„Klonowanie” słabeuszy
W listopadowym numerze „Forum Akademickiego” (Utracona cześć Rady Wydziału, nr 11/2008) opisałem sprawę prof. Mariana Grybosia, kierownika I Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa Akademii Medycznej we Wrocławiu, któremu zarzucono plagiat oraz kilka innych poważnych naruszeń dobrych obyczajów naukowych. Choć plagiat jest „czarno na białym” i potwierdzić lub wykluczyć można go bardzo szybko (w szczególności gdy znane są źródła zapożyczeń!), Rada Wydziału Lekarskiego, mimo trwającego formalnego dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego, powołała Mariana Grybosia na stanowisko profesora uczelnianego.
Na mój list z 21 października br., apelujący do rektora wrocławskiej Akademii Medycznej, prof. Ryszarda Andrzejaka, o zawieszenie procedury nominacji do niedługiego już czasu dostarczenia sprawozdania przez rzecznika dyscyplinarnego prof. Stanisława Pielkę, otrzymałem w połowie listopada odpowiedź. Rektor napisał m.in., „iż zarówno ustawa – Prawo o szkolnictwie wyższym, jak i statut tutejszej uczelni, nie zawierają żadnych uregulowań ustalających reguły postępowania w przedmiocie ponownego zatrudnienia na stanowisku profesora nadzwyczajnego osoby, wobec której wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Rada Wydziału, jako kolegialny i niezależny organ, dokonała zarówno oceny dorobku dr. hab. Mariana Grybosia, jak i stawianych zarzutów i w głosowaniu wydała pozytywną opinię w przedmiocie dalszego zatrudnienia na stanowisku profesora nadzwyczajnego. Opinia Rady Wydziału nie jest wiążąca zarówno dla Senatu uczelni, jak i jej Rektora. (…) Należy przy tym zaznaczyć, iż w postępowaniu dyscyplinarnym, podobnie jak w postępowaniu karnym, obowiązuje zasada domniemania niewinności do momentu prawomocnego ukarania osoby obwinionej. Obecnie prowadzone przez Pana prof. St. Pielkę postępowanie dyscyplinarne nie jest zakończone i nie wolno na takim etapie rozstrzygać o winie i przedwcześnie karać cofnięciem dr. hab. M. Grybosia na stanowisko adiunkta w sytuacji, gdy taka kara nie figuruje w katalogu kar dyscyplinarnych, jakie można wymierzyć nauczycielowi akademickiemu”.
Komentując ten list, chciałbym podkreślić z całym naciskiem, iż żadna rzetelna instytucja czy też organizacja, nie dopuści do tego, aby nominować na stanowisko wymagające nieskazitelnej opinii osobę, wobec której publicznie wysunięto zarzuty nierzetelności i wobec której toczy się postępowanie wyjaśniające czy też karne. Prokurator i rektor – w przypadku poważnych i prawdopodobnych zarzutów – mają prawo zawiesić daną osobę w pełnieniu jej funkcji do czasu ostatecznego wyjaśnienia zarzutów. Trudno mówić „o domniemaniu niewinności”, gdy każdy z czcigodnych członków Rady Wydziału i Senatu na własne oczy może zobaczyć wspomniane zapożyczenia…
24 listopada br. obradował Senat wrocławskiej Akademii Medycznej, który zatwierdził uchwałę Rady Wydziału powołującą dr. hab. Mariana Grybosia na stanowisko profesora uczelnianego na kolejne 4 lata. Senat wydał też uchwałę na temat „standardów akademickiego dyskursu”, gdzie stwierdza, że „w uczelni nie ma przyzwolenia dla nierzetelności naukowej, ale nie powinno być klimatu dla nieprzemyślanych, nieodpowiedzialnych oskarżeń, tworzących wobec uczelni otoczkę negatywnej emocji i niewyszukanej sensacji”.
dymisja, zawieszenie...
Uchwała Senatu jest pośrednią odpowiedzią na fakt ujawnienia – na konferencji prasowej 20 listopada przez dwóch działaczy uczelnianej „Solidarności 80” – zarzutu plagiatu i nierzetelności naukowej w habilitacji rektora Ryszarda Andrzejaka. Sprawa została mocno upubliczniona przez wrocławskie media, a „dyrekcja” Archiwum Nieuczciwości Naukowej otrzymała z Wrocławia kopie pism i materiałów źródłowych skierowanych do różnych urzędów, w tym Ministerstwa Zdrowia i Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów.
Istota zarzutów polega na tym, że prof. Andrzejak w swojej pracy habilitacyjnej z 1993 roku Dynamika zmian metabolizmu krwinki czerwonej w badaniach prospektywnych u ludzi narażonych na złożone czynniki szkodliwe prawie dosłownie przepisał około 15 różnych stron z pracy doktorskiej obecnej pani dziekan prof. Jolanty Antonowicz−Juchniewicz. Praca ta, Zachowanie się pierwiastków śladowych, protoporfiryny erytrocytarnej oraz enzymów krwinki czerwonej u narażonych na niektóre metale ciężkie, ze szczególnym uwzględnieniem ołowiu, została obroniona w 1986 r.
Co więcej, habilitant zapożyczył z pracy habilitacyjnej prof. Witolda Zatońskiego z 1979 r. Niektóre zagadnienia metabolizmu krwinki czerwonej u ludzi z zawodową ekspozycją na działanie czynników szkodliwych dane laboratoryjne grupy 100 osób, która posłużyła mu jako grupa kontrolna (tabela 1 oraz tab. 10). Różnica czasowa pomiędzy obydwoma habilitacjami wynosi aż 14 lat, a badania prof. Andrzejaka miały być badaniami prospektywnymi. W pracy brak informacji, iż grupa kontrolna została zapożyczona z innej pracy! Sytuację komplikuje fakt, że prof. Zatoński (który w 1980 roku przeniósł się do Centrum Onkologii w Warszawie i od lat jest wybitnym i dobrze znanym na świecie specjalistą z zakresu epidemiologii nowotworów) był czwartym recenzentem habilitacji prof. Andrzejaka. Wszystkie trzy powyższe przewody miały miejsce w ówczesnej Klinice Chorób Zawodowych, kierowanej przez nieżyjącego już prof. Romana Smolika (1926−2007).
Dossier tej sprawy trafiło do Biura Centralnej Komisji i należy się spodziewać, że po dogłębnej analizie zostanie podjęta decyzja wznowienia przewodu habilitacyjnego.
W publicznych oświadczeniach rektor Andrzejak zaprzecza zarzutom plagiatu, mimo że w upublicznionych i szeroko rozsyłanych materiałach z fragmentami jego habilitacji, każdy może zobaczyć kilkadziesiąt mniejszych lub większych (np. 3 kolejne strony) popodkreślanych fragmentów przejętych in extenso z doktoratu. Rektor zapowiedział także, iż wystąpi z pozwem do sądu o naruszenie jego dóbr osobistych przez dr. Zbigniewa Półtoraka i dr. med. Jarosława Pająka – osób, które upubliczniły tę sprawę.
W Stanach Zjednoczonych bądź w każdym innym kraju tzw. demokracji zachodniej (były bowiem „demokracje ludowe”, do których zaliczała się Polska), w takich okolicznościach rektor uczelni – w trosce o jej dobre imię – albo podałby się do dymisji, albo zawiesił pełnienie urzędu rektora do czasu pełnego wyjaśnienia, mających chyba jednak podstawy, zarzutów. Co więcej, senat każdej amerykańskiej uczelni z miejsca by powołał kilkuosobową komisję, złożoną z niezależnych i rzetelnych profesorów, która szybko przeprowadziłaby dokładne dochodzenie, ustaliła fakty i opublikowała pełne sprawozdanie.
Niestety, Senat wrocławskiej AM zapewne będzie czekać, co zrobią centralne urzędy. W naszej akademickiej społeczności jest to, niestety, normalne. Pozostaje mi trzymać kciuki za to, by Prezydium CK nie dopuściło do „ukręcenia łba” sprawie.
Fabryka stopni
Historia, którą pokrótce przedstawiam, dotyczy znanego w Warszawie Instytutu Organizacji i Zarządzania w Przemyśle „Orgmasz”. Instytut ten, którego Radą Naukową przez ostatnie lata kierował prof. dr hab. Wiesław Maria Grudzewski, członek korespondent PAN oraz członek Sekcji Ekonomicznej CK, został we wrześniu 2007 r. pozbawiony na stałe uprawnień do nadawania stopni doktorskich i prowadzenia przewodów habilitacyjnych oraz profesorskich. Ta bezprecedensowa decyzja spowodowana została „seryjną produkcją” byle jakich doktoratów, przepuszczania słabych habilitacji oraz przedstawiania do tytułu naukowego profesora osób o mizernym dorobku.
Instytut do tego czasu wypromował 114 doktorów, 30 doktorów habilitowanych oraz w ciągu 5 lat przeprowadził 12 przewodów profesorskich. W 2007 r. w tej „fabryce stopni” otwartych było 69 przewodów doktorskich, 7 przewodów habilitacyjnych i 6 przewodów profesorskich, a 92 studentów uczęszczało na zaoczne studia doktoranckie.
Wskutek sygnałów dochodzących ze środowiska oraz stwierdzenia, iż w latach 2005−06 na 11 wniosków habilitacyjnych i profesorskich zatwierdzono tylko 6 (55 proc.), Prezydium Centralnej Komisji przeprowadziło jeszcze w roku 2006 szeroką kontrolę. Oceniono jakość przewodów doktorskich z ostatnich 2 lat oraz skontrolowano dokładnie całość dokumentacji pod kątem przestrzegania obowiązujących przepisów. Z ramienia Prezydium procedurę kontroli nadzorował prof. Krzysztof Jajuga z Wrocławia.
Okazało się, że z 21 sprawdzanych doktoratów, dokumentacji trzech osób – obywateli Meksyku – nie dostarczono do kontroli mimo kilkakrotnych monitów. Z pozostałych 18 doktoratów tylko jeden oceniono na „5”, cztery na „4”, trzy na „3”, a pozostałych dziesięć – na „2” oraz „1”, czyli bardzo nisko. W dokumentacji przewodów znaleziono masę uchybień i naruszenia przepisów procedury, których wymienienie znacznie przekracza objętość tego artykułu. Wszystkie egzaminy doktorskie dla doktorantów przeprowadzała „żelazna trójka”: prof. Wiesław Grudzewski, prof. Irena Hejduk oraz dr hab. W. Wiszniewski.
Na podstawie dostarczonej dokumentacji stwierdzono, że instytut zatrudniał w ramach minimum kadrowego profesorów i doktorów habilitowanych na stanowiskach profesorskich w pełnym wymiarze czasu – z pensją 900 (dziewięćset) zł miesięcznie! Instytut nie miał wyodrębnionych zakładów naukowych i nie zatrudniał młodej kadry naukowej. W wykazach wypromowanych w ostatnim siedmioleciu kilkudziesięciu doktorów nie było żadnego pracownika „Orgmaszu”. Stale w posiedzeniach Rady Naukowej brało udział niewiele więcej osób niż wymagane quorum.
Podsumowując, Prezydium CK w wyniku kontroli stwierdziło „rażące uchybienia” w zakresie działalności związanej z nadawaniem przez „Orgmasz” stopni naukowych i zdecydowało się cofnąć mu wszystkie uprawnienia. Nie muszę dodawać, iż spotkało się to z żywymi protestami i oburzeniem prof. Grudzewskiego…
Instytut odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ale zastanawiam się, czy pozew nie zostanie odrzucony.
Niech to będzie przestrogą dla innych, bowiem Centralna Komisja obecnie energicznie i dokładnie kontroluje wiele wydziałów różnych uczelni, sprawdzając poziom i jakość nadawanych stopni naukowych. Wychodzą przy tym różne „przekręty”, skrywane dotąd pod dywanem gabinetów dziekańskich. I niech posypią się dalsze zawieszenia uprawnień, bowiem „myszy harcują, gdy kota nie czują” …
Wszyscy widzimy, jak nisko w ostatnich latach spadł poziom doktoratów i jak słabe potrafią być habilitacje, od kiedy „argusowe oko” Centralnej Komisji „oślepło”, bowiem habilitacje przestały być zatwierdzane w ramach systemu superrecenzenckiego. To niszczy polską naukę, bowiem kiepscy i słabi naukowcy w pędzie do stanowisk i kolejnych stopni naukowych „produkują” jeszcze słabsze swoje „klony”.