Madajczykowie

Magdalena Bajer


Pradziadkowie prof. Piotra Madajczyka, historyka i politologa, pochodzili z okolic Poznania, gdzie mieli duże gospodarstwa wiejskie. W rodzinnej tradycji jest pamięć o holenderskich, prawdopodobnie, przodkach po kądzieli, o nazwisku Nieck, którego pisownia z czasem się uprościła.

Obie pary dziadków przyszły ze wsi do miasta, osiadając w Gnieźnie i Jarocinie i dając początek inteligenckim, a rychło uczonym dziejom rodu. Poprzedziły to czyny wojenne – dziadek macierzysty, ranny pod Verdun, do końca życia kulał na jedną nogę i pobierał rentę, drugi był powstańcem wielkopolskim.

Wielkopolska jest ciągle obecną duchową schedą urodzonego w Warszawie Piotra Madajczyka – zdradziła to odpowiedź na moje pierwsze pytanie, skąd się wywodzi rodzina: z Wielkopolski naturalnie. Spytałam więc, czy tę schedę przekazywano w jego dziecinnym domu i jak to się działo. Odpowiedzią była cała dalsza rozmowa, z głównym jej wątkiem – opowieścią o ojcu, zmarłym w lutym ubiegłego roku, prof. Czesławie Madajczyku, którego spotkałam w jakiejś dziennikarskiej „potrzebie” wiele lat temu, a lepiej znam z lektury niektórych prac historycznych.

Wielkopolski porządek

Urodził się w 1921 r. w Jarocinie. Przed wojną zdążył zdać maturę. Po wojnie rozpoczął studia prawnicze w Poznaniu, a magisterium zrobił w Uniwersytecie Wrocławskim. Równolegle studiował socjologię w Uniwersytecie Poznańskim, uzyskując absolutorium w r. 1949. W warszawskim Instytucie Nauk Społecznych studiował historię, która stała się główną dziedziną badań ojca mojego rozmówcy. Początek drogi naukowej przypadł mu na trudne, szczególnie dla humanistów, lata pięćdziesiąte, kiedy to symbolem ideologicznych wpływów nowej władzy stał się stopień kandydata nauk, którym na wzór radziecki zastąpiono doktorat. Czesław Madajczyk otrzymał go w r. 1954.

Wykładał historię najnowszą w Wojskowej Akademii Politycznej w dziesięcioleciu 1958−68, będąc od r.1963 profesorem. Wcześniej (1955) związał się z Instytutem Historii PAN, pełniąc tam różne funkcje, m.in. kierownika Zakładu Historii Polski Międzywojennej, Zakładu II Wojny Światowej, sekretarza naukowego, dyrektora instytutu. Od 1991 był członkiem rzeczywistym PAN. W 1996, będąc już na emeryturze, objął stanowisko profesora Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku, która przyjęła imię Aleksandra Gieysztora.

Syn Piotr, który, bywało, spierał się z ojcem o widzenie różnych spraw otaczającego świata, tak charakteryzuje istotę jego podejścia do tych trudnych, niejednoznacznych: „zdroworozsądkowy poznański sposób spokojnego patrzenia, odsuwania emocji, wyważania racji, zastanawiania się porządnie, do jakich efektów doprowadzi takie lub inne działanie, co z tego wyniknie”. Trudno zważyć, na ile świadomie przekazywał tę postawę synom, na pewno naznaczała atmosferę rodzinnego domu. Odmienności duchowo−mentalne Wielkopolski i Kongresówki prof. Madajczyk senior widział jasno i czuł mocno, znajdując w swojej wielkopolskiej tradycji uzasadnienie wielu życiowych wyborów.

U obojga rodziców przyszłego profesora to, co potocznie uważamy za „poznański stereotyp”, było autentyczną rzeczywistością, ojciec zaś przenosił opisaną wyżej postawę życiową na podejście badawcze do przeszłości. Matka była „typową poznanianką – doskonale zorganizowaną, świetnie wszystko bilansującą.” Nie zdążyła na studia socjologiczne, które zlikwidowano, a później zajęła się domem.

Zapamiętanym znakiem dzieciństwa był stukot maszyny, na której ojciec pisał od bardzo wczesnych godzin. W naprawdę ważnych sprawach można było przerwać mu pracę, ale „w ogóle” nie należało przeszkadzać. Dopiero w dorosłym życiu pana Piotra wzór poświęcania się temu, co mamy do zrobienia, zaczął obowiązywać. Intensywna praca stała się w następnym pokoleniu rzeczą normalną, a słabo uzasadnione przerwy wywołują wyrzuty sumienia. Profesor junior uściśla, że tak całkowicie angażowała ojca praca naukowa, administracyjną wykonywał z poznańską sumiennością, ale mniejszym zapałem. Sam ma podobne preferencje.

Do obiadu u państwa Madajczyków siadano punktualnie. Pan domu opowiadał o swoich częstych podróżach zagranicznych, konferencjach, na których bywał, spotkaniach z ciekawymi ludźmi. Wieczorem czytał synom Sienkiewicza, co niezupełnie mieściło się w „wielkopolskim kanonie”.

To, co możliwe

Gdy synowie na tyle dorośli, by rozumnie interesować się otaczającym światem, „rozmowy o polityce stały się nieodłączną częścią rodzinnych dysput”. Brat Jacek interesował się naukami ścisłymi i w tym kierunku poszedł, Piotr od początku był humanistą i w pewnym momencie zaczął sięgać po historyczne lektury z domowej biblioteki.

„Ojciec miał jasne wyobrażenie o tym, że w istniejącej sytuacji nie da się napisać ani powiedzieć całej prawdy, ale trudno mu było milczeć.” Pracując nad książką o polityce III Rzeszy w okupowanej Polsce prof. Czesław Madajczyk mówił synowi, że o Katyniu może tylko nie napisać tego, że zrobili to Niemcy – nie kłamać. Z własnej pracy w wydawnictwie Wiedza Powszechna pamiętam jak cenzura wykreśliła z leksykonu hasło „Katyń” i redaktorzy, ochłonąwszy z oburzenia, uznali, że to lepiej niż gdyby miało być skłamane. Dopiero w r. 1992 profesor pełnym głosem wypowiedział się na łamach „Polityki” w tekście Wokół Katynia, a później został członkiem Polskiego Komitetu Redakcyjnego wydawnictwa Katyń. Dokumenty zbrodni, którego I tom ukazał się w r. 1995.

Obszerna (ponad 600 prac) bibliografia zawiera artykuły, rozprawy, książki, także publicystykę, dotyczące stosunków polsko−niemieckich, rodzimego gruntu, na jaki trafiały wpływy okupanta, polityki faszystowskich Niemiec w różnych częściach okupowanego kraju i wobec różnych warstw społeczeństwa. Sporo miejsca w tym dorobku zajmuje kwestia zagłady Żydów.

W latach 90. prof. Madajczyk senior opublikował szereg prac dotyczących okupacji sowieckiej podczas II wojny światowej, a także losu intelektualistów oraz ich postaw wobec zmieniającej się sytuacji międzynarodowej i nowych zadań, jakie im te zmiany przynoszą.

Późniejszy prof. Piotr zapamiętał, że „ojciec bardzo długo wierzył” w to, że po straszliwej wojnie zapanuje lepszy, bardziej sprawiedliwy ład społeczny. Wstąpił do PPS, działając tam aktywnie, a po zjednoczeniu znalazł się w PZPR. Splot wielkopolskiej racjonalności z przeświadczeniem, że system, jaki zapanował po wojnie, zrobił wiele dobrego, potargały dramatyczne wydarzenia r. 1968, potem ‘70, ‘76 i ‘80. Syn obserwował niesłychanie emocjonalne reakcje, a później zadawał ojcu pytania... „Solidarność” badacz dziejów najnowszych obciążał grzechem nieracjonalności, niedoceniania realiów geopolitycznych, choć ideały ruchu akceptował.

Historia ze współczesnością

Piotr Madajczyk zaczął studia w Poznaniu. Po ojcu przejął zainteresowanie sąsiedzkimi stosunkami polsko−niemieckimi, o których w domu rozmawiano także z goszczącymi nierzadko niemieckimi badaczami. Opanował język i już było wiadomo, że to świadoma kontynuacja tradycji naukowej.

Doktorat w Instytucie Zachodnim, po rocznym stypendium w Moguncji, poświęcony był polityce niemieckiego ministra spraw zagranicznych okresu międzywojennego wobec Polski. Postępując dalej w badaniach mój gość „przeskoczył” ponad tym, co było głównym zainteresowaniem jego ojca, tj. II wojną światową, żeby uniknąć powielania albo szukania przyczynków przez ojca niedotykanych.

Zajmując się w znacznej mierze zagadnieniami aktualnymi prof. Madajczyk junior uważa się za historyka, politologię traktując jak teren pograniczny, na który przychodzi mu wkraczać bądź z tej dyscypliny czerpać metody badania współczesnych stosunków między narodami, analizowania systemów politycznych, ich zmienności, wzajemnych oddziaływań itd.

Od dziesięciu lat zajmuje się przede wszystkim stosunkami polsko−niemieckimi oraz kształtowaniem się Polski jako państwa narodowego, dążąc do poznania dynamiki przemian sprawiającej, że pod tymi samymi nazwami kryją się inne zjawiska; pojęcie „naród” znaczy dzisiaj coś innego niż 50 lat temu. Na tle tych procesów, pod wpływem różnych doświadczeń historycznych, ewoluują ludzkie zachowania, stosunek ludzi do wspólnot takich, jak naród.

Prof. Madajczyk uważa te zagadnienia za najważniejsze i najciekawsze. Najważniejsze dlatego, że odsłonięcie w badaniu naukowym historycznych źródeł wzajemnych nastawień, stereotypów, które przeszkadzają albo mogą sprzyjać układaniu współczesnych relacji, potrzebne jest i w polityce międzynarodowej, i dla poczucia tożsamości w globalizującym się świecie.

Troskę mojego rozmówcy wywołuje pytanie, jak przekazać społeczeństwu taki sposób myślenia o stosunkach polsko−niemieckich – ale także szerzej, o stosunkach z innymi narodami – jaki jest właściwy historykom znającym te stosunki lepiej i opisującym je w zmieniającym się dziejowym kontekście. Dyskusje toczące się dzisiaj wokół PRL nie budzą nadziei na to, że przyjmiemy wolne od emocji, racjonalne oceny przeszłości, która być może nie stała się historią, bo żyją jej świadkowie. Zdaniem pana profesora emocje powinny dochodzić do głosu przy stawianiu pytań, a milknąć przy dawaniu odpowiedzi. Do świadectw osobistych jako historyk odnosi się z rezerwą, podobnie traktując pamięć historyczną, zawsze zmienną i dopasowywaną do oczekiwań społecznych odczytywanych przez polityków.

Historyk, jego zdaniem, także nie jest całkowicie neutralnym obserwatorem przeszłości. Pytania, które zadaje, wynikają z tego, jak sam został ukształtowany, jakie wartości uznaje. Nie musi się przed tym bronić, ale powinien zdawać sobie sprawę i baczyć na to, by jego nastawienia nie prowadziły do emocjonalnych sądów albo fałszujących przemilczeń.

Profesor pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN, zajmuje się także dydaktyką. Instytut, gdzie kieruje Zakładem Studiów nad Niemcami, skupia w bliskiej współpracy historyków, socjologów, politologów, badając „sprawy bieżące z głębokim oddechem sięgającym w przeszłość”.

On sam zajmuje się problemem określanym jako przymusowe przesiedlenia, które woli nazywać czystkami etnicznymi. Tym, jak państwo narodowe usuwa ze swoich granic mniejszości, niekoniecznie siłą. „Z natury tej tematyki przechodzę w stronę spraw bardzo aktualnych, pozostając zawsze jedną nogą w historii.” Pierwsze naznaczone są ciągle bieżącą polityką, której „nie daje się uhistorycznić”. Nadzieję budzą takie projekty, jak Muzeum II Wojny Światowej i Muzeum Historii Polski, nacechowane szerszym spojrzeniem i większą otwartością.

Piotr Madajczyk starał się swoim córkom przekazać to, co sam wyniósł z domu – wyważony sposób podchodzenia do tego, co spotykamy w życiu, do rzeczy większego i mniejszego kalibru, nad którymi powinniśmy się spokojnie zastanowić, rozważyć, co w nich jest dobrego, co złego, nie potępiać ani nie wychwalać z góry...

Sytuację komplikuje fakt, że urodziły się w rodzinie polsko−niemieckiej. Wychowując się w dwu domach, w różnych miejscach, mają bogatszy zasób tradycji, większe możliwości wyboru. Zdaniem ich ojca to wybór trudniejszy, ale łatwiejsze jest przenoszenie się dalej, identyfikacja z większym obszarem. Dla córek pana profesora będzie to najpewniej obszar europejski.