Plagiat z habilitacją pospołu

Piotr Kieraciński


Część środowiska naukowego poczuło się wzburzone propozycją likwidacji habilitacji. Wybitni przedstawiciele nauk głównie humanistycznych napisali tzw. List 44, w którym oprotestowali projekt zniesienia habilitacji i zastąpienia jej inną procedurą. Warto tu zauważyć dwie sprawy. Propozycja zlikwidowania habilitacji nie jest nowa. Debaty na ten temat trwają przecież od początku lat 90, czyli niemal lat dwadzieścia. Zdecydowanie popierały odejście od tej procedury związki zawodowe. Jednym z powodów, dla których dotychczas habilitacji nie zlikwidowano, jest to, że nie udało się znaleźć i wdrożyć żadnej procedury, która by ją zastąpiła. Zapewne "List 44" jest wyrazem obawy, że skoro dotychczas przez niemal dwadzieścia lat się nie udało, to i teraz może się nie udać. Obawy te znajdują uzasadnienie m.in. w obniżającym się poziomie doktoratów. Czy kierownictwo resortu będzie w stanie zaproponować wiarygodną metodę weryfikacji osiągnięć naukowych i zapewnić należyty poziom kadry akademickiej, gdy zniesie wymóg habilitacji?

Jedną cechę obecnej próby reformy nauki i szkolnictwa wyższego warto odnotować. Dotychczas wszelkie projekty były latami dyskutowane w środowisku akademickim, które nie zdobyło się na przeprowadzenie radykalnych zmian (wyjątkiem jest reforma z przełomu lat 80. i 90., w wyniku której utworzono KBN). Teraz za reformę wzięło się ministerstwo, czyli rząd i wydaje się, że ma wolę ją przeprowadzić, unikając długotrwałych dyskusji.

Niezwykła rzecz zdarzyła się w Toruniu: absolwentka filozofii, w której pracy magisterskiej wykryto plagiat - swoją drogą, interesujące, że dopiero na etapie obrony, a nie powstawania pracy, co rzuca kiepskie światło na procedurę weryfikacji prac dyplomowych w uczelni - została skazana przez sąd za to wykroczenie. A dlaczego to interesujące? Bo bardzo szybko uporano się ze sprawą studentki, która wcale nie miała napisać pracy twórczej, odkrywczej i naukowej, a tylko pracę dyplomową (która jednakowoż powinna być pracą uczciwą). Znacznie trudniej szło wszystkim instancjom akademickim i sądów powszechnych skazanie za ewidentne plagiaty "poważnych" naukowców, często profesorów, a nawet rektorów uczelni (czyli osoby obdarzone przez środowisko wyjątkowym zaufaniem). Dr Marek Wroński uważa, że plagiatorom należy odbierać niesłusznie nabyte prawa akademickie, czyli dyplomy, stopnie i tytuły naukowe, nawet jeśli nie udało się ich osądzić, np. z powodu przedawnienia występku. Niby oczywiste, a przecież takie sprawy jeśli w ogóle są podejmowane, to bardzo rzadko.

Wiele kiedyś mówiono o zdolności środowiska akademickiego do modernizacji i samooczyszczenia. Zobaczymy!

Piotr Kieraciński