Wszystko można udowodnić
W ubiegłym roku, w październikowym numerze czasopisma psychologicznego „Charaktery” ukazał się artykuł zatytułowany Wiedza prosto z pola, podpisany przez francuską psychoterapeutkę Renatę Aulagnier. Autorka przedstawiła w nim koncepcję terapii opartej na hipotezie rezonansu morficznego, zgodnie z którą pomoc udzielona pacjentowi w trakcie leczenia zaburzeń psychicznych polegałaby na odpowiedniej modyfikacji bliżej nie wyjaśnionego jeszcze przez naukę jego pola morfogenetycznego. Niespełna miesiąc po opublikowaniu tekstu na stronie internetowej doktora psychologii Tomasza Witkowskiego (www.tomaszwitkowski.pl) pojawiła się następująca informacja: „Artykuł zawiera same kłamstwa i fantazje nie mające absolutnie żadnych podstaw naukowych oraz plagiat dodany przez Redakcję. Mogę to stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, ponieważ jestem jego autorem, występującym pod pseudonimem Renata Aulagnier”.
Współczesna polska psychologia to jednak wciąż bardziej „wiedza prosto z pola” niż rzetelna nauka.
Jak twierdzi Witkowski, celem przeprowadzonej prowokacji była chęć wykazania, że czasopismo, którego założeniem jest popularyzacja wiedzy psychologicznej i w którego redakcji i radzie naukowej zasiada wielu utytułowanych polskich psychologów, w rzeczywistości – dla komercyjnego sukcesu – zamieszcza treści niezgodne ze współczesną nauką. Informacja o dokonanej mistyfikacji została przez autora rozesłana do mediów i przedstawicieli środowiska naukowego, wywołując wśród psychologów żywą, trwającą do dzisiaj dyskusję na temat stanu polskiej psychologii, środowiska psychologicznego i jego pobłażliwości dla pseudonauki i szarlatanerii. Co jednak charakterystyczne, debata ta w niewielkim stopniu przedostała się na grunt opinii publicznej (być może dzięki postawie samych psychologów, a także solidarności zawodowej środowiska dziennikarzy), mimo że psychologia stosowana to ważna dziedzina działalności społecznej.
Przestarzałe teorie
Trudno nie zgodzić się z autorem, że pseudonaukowość to jeden z głównych zarzutów stawianych od dawna psychologii przez przedstawicieli „poważniejszych”, bardziej ścisłych nauk. Współczesna psychologia, która swój rodowód wywodzi z filozofii, wciąż w znacznie większym stopniu opiera swoje wyjaśnienia na spekulatywnych i często oderwanych od życia koncepcjach filozoficznych niż faktach weryfikowalnych empirycznie. Wiele z tych „teorii” jest tak silnie zakorzenionych w umysłach psychologów, że nawet wielokrotnie uzyskiwane przez różnych autorów wyniki badań niepotwierdzające głoszonych na ich podstawie tez nie powodują ich odrzucenia. Przykładem mogą być chociażby stworzone w latach 50. ubiegłego wieku koncepcje tzw. psychologii humanistycznej (której najbardziej znanymi przedstawicielami byli A. Maslow i C. Rogers), powszechnie wykorzystywane na gruncie psychologii zarządzania czy psychologii pracy. Nawet w polskich podręcznikach dla studentów psychologii często można spotkać się z dobrze uzasadnioną ich krytyką, co wcale nie przeszkadza psychologom nadal posługiwać się nimi w celu wyjaśniania ludzkich zachowań i motywacji.
Dominującą teorię w polskiej psychologii wciąż stanowi freudowska psychoanaliza (wraz ze swoimi niezliczonymi późniejszymi mutacjami), oparta głównie na przestarzałej wiedzy biologicznej z końca XIX w. oraz arbitralnie przyjętych mitach. Jest ona niezgodna ze współczesnymi standardami metodologicznymi obowiązującymi w nauce, ponadto aż roi się w niej od bzdurnych wyjaśnień, sprzecznych nie tylko z podstawowymi prawami biologii (m.in. mający ponoć duże znaczenie w kształtowaniu sfery emocjonalnej człowieka kompleks Edypa, który kłóci się chociażby z powszechnie występującym tabu kazirodztwa), ale nawet ze zwykłym, zdrowym rozsądkiem. Do dzisiaj w podręcznikach do psychoanalizy można znaleźć np. wyjaśnienie, że wieżowce, samoloty czy rakiety swój kształt zawdzięczają w patriarchalnej kulturze podobieństwu do męskiego członka. Znaczna część zakładanych przez Freuda zjawisk psychicznych w rzeczywistości albo nie istnieje (m.in. popęd śmierci, lęk kastracyjny u chłopców oraz zazdrość o penis u dziewczynek), albo też w świetle współczesnej wiedzy jest mocno naciągana (przejęzyczenia, zapominania czy czynności pomyłkowe jako przejaw nieuświadomionych popędów seksualnych, podział osobowości na id, ego i superego czy też rozwój psychoseksualny zgodny z fazami oralną, analną, falliczną, latencji i genitalną).
Nawet pobieżna znajomość nauk ścisłych (takich jak fizyka, biologia ewolucyjna, genetyka, neurofizjologia czy ekologia), na podstawie zaledwie kilku książek popularnonaukowych, wystarczyłaby, aby co najmniej nabrać podejrzeń wobec wspomnianych wyżej, a także wielu innych przyjmowanych gremialnie przez psychologów założeń dotyczących natury ludzkiej. Niestety, wśród humanistów powszechna jest ignorancja tych dziedzin, a brak wiedzy z tego zakresu stanowi niekiedy dla nich wręcz powód do dumy. Tymczasem mało jest dyscyplin naukowych, w których wąska specjalizacja i nieznajomość innych, bardziej podstawowych nauk mściłyby się tak okrutnie, jak w psychologii. Warto w tym miejscu zacytować fragment pkt. 50. Kodeksu etyczno−zawodowego psychologa, zgodnie z którym „upowszechniając wiedzę psychologiczną, psycholog dba o zgodność przekazywanych treści ze współczesnym stanem nauki, uwzględnia różnice między hipotezami i dobrze udokumentowanymi twierdzeniami i w sposób rzetelny przedstawia praktyczne możliwości psychologii”.
Niedoskonałość metodologiczna
Dziedziną psychologii zdobywającą w ostatnich latach coraz większą rzeszę zwolenników, a przy tym wciąż spotykającą się z oporem tradycyjnego środowiska akademickiego, jest wyrosła z biologii ewolucyjnej, a następnie socjobiologii, psychologia ewolucyjna. Choć podstawy teoretyczne tej dyscypliny zostały już dawno zaakceptowane w naukach przyrodniczych i stanowią integralną część współczesnego neodarwinizmu, zastosowanie wyjaśnień ewolucyjnych wobec człowieka wciąż budzi wśród humanistów gwałtowny sprzeciw, a niekiedy wręcz histeryczną reakcję. Podobnie ma się rzecz chociażby z genetyką zachowania, która rzuca nowe światło na uwarunkowania wielu ludzkich zachowań czy też podłoże znacznej części chorób. Duże nadzieje można dzisiaj wiązać z intensywnie rozwijającą się ostatnio tzw. neuronauką, próbującą wyjaśnić wiele nierozwikłanych dotąd na gruncie tradycyjnej psychologii zagadek ludzkiego umysłu w kategoriach oddziaływań między neuronami w mózgu. Nauki te krytykowane są i odrzucane przez znaczną część psychologów ze względu na to, że „dehumanizują” człowieka, odzierając go z wielu przypisywanych mu dotąd niejako z założenia przymiotów, takich jak: wolna wola, nieśmiertelna dusza, skłonność do bezinteresownego altruizmu, jakościowa odrębność względem innych form życia itp.
Tymczasem wyniki badań uzyskane w naukach ścisłych oparte są – w przeciwieństwie do nauk humanistycznych – na „twardej” metodologii, przez co znacznie trudniej je podważyć. Pomimo tego biologia postrzegana jest przez tradycyjnie zorientowanych humanistów niemal jako „siła nieczysta”, której oni nie rozumieją, ale się jej boją. Efektem tego rodzaju ksenofobii jest to, że psychologowie już dawno swoją dyscyplinę w znacznym stopniu przekształcili w historię psychologii, do znudzenia zajmującą się tworzeniem kolejnych interpretacji tych samych teorii, które przez to stają się coraz bardziej nonsensowne i oderwane od rzeczywistości. Natomiast za uprawianie psychologii coraz częściej zabierają się przedstawiciele nauk przyrodniczych, odnosząc na tym polu duże sukcesy.
Niedoskonałość metodologiczna to z pewnością jedna z podstawowych przyczyn ułomności psychologii jako nauki, podobnie zresztą jak i większości innych nauk humanistycznych. Jakby tego było mało, stworzone do tej pory przez psychologów zasady metodologii są powszechnie łamane przy wykonywaniu badań. Jednym z najbardziej rażących przykładów jest nierespektowanie wymogu reprezentatywności próby i uogólnianie na całą populację wyników badań przeprowadzanych na studentach. Mówiąc dosadnie, dla większości psychologów człowiek to tylko student i szczur. I niewiele jest w tym przesady, o czym najlepiej świadczy funkcjonujące wśród psychologów powiedzenie, że „nie ma lepiej przebadanej populacji niż studenci psychologii”.
Inną powszechnie znaną prawdą jest to, że „w psychologii wszystko można udowodnić”, bowiem wiele zależy tu od przyjętej koncepcji teoretycznej, na podstawie której interpretuje się później przeważnie niejednoznaczne wyniki uzyskane w badaniach czy eksperymentach. W efekcie prace naukowe dwóch autorów dotyczące tego samego zagadnienia mogą dać różne, niekiedy sprzeczne ze sobą wnioski. Hermetyczność środowiska psychologów, a także nagminne posługiwanie się w publikacjach specjalistycznym, mało zrozumiałym dla przedstawicieli innych nauk żargonem, z pewnością nie ułatwiają weryfikowania rezultatów badań, a wręcz zniechęcają do wgłębiania się w zastosowaną procedurę badawczą.
Uczelniana indoktrynacja
Jak wiadomo, psychologia to nie tylko dziedzina nauki, ale także działalność praktyczna o dużym stopniu odpowiedzialności społecznej. Już dzisiaj psychoterapia w Polsce to opłacalny biznes, a pacjenci pragnący uzyskać poprawę zdrowia psychicznego muszą liczyć się z wydaniem sporych pieniędzy. Tymczasem większość niezależnie przeprowadzonych badań dowodzi, że skuteczność tradycyjnej psychoterapii jest co najmniej dyskusyjna. Bardzo duża trudność ze sfalsyfikowaniem założeń psychoanalizy, a także jej solidarna obrona przez psychoterapeutów, skutecznie utrudniają przedostawanie się takich informacji do świadomości publicznej.
Wiele zastrzeżeń można mieć do samego procesu edukacji psychologów, który mam okazję obserwować od kilku lat w swoim uniwersytecie. Studia bardziej przypominają indoktrynację niż rzeczywistą edukację, a osoby bardziej oczytane i niezgadzające się ze swoimi nauczycielami uważane są za krnąbrne, ich wypowiedzi nierzadko są publicznie ośmieszane. Zamiast uczulać studentów na poszanowanie reguł metodologii, uczy się ich omijania, gdyż sami naukowcy traktują je jako zbędną biurokrację, którą wymyślono tylko po to, aby utrudnić im życie. O ile na pierwszych latach studiów studentom wspomina się o konieczności przestrzegania wymogu reprezentatywności próby, później nikogo już to nie razi – zarówno pracowników instytutu, jak i ich uczniów. Raczej trudno spodziewać się, że postępowanie tych ostatnich po zakończeniu edukacji będzie znacząco różnić się od działalności ich nauczycieli.
Obawiam się więc, że gdyby autor zamieszczonej w „Charakterach” prowokacji sam nie zdemaskował swojego pomysłu, nikt z autorytetów naukowych (zarówno psychologów, jak i przedstawicieli innych dyscyplin) nie zwróciłby specjalnej uwagi na fałszywość opisanej przez niego koncepcji, i to nie dlatego, że nie zauważyłby jej niedorzeczności, ale po prostu wszyscy są już przyzwyczajeni do tego rodzaju mętnych tłumaczeń psychologów.
Współczesna polska psychologia to jednak wciąż bardziej „wiedza prosto z pola” niż rzetelna nauka. Bez trudu da się znaleźć wiele zjawisk psychologicznych, w przypadku których aż roi się od wyjaśniających je teorii, a wszystkie są tak samo „prawdziwe”. Można oczywiście argumentować, że wieloparadygmatyczność jest cechą każdej nowej nauki, do których także zalicza się psychologia, jednak to tylko część prawdy. Obecnie istnieje już wiele znacznie lepszych koncepcji, wyrosłych na bazie innych nauk, które psychologowie z premedytacją odrzucają, broniąc w ten sposób własnego terytorium. Trudno się łudzić, że dyskusja, jaką wywołała prowokacja Witkowskiego, spowoduje jakąś poważniejszą rewolucję w polskiej psychologii, dobrze by jednak było, gdyby przynajmniej niektórym psychologom uświadomiła, jak ważne jest przestrzeganie standardów metodologicznych i etycznych w uprawianej przez siebie dyscyplinie naukowej.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Bardzo dobry artykuł,bardzo dobrze ukazujący zdemoralizowanie środowiska psychologow. pozdrawiam