Religijna małpa z brzytwą

Jola Workowska


Czy prozac, viagra i melatonina zastąpią potrzebę sacrum? Kiedy człowiek przestanie mieć traumę z powodu popełnienia złego uczynku? Dlaczego Bóg, jeśli istnieje, stworzył areligijnego naukowca? Religia i nauka sprawują rząd nad szarą codziennością obywatela Kowalskiego i profesora Nowaka. Jeden i drugi wciąż pytają o sens istnienia świata i przyczynę istnienia zła. Przez dwa dni, 3 i 4 października, uczeni szukali odpowiedzi na pytanie: Czy nauka zastąpi religię? Pretekstem do spotkania była chęć złożenia hołdu ks. prof. Michałowi Hellerowi, który przez ostatnich 30 lat próbował pokonywać bariery między teologią a fizyką. Aura Nagrody Templetona nie sprawiła jednak, że topór wojenny został zakopany.

Wolność boga

– Na płaszczyźnie racjonalnej jestem agnostykiem – zaznaczył prof. Jerzy Lukierski – ale na poziomie osobistym określam siebie jako ateistę i chcę zrozumieć, na czym polega relacja między religią a nauką.

– Jestem chrześcijaninem i nie mogę uznać innych prawd objawionych, których, powiem szczerze, i tak nie znam – ripostował prof. Zbigniew Mirek.

Siedemnastu uczonych i jedna uczona, prof. Magdalena Fikus, odczuwali potrzebę, by w sposób mniej lub bardziej jawny, zaprezentować swoje stanowisko na temat stosunku do Boga i religii. Bycie chrześcijaninem bądź ateistą było dla prelegentów papierkiem lakmusowym ich własnej rzetelności i wiarygodności. Żaden prelegent nie przywoływał swego miejsca pracy, na wydrukowanych programach również nie było adnotacji. Było tak, jak by chcieli powiedzieć: Nieważne skąd jesteśmy, ważne, że jesteśmy.

– O ile Bóg istnieje, to jest źródłem wiary, ale gdyby istniał Bóg, to stworzyłby tylko człowieka religijnego – gwałtownie zawieszony głos prof. Jana Kozłowskiego zdawał się krzyczeć, że skoro istnieją ludzie niewierzący, to znaczy, że Boga nie ma. Wypełniona szczelnie sala w Auditorium Maximum UJ zamarła w bezruchu. Młody, bezimienny miłośnik matematyki tylko cicho szeptał: „Dlaczego profesor traktuje wiarę jako skutek, a nie przyczynę i na jakiej podstawie pozbawia Boga wolności? Przecież jeżeli Bóg istnieje, to może, a nie musi dać człowiekowi wiarę.” Wątpliwości rodziły się z szybkością karabinu maszynowego, ale nie było chętnych ani na przyjęcie wyzwania, ani na zmianę stanowiska.

– Jaka jest natura ciemnej materii? – pytał Grzegorz Kędzia, absolwent fizyki krakowskiej Akademii Pedagogicznej, który przywołał przykład angielskiego uczonego, tak bardzo zafascynowanego precyzją dostrojenia wielkości ciemnej materii do istniejącego wszechświata, że postanowił klęknąć i uznać istnienie Boga.

– Jest to zadziwiające – odpowiedział krótko prof. Andrzej Trautman, który przez trzydzieści minut mówił O tym, dlaczego nauka nie zastąpi religii (rozmyślania niereligijnego fizyka).

Dowód okoliczności

Brak „głodu zrozumienia”, chęci szukania nowych dróg czy mostów między tym, co jest jednoznaczne, jak nauka, a tym, co jest ezoteryczne i wieloprzymiotnikowe, jak religia, był cichym towarzyszem dobrze nagłośnionej konferencji.

– Może zamiast dowodu ontologicznego przyjmiemy dowód epistemologiczny – zastanawiał się prof. Jan Woleński, logik agnostyk, który nie był pewien, czy warunkiem zaistnienia jest możliwość pomyślenia, czy może bardziej możliwość poznania. – Ale ja jestem pewien – uciął dyskusję prof. Andrzej Staruszkiewicz, autor wykładu O matematyczności przyrody.

Skąd wypływa ta pewność, jakie są jej źródła – nie wiadomo. Spokojny tembr głosu uczonego powinien być dostatecznym dowodem, przekonującym o trafności wypowiadanych sądów. Dla bardziej wytrawnych umysłów można przeprowadzić tzw. dowód okoliczności, czyli taki, który nie wypływa z żelaznych praw logiki, a jest efektem zbiegu różnych okoliczności. O wyższości dowodu okoliczności nad logicznym mogli się naukowcy przekonać już w pierwszych minutach wystąpienia, w czasie którego wieloletni przyjaciel księdza Hellera pochwalił się, że fragment jego recenzji z dorobku prac ks. laureata znalazł się w uzasadnieniu przyznania Nagrody Templetona. – Tak jak nie można logicznie przeprowadzić dowodu na istnienie słońca, tak samo nie ma logicznych dowodów na istnienie Boga. Istnieje tylko tzw. dowód okoliczności. Profesorowie Jerzy Lukierski i Jan Woleński mocno zaciskali wargi, by żadne słowo nie wydostało się na zewnątrz ich ateistycznych umysłów.

Człowiek „na raty”

O tym, że DNA naszej duchowej tożsamości jest w Bogu, mówił z namaszczeniem prof. Zbigniew Mirek, który zaczynając swój wykład o Fenomenie życia w świetle nauki i wiary, powiedział: – Nauka i religia nie są konkurencyjne i suplementują się względem siebie na drodze odkrywania prawdy o życiu. Piękne, czerwone, delikatne płatki maków spoglądały z rzutnika w oczy uczestników spotkania. Nieczuli na urok przyrody otrzymali jeszcze jedną szansę na metanoję. Oto zacytowano im zdanie słynnego, nikomu w Polsce nieznanego, francuskiego pisarza Françoisa Rabelais’go, że „nauka bez sumienia jest zgubą duszy”. Jaki jest sens takiego imperatywu, nikt oficjalnie nie powiedział, choć w kuluarach wrzało – ale tylko wśród młodych, nieutytułowanych uczestników konferencji. Rycerze myśli w trosce o dobro pani, której imię brzmi Nauka, nie zniżyli się do poziomu wymiany argumentów. Niczym apostołowie wygłaszali swoje nauki, posiłkując się wiarą, jak to określił prof. January Weiner, który wykład Ekologia: niedonauka, mitologia czy religia? zakończył frazą: – Religia i nauka równa się szamanizm. Bez zaklęć, czarów i szamana obydwie dziedziny nie funkcjonują.

– Nauka nie zastąpi religii, bo funkcja leczenia lęku pozostanie wciąż aktywna – mówił prof. Jan Kozłowski w wykładzie na temat Ewolucyjne korzenie nauki i ich implikacje.

– Pięknie pan spekuluje – z uśmiechem skomentował ks. prof. Stanisław Wszołek. Ale dyskusji na temat nauki i religii już nie było.

– Zupa stygnie – miłym głosem obwieścił dr hab. Andrzej Woszczyna. Zwolennicy darwinizmu, kreacjoniści, wierzący i agnostycy zgodnie ruszyli w kierunku restauracji. Bo człowiek, według aktualnej koncepcji Kościoła, jest zarówno dziełem ewolucji, jak i dzieckiem Pana Boga, słowem, jak by ujął to ks. prof. M. Heller, jest człowiekiem „na raty”, czyli małpą stworzoną przez Stwórcę. Bóg na każdym etapie rozwoju udziela mu swojej łaski. Powoli i stopniowo, zgodnie z boskim rytmem i zasadą Ockhama. Bo po co mnożyć pytania, wątpliwości, byty bez potrzeby? Tylko starożytni myśliciele głosili pochwałę pustego brzucha i pełnej głowy, potem pojawił się Maslow i jego hierarchia potrzeb.