Przede wszystkim konkursy

Krzysztof Schmidt−Szałowski


Dobrze się stało, że poważną dyskusję na temat stanu szkolnictwa wyższego i potrzeby jego zreformowania podejmuje rosnąca liczba kompetentnych osób, przełamując bierną postawę „milczącej większości” pracowników uczelni, których nauczono, że nie jest bezpiecznie występować przed szereg. Od pewnego czasu nasila się polemika na temat habilitacji. Są tacy, którzy uważają ją za hamulec uniemożliwiający polskiej nauce zbliżenie się do poziomu krajów zachodnich, a wskazują na to, że stopień doktora habilitowanego jest reliktem rodem z PRL, wprowadzonym na wzór Wielkiego Brata. Inni, jak grupa czterdziestu czterech wybitnych intelektualistów – humanistów i prawników, apelują o pozostawienie tego stopnia, gdyż są przekonani, że bez niego polskiej nauce grozi zalew miernoty.

Żeby ustosunkować się do tych sprzecznych opinii, trzeba uwzględnić podstawowe fakty. Po pierwsze, od dawna wiadomo, że obecna kadra profesorów (zwyczajnych i nadzwyczajnych) nie jest w stanie prawidłowo obsłużyć rosnącej w ostatnich latach liczby studentów i mnożących się szkół wyższych. Stąd dziwaczna praktyka wieloetatowości. Po drugie, ta zbyt mała w stosunku do potrzeb grupa profesorów i doktorów habilitowanych wcale nie jest zainteresowana awansowaniem młodszych pracowników uczelni, a sito habilitacji, bardzo niedoskonałe, w wielu wypadkach nie służy selekcji tych najlepszych, lecz raczej przeprowadzaniu przez formalne przeszkody tych „swoich”. Taka praktyka prowadzi do obniżania się poziomu kadry profesorskiej, co niestety staje się faktem.

Dlatego reformowanie nauki trzeba zacząć od sprawy naprawdę istotnej i zapewne znacznie ważniejszej od problemu habilitacji. Przede wszystkim musimy rozstać się z pozorowanymi konkursami na stanowiska profesorskie, w których z góry wiadomo, kto wygra. Stwórzmy praktykę rzeczywistych, jawnych konkursów z udziałem kompetentnych i neutralnych recenzentów krajowych i zagranicznych. Dopuśćmy do nich kandydatów o znaczącym dorobku naukowym, zawodowym i dydaktycznym, zarówno tych habilitowanych, jak i niehabilitowanych, i oceńmy, kto z nich najlepiej się nadaje na stanowisko profesorskie. Otworzymy w ten sposób drogę, która z czasem doprowadzi do podniesienia kwalifikacji kadry profesorskiej i do prawidłowego obsadzenia stanowisk niezbędnych dla uczelni. Trzeba też zadbać o to, żeby nowo mianowany profesor otrzymał odpowiednio wysokie środki na zorganizowanie własnego warsztatu badawczego. Wtedy znajdą się też i chętni do udziału w konkursach.

A co do tego, czy habilitacja to istotny miernik kwalifikacji do awansu profesorskiego, istnieją uzasadnione wątpliwości. Nie jest przypadkiem, że habilitacji bronią niektórzy przedstawiciele dyscyplin humanistycznych, których dorobek ocenia się na podstawie opublikowanych prac. Jeśli jednak spojrzymy na ten problem z szerszej perspektywy, to okaże się, że w wielu dziedzinach nauki realny dorobek zawodowy mierzy się inaczej, np. w dyscyplinach technicznych, w medycynie, w dziedzinach artystycznych. Przecież wybitny chirurg, który wykazał wielokrotnie swoje wysokie kwalifikacje lecząc skutecznie pacjentów, a przy tym ma zdolności dydaktyczne, mógłby z powodzeniem i z pożytkiem dla uczelni objąć stanowisko profesorskie, jeśli nawet nie ma habilitacji. Podobne sytuacje są częste w wielu innych dziedzinach. Pozostawmy więc habilitację tym, którym jest ona potrzebna do udokumentowania ich naukowej pozycji, ale nie żądajmy jej od tych, dla których nie ma żadnego znaczenia, bo osiągnięcia zawodowe są wystarczającym świadectwem ich kwalifikacji. Natomiast podstawowym i nieodzownym warunkiem powodzenia reformy szkolnictwa wyższego jest wprowadzenie przejrzystych, rygorystycznych zasad przeprowadzania konkursów na stanowiska profesorskie.

Dr hab. inż. Krzysztof Schmidt−Szałowski, specjalista w dziedzinie technologii chemicznej, emerytowany pracownik Politechniki Warszawskiej.