Wspólnie

Krystyna z Chronowskich i Władysław Grodziński (zmarł w 1988) poznali się na studiach. On poszedł dokładnie śladem ojca, studiując zoologię w UJ, uzupełniając studia w Moskwie i Chicago. Drogi małżeństwa – zawarli je rok po skończeniu studiów – rozeszły się na niewielką odległość uniwersytetu od instytutu PAN. Bardzo podobnie i równolegle przebiegała kariera naukowa i zawodowe awanse.

Jako uczeni spotkali się na nowym obszarze badań środowiska naturalnego – we wszystkich wzajemnych związkach jego poszczególnych elementów i wszystkich oddziaływaniach na życie człowieka. Przyszli tam z różnych specjalności – ona była botanikiem, on zoologiem. Stali się ekologami.

Po doktoracie Władysław Grodziński wyjechał na roczne stypendium Rockefellera do Stanów Zjednoczonych, z czego pół roku prowadził badania w lasach Alaski. Żonie władze odmówiły paszportu i została z dwuletnim synkiem w kraju. Ze Stanów powrócił jako znakomicie wykształcony ekolog. Stał się pionierem badań w zakresie bioenergetyki ekologicznej i ekologii produktywności, później badań funkcjonowania ekosystemów. Stworzył zespół, który rychło doczekał się miana szkoły ekologicznej Grodzińskiego. Kierował Zakładem Ekologii Zwierząt, następnie Ekosystemów. Był twórcą Instytutu Biologii Środowiskowej UJ. Profesorskie małżeństwo nawiązało bliską współpracę naukową.

Rozwijając badania bioindykacyjne z użyciem rozmaitych wskaźników roślinnych pani Krystyna włączyła się w koordynowany przez męża program monitoringu ekologicznego województwa krakowskiego. Jednym z zadań było określanie poziomu najbardziej toksycznych metali – kadmu, ołowiu – w warzywach uprawianych w ogródkach działkowych. Poza ważnymi poznawczo wynikami, te badania stały się podstawą wskazówek praktycznych, np. takiej, by w okolicach narażonych na emisje metali ciężkich nie sadzić sałaty, której liście łatwo chłoną zanieczyszczenia, ale marchew lub selery.

Amerykański grant przyznany pani profesor oraz polskie fundusze (z PAN i UJ) uzyskane przez jej męża posłużyły wspólnym badaniom na terenie Puszczy Niepołomickiej, która jest od początku poligonem krakowskich ekologów.

Później, w latach 80., moja rozmówczyni znów poszerzyła pole zainteresowań i razem z mężem podjęli badania biogeochemiczne w zlewniach leśnych. Po śmierci prof. Grodzińskiego juniora na nią spadło zadanie kierowania programem, do którego włączyli się badacze szwedzcy. Każde przedsięwzięcie naukowe, a mogę tu wymienić tylko nieliczne, kończyło się publikacjami, wyjazdami uczniów krakowskiej szkoły ekologicznej na sympozja i na dłuższe pobyty za granicą.

Jeszcze dalszy krok

Pani prof. Grodzińska idzie za tym, co nowe, a co jej badawcza intuicja rozpoznaje jako istotne. W latach 90., kiedy naukowcy zaczęli się interesować szkodliwym działaniem ozonu, nawiązała współpracę ze spotkanym na konferencji uczonym amerykańskim polskiego pochodzenia, znanym jej wcześniej. Po pierwszych rozpoznaniach, przeprowadzonych z grupą przybyłych do Polski badaczy z uniwersytetu w Massachusetts, i uzyskaniu grantu zbadano działanie ozonu na terenach kilku polskich parków narodowych. Pracami kierowała wychowanka i współpracownica pani profesor, wieńcząc je habilitacją.

Słuchając rodzinnej opowieści zorientowałam się szybko, że jest to opowieść o głębokich zainteresowaniach przyrodniczych, o zamiłowaniu do pracy naukowej, która stanowi autentyczną pasję dzieloną przez małżonków, zarazem przedmiot wspólnej odpowiedzialności za to, by własną fascynację tym, czemu się poświęciło życie, choć w części udzielić następnemu pokoleniu – studentom, współpracownikom, własnym dzieciom.

Działalność pani profesor w PAU (restytucji w 1989 r. Władysław Grodziński nie doczekał, działał jednak w Komitecie Ekologii Roślin PAN) należy do tego nurtu bardzo poważnie traktowanych powinności. Przez dwie kadencje była sekretarzem, a od 2006 jest dyrektorem Wydziału Przyrodniczego Akademii.

Wzmianki o członkostwie w krajowych i międzynarodowych towarzystwach naukowych, o prestiżowych nagrodach i honorowych tytułach obojga państwa profesorów padały w naszej rozmowie wtedy, gdy taki fakt kończył i niejako pieczętował jakiś etap badań, jakiś międzynarodowy program naukowy, poświadczając trafność przyjętej koncepcji i zastosowanej metody.

Nietrudno było w tej opowieści usłyszeć radość, jaką daje odkrywanie czy choćby przybliżanie się do tajemnic natury – z perspektywą pożytków dla ludzkiego życia na Ziemi, które zaangażowanym badaczom nie są obojętne.

Na pytanie, co z własnych domów przenieśli państwo Grodzińscy do domu, w którym rosła dwójka ich dzieci, usłyszałam: – Właściwie wszystko. I udało się. Syn interesował się zawsze naukami ścisłymi. Skończył elektronikę w AGH i niedługo później wyjechał na stypendium do Ameryki. Po doktoracie w Los Angeles, pracy m.in. w ośrodku naukowym Los Alamos i w Instytucie Raka w Bethesda pod Waszyngtonem, kieruje teraz dużą grupą zajmującą się nanotechnologią w programie walki z rakiem. Córka, jak jej rodzice, skończyła biologię i pracuje w uniwersyteckim Instytucie Nauk o Środowisku, zajmując się głównie edukacją ekologiczną, uczestnicząc w wielu programach międzynarodowych. Dwa lata temu zrobiła habilitację. Jej mąż jest specjalistą hematologiem w Collegium Medicum UJ, przygotowuje habilitację. Można wierzyć, że zainteresowanie wnuków (trójka) poznawaniem świata sposobami właściwymi nauce także się uda.