Bez śladu w papierach
Ukaranie studenta czy doktoranta w postępowaniu dyscyplinarnym może utrudnić zdobycie posady w zawodach, do których wykonywania wymagane jest „nieskazitelne morale”. Ponieważ zatarcie kary nałożonej w postępowaniu dyscyplinarnym następuje najwcześniej po roku, a najpóźniej po trzech latach, do tego czasu może stanowić przeszkodę w uzyskaniu niektórych posad, np. w urzędach, uczelniach, zawodach zaufania publicznego. Aby nie szafować „dyscyplinarkami”, ustawa z 27 lipca 2005 Prawo o szkolnictwie wyższym przewiduje również instytucję studenckiego sądu koleżeńskiego. Może on orzekać we wszystkich sprawach, tak jak komisje dyscyplinarne, a nie, jak się często przypuszcza, jedynie w sprawach „mniejszej wagi”. Jednak jest on często uważany za łagodniejszą wersję „dyscyplinarki”, ze wszystkimi konsekwencjami negatywnymi, np. „śladem w kartotece”. Czy słusznie?
Art. 211 ust. 1 wskazanej ustawy, otwierający rozdział o odpowiedzialności dyscyplinarnej studentów, stanowi: „za naruszenie przepisów obowiązujących w uczelni oraz za czyny uchybiające godności studenta [doktoranta] student ponosi odpowiedzialność dyscyplinarną przed komisją dyscyplinarną albo przed sądem koleżeńskim samorządu studenckiego”. Gdyby po słowie „odpowiedzialność” występował dwukropek, to już interpretacja językowa pozwalałaby stwierdzić, że postępowanie przed sądem koleżeńskim nie jest szczególną formą odpowiedzialności dyscyplinarnej, ale wyjątkiem od niej. Chociaż owego dwukropka również nie użyto po słowie „dyscyplinarną”, to rozumienie instytucji sądu koleżeńskiego jako wyjątku od postępowania dyscyplinarnego znajduje poparcie w pierwszych słowach art. 213 ust. 1: „W sprawach dyscyplinarnych studentów [doktorantów] orzekają komisja dyscyplinarna oraz odwoławcza komisja dyscyplinarna”... Sąd koleżeński tu pominięto!
Tezę, że postępowanie przed sądem koleżeńskim to alternatywa wobec postępowania dyscyplinarnego, wspiera lektura art. 211 ust. 2: „Za ten sam czyn student [doktorant] nie może być ukarany jednocześnie przez sąd koleżeński i komisję dyscyplinarną”. Wybór ścieżki egzekwowania odpowiedzialności należy do rektora, który „może, z inicjatywy własnej lub na wniosek organu samorządu studenckiego [doktorantów], wskazanego w regulaminie samorządu, przekazać sprawę do sądu koleżeńskiego zamiast przekazać ją rzecznikowi dyscyplinarnemu” (art. 214 ust. 1 – uprawnienie rektora, który może, lecz nie musi, pozwala np. zapobiec uzyskiwaniu swoistej ochrony przed „dyscyplinarką”, poprzez uprzednie przyjęcie ukarania w trybie „koleżeńskim”.) Idąc dalej tym tropem, art. 217 stanowi już wprost, że „postępowanie dyscyplinarne wszczyna komisja dyscyplinarna”. Tylko komisja dyscyplinarna, nie komisja lub sąd koleżeński! Kolejnego argumentu dostarcza art. 221. Przewidziana w nim możliwość skargi do sądu administracyjnego przysługuje jedynie od prawomocnego orzeczenia komisji dyscyplinarnej. Gdyby chcieć uznać postępowanie przed sądem koleżeńskim za szczególny przypadek postępowania dyscyplinarnego, to brak analogicznej skargi od orzeczenia sądu koleżeńskiego byłby nieuzasadnioną dyskryminacją obwinionych „sądzonych” w tym trybie.
Zamykające omawiany rozdział ustawy artykuły od 223 do 225 także ustanawiają odrębną procedurę określania trybu postępowania dyscyplinarnego, wyraźnie różną od trybu postępowania przed sądem koleżeńskim. Należy także pamiętać, że wskazanie w art. 214 ust. 1 kar, jakich nie może zastosować sąd koleżeński (tj. zawieszenie w prawach studenta [doktoranta] i wydalenie z uczelni), nie musi a contrario oznaczać, że sąd koleżeński może nałożyć jedynie pozostałe wymienione tam kary. Byłoby tak, gdyby postępowanie przed sądem koleżeńskim stanowiło szczególny przypadek postępowania dyscyplinarnego. Jednak, jak staram się wykazać, tak nie musi być.
W ustawie o szkolnictwie wyższym z 1990 r. alternatywna wobec „dyscyplinarki” funkcja sądu koleżeńskiego była bardziej czytelna. Ówczesny art. 162 ust. 1 brzmiał: „Za postępowanie uchybiające godności studenta oraz naruszenie przepisów obowiązujących w uczelni student ponosi odpowiedzialność przed komisjami dyscyplinarnymi lub przed sądem koleżeńskim samorządu studenckiego, zwanym dalej sądem koleżeńskim”.
Podsumowując: gdyby postępowanie przed sądem koleżeńskim miało stanowić jedynie szczególny przypadek „dyscyplinarki”, różniąc się tylko niemożliwością orzeczenia dwóch wskazanych wyżej kar, to taka dychotomia i komplikowanie systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej byłyby pozbawione głębszego sensu. Zakładając, że podstawową funkcją postępowania przed sądem koleżeńskim jest możliwość odpowiedzialności „za naruszenie przepisów obowiązujących w uczelni oraz za czyny uchybiające godności studenta [doktoranta]” innej niż dyscyplinarna – uzyskujemy moralny walor „sądu równych” bez „śladu w kartotece” czy traumatycznych skutków i okoliczności klasycznej „dyscyplinarki”. Nawet nie podzielając powyższej argumentacji warto przemyśleć taką konstrukcję odpowiedzialności studentów [doktorantów] przed sądem koleżeńskim, by w ewentualnej nowelizacji ustawy jednoznacznie uczynić z niej wyjątek od klasycznie rozumianego postępowania dyscyplinarnego.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.