Od rekreacji do olimpizmu

Rozmowa z Bartłomiejem Korpakiem, sekretarzem generalnym Akademickiego Związku Sportowego


Podczas spotkania z minister nauki zgłosili Państwo kilka postulatów odnośnie do sportu akademickiego. Jeden z nich dotyczył koordynacji inwestycji sportowych.

– Te inwestycje są bardzo oczekiwane i bardzo spóźnione. Od lat walczymy o poprawę złych warunków do uprawiania sportu w uczelniach.

Złych w porównaniu z czym?

– Np. z uczelniami europejskimi. Tam standardem jest hala sportowa i pływalnia. U nas to wciąż rzadkość. Od lat nie ma odpowiednich procedur ubiegania się o pomoc publiczną w tym zakresie. Pierwszeństwo w dofinansowaniu inwestycji sportowych powinny uzyskać uczelnie, które mają własne drużyny, uczestniczą w rozgrywkach, odnoszą sukcesy, stawiają na sport, np. w programach edukacyjnych. Nie udało nam się wprowadzić w życie zasady, która wydawała się sensowna: budowania w dużych ośrodkach międzyuczelnianych centrów sportowych. Naszym zdaniem, to by gwarantowało lepsze wykorzystanie obiektów przez studentów. Mamy przykłady takich ośrodków stworzonych przez AZS w Łodzi i Wrocławiu.

Uczelnie nie mają wśród swych zadań szkolenia sportowego.

– A powinny mieć.

Czy wciąż jest szansa, aby zrealizować postulat tworzenia międzyuczelnianych ośrodków sportowych?

– Jest, gdyż wiele ośrodków akademickich, np. Warszawa, Gdańsk, Poznań, nie ma nowoczesnych centrów sportowych. Nawet AWF−y nie mają obiektów, które mogłyby równocześnie w znaczącym stopniu służyć innym. Mieliśmy jeszcze postulat, żeby tworzyć doraźne projekty sportowo−rekreacyjne. W substancji uczelnianej pojawiają się wolne obiekty, miejsca, które w prosty sposób mogą być zaadaptowane dla potrzeb sportu i rekreacji. Przydałaby się odrębna ścieżka wsparcia finansowego dla takich pomysłów. Kiedyś nazwaliśmy taką akcję „sportowy kąt na uczelni”, coś na kształt słynnego już programu ORLIK 2012.

Kolejny postulat dotyczył wprowadzenia wf. na studiach I i II stopnia. Przecież wf. jest w programach studiów.

– Obowiązuje 60 godzin lekcyjnych wf. w okresie całych studiów. Z tego w praktyce efektywnie, czyli po uwzględnieniu absencji i różnych problemów organizacyjnych, realizowana jest zapewne połowa. To mniej niż godzina tygodniowo w ciągu zaledwie jednego roku. Zrobiliśmy niedawno badania, które wykazały, że w Polsce tylko co dziesiąty student uprawia jakąś dyscyplinę sportu czy aktywną formę rekreacji. To wyjątkowo mało w porównaniu z innymi krajami. Najpewniej jesteśmy w tym zakresie w ogonie Europy. Ideą AZS jest, by wychowanie fizyczne czy jakakolwiek forma aktywności fizycznej towarzyszyła studentowi przez cały okres studiów. To może być wf., sekcja AZS czy inne zorganizowane zajęcia sportowe, a także turystyka kwalifikowana.

Turystyka była wymieniona w pierwszym statucie AZS. Mam wrażenie, że dziś w uczelniach nikt się nie zgodzi na zastąpienie formalnych godzin wf. zajęciami turystycznymi.

– Były takie czasy, gdy w AZS powstawały sekcje turystyczne. Do dziś w niektórych miejscach, np. w AZS w uczelniach Poznania i Wrocławia, turystyka jest jedną z sekcji albo grupą fakultatywną przy studium WFiS. Tę formę aktywności fizycznej – a przecież turystyka niesie ze sobą także szereg innych wartości, podobnie jak sport – wciąż uważamy za wartościową i godną propagowania. Mamy ciągoty powrotu do korzeni, czyli także do turystyki kwalifikowanej...

Wrócę do głównego wątku. Wf. przez cały okres studiów to rzecz bardzo kosztowna, zarówno pod względem kosztów niezbędnej infrastruktury, jak i zatrudnienia trenerów, instruktorów.

– Oczywiście, wiąże się to z zaangażowaniem specjalistów i z dostępnością obiektów sportowych. Ale to trzeba i warto zrobić dla poprawy zdrowia najbardziej wartościowej i dynamicznej grupy społecznej, jaką są absolwenci wyższych uczelni. Oferta uczelni musi być elastyczna – dziś mniej osób chce grać w siatkówkę, ale sporo dziewcząt zapewne poszłoby na zajęcia z aerobiku. Nie chodzi o to, by sport był siermiężnym obowiązkiem, ale nawykiem, stylem życia. Sport to inwestycja w zdrowie i sprawność na przyszłość. To nie tylko relaks, ale także tworzenie więzi uczelnianych. Lepiej, żeby student uczestniczył w życiu sportowym w uczelni niż poza nią. Sukcesy zespołów sportowych to element promocji uczelni. Mamy zatem sporo korzyści ze sportu, tak w wymiarze indywidualnym, jak i ogólnouczelnianym czy nawet ogólnospołecznym.

To wygląda trochę zaborczo – wszyscy studenci do AZS...

– W każdym razie do sportu. Jeśli AZS przedstawia interesującą ofertę, to dobrze. Powinny ją też poprawić uczelnie.

Kolejny postulat dotyczył zatrudniania kadry trenerskiej na podstawie osiągnięć, a nie tylko formalnego wykształcenia.

– Mamy kryzys w sporcie. Jednym z jego elementów jest brak wykwalifikowanej kadry szkoleniowej. Trudno dziś decydować się na wykonywanie zawodu trenera, bo takiego zawodu nie ma. Zatem potencjalni trenerzy wybierają pracę w szkole, a dopiero po pracy zajmują się trenowaniem zawodników czy prowadzeniem sekcji sportowych. To tylko jedna strona medalu. Druga to konkursy, które premiują formalne wykształcenie, czyli edukację uczelnianą, a nie faktyczne kwalifikacje czy osiągnięcia sportowe. Trener, który ma sukcesy w szkoleniu olimpijczyków, przegra w konkursie z osobą, która całe życie przesiedziała przy komputerze i ma większe szanse, bo ma doktorat. Obyczaj zatrudniania wybitnych sportowców w uczelniach europejskich już dawno funkcjonuje. To nie musi być stanowisko naukowe, ale np. stanowisko instruktora, demonstratora. Waldemar Legień, dwukrotny mistrz olimpijski, prowadzi szkołę judo we Francji, bo w Polsce nie znalazł zatrudnienia. Z tego punktu widzenia możliwość zatrudniania wybitnych sportowców jest szansą dla uczelni i dla sportu, nie tylko wyczynowego.

Jak wygląda współpraca AZS ze studiami WFiS w uczelniach?

– AZS ma 100 lat, a studia WFiS 60 lat. Ich powołanie jest wielkim osiągnięciem. Mają one do dyspozycji obiekty, kadrę specjalistów. AZS jest stowarzyszeniem, działającym przy uczelniach. Współpraca jest dość ścisła. Czasami jednak przybiera niewłaściwe formy. Studenci nie chcą się zajmować problemami organizacyjnymi, zdobywaniem funduszy, zatem cedują te sprawy na etatowych pracowników studiów WFiS, którzy zazwyczaj są członkami AZS, np. wybierają ich na prezesów uczelnianych klubów AZS. To na dłuższą metę nie jest dobry pomysł. Wolelibyśmy, żeby studenci sami kierowali organizacją na poziomie uczelni.

To w pewnym sensie znak czasu. Pierwszym prezesem AZS był student, dziś jest nim profesor.

– AZS znacznie się rozrósł. W dużej uczelni mamy 1200−1500 członków. Cała organizacja to 55 tys. osób w 327 jednostkach, w których jest 3 tys. sekcji sportowych. Do tego mamy wyczynowe drużyny sportowe – około 300 sekcji – a to wymaga zawodowych menedżerów. Po drugie, od początku AZS miał kuratora ze strony uczelni – był nim profesor. Nasza kadra nie jest przypadkowa, wszyscy uprawiali sport w czasie studiów. Ja kierowałem klubem uczelnianym AZS Uniwersytetu Warszawskiego w latach 70. Prof. Marek Rocki, nasz prezes, był pływakiem, zresztą do dziś bierze udział w zawodach akademickich.

Już przed wojną pojawili się wśród sportowców z AZS olimpijczycy. Dziś też jest ich całkiem sporo. Pojawia się pytanie o sport wyczynowy i zasady jego funkcjonowania w AZS.

– W wielu klubach mamy sekcje wyczynowe. I to nie tylko w tradycyjnych akademickich dyscyplinach sportowych, jak wioślarstwo, pływanie, lekkoatletyka, które od najdawniejszych lat uprawiane były w uczelniach. Dziś na 100 liczących się wioślarzy w Polsce aż 80 jest z AZS. Mamy kilka drużyn, które są spółkami akcyjnymi, np. AZS Olsztyn, AZS Politechnika Warszawska w siatkówce. Działają one przy uczelniach. Były lata supremacji AZS w niektórych dyscyplinach. Nadal na poziomie ekstraklasy i pierwszej ligi mamy około 40 zespołów akademickich. Medale mistrzostw Polski zdobyli siatkarze z Uniwersytetu Warmińsko−Mazurskiego, piłkarki ręczne AZS AWFiS Gdańsk, rugbiści AZS AWF Warszawa, piłkarki nożne AZS Wrocław. Puchar Polski w piłce ręcznej kobiet wywalczył zespół AZS Politechniki Koszalińskiej. Nasi reprezentanci odnoszą też sukcesy w zawodach międzynarodowych.

W ostatnich latach powstało wiele klubów AZS, w tym w uczelniach niepublicznych oraz PWSZ.

– To nie przypadek. Stworzyliśmy z ministerstwem program polegający na wspieraniu rozwoju AZS w nowych uczelniach. Dzięki niemu w latach 90. otworzyliśmy ok. 200 nowych klubów i ponad 1000 nowych sekcji.

Czy w Polsce sport może być przepustką do uczelni?

– Nie w takim sensie, jak w Ameryce. Niektóre uczelnie prywatne przyjmują sportowców, którzy już odnieśli sukces – to kwestia promocji, a nie rozwoju sportu. Wiele uczelni chwali się sportem, ale to nie jest przedsięwzięcie biznesowe. Zaangażowanie szkół prywatnych w sport kwalifikowany jest niewielkie. Kontrakty sportowców zawodowych są wysokie – sięgają kilkuset tysięcy złotych rocznie i z pewnością przewyższają gaże profesorskie.

Organizujecie rywalizację zarówno dla uczelni, jak i klubów AZS.

– Mistrzostwa Polski Szkół Wyższych, organizowane od lat 60., to rywalizacja uczelni. Każdy student może reprezentować swoją uczelnię. W ostatnich mistrzostwach wzięło udział w formule finałowej 15 tys. studentów. Na etapie eliminacji uczelnianych zapewne wielokrotnie więcej. Od kilku lat kładziemy większy nacisk na nowe dyscypliny sportu, jak np.: wspinaczka, kolarstwo górskie, biegi przełajowe, trójbój siłowy, aerobik, ergometry. Cieszą się one sporym powodzeniem wśród studentów. Dla sekcji sportu kwalifikowanego organizujemy mistrzostwa AZS.

AZS zorganizował też dwie zimowe uniwersjady.

– W 1993 i 2001 r. Jesteśmy partnerem międzynarodowego sportu akademickiego od 1924 r. Należymy do Międzynarodowej Federacji Sportu Akademickiego (FISU) z siedzibą w Brukseli. Uniwersjada w 1993 r. to była akcja zupełnie spontaniczna. Polska otwierała się na świat, wspaniałe przyjęcie zgotowało uczestnikom Zakopane. Wielki wkład w końcowy sukces mieli studenci wolontariusze. Dzięki ich zaangażowaniu rozwiązywano każdego dnia wiele problemów, łącznie z tym ze środkami finansowymi na udział w zawodach. Reprezentacja Ukrainy stała na granicy i nie mogła wjechać do Polski z powodu braku pieniędzy. Nasza wolontariuszka w ciągu jednej nocy, przy pomocy środowisk emigracji ukraińskiej, znalazła potrzebne środki. Dziś nikt nie pamięta nazwiska tej dziewczyny – po prostu anonimowa wolontariuszka. W 2001 r. było już znacznie łatwiej, chociaż w wielu sprawach wykorzystaliśmy studencki entuzjazm.

Macie majątek, ośrodki sportowe.

– Jesteśmy dumni z naszych ośrodków w Wilkasach na Mazurach, w Górkach Zachodnich k. Gdańska, w Zieleńcu k. Dusznik. Dzięki nim jesteśmy dysponentem bazy noclegowej, obiektów sportowych, sprzętu turystycznego. To daje podstawy do statutowej działalności. W kilku miastach (Wrocław, Łódź, Gdańsk, Poznań, Szczecin) AZS posiada własne obiekty, niektóre wyglądają już znakomicie jako środowiskowa baza sportowa, inne są na etapie modernizacji i rozbudowy. W skali kraju jest tego jednak niewiele. Przez lata byliśmy przeświadczeni, że stan formalny nigdy się nie zmieni i nie zabiegaliśmy o własny majątek. Gdy się ocknęliśmy w nowej rzeczywistości, było już za późno. Był nawet taki okres, że oddawaliśmy pewne obiekty, które trudno było utrzymać, np. schroniska górskie „Samotnia” i „Strzecha Akademicka”.

Plany AZS?

– Chcemy realizować to wszystko, co się mieści pod pojęciem wychowania fizycznego i sportu w środowisku akademickim. A więc od rekreacji do sportu olimpijskiego. Chcemy, aby nasi członkowie byli studentami, aby zdobywali wiedzę. Podstawą działania, oferty AZS ma wciąż być aktywność fizyczna i społeczna studentów. Cel od 100 lat pozostaje bez zmian: promować wśród studentów modę na sport i stwarzać do tego odpowiednie warunki.

Rozmawiał Piotr Kieraciński