Libraries Worldwide

Henryk Hollender


Bywały drzewiej języki kongresowe, ostał się jeden. Publikowanie po angielsku jest zatem oczywiste i naturalne, i większość naszych uczonych czyni to, dobierając sobie czasopisma wydawane w tym języku za granicą lub w Polsce; niektóre z polskich zajmują znośne miejsce na liście, którą do końca świata i o jeden dzień dłużej będziemy nazywać filadelfijską. Ponadto po angielsku wydaje się jeszcze w Polsce książki. Te nie mają swojej listy filadelfijskiej, ale mają zapisy w Google Scholar, dzięki którym możemy z grubsza ocenić ich poczytność. I to nawet wówczas, gdy nie daje się przeczytać artykułu cytującego, bo pochodzi z jakiejś innej bazy, dostępnej tylko dla prenumeratorów.

Jest jeszcze inny, prostszy sposób, by ocenić rangę, jaką zdobyła książka – mianowicie sprawdzić, ile bibliotek włączyło ją do swoich zbiorów. Służy do tego katalog światowy Online Computer Library Center, dostępny przez interfejs FirstSearch. Nie dostaniemy się do niego tak zupełnie za darmo, ale dobre biblioteki mają hasło dla swoich użytkowników. Można także korzystać z wyszukiwania, które nie ujawnia niektórych subtelności opisu, pod otwartym adresem www.worldcat.org. OCLC zaczynał ponad czterdzieści lat temu scalając zapisy katalogowe stanu Ohio, a wkrótce potem – amerykańskie; dziś bazę tę współtworzy ponad 10 tys. bibliotek, rejestrujących pospołu 1,2 mld jednostek. Świat został, rzecz jasna, nierówno obdzielony tymi bibliotekami. Poza naturalną nadreprezentacją angloaustraloamerykańską, mamy tam jeszcze takie biblioteki, które korzystają z innych dostępnych, obok angielskiego, interfejsów: hiszpańskiego, francuskiego i arabskiego, następnie japońskiego, koreańskiego i dwóch chińskich. Europa jest także w OCLC, ale grubo poniżej wydzielanej wody sodowej: obok niezawodnych bibliotek holenderskich, a także pewnej liczby francuskich, niemieckich i skandynawskich, znajdziemy tam jeszcze np. Národní Knihovną; milczą jednak Węgry i Portugalia, Litwa i Grecja. W Polsce OCLC zasila Politechnika Wrocławska oraz katalog centralny NUKAT, w którym jest już 1112 tys. zapisów bibliograficznych z ponad 60 bibliotek. Centrum NUKAT zawarło z OCLC wyjątkową, bardzo korzystną umowę: katalog występuje tam jako jedna biblioteka. Klikając na nazwę NUKAT, otrzymujemy przekierowanie do opisu, poniżej którego, jak wiadomo, znajdujemy listę polskich bibliotek posiadających książkę. Nie wygląda to jednak zbyt efektownie, bo jeśli książka występuje jedynie w NUKAT, to nieświadomy rzeczy użytkownik widząc jedynkę pomyśli sobie zapewne, że daną pozycję ma tylko jedna fizyczna książnica.

Z katalogu światowego wnioskujemy zatem, ile bibliotek uznało książkę za wartą włączenia do zbiorów, a jeśli wynik nie odpowiada naszym oczekiwaniom, to zawsze można przyjąć, że biblioteki owszem, były nią potężnie zainteresowane, tylko akurat nie te, które zasilają OCLC.

No to powiedzmy sobie teraz, jak to na ogół wygląda. Na ogół przy opisie polskiej książki wyświetla się napis: Libraries Worldwide: 1. Jeden, one. Napis ten daje przejście do NUKAT. Niektórzy humaniści mają nieco lepiej, bo ich gromadzi Bayerische Staatsbibliothek i co większe uniwersytety amerykańskie. Ale są w OCLC książki rejestrowane w tysiącu i więcej bibliotek i polskim ta piękna przygoda się nie zdarza. Sprawdziliśmy pewną średnich rozmiarów politechnikę, która w rozmaitych opiniach i rankingach uchodzi za przeciętną. W katalogu NUKAT są dwadzieścia cztery pozycje, które angielską nazwę tej uczelni (... University of Technology) mają jako instytucję sprawczą lub wydawcę. Oczywiście wiadomo, że polskim uczelniom jakoś trudno przychodzi przyjęcie stałego odpowiednika angielskiego; mogły nam zatem książki tej politechniki schować się jako „technical university”, a nawet (nieprawidłowo) „polytechnic”. Ale spośród tych 24 opisów tylko dwa wysyłały sygnał o swojej obecności poza Polską – praca zatytułowana „Concepts of continuum thermodynamics” z 1996 r. (Pensylwania) oraz „ECF 14 – fracture mechanics beyond 2000” (Chiny, Wirginia, British Library). Pozostałe być może jeszcze czekają na swojego pierwszego czytelnika. No bo w Polsce po angielsku to nikt raczej nie ten tego.

Podobnie w wielkich uczelniach. Politechnika Warszawska jako Warsaw UT występuje w katalogu centralnym NUKAT razy 139, z czego przypadki obecności poza tym katalogiem (czyli bibliotekami w Polsce) są sporadyczne. Chlubny wyjątek to „Biomechanics of brain for computer integrated surgery” (2002) – trzy biblioteki australijskie, Maryland, Irlandia i Wielka Brytania. Większość anglojęzycznych publikacji uczelnianych to materiały konferencyjne, które chyba uczestnicy konferencji otrzymywali – no, ale widocznie zachowywali je dla siebie, tak jak lubią to robić uczeni powracający z zagranicznych spotkań. Ciężar dystrybucji spoczywał zatem na oficynach wydawniczych, które chyba nie mają żadnych partnerów zagranicznych ani nie należą do konsorcjów. A co robiły uczelniane biblioteki, które z reguły takich partnerów wykazują? A może ci partnerzy przysyłali książki na wymianę do Polski, ale nie trudzili się, by włączyć do swoich zbiorów książki od nas otrzymane? Szkoda wysiłku tłumaczy, szkoda pracy i nadziei autorów, choć nie można wykluczyć, że część z nich, zlecając przekład, nie kierowała się najczystszymi intencjami. Jeśli bowiem ktoś publikuje książkę po angielsku, a później nie znajduje sposobu, by włączyła ją do zbiorów choć jedna zagraniczna biblioteka, to znaczyć może jedno z dwojga: albo książka trafiła tylko do zbiorów prywatnych, albo w ogóle nie chodziło o żadną naukę.