Kochajcie swoich bibliotekarzy

Todd Gilman


Wielu bibliotekarzy akademickich ma poczucie, że są w swoich uczelniach niekochani i niedoceniani, czują się „obywatelami drugiej kategorii” i uważają, że tak są postrzegani przez pracowników naukowych. Cóż, ta świadomość towarzyszy bibliotekarzom od lat. A swoją drogą ciekaw jestem, w jakim stopniu pracownicy naukowi i dydaktyczni zdają sobie sprawę, jak się czują w uczelni ich koledzy z biblioteki.

Jako bibliotekarz akademicki w Uniwersytecie Yale mam szczęście pracować w klimacie zdrowych relacji z nadrzędną jednostką – Wydziałem Literatury Anglojęzycznej (English Language and Literature Department). W Uniwersytecie Yale pracuję już ponad 5 lat, w tym czasie przeprowadziłem szkolenia dla ponad 100 niewielkich grup, każde zajęcia trwały od godziny do 90 minut, miały na celu wyposażenie studentów na poziomie licencjatu, jak i magisterskim w umiejętność wyszukiwania. Poziom tych zajęć jest dostosowany do programu studiów, co sprawia, że są interesujące. Co roku dostaję od pracowników dydaktycznych coraz więcej zamówień na zajęcia z „edukacji wyszukiwawczej”.

Ale bardzo wielu bibliotekarzy, których poznałem w ciągu lat swojej pracy na zebraniach środowiskowych, i z którymi rozmawiałem w tracie nieformalnych dyskusji oraz spotkań towarzyskich, opowiada mniej optymistyczne historie. Nie bywają zapraszani na spotkania ze studentami, są odtrącani. Zmobilizowało mnie to do zebrania i przekazania swoich obserwacji na temat bezowocnych sposobów współpracy pomiędzy niektórymi naukowcami i niektórymi bibliotekarzami oraz oceny przyczyn tego stanu rzeczy i przedstawienia sugestii naprawy.

Edukacja informacyjna

Jak w przypadku wychowania, dzieci pochodzące z kochających się rodzin mają lepszy start życiowy niż te z rozbitych domów, tak i studenci kształceni przez kadrę dydaktyczną oraz bibliotekarzy, którzy współpracują i żywią do siebie wzajemny szacunek, mają lepsze wyniki i perspektywy niż ci, którzy zmuszeni są znosić skutki niewłaściwych układów.

Wielu profesorów bez zastanowienia odrzuca poważne i ponawiane oferty bibliotekarzy, by przeprowadzić instruktaż z wyszukiwania, a w najlepszym razie nie korzysta z nich w pełni. Przyciśnięci do muru mogą twierdzić, że mają tak napięty program swoich zajęć ze studentami, że nie wystarcza już czasu na wizytę bibliotekarza. Mogą nawet opowiadać bibliotekarzom (i sobie samym), że ich studenci dość już umieją (albo powinni umieć, albo z łatwością mogą się sami nauczyć) na temat wyszukiwania, aby sobie z tym poradzić.

Podejrzewam, że zwykle działa co najmniej jeden z wymienionych niżej czynników, zależnie od nastawienia pracownika naukowego. Po pierwsze, niektórzy koledzy dydaktycy mają tylko niejasne pojęcie o doświadczeniu bibliotekarzy akademickich – niezależnie od faktu, że wielu z nas posiada tytuły magisterskie z dwóch fakultetów lub tytuł doktora, albo jedno i drugie, oraz jeszcze bardziej niejasne pojęcie na temat tego, w jaki sposób bibliotekarz może pomóc im lub ich studentom. A w ogóle, pracownicy dydaktyczni nie uważają bibliotekarzy za kolegów.

Po drugie, niektórzy profesorowie mogą mieć niezbyt entuzjastyczny stosunek do dzielenia się wpływami. Nie chcą mieć bibliotekarzy w swojej sali wykładowej – ani w rzeczywistości, ani wirtualnie – bo to mogłoby oznaczać, że oni sami nie są już jedynymi autorytetami.

Po trzecie, jak już sugerowałem powyżej, inni profesorowie – szczególnie w uczelniach uznawanych za elitarne – mogą nie mieć świadomości lub ochoty na stawienie czoła rzeczywistości, ogromowi ignorancji studentów (oraz – hm – swojej własnej) na temat możliwości wyboru wyszukiwawczych narzędzi bibliotecznych.

Po czwarte, niektórzy profesorowie mogą się poczuć niesprawiedliwie obciążeni przez sam fakt poświęcenia czasu swoich zajęć na podstawy posługiwania się narzędziami bibliotecznymi. Mogą tak się czuć nawet wtedy, kiedy bibliotekarz szczęśliwie przeprowadzi zajęcia w profesjonalnym laboratorium komputerowym w bibliotece, odbędzie cały wykład i będzie odpowiadał na wszelkie pytania przez cały semestr. Mogą myśleć jakoś tak: „Czemu nie weźmie tego ktoś inny, żebym nie musiał tracić cennego czasu zajęć? Czyż nie wystarczy, że moi studenci nie umieją pisać – co zmusza mnie do prowadzenia korepetycji z angielskiego z zakresu szkoły średniej – i uniemożliwia stawianie bardziej złożonych zadań na poziomie szkoły wyższej? A poza tym, edukacja informacyjna ma w zasadzie luźny związek z programem moich zajęć.”

No i na koniec, niektórzy profesorowie mogą mieć zastrzeżenia do sformułowania „ABC informacji naukowej”, które stało się wręcz mantrą w pewnych kręgach bibliotekarzy akademickich propagujących zajęcia z wyszukiwania informacji. Sformułowanie jest chyba niezręczne. Jest ryzyko, że zabrzmi zbyt elementarnie lub protekcjonalnie, lub panikarsko, a może jak wyraz egzaltacji bibliotekarzy, którzy chcą dodać tajemniczości i znaczenia temu, co robią, używając zawodowego żargonu.

W porządku, wszystko jasne. Dlatego osobiście wolę nazwę „edukacja informacyjna”. A co do pozostałych zastrzeżeń? Z całym szacunkiem w stosunku do kolegów naukowców−dydaktyków, pomińmy je.

Partner bibliotekarz

Wasi studenci potrzebują biblioteki i bibliotekarzy. Jeżeli nie posiedli dostatecznej wiedzy z dziedziny edukacji wyszukiwawczej przed rozpoczęciem waszego kursu (a wierzcie mi, nie posiedli), waszym obowiązkiem jest dostarczenie im tej wiedzy.

Większość studentów pierwszych lat przychodzi na uczelnię opanowawszy jedynie podstawowe narzędzia wyszukiwawcze. Potrafią używać słownika. Potrafią przeprowadzić wyszukiwanie w Google i uzyskują wyniki (faktycznie, 5 milionów!). Nawet czasem potrafią przeszukać katalog według autorów lub tytułów i znaleźć książkę na półce. Ale to już koniec ich możliwości – a to stanowczo za mało.

Jeżeli uważacie, że przesadzam, zadajcie waszym studentom te proste pytania: Czym się różnią katalog, bibliografia i indeks? Jaka jest różnica między literaturą popularną a naukową na dany temat i dlaczego to ma znaczenie? Co oznacza termin „recenzowany” i czemu to jest ważne? Dlaczego nie można w katalogu znaleźć artykułu z czasopisma? (I dodatkowo punktowane pytanie: jeśli nie można, to jak znaleźć pojedynczy artykuł?) Jaka jest różnica między wyszukiwaniem w katalogu według haseł przedmiotowych a według słów kluczowych? Jeżeli ktokolwiek odpowie, że wyszukiwanie według haseł przedmiotowych tworzy połączenie między wprowadzonym terminem wyszukiwawczym a słownikiem haseł przedmiotowych (kontrolowanym bądź lokalnym), podczas gdy wyszukiwanie według słów kluczowych tworzy połączenie między wprowadzonym terminem wyszukiwawczym a wszystkimi polami każdego rekordu bibliograficznego, upoważniam do kompletnego zlekceważenia wszystkiego, co powiedziałem i przysłania mi e−mailem wyrazów braku poszanowania.

Odpowiadając na takie i podobne pytania większość bibliotekarzy akademickich spędza dzień pracy, objaśniając czytelnikom przy stanowisku informacyjnym, przez telefon, e−mailem, czatem on−line oraz podczas wykładów i prezentacji, na które wykładowcy zgłosili zapotrzebowanie. Ale moglibyśmy wykonać tę pracę dogłębnie i bardziej efektywnie, i objąć zajęciami znacznie więcej studentów, gdybyśmy mieli większe zapotrzebowanie ze strony profesorów.

A zatem, jeśli jesteś pracownikiem dydaktycznym, odpowiedz na e−mail od bibliotekarza, który zawsze dostajesz jesienią i który nieodmiennie zawiera ofertę przeprowadzenia w bibliotece zajęć z edukacji informacyjnej (lub „ABC informacji naukowej”). Czemu nie skorzystać z jego propozycji?

Co więcej, czemu by nie podtrzymać współpracy z tym bibliotekarzem i nie umówić grupy na kolejne zajęcia, jedne lub więcej, aby umożliwić studentom zastosowanie świeżo nabytej wiedzy o bibliotece? Wtedy z pewnością potraktują bibliotekę poważnie, wyciągną maksimum korzyści ze współpracy z bibliotekarzem i zyskają doświadczenie używając biblioteki do celów szerzej zakrojonych niż tylko w ramach własnej dziedziny.

Twój bibliotekarz poczuje się partnerem. Twoi studenci zyskają przewagę, nauczą się, jak rozwiązywać problemy z wyszukiwaniem informacji, jak pisać prace lepiej udokumentowane – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie tylko w ramach twojego przedmiotu, ale i pozostałych. Poprzez edukację informacyjną studenci nauczą się, jak samodzielnie studiować, a to w naszym „wieku informacji” bez wątpienia będzie procentowało.

Kto wie, może i ty dowiesz się czegoś o bibliotece? To jest na pewno najlepsze rozwiązanie dla wszystkich zainteresowanych.

Tłumaczenie Małgorzata Filipczak

Todd Gilman jest dyrektorem Działu Literatury Anglojęzycznej w bibliotece Sterling Memorial Uniwersytetu Yale, todd.gilman@ yale.edu First printed in The Chronicle of Higher Education http://chronicle.com /jobs/news/ 2006/10/2006100301c/careers.html Copyright © 2006 by The Chronicle of Higher Education.