Królestwo niedokładnych
W kilku podręcznikach menedżerstwa przeczytałem, że dobry zarządca podejmuje 80 procent decyzji poprawnych, a bardzo dobry – 95. Nie wiem, jak to obliczono, dane te wydają mi się wzięte z powietrza, ale powiedzmy, że tak jest rzeczywiście. Dwadzieścia procent błędnych decyzji to zdaniem nauczycieli zarządzania nie jest dużo, ale decyzje menedżerskie są zdarzeniami jednostkowymi, nieporównywalnymi. Mogą być błędne bardziej lub mniej, niekoniecznie w całości, i niekiedy, choć rzadko, obracać się na korzyść.
Tymczasem na co dzień mamy do czynienia z decyzjami drobnymi, lecz seryjnymi, opartymi nie tyle na myśleniu, ile wykonawstwie. Wymagają one elementarnej wiedzy, podstawowych umiejętności, bazowej skrupulatności. Wystarczy, że jeden z tych modulatorów nie zadziała, a czynność będzie obarczona błędem całościowym i nieusuwalnym. Jeśli działający czegoś nie wie, nie umie, nie potrafi albo jest niechlujny, jego błędy są seryjne. Nie mam tu na myśli pomyłek, wszak errare humanum est, ale błędy zawinione, które można usunąć przed przekazaniem pracy. Kontrolowanie tego, co się zrobiło, przekracza jednak możliwości tak wielu ludzi, że wątpię, czy w Polsce można mówić o dalszym zwiększaniu wydajności. Konkurencyjność polskich firm chyba się kończy. Hydraulik wraca z Niemiec z doskonałymi referencjami, ale w kraju rodzinnym natychmiast przestawia się na stare tory. Już nie używa gumowych rękawiczek i nauszników chroniących słuch.
Pewnego razu kończyłem pracę nad książką naukową, w której maszynistka, przepisując mój rękopis, zrobiła kilkadziesiąt pomyłek. To zrozumiałe, tak jest zawsze, ale od czego korekta? Zabrałem się do sczytywania dzieła. Tymczasem drukarz naglony przez wydawcę poprosił, żebym mu przesłał tekst próbny, bo chce mieć podstawę do finansowej kalkulacji książki. Tak też zrobiłem, wysłałem na próbę tekst jeszcze z błędami, a plikowi na wszelki wypadek nadałem nazwę „tekst_z_błedami_TYLKO_PROBA.doc”. I to był błąd, jakże poważny. Po kilku dniach, kiedy wraz z redaktorką nanieśliśmy poprawki, porozumiałem się z drukarzem – na wszelki wypadek podwójnie: telefonicznie i e−mailem – i zawiadomiłem, że wysyłam plik o nazwie „tekst_poprawiony_OSTATECZNY.doc”. „Tak, tak, oczywiście” – odparł mistrz sztuki drukarskiej i podwójnie (e−mailem i telefonicznie) zapewnił, że dopilnuje sprawy. Jakież było moje zdumienie, kiedy się okazało, że książka została wydrukowana z tekstu próbnego, z dużą liczbą błędów, rzecz jasna niewybaczalnych.
W sklepie internetowym kupuję torbę czarną, a przysyłają mi białą. Listonosz wkłada do mojej skrzynki listy ewidentnie adresowane do sąsiada. Na płycie z filmem Janusza Zaorskiego „Matka Królów” (wg powieści Kazimierza Brandysa) widnieje jak wół, że w roli głównej występuje Maria Teresa Wójcik (a nie Magda), a nazwisko „król” w tytule jest małą literą. Na wybitnie naukowej konferencji literaturoznawczej referent przez pół godziny mówi o Tadeuszu Parnickim (a powinien o Teodorze). Urzędniczka w gminie z uporem maniaka przekręca nazwiska, ostatnio zamiast „Topolski” napisała „Lipiński”. Profesor uniwersytetu na marginesie szczotki pisze „Proszę to dać tłóstą trzcionką”, a inny, niewątpliwie konkurent, triumfalnie mi to pokazuje i mówi: „Pan profesor X. powinien wiedzieć, że „tłusty” pisze się przez „u” otwarte!”, o czcionce nie wspominając. W telewizji Canal+ czytamy, że właśnie jest nadawany spektakl pod tytułem „Chamlet”. „Rzeczpospolita” piórem osoby podpisującej się „ik” podaje, że prof. Ariadna Ł.−G. jest córką I sekretarza PZPR Gierka, gdy Ariadna G.Ł. (taka jest poprawna pisownia inicjałów jej podwójnego nazwiska) jest córką Teodora Zankowicza i byłą synową tegoż Gierka. Malarz pokojowy zamalowuje ścianę razem z lampami i kontaktami, framugi okien z szybami, a drzwi z klamkami. Co tych wszystkich ludzi obchodzą inni. Ważni są oni sami.
W forum internetowym poświęconym frazeologii gimnazjaliści piszą rozpaczliwe listy, że w tym serwisie nic nie mogą znaleźć. Pytają błagalnie: „Gdzie szókać co to było kref nie woda bo się mnie nie pokazuje”. Moderator odpowiada: „Pisz zgodnie z ortografią, to znajdziesz: „krew”„. Na to pewna pani doktor się oburza i protestuje: „To, co uprawiacie, to dyskryminacja dzieci dyslektycznych. Serwis nie może zajmować się tępieniem młodych ludzi, i to na samym starcie. Żądanie, aby pisano ortograficznie, jest wrogie”. Ktoś, zapewne jeden z mądrzejszych uczniów, odpisał jej dowcipnie, bo dwuznacznie: „A doniosłaś już na prokuraturę?”.
Tak jest stale, wszędzie i ze wszystkim. Żyjemy w Królestwie Niedokładnych. Bałagan w głowach zrobił się w ostatnich latach straszliwy. Jeden z banków podaje, że klienci z dużą łatwością wypisują na przelewach niepoprawne numery kont bankowych, a pieniądze trafiają nie tam, gdzie powinny. Tak to się kręci, aż zakręci na amen.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.