Polska specyfika
Z zaciekawieniem obserwowałem rozwój dyskusji, która, jak to często bywa, doprowadziła antagonistów do zajęcia pozycji w przeciwległych okopach i prowadzenia wzajemnego ostrzału sprawdzoną, ale mało skuteczną amunicją. Proponuję więc na chwilę, zamiast sporu o to, kto ma rację, zrobić małą wycieczkę myślową w stronę, w którą może prowadzić zdanie prof. Jałowieckiego: „My pracujemy w Polsce, przede wszystkim dla polskiej publiczności naukowej, a czasem nie tylko naukowej”.
A więc, idąc tym tropem dalej, można powiedzieć, że my – humaniści – pracujemy w określonej kulturze narodowej; pracujemy nie tylko w niej, ale i dla niej. Produkty naszej pracy, choćby tylko niektóre z nich, wchodzą do polskiej kultury umysłowej, przynajmniej na jakiś czas. Czy kultura ta nie byłaby uboższa, gdyby książki np. Ossowskiego, Szczepańskiego, Kłoskowskiej, ale także Antoniego Kępińskiego, ukazały się wyłącznie po angielsku?
I sprawa druga. Każda kultura narodowa ma swoją, czasem trudno zrozumiałą dla outsiderów, specyfikę. Tymczasem do obiegu międzynarodowego najłatwiej przedostaje się to, co tej specyfiki jest pozbawione, co mieści się w miarach i standardach międzynarodowych, a mówiąc bez ogródek – w miarach i standardach zachodnich (anglosaskich). Często, o czym już ktoś w tej dyskusji wspomniał, polskie (wschodnioeuropejskie) prace są dla naszych zachodnich counterpartów mało ciekawe, bo „obarczone” – bywa że nieprzekładalną – specyfiką, a więc mało zrozumiałe... A zatem, czy nie publikować po angielsku? Ależ tak! Ale bez rezygnowania z narodowego obiegu myśli.
I na zakończenie anegdotka, drobna ilustracja do tego tekstu, czy raczej zawartej w nim tezy. Jerzy Janicki opowiadał kiedyś, jak pewien szwajcarski pisarz i scenarzysta, po przeczytaniu któregoś z jego wojennych tekstów, zaprosił go do siebie w celu omówienia ewentualnej współpracy. Pierwsza wspólna kolacja i długa rozmowa obu panów toczyła się w willi Szwajcara usadowionej na zboczu uroczej alpejskiej doliny, w której urodził się i przez całe życie mieszkał gospodarz. Na prośbę owego gospodarza Janicki opowiadał o swoim życiu, o wojennych losach i ciągłych przeprowadzkach od Lwowa po Poznań. Szwajcar słuchał z rosnącym zainteresowaniem i ekscytacją. Wreszcie wykrzyknął: „Jerzy, ja nie sądziłem, że ty jesteś takim włóczykijem!”
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.