Bomba w górę

Henryk Hollender


Idzie wiosna. Niebawem magnificencje dogadają się z samorządami, że ma być wesoło w juwenalia. Słusznie. Czy nie dałoby się jednak zrobić tak, żeby było wesoło studentom, a o nastrój gimnazjalistów niech już zadba ktoś inny? W zeszłym roku tłumy dzieciaków, którym nikt gdzie indziej nie sprzedałby alkoholu, zaszczyciły plenerowe koncerty w takim na przykład akademickim Lublinie. Kolejki do kramów z tanim browarem sięgały kilometrów. Miesiąc później zdarzyło się nieszczęście, wybuchła afera, rozgorzała ogólnonarodowa dyskusja. Może w tym roku dorośli zdołają się umówić, że ustawy nie będą już więcej łamane – ani ta o planowaniu rodziny, ani ta o wychowaniu w trzeźwości?

Co roku, też mniej więcej o tej porze, na tych oto gościnnych łamach natrząsamy się z narodowego upodobania do rankingów. Ale skoro już wszyscy pasjonują się tym derby, to obejrzyjmy taką gonitwę, która wydaje się jednak mieć trochę sensu.

Jak wiadomo, cokolwiek wpuścić do Internetu, może się samo sumować i samo indeksować. Stworzony w Hiszpanii serwis Webometrics podaje ranking uczelni świata, oparty na zliczeniu następujących wielkości (z wagami, które tu pomijamy):

• rozmiar: liczba stron www z domeną uczelni wygenerowanych przez wyszukiwarki: Google, Yahoo, Live Search i Exalead,

• widzialność: liczba linkowań do strony uczelni (te dane ujawniają tylko wyszukiwarki: Yahoo, Live Search i Exalead),

• opublikowane przez uczelnię pliki z rozszerzeniami: pdf, ps, doc, ppt (Acrobat, PostScript, Word, Powerpoint),

• wystąpienia uczelni w serwisie Google Scholar. (...)

Pełny tekst w wydaniu drukowanym.