Wyzwania XXI wieku

Leszek Szaruga


Abu Dhabi? Gdzie to jest? To tam, gdzie ropa. Ten emirat przeznacza na edukację… 35 proc. swego budżetu. Otworzono tu nawet filię Sorbony, gdyż kraje Zachodu coraz częściej stosują wobec arabskich studentów utrudnienia wizowe. Skoro więc nie można pojechać na zachodnią uczelnię, trzeba ją sprowadzić do siebie. A to kosztuje bajeczne pieniądze. Tyle że to nie tylko wydatek. Także inwestycja. Doradca emira Zaki Nuseibeh: „Musimy przygotować młodzież, aby mogła sprostać wyzwaniom XXI wieku. Nasza młodzież będzie konkurencyjna tylko wówczas, jeżeli otworzy się na świat. Nie ma mowy o żadnym zderzeniu cywilizacji. Wprost przeciwnie, od kalifatu bagdadzkiego aż po Andaluzję kultury Zachodu i Orientu zawsze się przenikały i wzajemnie zapładniały. To właśnie izolacja, zamknięcie w sobie, jest oznaką schyłku”.

Mądre to słowa, ale nie znaczy, że do końca prawdziwe. Choć bowiem teza o „zderzeniu cywilizacji” wydaje się zbyt ostra, to przecież zawsze ujawniały się na pograniczach napięcia i konflikty. Nie jest też wykluczone, że rozwój i umocnienie chrześcijaństwa w dużej mierze dokonywały się w starciu z islamem – tak to przynajmniej w swej „Europie” widzi Norman Davies. Z drugiej strony, rzeczywiście owo przenikanie się Wschodu z Zachodem bywało niezwykle płodne. Jedno jest pewne – ma rację Zaki Nuseibeh, gdy mówi, że zamknięcie się w sobie jest oznaką schyłku.

Kultura, cywilizacja europejska rozwijała się zawsze na fundamencie dwóch zasad – zdolności podawania w wątpliwość swych dotychczasowych ustaleń i umiejętności korzystania ze zdobyczy innych cywilizacji. Inna sprawa, że wiele tych zdobyczy zdołała zniszczyć, czego nie da się skwitować „skutkami ubocznymi” dynamiki rozwojowej. Czasem po prostu zbyt późno orientowano się, co zniszczono. Ale i inni w końcu też sporo potrafili zrujnować – dość przypomnieć spalenie biblioteki aleksandryjskiej. To, można powiedzieć, jest swego rodzaju stałą zasadą ludzkiej kondycji – niszczenie tego, co nie nasze, czego wartości nie rozumiemy.

Mnie interesuje kwestia owego „otwarcia” Orientu na idee Zachodu. Przypomina mi się dawna anegdota mówiąca o spotkaniu studentów KUL z marksistowskimi studentami UW we wczesnych latach pięćdziesiątych. Okazało się, że KUL−owcy znają marksizm o wiele lepiej niż ci, którzy w roli marksistów występowali. Ci ostatni, rzecz jasna, dysputę przegrali. I być może dojdzie do tego, że islamscy fundamentaliści w otwartej dyspucie pokonają swych zachodnich „mistrzów”. Co by mogło z tego wyniknąć, trudno wyrokować. Jedno wiadomo – zarówno „Che” Guevara, jak i Pol Pot byli absolwentami Sorbony. Obaj do zwolenników zachodniego porządku raczej nie należeli. I w końcu ci, którzy zburzyli wieże WTC, także pobierali nauki w uczelniach zachodnich. Czego się w nich nauczyli? To pytanie równie dobre jak to, które dotyczy powodów, dla jakich podejmują oni nauki właśnie w tych uniwersytetach. To nie tylko kaprys bogatych ludzi Wschodu, także dbałość o własny prestiż. Absolwent Cambridge czy Sorbony łatwiej porusza się w przestrzeni Zachodu. Łatwość poruszania się może służyć celom rozmaitym.

„Otwarcie” Orientu ma więc różne oblicza i może być, przynajmniej do pewnego stopnia, elementem gry taktycznej. Bo oczywiście nie chodzi tu o żadne „starcia cywilizacji” – chodzi o narzucanie ideologii. A wiadomo skądinąd, iż bardzo nawet porządne wykształcenie przed ideologicznym zaślepieniem nie chroni, a czasem, paradoksalnie, wzmacnia je. W zasadzie możemy być pewni, że Ben Laden jest raczej gruntownie wykształconym człowiekiem niż nieukiem i intelektualnym prymitywem. Jest produktem tego, co Karl Popper określał mianem „społeczeństwa otwartego” – wciąż jeszcze nieuformowanego, znajdującego się w kolejnych fazach dynamicznych przemian, a zatem wrażliwego i podatnego na różnego rodzaju niebezpieczeństwa, także wewnętrzne.

Nie po raz pierwszy w historii pojawiają się ludzie przekonani o tym, że od przeciwników uda im się pozyskać broń, za pomocą której ich pokonają. Taką bronią jest wiedza i nauka. Nie ma oczywiście powodów, by nie wierzyć w dobre intencje takich ludzi, jak Zaki Nuseibeh, ale na wszelki wypadek chciałbym go zapytać, o czym mówi, gdy wspomina o „sprostaniu wyzwaniom XXI wieku”. Czym są dla niego wyzwania, którym sprostać winni jego studenci? Szczególnie to interesujące w kręgach o dominujących postawach fundamentalistycznych. Ładowanie 35 proc. budżetu w rozwój nauki i szkolnictwa wygląda niesłychanie atrakcyjnie. Nie znaczy to jednak, że inwestorzy traktują naukę jako bezinteresowne dążenie do prawdy.

Po ataku na wieże nowojorskie „wściekły” antyislamski i antyarabski tekst Oriany Fallaci wzbudził zdumienie elit intelektualnych, szczególnie w Europie. Problem bowiem nie w tym, kto kogo „pokona” w „starciu cywilizacji”, ile w tym, czy owe różne cywilizacje potrafią uzgodnić pojęcia, którymi się posługują. Jednym z nich są „wyzwania XXI wieku”. Innym – „konkurencyjność”. Bo warto wiedzieć, w jakiej sferze „nasza młodzież ma być konkurencyjna” i jakim „wyzwaniom XXI wieku” winna sprostać.