W dobrym kierunku?

Jerzy Malec


W lutym i marcu prace nad reformą systemu nauki i szkolnictwa wyższego prowadził powołany przez resort zespół ekspertów, działający pod przewodnictwem minister Barbary Kudryckiej. Plonem owych prac jest projekt założeń reformy, przedstawiony reprezentantom środowisk akademickich na spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem 16 kwietnia.

Chciałbym wyraźnie podkreślić moje uznanie dla kierownictwa resortu nauki i szkolnictwa wyższego, że podjął wreszcie kompleksowe działania zmierzające do dostosowania naszego systemu wyższej edukacji do standardów światowych. Nie oznacza to jednak, że zgadzam się w pełni z kierunkiem tych działań. Mam nadzieję, że dalsze prace nad reformą będą się toczyły w pełnej konsultacji ze środowiskiem akademickim.

Najważniejsze punkty zaprezentowanego projektu sprowadzają się do: koncepcji wykreowania tzw. uczelni flagowych, powiązania szkolnictwa wyższego z sektorem gospodarczym, lepszego modelu zarządzania uczelniami, ich umiędzynarodowienia, likwidacji habilitacji, nowej polityki kadrowej (konkursy, jawne kontrakty), rozbudowy systemu stypendialnego czy możliwości rozpoczęcia studiów doktoranckich już po licencjacie. Swoistą deklaracją o charakterze politycznym jest zapowiedź odłożenia w czasie dyskusji nad powszechną odpłatnością za studia. Wreszcie w wystąpieniu premiera znalazło się także ważne zapewnienie o zwiększeniu nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe do 2 proc. PKB w 2013 r.

Ważnym zagadnieniem, mającym podnieść poziom polskiego szkolnictwa wyższego i uczynić je konkurencyjnym na świecie, jest akcja wyodrębniania tzw. krajowych naukowych ośrodków wiodących (KNOW) – uniwersytetów badawczych prowadzących najlepsze kierunki studiów i najwyższej jakości badania naukowe. Ten interesujący pomysł budzi jednak także obawy, że np. znaczne środki budżetowe kierowane do wybranych podmiotów zubożą w istotny sposób pozostałe uczelnie. Może zatem lepiej byłoby dotować najlepsze kierunki studiów w różnych typach uczelni. Inna obawa wiąże się ze sposobem wyłaniania owych liderów. Jeśli miałoby to następować w sposób administracyjny (mowa jest o wskazywaniu przez PKA), bez okresowej weryfikacji, może to przynieść niewiele korzyści, a także zniechęcić pozostałe uczelnie do podnoszenia jakości kształcenia i badań.

Najwięcej polemik wywołał pomysł zniesienia habilitacji i zastąpienia jej tzw. uprawnieniem promotorskim, dającym możliwość prowadzenia prac doktorskich, a także ubiegania się o tytuł profesora. Nie jestem przeciwny zniesieniu habilitacji, jednak po pierwsze – nie w sposób nagły i niekontrolowany, po drugie – bez ryzyka obniżenia poziomu badań naukowych. W naukach humanistycznych czy społecznych trudno sobie wyobrazić odpowiedni dorobek naukowy nie poparty opracowaniami monograficznymi. Prędzej zaakceptowałbym odstąpienie od kolokwium habilitacyjnego w obecnym kształcie, bo wiele ono nie daje. Jest wreszcie w obowiązującej ustawie, o czym trochę zapomniano, możliwość zatrudnienia doktora na stanowisku profesorskim, po uzyskaniu przez niego pozytywnej opinii CK. Jak na razie, niemal nikt z tej drogi nie korzysta, preferując postępowanie habilitacyjne. Pojawiły się ostatnio także wypowiedzi, jakoby pomysł zniesienia habilitacji wyszedł ze środowiska szkół niepublicznych. Chciałbym wyraźnie stwierdzić, że nikt nie zwracał się w tej sprawie do konferencji, a i sama konferencja także nigdy z takim pomysłem nie wystąpiła. Można co najwyżej rozważać (o czym projekt też wspomina), różnicowanie wymogów kadrowych w odniesieniu do uczelni prowadzących wyłącznie studia I stopnia, kładąc większy nacisk na zatrudnianie przedstawicieli praktyki.

Uważam za zdecydowanie przedwczesne dopuszczanie licencjatów do studiów doktoranckich. Posiadają oni, w większości przypadków, wykształcenie przede wszystkim zawodowe. Brakuje im często szerszego spojrzenia na podejmowany problem badawczy, a także doświadczenia w przygotowywaniu samodzielnej pracy naukowej.

Jestem natomiast w pełni za jawnymi, obiektywnymi konkursami na wszystkie stanowiska (asystenta, adiunkta, profesora, ale także kierownika katedry czy dyrektora instytutu). Powinien jednak temu towarzyszyć system zachęt do startu w konkursach, nawet wówczas, gdyby się to wiązało ze zmianą miejsca zamieszkania.

Kolejnym ważnym tematem jest powszechna odpłatność za studia. Wymagałoby to zmiany konstytucji. Z drugiej strony, ponad połowa studentów i tak płaci za studia. Pewnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie w życie zapisu ustawy (art. 94 i 95) o możliwości częściowego finansowania kosztów kształcenia studentom studiów stacjonarnych w uczelniach niepublicznych spełniających wysokie, ale możliwe do zrealizowania kryteria. Środki budżetowe powinny iść do studenta, nie do uczelni, zatem państwo pokrywałoby tym studentom część czesnego. Tymczasem przygotowywane przez ministerstwo rozporządzenie wyłącza z możliwości ubiegania się o takie dofinansowanie wszystkich studentów niepublicznych uczelni zawodowych.

Dyskusja dopiero się rozpoczęła. Z pewnością potrwa jeszcze długo. To ważne, bo nazbyt pochopne i nieprzemyślane zmiany przynoszą często więcej szkody niż pożytku. Nie można jej jednak ciągnąć w nieskończoność, bowiem czas nieubłaganie ucieka, a wraz z nim nasze szanse na dorównanie najlepszym.