Po co dziękować?

Piotr Müldner−Nieckowski


Do prowadzonego przeze mnie poradnika językowego zwraca się pewna młoda a wykształcona osoba z pytaniem, które zwala z nóg. Pyta mianowicie, dlaczego niektórzy ludzie zachowują się bezsensownie i wychodząc z windy mówią „dziękuję”. Uważa, że to oburzające!

No cóż. Że nie jest to sprawa językowa, nie ulega wątpliwości, ale respondentka tego nie wie. Jej zdaniem, skoro rzecz dotyczy mówienia, to znaczy, że języka, a jeżeli języka, to należy zapytać w poradni językowej. Już to zaburzenie logiki wskazuje, że każda moja odpowiedź będzie zła. Respondentka oczekuje tylko potwierdzenia jej sądów. Trzeba by więc odpowiadać raczej w gabinecie psychologicznym, a nie w Internecie. Drugi defekt logiki tej pani jest poważniejszy. Nie rozumie ona, że wypowiedzenia takie jak „dziękuję” mają funkcję fatyczną (podtrzymującą kontakt), funkcję autoekspresywną (samooceny, którą nadawca prezentuje odbiorcy) i funkcję perlokucyjną (planowania reakcji lub oczekiwania na reakcję odbiorcy). Ma jeszcze inne, ale te pominę jako mniej tu istotne.

Ładnie to wszystko brzmi i bardzo naukowo, ale kiedy przełożymy na język praktyki, okaże się, że właśnie ona najbardziej zawodzi. W naszej obyczajowości nawiązywanie kontaktu w tłumie jest dziwactwem. Jakież zdumienie budzi osoba, która potrafi porozmawiać z nieznajomym w autobusie. Jeśli w tym samym tłumie Polak wyraża samoocenę, to najczęściej na zasadzie „nie wiesz, chamie, kim ja jestem”. Wreszcie uczestnika gromady w ogóle nie obchodzą inni, a jeśli już, to jako wrogowie, przeciwnicy, konkurenci. Całą uwagę skupia na sobie i wszystko, co dotyczy kontaktu z bliźnim, uważa za dokuczliwy balast. Nie może więc zrozumieć, że wychodząc z windy dziękujemy współpasażerom za chwilę bezpiecznej jazdy i miłe towarzystwo. Nawet jeśli w tym zachowaniu jest pewna przesada, to jakże piękna. Właśnie owego piękna powszechnie się nie dostrzega. Nie dostrzega się dlatego, że wychowawcy, ucząc dobrego zachowania, zapominają dodać, skąd się biorą zasady bon tonu: z estetyki, higieny, empatii i zdrowego rozsądku. Zwłaszcza powinien dominować ten ostatni. Kiedy panowie przepuszczają kobietę przez drzwi, to nie ze względu na szacunek do niej, ale dla jej wygody. Kiedy sami pierwsi wchodzą do lokalu albo schodzą po schodach, to ze względu na jej bezpieczeństwo. Jeśli wychodzimy z tramwaju, to nie mówimy „dziękuję” nie dlatego, że nie chcemy dziękować, ale dlatego że nagromadzeni ludzie nie widzą, że wychodzimy. W windzie kontakt jest nieporównanie bliższy, co sprawnie wykorzystali filmowcy, tworząc serię windziarskich hitów z „Windą na szafot” na czele.

Brak „logiki społecznej” rozciąga się na całość życia. Niektórzy widzą to zjawisko ostro nawet na Zachodzie, gdzie „dziękuję” jest czymś normalnym. Oto Bernard Rimland napisał modną obecnie książkę „Dyslogic syndrome” (Zespół logiki wypaczonej), w której dowodzi, że osoby cierpiące na autyzm lub ADHD „nie umieją się zachować” i są w sensie społecznym „niedostosowane albo niebezpieczne”, dlatego że zwichnięta jest logika ich myślenia. Winą za to „nieprzystosowanie logiczne” Rimland obciąża społeczeństwo, przede wszystkim wychowanie domowe i edukację. Dodałbym nonsensowne, nieprzemyślane przepisy oraz niekonsekwencję w ich stosowaniu.

Istotnie, jeśli spojrzymy chłodnym okiem na to, co się dzieje w dzisiejszym świecie, łatwo zauważymy ogromny chaos, i to nie tylko informacyjny. Chaos ogólny, wszechogarniający, w każdej dziedzinie i na każdym poziomie. Zanikła sztuka formułowania pryncypiów, ponieważ pryncypia przestały się opierać na aksjomatach. Zasady stały się względne i „indywidualne”. Poprawność polityczna nakazuje uznawanie, że każdy ma prawo stworzyć swój własny system światopoglądowy (i zachowań) i nikomu nic do tego, nawet jeśli jest to system wymierzony we współbraci, egoistyczny i (albo) koniunkturalny – a tak jest najczęściej. Zwracał na to z całą mocą uwagę Jan Paweł II. „Nie relatywizm i nie indyferentyzm!” – zawołał w Bratysławie (1995) z rozpaczą w głosie i przez dłuższą chwilę z pochyloną głową milczał. Oklaski się nie odezwały, jak po innych Jego wezwaniach. Zapadła dokuczliwa cisza, nawet liście na drzewach przestały się poruszać. Było to wielkie oskarżenie. Wszyscy rozumieli, że są oskarżani. Potem Papież powtarzał ten okrzyk wiele razy, najdobitniej we Francji, ale tę jego generalną wskazówkę „jak ratować naszą cywilizację” ignoruje się do dziś.

W wychowaniu domowym kładzie się nacisk na nielogiczne podporządkowanie wygodzie rodziców. W edukacji na nielogiczne i nieuporządkowane wtłaczanie wiadomości encyklopedycznych. W tworzeniu prawa na nielogiczne ułatwianie bytu grupom nacisku (głównie urzędników) i nielogiczne nieskoordynowane reagowanie przepisami na przypadki wyjątkowe. Wszystko to obywa się bez pryncypiów, które można by wyłożyć w preambułach do wychowania, edukacji i prawodawstwa. Można by, ale tego się nie robi. Relatywizm i indyferentyzm nie tylko nie dają żadnej wolności, jak chcieliby zwolennicy poprawności politycznej, ale przeciwnie, paraliżują rodziców, nauczycieli i rządzących.

e−mail: piotr@muldner.pl