E−papierosy jak e−wszystko

Piotr Müldner−Nieckowski


Elektronizowanie rzeczy tego świata już dawno przewidywali Stanisław Lem, Janusz Zajdel, George Orwell i inni autorzy fantastyki naukowej i społecznej. Zostaniemy opanowani przez e−wszystko. Dlatego nie trzeba się dziwić, że czego się dotkniemy, jest nafaszerowane sterownikami, procesorami, czujnikami. Cybernetyka trafia pod strzechy. Dzieci pytane przez dziennikarzy Polskiego Radia (Program I), czego brak uczyniłby życie nieznośnym, odpowiedziały gremialnie, że telefonu komórkowego, który jest przecież komputerem o możliwościach, o których jeszcze dwadzieścia lat temu mogła być mowa tylko na poziomie NASA. W latach 80. szczytem marzeń polskich naukowców było posiadanie komputerowej zabawki o nazwie Spectrum, Amstrad, Amiga, C64 lub Atari, które już wtedy były lepsze od stacjonarnych komputerów Odra. Mieściły się na biurku i do skorzystania z nich nie trzeba było się zapisywać na dwa miesiące naprzód.

Istnieją tysiące urządzeń, w których elektronika jest dziś podstawą konstrukcji, z wydajnymi e−szczoteczkami do zębów i regulującymi odbicie e−butami sportowymi włącznie.

Ostatnio zwracają uwagę papierosy elektroniczne, czyli e−papierosy, które wywołały przerażenie producentów wyrobów tytoniowych. Z rachunku wad i zalet papierosów elektronicznych i tytoniowych, które dowcipnie dla kontrastu nazwano „analogowymi”, wynika jednoznacznie, że elektroniczne są pod każdym względem lepsze i zdrowsze. Nikt nie twierdzi, że są zupełnie nieszkodliwe, ale co nie jest szkodliwe? Herbata w nadmiarze też jest szkodliwa, a ciastka wraz z nią pochłaniane tym bardziej. Są to inhalatory mieszaniny glikolu propylenowego (którego nie należy mylić z trującym etylenowym) oraz gliceryny z dodatkiem nikotyny i substancji smakowej. Nikotyna jest dobrze poznana, ale stosunkowo mało wiadomo, jaki wpływ na organizm ma wieloletnie wdychanie glikolu polipropylenowego i gliceryny. Warto jednak zauważyć, że są to substancje dotychczas uznawane za nieszkodliwe. Masowo dodaje się je do żywności, kosmetyków i innych codziennych produktów.

E−papierosy zalet mają dużo. Nie zatruwają i nie zasmradzają otoczenia. W odczuciu e−palaczy są podobne do papierosów analogowych, dają „dym”, mają smak, wymagają rytuału „palenia” i likwidują głód nikotynowy. Wielu e−palaczy używa jednak wersji całkowicie beznikotynowej i to im wystarcza.

Budowa jest prosta. Na e−papieros składają się akumulatorek, z wyglądu podobny do papierosa tytoniowego, cygara lub fajki, z diodą naśladującą żar; atomizer podgrzewający do temperatury 150−180 stopni i przekształcający w mgłę płyn zwany e−liquidem; wreszcie zbiorniczek z watą nasączoną tym płynem, czyli ustnik. Wszystkim steruje mikroprocesor. Wciąganie ustami mgły wytworzonej przez e−papierosa imituje zaciąganie się dymem. Mgła ma aromat wyczuwalny tylko przez e−palacza. Otoczenie jest uwolnione od dymu i przykrej woni. Sam e−palacz nie odczuwa „bagna” w ustach, jego ciało i ubranie nie cuchną, a powietrze w pomieszczeniu ma zapach naturalny.

Mgła z e−papierosa nie zawiera żadnej z tysięcy toksycznych, rakotwórczych substancji zawartych w dymie papierosa analogowego. E−papieros jest tańszy niż analogowy, nie zagraża pożarem, nie wytwarza zalegającego sprzęty popiołu, nie „pali się” poza momentami pociągania ustami. Można go bez szkody e−palić w kinie, samolocie (stewardesy i pasażerowie w ogóle na to nie reagują), kawiarni i w łóżku. Rytuał e−palenia zaspokaja niemal wszystkie potrzeby związane z uzależnieniem palaczy „analogowych” od czynności palenia, nieporównanie trudniejszym do przezwyciężenia niż nałóg nikotynowy. E−papieros jest o wiele skuteczniejszy niż droga guma do żucia i bardzo drogi plaster z nikotyną. Wysokie ceny gum i plastrów wymusili na firmach farmaceutycznych producenci wyrobów tytoniowych. Chodziło im o to, żeby jak najmniej ludzi odzwyczaiło się od palenia i jak najwięcej palenia się nauczyło. Jak wynika ze statystyk, e−papierosy są dla tych, którzy w nałóg już wpadli. Następni nie chcą po nie sięgać. Uważa się, że jeśli papierosy analogowe zostaną zastąpione w handlu przez elektroniczne, po dwóch pokoleniach zniknie nałóg nikotynowy jako problem zdrowotny i społeczny.

Do tego może jednak nie dojść. Firmy wytwarzające tytoniową truciznę, źródło tytoniowego smrodu, tak dalece się zaniepokoiły, że uruchomiły nieznane w historii co do siły naciski na rządy i instytucje państwowe, żeby zakazano „inhalowania się nikotyną” (plastry przyklejać wolno, inhalować się – nie, mówią). Argumentów nie mają żadnych, ani moralnych, ani technicznych, ani medycznych, ale powszechnie wiadomo, że tworzą lobby i dają ogromne pieniądze, żeby do wydania zakazu nakłonić amerykańską Food and Drug Administration. W Polsce chcą wywrzeć taki wpływ na parlamentarne instytucje legislacyjne.

Niestety, nie wszyscy nasi posłowie wiedzą, co to są e−papierosy i mogą dać się przekonać lobbystom, że są szkodliwe jak nic dotąd.

e−mail: piotr@muldner.pl