Kryteria eksplicytne
Jedna z moich koleżanek od wielu dni chodzi ze spuszczoną głową. Straciła ochotę do pracy. Chce się w ogóle wycofać z uniwersytetu. Nie mówiła, o co chodzi, ale w końcu z niej to wyciągnąłem. W pewnym serwisie internetowym przeczytała, że studenci oceniają ją obraźliwie, czepiając się jej brzydkiej twarzy. Dodam od siebie, że całkowicie niesprawiedliwie. Moim zdaniem jest ładna. (Kasiu, jeśli to czytasz, to się uśmiechnij.)
Nie podam nazwy tego serwisu, żeby nikogo nie stresować, choć niektórzy na pewno byliby zadowoleni, wielu ma oceny wysokie. Są jednak tacy, o których pisze się tam (poprawiam ortografię i przecinki): „Odwaliło facetowi, odkąd został dyrektorem instytutu. Antypatyczny pokurcz generalnie”.
Najpierw internauta musi się zarejestrować, z tym że nikt nie sprawdza, kim dana osoba jest. Wystarczy podać pseudonim i hasło. Potem już hulaj dusza, wszystko dozwolone w ramach anonimowości.
Asymetrię widać na pierwszy rzut oka. Oceniający wykładowcę student został kiedyś przez tego wykładowcę oceniony i teraz role się zmieniają, ale nie wiadomo, dlaczego student przestaje mieć imię i nazwisko. Ciekawe, co by było, gdyby ów oceniał wykładowcę jako osoba z nazwiskiem, tak jak to było na egzaminie. Tak tylko pytam, nie rozwijam zagadnienia, bo jeszcze i mnie podsumują, że zbyt dociekliwie penetruję poprawność demokratyczną.
Do oceny są następujące cechy: sprawiedliwość, przydatność zajęć, przyjazność, jasność zajęć, łatwość zaliczenia. Do niedawna można było dawać punkty także za urodę, ale to zlikwidowano. Szkoda. Nie rozumiem autorów pomysłu. Niechby zostało choćby to jedno kryterium, ponieważ co do niego nie ma żadnych wątpliwości, że jest całkowicie subiektywne. Czyniło z serwisu fascynujący konkurs piękności, który przydawał się jako wypełniacz nudnych przerw między otrzęsinami, połowinkami, balami dyplomowymi i wycieczkami do Wilna. Zanim zlikwidowano czynnik urody, respondenci opisywali wszystko, co ich zdaniem miało związek z urodą: fryzury, łysiny, sposoby noszenia paska u spodni, makijaż, zgodność wyglądu z modą, buty. „Britney Spears to ona nie jest” – pisała o pewnej pani doktor pewna uczona studentka. No, ale tego kryterium już nie ma. Obecnie wykładowca może nie dbać ani o skubanie brwi, ani o kolor skarpetek.
Pozostałe wydają się bardziej obiektywne i słusznie, że je utrzymano. Na przykład sprawiedliwość. Jeśli student się nie uczył, ale mimo to zaliczył przedmiot, to jest to sprawiedliwe. Jeśli jednak się uczył przez cały dzień przed egzaminem i mimo to oblał, to jest to wysoce niesprawiedliwe, bo przecież ma świadków – mamę, ciocię i kolegę.
Przydatność zajęć również łatwo zaopiniować. Jeżeli student na tych zajęciach nie spał, to były one jak najbardziej przydatne, natomiast gdyby się okazało, że nic z ćwiczeń czy wykładu nie zrozumiał, to nieprzydatne. Ponieważ skala ocen rozpina się między „0” (w domyśle pała) a „6” (w domyśle superowo), można poszukiwać pośrednich stanów przydatności. Na przykład zajęcia średnio przydatne to takie, na których wykładowca każe myśleć i wyłączać telefony komórkowe. Brak kontaktu ze światem zewnętrznym powoduje zmniejszenie przydatności o co najmniej połowę, a to student niechybnie wyceni na „3,5”. Wiem, bo pewien młody kolega miał do mnie pretensje, że mu w czasie wykładu nie pozwoliłem korzystać z komórki, kiedy on akurat brał udział w konkursie SMS−owym, w którym mógł wygrać samochód Renault.
Jasność zajęć jest kryterium o tyle oczywistym, że im mniejszy iloraz inteligencji studenta, tym zajęcia będą ciemniejsze, a ocena bliższa zeru. Może się jednak zdarzyć, że inteligentny student uzna zajęcia za jasne ze względu na łatwość przedmiotu. Przecież dla inteligentnego wszystko jest łatwe. Ale myliłby się ten, kto by sądził, że bełkotliwe wypowiedzi wykładowcy muszą być oceniane negatywnie. „Profesor N. jest bardzo przystojny – pisze oceniająca – mogę patrzeć na niego godzinami, nawet kiedy mówi od rzeczy, to nie jakiś blondasek”, a następnie daje „6”. Bardzo to miłe. Tak powinno być we wszystkich przypadkach, ciemne włosy – zajęcia jasne, jasne włosy – zajęcia ciemne. Chyba że ktoś postanowi inaczej.
Najbardziej obiektywnym kryterium wartości wykładowcy jawi się łatwość zaliczenia. Zgodnie z nowym żargonem językoznawczym nazwę tę cechę „eksplicytną”. Otóż jej eksplicytność polega na tym, że jest eksplicytna szczególnie na poziomie eksplicytności nadeksplicytnej. Nauczyciel akademicki, który nie zalicza egzaminu studentowi matematyki z powodu jakiegoś głupstwa, na przykład dlatego, że ten nie umie pierwiastkować, najzupełniej zasługuje na zero z wykrzyknikiem. „Sześć razy mnie wywalił, aż doszło do komisu” – pisze obiektywnie student. Natomiast z góry można powiedzieć, że wykładowca, który za łatwość zaliczania otrzymuje w tym serwisie szóstki, jest wybitny.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.