Na jałowym biegu

Leszek Kaczmarek


Poziom naszej nauki często budzi emocje, zwłaszcza na forach internetowych odwiedzanych przez koleżanki i kolegów pracujących za granicą. Punktem wyjścia do przemyślanej krytyki, a zwłaszcza propozycji zmian systemowych, musi być wiarygodna analiza aktualnego stanu rzeczy.

Miejsce Polski w nauce europejskiej i światowej dość łatwo wyrazić kilkoma liczbami. W Unii Europejskiej Polska to ok. 8 proc. ludności, 2 proc. PKB i zaledwie 0,7 proc. udziału w finansowaniu badań naukowych. W Polsce pracuje ok. 4 badaczy na 1000 mieszkańców kraju, przy średniej w UE ok. 6, a w krajach OECD prawie 8. Czołówkę tworzą Finlandia (ponad 16), Szwecja (ponad 12) i Japonia (prawie 12). Pod względem globalnego PKB Polska zajmuje 22. bądź 24. miejsce w świecie (dane Banku Światowego lub Międzynarodowego Funduszu Walutowego). Pod względem liczby publikacji naukowych zajmujemy w świecie miejsce 19., a pod względem sumarycznej liczby ich cytowań – 25.; natomiast według innej uznanej miary jakościowej, tzw. indeksu H, miejsce 23. Trzeba podkreślić, że porównując ranking państw według PKB i liczby publikacji widzimy, iż są one niemal identyczne – Polska wyprzedza tu w klasyfikacji według publikacji Meksyk, Turcję i Indonezję, a nie ustępuje żadnemu krajowi o mniejszym PKB.

Jednoznaczny wniosek nasuwający się po przeanalizowaniu tych liczb jest taki, że polscy badacze wykorzystują udostępnione im warunki finansowo−cywilizacyjne zgodnie z oczekiwaniami. A zatem, marnotrawienie dostępnych możliwości nie jest zasadniczym problemem polskiej nauki. Można nawet stwierdzić, że nauka w Polsce właściwie wypełnia swoją funkcję edukacyjną i kulturową. Łączy się to ze stosunkowo wysokim procentowym udziałem w budżecie nauki wydatków na badania podstawowe, co z kolei jest związane z bardzo znaczącym finansowaniem badań przez budżet państwa.

ani przyzwyczajenia, ani mechanizmy

Choć w Polsce praca uczonego i profesora cieszy się najwyższym prestiżem w społeczeństwie, to powiązanie nauki i szkolnictwa wyższego z potrzebami społeczno−gospodarczymi jest u nas bardzo mizerne. Trzeba tu zauważyć, że taki związek jest cechą charakterystyczną krajów wysoko rozwiniętych, a często także szybko się rozwijających. Wspomniane proporcje finansowe, a zwłaszcza ponad 30 proc. na tzw. badania podstawowe i ponad połowa środków na naukę via budżet państwa (w odróżnieniu od inwestycji przedsiębiorstw w naukę i postęp naukowo−techniczny), nie są typowe dla krajów wysoko rozwiniętych, gdzie nauka spełnia ważną rolę w napędzaniu rozwoju gospodarczego. Nauka w Polsce wywiązuje się bardzo słabo z roli progospodarczej, o czym świadczą m.in. bardzo niskie wartości liczbowe udziału wyrobów wysokich technologii w eksporcie (ok. 3 proc.), czy też bardzo niski wskaźnik patentowania.

Przyczyn takiego stanu rzeczy można szukać w uwarunkowaniach historycznych, ale także w obowiązujących kryteriach finansowania, zasadach organizacyjnych oraz uwarunkowaniach i ograniczeniach prawnych. Na przykład brak odpowiednich legislacji w zakresie promowania i wykorzystania własności intelektualnej. Rażącym dowodem na tę tezę może być niemożność tworzenia spółek i firm przez placówki PAN. Inny przykład to nieakceptowalna powolność oceny wniosków patentowych przez Urząd Patentowy RP – bywa, że od złożenia wniosku do jego pierwszego przejrzenia pod względem czysto formalnym mija ponad 5 lat! Bardzo wyraźnie odczuwa się także brak rzeczników patentowych kompetentnych w zakresie nowych technologii. Niesłychanie trudno dostępny jest także kapitał na projekty wysokiego ryzyka (venture capital), choć można mieć tu nadzieję na postęp związany z uruchomieniem takich programów, jak „Wędka technologiczna”.

W USA motorem postępu naukowego są w dużym stopniu badania biomedyczne (opłacane nawet od lat np. z budżetu Department of Defense, czyli Ministerstwa Obrony Narodowej). Jest to m.in. konsekwencją presji wywieranej na polityków przez społeczeństwo, oczekujące poprawy jakości życia i upatrujące w postępie biomedycyny szansy na zwalczenie groźnych chorób. W Polsce nie istnieją ani takie przyzwyczajenia, ani mechanizmy je uruchamiające. Nie ma także wyraźnej presji oraz mechanizmów finansowego wspomagania upowszechniania osiągnięć nauki w społeczeństwie. Trzeba tu jednak zauważyć, że spora część środowiska naukowego doskonale rozumie takie potrzeby i wychodzi im naprzeciw (Festiwal Nauki, Piknik Naukowy, Tydzień Mózgu itd.). Bardzo atrakcyjnie zapowiada się także inicjatywa budowy w Warszawie eksploratorium, ośrodka promocji nauki z prawdziwego zdarzenia.

Potrzeba reform w nauce wydaje się zatem w Polsce uzasadniona, albowiem oczekiwania społeczne wobec nauki wzrastają wraz z rozwojem gospodarczym i cywilizacyjnym, a skok w tym zakresie jest potrzebny i możliwy. Co więcej, analiza historyczna rozwoju wielu państw wyraźnie pokazuje, że powyżej pewnego poziomu PKB per capita, ów rozwój wymaga postępu naukowo−technicznego we własnym kraju. Odbywa się to zresztą w sprzężeniu zwrotnym wzrastającego finansowania nauki i rosnących wobec niej oczekiwań społeczno−gospodarczych. Można się zatem spodziewać, i należy wymagać, znaczącego, wręcz skokowego w najbliższych latach wzrostu finansowania sfery nauki, zarówno z budżetu państwa, jak i z gospodarki, a także ze środków unijnych. Należy zatem zadać pytanie, czy sfera ta jest dobrze przygotowana nie tyle do wchłonięcia tych dodatkowych środków, co do ich efektywnego wykorzystania. Jestem przekonany, że nie!

brak dostatecznej korelacji

Nauka jest ze swojej istoty niedemokratyczna, lecz merytokratyczna, a jej rozwój zależy od liderów, czyli wybitnych uczonych. Nie ma innej metody ich selekcji niż w drodze otwartych konkursów wiarygodnych pomysłów badawczych, czyli ważnych i ciekawych, a zarazem oraz pochodzących od badaczy dających rękojmię realizacji proponowanych zamierzeń.

W Polsce w ciągu ostatnich lat wprowadzono szereg elementów konkurencyjności, zwłaszcza w finansowaniu badań. Przełomem były granty Komitetu Badań Naukowych pozwalające realizować indywidualne projekty badawcze. W wielu dziedzinach, niestety nie wszystkich, oceny tych projektów miały i mają (obecnie w MNiSW) w pełni merytoryczny charakter, bez wstępnych ograniczeń związanych z pozycją zawodową wnioskodawców. Problemem zawsze jednak była i jest nadal skala tego przedsięwzięcia. Ten rodzaj finansowania sięgał najwyżej 20 proc. środków przeznaczonych na naukę w budżecie państwa, a nawet wykazywał przez lata tendencję zniżkową. Nieco później wprowadzono tzw. granty zamawiane, co miało być odzwierciedleniem potrzeb i wymagań państwa wobec środowiska naukowego, ale niejednokrotnie było przede wszystkim wyrazem aktywności lobbystycznej wybranych uczonych, a zwłaszcza osób kierujących instytucjami naukowymi. Większość pieniędzy (obecnie 2/3 środków budżetowych) przekazywana jest bezpośrednio do uczelni i innych placówek naukowych. System dystrybucji tych pieniędzy jest także konkurencyjny, albowiem opiera się na ocenie parametrycznej, a ta z kolei na policzalnych (np. publikacje, stopnie naukowe, patenty) składnikach dorobku naukowego. Niestety, nie ma dostatecznej korelacji pomiędzy wynikiem tej oceny a sumą środków przekazywanych jednostkom naukowym. Trzeba też stwierdzić, że ocena parametryczna w obecnej formie już się przeżyła. Szczególnie dlatego, że zdecydowanie za mało skupia się na jakości wyników pracy naukowej, promując raczej liczbę publikacji. Co więcej, skłania do nadużyć, np. promuje nadmiernie prace wykonane za granicą z minimalnym, czy wręcz żadnym, udziałem polskiej jednostki naukowej i jej finansowania, sprzyja spółkom współautorskim („ty dopiszesz mnie, a ja ciebie”) itp.

Innym problemem w tzw. pierwotnym podziale środków na badania naukowe w Polsce jest dystrybucja pomiędzy dziedzinami. Zwykłe dominuje u nas budżetowe finansowanie nauk technicznych, w tym i tych bardzo tradycyjnych. Nie znajduje to uzasadnienia, jeśli przywołamy wspomnianą mizerię patentową, brak współpracy z gospodarką, a także niskie wartości parametrów oceniających jakość naukową (np. cytowania). W USA i Kanadzie tzw. nauki o życiu (life sciences) są głównym beneficjentem budżetu, a np. w European Research Council (ERC), gdzie jest podział na nauki ścisłe i inżynierskie, nauki o życiu oraz nauki humanistyczne i społeczne, po utworzeniu 15 proc. rezerwy na projekty interdyscyplinarne, podział między obszary wynosi odpowiednio: 44 proc., 39 proc. oraz 17 proc.

podejmujemy rękawicę

Najważniejsze cele stojące dzisiaj przed polityką naukową w Polsce można określić następująco:

promocja związków nauki i gospodarki, promocja nauki nastawionej na potrzeby społeczeństwa (ochrona zdrowia, humanistyka itd.), promocja związków nauki i szkolnictwa wyższego, promocja nauki na najwyższym światowym poziomie, upowszechnianie i promocja wyników badań naukowych w społeczeństwie.

Dotychczasowy system organizacji i finansowania nauki jest w niewielkim stopniu nakierowany na realizację tych celów. Tak więc zmiany systemowe sprzyjające realizacji tych wyzwań są pilną potrzebą. Za przykład może służyć konieczność tworzenia prawa sprzyjającego ochronie własności intelektualnej i jej wykorzystaniu (m.in. współdziałanie publiczno−prywatne, finansowanie typu venture capital, współfinansowanie z podmiotami gospodarczymi). Inne wyzwanie to umożliwienie realiza cji badań zamawianych przez agendy rządowe, samorządowe i inne społeczne, a zwłaszcza współfinansowanie z podmiotami społecznymi (w sferze ochrony zdrowia, humanistyki itd.). Warto by rozważyć możliwość istnienia instytutów naukowych w uczelniach, czy też asocjowanych z uczelniami, m.in. wspólnymi studiami doktoranckimi, konsorcjami grantowymi, przepływem kadry (sabbaticals) itp.

Niezbędna wydaje się zmiana struktury finansowania badań naukowych, a zwłaszcza koncentracja na grantach dla najlepszych (potrzebna jest dominacja finansowania badaczy, a nie instytucji!) i wprowadzenie oceny jakościowej jednostek naukowych, opartej na najważniejszych osiągnięciach (co oznacza m.in. znaczące ograniczenie liczby ocenianych składników dorobku, np. publikacji, do dosłownie kilku, 3−5 na zespół badawczy na 4−5 lat); ocena taka musi być prowadzona ze znaczącym udziałem ekspertów zagranicznych. Trzeba stworzyć warunki do powstawania silnych zespołów badawczych i do szybkiego rozwoju najbardziej obiecujących młodych badaczy (start−ups na zakładanie laboratoriów, przyciągnięcie uczonych polskich i nie tylko spoza kraju, ograniczona liczba pozycji szefów zespołów badawczych, do tego obsadzanych wyłącznie w przejrzystych konkursach). Należy wydzielić środki na promocję nauki, np. poprzez obowiązek promocji wyników grantów, określając pewien procent (1−2 proc.) środków grantowych na badania z przeznaczeniem obowiązkowo na upowszechnianie w społeczeństwie; niezbędne jest godziwe finansowanie muzeów, kolekcji i zbiorów przyrodniczych, spuścizny nauk społecznych i humanistycznych itp.

Realizacja powyższych celów wymaga odpowiedniej organizacji. Uwzględniając aktualny stan prawny i propozycje jego zmiany, można by sobie tę organizację wyobrazić, jako podział kompetencji, w następujący sposób:

Ministerstwo Nauki – dokonuje analiz trendów rozwojowych i potrzeb krajowych, określa politykę naukową. Dokonuje też podziału pierwotnego środków na dziedziny i strumienie finansowania (w pierwszym rzędzie na poniższe agencje, a może i bardziej szczegółowo – działalność statutową, granty indywidualne, tzw. investigator−initiated, granty zamawiane, środki typu venture capital na wspieranie rozwoju nowych technologii itp.).

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) – ogłasza i przeprowadza konkursy w dziedzinie badań nastawionych na innowacyjność i realizację ważnych celów społecznych oraz gospodarczych (m.in. granty zamawiane), wspiera projekty wspólne podmiotów naukowych i gospodarczych, współfinansuje jednostki badawczo−rozwojowe.

Agencja Badań Poznawczych/Narodowe Centrum Nauki – ogłasza i przeprowadza konkursy na granty indywidualne, stypendia doktoranckie i staże podoktorskie, środki na organizację laboratoriów (start−up funds), promocję wyników badań naukowych, utrzymywanie zbiorów i kolekcji, np. bibliotek o szczególnym znaczeniu, muzeów przyrodniczych itp. Ważne, aby granty pokrywały płace, koszty badań i aparatury; powinny być różnej długości, np. do 5 lat, rewaloryzowane automatycznie corocznie o współczynnik inflacji i w określonych warunkach odnawialne. Przez to ostatnie rozumiem, że na wniosek szefa zespołu mogłyby być przedłużane na następny okres na podstawie odpowiednio wartościowych wyników (udokumentowanych publikacjami, patentami itp.). Zapewniałoby to ciągłość pracy. Granty te zawierałyby też koszty pośrednie, które miałyby wielkie znaczenie dla funkcjonowania całej placówki.

Agencja Finansowania Uczelni – rozdziela środki na działalność inwestycyjną, dydaktyczną i statutową szkół wyższych.

Polska Akademia Nauk – rozdziela środki na działalność inwestycyjną, statutową własnych placówek, na podstawie oceny jakości prowadzonych badań. Oczywiście udział tych środków w całkowitych budżetach placówek powinien być radykalnie ograniczony na rzecz grantów pozyskiwanych przez badaczy!

kwestie wtórne

Zarysowane problemy i drogi ich rozwiązania wydają mi się dzisiaj najważniejsze dla nauki w Polsce. A to oznacza, że dość szeroko dyskutowane kwestie przeprowadzonej odgórnie likwidacji placówek, likwidacji tytułu profesorskiego czy też sensu istnienia habilitacji uważam za wtórne. Habilitacja powinna być przecież konsekwencją pracy naukowej, a nigdy celem! Na przykład, zarówno dla mnie, jak i dla mojej żony, habilitacja to był wysiłek góra dwutygodniowy, bo ile można pisać i cyzelować kilkanaście stron tekstu po polsku na temat dobrze opisany w kilku własnych publikacjach angielskojęzycznych? I choć od złożenia rozprawy habilitacyjnej we wrześniu 1996 r. do kolokwium w lutym 1998 r., a potem do zatwierdzenia stopnia minęły w moim przypadku ok. 2 lata, to ani przez moment nie miałem poczucia, że mnie to ogranicza w pracy badawczej. A brak dostępu do pieniędzy, czyli grantów w owym czasie – ograniczał bardzo.

Zresztą w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie oraz w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN organizowane są konkursy z prawdziwego zdarzenia na kierowników zespołów badawczych, których zwycięzcami są często osoby bez habilitacji.

Prof. dr hab. Leszek Kaczmarek, biolog molekularny, członek korespondent PAN, pracuje wInstytucie Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN w Warszawie.