Miłosierdzie płatne z góry
Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że wysokość środków przyznanych z budżetu państwa na naukę i szkolnictwo wyższe stanowi obraz światłości władz rządzących w realizowaniu odpowiedzialności za los nie tylko obecnych, ale głównie przyszłych pokoleń Polaków. Pojawiające się w mediach okruchy sporów między resortami, komu pierzynę, a komu poduchę, pozwalają dostrzec, ale nie zrozumieć, kolejkę ministrów po pieniądze na przeżycie.
Jednocześnie zalega w świadomości sentencja, że ostateczny kształt budżetu stanowi świadectwo realizacji obietnic przedwyborczych. Z drugiej strony trudno się dziwić, że w tej pogoni za państwowymi (naszymi wspólnymi) pieniędzmi rzadko który z ministrów wygrywa konkurencję z satysfakcją. Bo z perspektywy poszczególnych resortów nie byłoby możliwe funkcjonowanie państwa i obywateli bez ich właśnie udziału. A więc, co po bogatym i mądrym obywatelu, gdy ten jest obłożnie chory, co po zdrowym Polaku, gdy jest bezbronny i niedouczony, co po aktywnym i przedsiębiorczym, gdy niszczą go biurokracja i niesprawiedliwość. Tak można wyliczać jeszcze długo.
Skąd więc to zainteresowanie kwestiami budżetu, skąd chęci do dyskusji o oszczędzaniu, by to, co zaoszczędzone, trafiło pod właściwy adres, gdy doświadczenie poucza, że choć atmosfera ożywienia przedbudżetowego budzi nadzieje, to ostatecznie wychodzi jak zawsze (albo prawie jak zawsze). Nie przysparza sił nabywana przez obywateli wiedza o szastaniu budżetowymi pieniędzmi na głupotę, brak kompetencji, bezmyślność. Przeliczane przez nas własne podatki fiskusowe budzą sprzeciw wobec takich faktów, a pojawiające się natychmiast pomysły na lepsze ich wydatkowanie, dolewają oliwy do ognia.
Przedstawiony przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego projekt budżetu w zakresie szkolnictwa wyższego oraz w części 38 – Szkolnictwo Wyższe do projektu ustawy budżetowej na rok 2009 wskazuje na wzrost planowanych nakładów w porównaniu do roku ubiegłego. Zapewne nie jest to budżet marzeń, ale nauczeni pokory i zachowujący się według zasad bezradności wyuczonej przyjmujemy ten znak progresu nie tyle w wymiarze kwotowym, ile bardziej aksjologicznym, jako wynik uporu i determinacji władz resortu w ustanawianiu polityki finansowania nauki i szkolnictwa wyższego jako polityki nadganiania porównywalnych ze światem zaległości. Troska o inteligentnego Polaka to przecież troska o inteligentnego Europejczyka, a może nawet inteligentnego obywatela świata. W tym zakresie z zainteresowaniem przyglądamy się planom finansowym związanym z internacjonalizacją naszego szkolnictwa wyższego, z sektorem współpracy międzynarodowej, z prezentacją naszego trudu intelektualnego oraz oferty edukacyjnej na szerszym forum międzynarodowym. Może należałoby rozważyć większe obarczenie niektórymi zadaniami związanymi z organizacją nauki i edukacji szczebla wyższego innych resortów, które wchłaniają kadry przygotowanych specjalistów do realizacji swych zadań statutowych? Ciągle otwarta pozostaje kwestia gwarancji budżetowych w częściowym chociaż dofinansowaniu studentów stacjonarnych uczelni niepublicznych. To problem dotykający podstawowej sprawiedliwości społecznej, ważny dla obywatelskiego poczucia suwerenności wyboru, czasami zaś konieczności, gdy wybór jest niemożliwy.
Konferencja Rektorów Zawodowych Szkół Polskich przygotowała oczekiwane przez resort uwagi do projektu budżetu. Zostaną one zapewne włączone do ogólnej puli uwag, choć na ich spełnienie szansę mają zapewne tylko najbardziej powszechne i najostrzej artykułowane. Tak czy owak, jest szansa na ewentualną korektę projektu, gdyby w określonych kwestiach sprzeciw środowisk akademickich był powszechny. Temu celowi służą konsultacje środowiskowe, a później międzyresortowe, jako forma procedur w społeczeństwie demokratycznym.
Świadomi historycznych już zaniedbań w sferze finansowania nauki i szkolnictwa wyższego cieszymy się z proponowanego zwiększenia nakładów, choć ciągle są to kwoty dalece niewystarczające, by odrobić zaległości i stanąć w jednym szeregu z innymi krajami UE. Ciągle jest to jeszcze mizeria miłosierna z góry opłacona, wymuszająca postawę akceptacji trudu miłości tego, co uzyskane i wytrwałej nadziei.