Krawędzie istnienia
Byłam kiedyś piękna i młoda, dziś zmarszczki pokryły moje ciało, a nogę dotknął niedowład. Nie chcę być tym, kim teraz jestem. Czy moje lustro kłamie, czy też ja inaczej teraz spostrzegam prawdę o sobie?
– W każdym z nas jest tęsknota za pewną trwałością, stabilnością. Ludzie są z natury dynamiczni i wszystko zmienia się na tym świecie. Każdy wie, że „bycie osobą” oznacza kruchość i delikatność. Człowiek bowiem to istota „krawędziowa”, trwająca na krawędzi płaszczyzn bytowych, w których, bądź którymi, żyje. Trwanie zapewnia mu homeostaza – zasada równowagi dynamicznej kruchego organizmu w zmiennym świecie. Jako filozof radzę więc, by nie płakać nad tym, czego żaden cud nie wróci do istnienia, lecz by cieszyć się tym, co jest, póki jest, z nadzieją patrząc w mroczną przyszłość. A także by podziwiać to, co wieczne, w tym zasady istnienia.
Konkretnie, gdybym była wiecznie zdrowa i zgrabna, nie byłabym człowiekiem?
– Kto w sposób rozumny używa słowa „istnieje”, wie, że odwołuje się do czegoś, co ma wymiar czasowy. Istnieje bowiem to tylko, co jest w sposób naturalny złożone, a przez to zmienne i kruche bytowo. To, co w naturze istnieje, musi przestać istnieć, czyli się rozpaść. Jeżeli przyglądam się sobie, to wiem, że nie jestem li tylko rzeczą, która posiada pewne własności – jak twierdzą metafizycy tradycyjni. Wiedzę o mnie jako człowieku mogę wyrazić wyłącznie w języku teorii procesu. Po prostu jestem złożonym procesem. Dlatego mam swój początek i naturalny koniec. Śmierć jest naturalnym etapem życia. Jego końcem. Tak jak poczęcie jest jego początkiem.
Wracając do pani pytania, jeżeli popatrzy pani w lusterko pod tym kątem, ujrzy pani kobietę w średnim wieku, która lata studenckie ma już za sobą. I wiele jeszcze przed sobą. Ot i wszystko.
Ale moja koleżanka nie wygląda tak staro jak ja! Czy ona podlega innym procesom niż ja?
– Wszyscy podlegamy tym samym procesom, ale z różnym skutkiem. Przebieg życia każdego człowieka zależy m.in. od motoryki mechanizmu wewnętrznego, od łutu szczęścia, od osobowości. Są ludzie, którzy natychmiast poddają się chorobom i nieszczęściom i tacy, którzy walczą z przeciwnościami.
Gdy obserwuję proces życia okiem ontologa, wiem, że wszystko jest organizacją pewnych naturalnych porządków, które tkwią wewnątrz rozważanego obiektu. Te porządki są dynamiczne i tak jak mogą zaistnieć, mogą też w określonych warunkach przestać istnieć. Wówczas następuje proces dezintegracji. Rozpada się pewna całość, czyli porządek.
Żona alkoholiczka, dzieci narkomani, a dziadek bije nocami wnuki. Codzienność najeżona jest dezintegracją. Jak żyć?
– Wszystko zależy od tego, jaką się jest osobą. Jedni szukają ratunku w wierze. Drudzy – w sektach, bo ich guru czy mistrz zna odpowiedź na wszystkie pytania i wówczas można się „uczepić prawdy”.
Każdy pijak wie, że gdy ma kłopoty z równowagą, to dobrze jest się chwycić innej osoby, np. drugiego pijaka. Wydaje się, że powinni razem upaść, tymczasem posiadają zadziwiającą umiejętność stania stabilnie na czterech nogach. Tak też często jest w życiu.
Co za różnica, czy będę płakać nocami w sekcie, czy przed ołtarzem? Płaczę, bo nie rozumiem, dlaczego właśnie mnie spotkało tyle nieszczęść. Jaki jest sens cierpienia?
– Sens zależy od tego, kim pani jest, jak pani siebie postrzega. Czy jest pani dzieckiem Boga, konieczności czy też dziełem przypadku. Na marginesie za Demokrytem powtórzmy, że wszystko jest owocem konieczności i przypadku.
O ile rozumiem sens doktryny chrześcijańskiej, to „zysk” z cierpienia polega na tym, że ludzie robią się bardziej wrażliwi. Oczywiście, niektórzy już się rodzą bardzo wrażliwi, ale w sytuacjach granicznych człowiek najpierw zaczyna czuć, a potem dopiero rozumieć.
Czy choroba Pana dziecka sprawiła, że zainteresował się Pan rachunkiem krzywd w filozofii?
– Nie, jest to zainteresowanie czysto teoretyczne. Zajmuję się ontologią i metafizyką, a zatem moim zadaniem jest budowanie rozsądnej, adekwatnej ramy pojęciowej do tego wszystkiego, co jest we wszechświecie. Proszę pamiętać, że nasza wiedza o świecie jest inna niż 50−60 lat temu, nie mówiąc już o wiedzy Arystotelesa czy Tomasza.
Ontologia dostarcza ogólnej ramy pojęciowej do ujęcia świata natury oraz świata człowieka. Niekiedy zmiana naszej wiedzy o świecie jest tak podstawowa, że wymaga też rewizji pojęć zasadniczych, podstawowych. Wymaga więc rewizji ontologii. Tak jest w naszych czasach.
Choroba mego syna jest ciężkim doświadczeniem. Uczyniła mnie, być może, wrażliwszym na potrzeby innych.
Serce ma swoje racje, których rozum nie pojmuje... Jak Pan, jako człowiek, łączy w sobie te dwa różne porządki? Jako filozof pisał Pan, że rozum szuka racji, a serce – ukojenia.
– Życie to związek teorii i praktyki. Rozumu i serca. Za Anzelmem sądzę, że oba porządki są trwale sprzężone. Rozum czysty to rozum dyskursu, teorii. Serce zaś, jakby powiedział Kant, jest innym rodzajem rozumu, tym, co zwał on rozumem praktycznym i władzą sądzenia.
Święty Anzelm, analizując pojęcie serca w znaczeniu biblijnym, zauważa, że serce jest źródłem wiary. Biblijny wers: „Powiedział głupiec w sercu swoim: nie ma Boga”, głosi, że „głupiec” jest niedowiarkiem, który mówi, że nie ma Boga, który w to wierzy. Gdy ja twierdzę coś innego, to obaj jesteśmy rozumni i dlatego możemy prowadzić dyskurs na ten temat.
Podstawową rzeczą w tym rozróżnieniu, odniesionym do poznania i wiary, jest to, że poznanie jest po stronie tzw. czystego, teoretycznego rozumu oraz eksperymentu, a wiarę i emocje wyraża rozum praktyczny.
Skąd mam mieć pewność, że Pan jako filozof, który powinien dążyć do zrozumienia, nie kroczy błędnymi ścieżkami i nie daje mi trucizny zamiast lekarstwa?
– Jeżeli filozof znajdzie sposób mówienia o sprawach trudnych w ramach jednego schematu i czyni to w sposób kontrolowany i prosty, to znak, że coś zrozumiał. Rzeczą filozofów jest upraszczać, a nie komplikować. Jeżeli pani, czy ktoś inny, nie jest w stanie zrozumieć krytycznych prób rozumienia świata, to niekoniecznie jest to wina filozofa.
Jak mam rozumieć świat, który wciąż się zmienia? Jak odróżnić prawdę od kłamstwa?
– Jest droga prawdy i jest droga zjawisk. Żyjemy w świecie zjawisk, ale dzięki umiejętnemu wykorzystaniu narzędzi z tego świata oraz zakotwiczonego w nim rozumu, możemy zrozumieć coś, co jest poza tym światem.
Nawet w tym świecie zjawisk nie ma większych kłopotów z odróżnieniem prawdy od kłamstwa, choć wolałbym mówić o fałszu, gdyż kłamstwo polega na tym, że się kogoś zamierza zmylić. Prawdziwie zmyślny kłamca wypowiada wyłącznie zdania prawdziwe, ale tak, że ich zestawienie, tekst, który tworzą, fałszuje rzeczywistość.
Pojęcia „prawda” i „fałsz” nie są symetryczne. Pojęcie prawdy bezpośrednio odnosi nas do świata, pojęcie fałszu – pośrednio. Dane zdanie, np.: Perzanowski rozmawia z Workowską, jest prawdziwe, jeżeli w świecie występuje taka sytuacja, o której mowa w owym zdaniu; zdanie jest zaś fałszywe, jeżeli w całym wszechświecie nie ma takowej sytuacji. Aby się jednak o tym dowiedzieć, trzeba przeczesać cały świat albo podać powód, dla którego coś w tym świecie uniemożliwia naszą rozmowę. Na tym polega potęga dowodu nie wprost. I, niestety, także moc fałszu. W każdym przypadku, gdy badamy fałsz, jesteśmy w trudniejszej sytuacji niż gdy sprawdzamy prawdę.
Ci, którzy postępują w imię kłamstwa, czyli fałszu, kłócą się z rzeczą najważniejszą: z faktami. Nie są więc dżentelmenami, bo ci przecież nie dyskutują o faktach. Spierać się można wyłącznie o opinie. Spór ten jest racjonalny tak długo, jak długo słuchać będziemy wyłącznie tych argumentów, które po rozważeniu wydadzą się nam najlepsze.
Prawdę od fałszu odróżniają fakty. Kłamstwo ma krótkie nogi.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.