Niezwykła lektura

Andrzej P. Urbański


Alan Bit to bohater literacki nowej serii książeczek dla najmłodszych, który wędrując pomiędzy bajkami dziadka i elementami wiedzy ma zarazić dzieci pasją poznawania świata. Punktem wyjścia jest informatyka, której produktem są komputery, tak atrakcyjne i nieodzowne dla młodego pokolenia. Książeczki najłatwiej otrzymać w tych samych salonach, gdzie autor znalazł tak niefortunne zestawienie pojęć.

HISTORIA MAŁEGO PASJONATa

Pierwszoklasista posłusznie podreptał do biblioteki szkolnej, gdy tylko poznał wszystkie litery, a wychowawczyni dała takie zalecenie. W tłumie czekających bibliotekarka przyjaźnie potraktowała malca i wyszukała dla niego cienką książeczkę niewielkich rozmiarów. Chłopiec posłusznie wziął ją do domu i systematycznie czytał w wolnych chwilach. Jej treść była jeszcze bardziej szara niż okładka, bo opowiadała historię chłopca w siermiężnym okresie zniszczeń powojennych.

Jednak, gdy po jakimś czasie chłopiec oddawał książeczkę, rozpierało go poczucie zadowolenia i oczywiście poprosił o następny tomik. Nie wiedział, że w ten sposób skazuje się na „straszliwy nałóg”, który będzie go dręczył przez kolejne lata. W niedługi czas potem nabrał nawyku odwiedzania co drugi dzień biblioteki publicznej, wypożyczania dwóch książek i zwracania dwóch poprzednich, już przeczytanych. Doliczając do tego książki i czasopisma wypożyczane z biblioteki szkolnej oraz wyciągane z zakamarków mieszkania książki rodziców, można oszacować liczbę tomików na 300 rocznie. Niestety, odbijało się to niekorzystnie na nauce nielubianych przedmiotów. Wśród zbuntowanej młodzieży tamtych lat szczególnie nielubiany był język rosyjski. Dlatego też w walkę z „nałogiem” włączała się mama, a nawet nauczyciele. Pewnego dnia czytając Kubusia Puchatka nie wytrzymał i parsknął śmiechem na cały głos. Tyle że był to środek lekcji, a książka była czytana w ukryciu pod ławką.

W trzeciej klasie szkoły podstawowej wśród licznych ciekawych książek rodzinnych trafił na przedwojenny podręcznik fizyki. Zaciekawiło go zadanie skonstruowania peryskopu do łodzi podwodnej. Naiwnie sądził, że trzeba całą rurę wyłożyć lusterkami, jednak przeczytawszy prawidłowe rozwiązanie… zachwycił się nim. Brał książkę, podobnie jak inne, do szkoły i czytał w przerwach, wzbudzając zdumienie kolegów. Fizyka przecież zaczynała się dopiero w klasie szóstej. Jednak wcześniejsze przestudiowanie podręcznika bardzo pomogło w zrozumieniu tego przeznaczonego do nauki w jego klasie. Był bowiem bardziej abstrakcyjny i nie odwoływał się do takich chłopięcych atrakcji, jak łódź podwodna.

Z matematyką było inaczej, bo dopiero sukcesy w nauce szkolnej zachęciły do studiowania różnych rozrywek matematycznych, np.: Lilavati, Śladami Pitagorasa. Tu lista początkowych niepowodzeń była znacznie obszerniejsza, ale systematyczna praca w końcu dała efekty i udawało się rozwiązywać coraz trudniejsze zadania.

Kolejnym hobby stała się wkrótce radiotechnika, wystudiowana z licznych czasopism i książek ojca radiotechnika. Przydało się to w szkole średniej do zadzierzgnięcia przyjaźni z kolegą, który akurat zdradził chemię dla swego… magnetofonu i docenił wiedzę oraz zapał naszego bohatera. Wspólnie pracowali nad doskonaleniem swojej elektroniki domowej, konstruując wzmacniacze i zasilacze, co umożliwiało np. uzyskanie zadowalających efektów stereofonicznych dzięki słuchawkom. Ciekawą inicjatywą tamtych lat było Młodzieżowe Towarzystwo Przyjaciół Nauk, do którego wkrótce się zapisali i działali w sekcji automatyki, pilnie uczęszczając na wykłady prowadzone przez naukowców z politechniki.

GŁODNY WIEDZY ALAN BIT

Alan z utęsknieniem czekał na pierwszy własny komputer. Jednak zanim go otrzymał, musiał poznać kilkanaście najważniejszych, tworzących go części. Pomógł mu w tym zgrabny wierszyk, którego dokładne rymy ułatwiały nauczenie się na pamięć. Odtworzone z dołączonej płyty słuchowisko pozwoliło też dzięki piosenkom i dialogom poznać, jakiego traktowania nie lubią poszczególne części komputera oraz jak się rozpakowuje i pierwszy raz uruchamia urządzenie. Ułatwieniem w nauce były też naklejki, których można używać na stronach książeczki, a nawet na meblach dziecka.

Aby ostrzec Alana przed nadmiernym korzystaniem z komputera, dziadek opowiedział mu bajkę o „wędrującej królewnie”. Alan wczuł się w rolę ratującego królewnę księcia.

Z kolei przyszedł czas nauki szkolnej i kłopotów Alana z arytmetyką. Alan ze swadą opowiada, do jakiego ciekawego sposobu uciekł się tata, by syn zasmakował w sztuce liczenia. W kolejnej książeczce tata ma kłopoty w pracy, które odbijają się na życiu rodziny i prowadzą do zabawnego nieporozumienia. Dalsze tomiki, m.in. o komputerowym śnie i teorii grafów, są w realizacji.

Pod hasłem Alan Bit przygotowano też w lutym 2008 na Targi Edukacyjne zabawę z wyklejonym na podłodze algorytmem Euklidesa. Posłużyło to, wraz z zestawem dodatkowych gadżetów, do zabawy w wykorzystanie algorytmu Euklidesa do ułożenia… defilady. Zarys tego rozwiązania przedstawiło pismo DELTA w artykule Defilada z komputera z września 2007. Projekt odpowiedniego tomiku przygód Alana Bita jest już od dawna gotowy.

PROGRAMISTA, AUTOR, WYDAWCA CZY… DON KICHOT?

Pomysł, by pisać książki, które łączą atrakcyjne treści literackie i popularnonaukowe, zrodził się wprost z dziecięcych wspomnień autora, bo takie książki lubił najbardziej, nawet ponad nadzwyczaj pomysłowe książki fantastycznonaukowe. Pomysł ten zakiełkował i został po raz pierwszy zrealizowany na potrzeby własnych dzieci w wieku przedszkolnym. Tak wydał pierwszą książkę Bajeczna informatyka (1996) i program edukacyjny z podręcznikiem w formie opowiadania (Od zabawy kolejką do programowania TRAIN 1.0, 1.5, 2.0). Pierwotne, krótkie wersje wierszyka Części komputera oraz opowiadania Tata Alana programuje naukę liczenia zostały w 1998 roku opublikowane w pisemku „Domowe Przedszkole”, a stąd trafiły do elementarza „Moja Szkoła” część V.

Powyższe i kolejne publikacje coraz bardziej przekonywały jednak autora, że… to wszystko nie ma sensu, wobec trudności w dotarciu do odbiorcy i przekonaniu, że właśnie takie książki warto kupować dziecku. Jeden z księgarzy ocenił, że Bajeczna informatyka jest… zbyt naukowa. Autor uważa, że to komplement dla książki, która była zbiorem 18 naprawdę lekkich opowiadań i miała pokazać, że komputery służą nie tylko do gier i są ciekawie zorganizowane. Kiedyś jednego z recenzentów przekonała dopiero opinia zakochanego w grach komputerowych ośmiolatka, któremu ta niezwykła lektura otworzyła oczy na prawdziwe oblicze komputerów i informatyki. Natomiast całkiem niedawno znajoma bibliotekarka wprowadziła autora w zakłopotanie, twierdząc, że podarowana bibliotece książka przydała się jakiemuś uczniowi do przygotowania lekcji w szkole podstawowej. Po dwunastu latach było to możliwe tylko dlatego, że w przeciwieństwie do typowych książek informatycznych odrzucono różne szczegóły, a skupiono się na istotnych zagadnieniach.

Dr Andrzej P. Urbański, informatyk, pracuje w Instytucie Informatyki na Wydziale Informatyki i Zarządzania Politechniki Poznańskiej.