Suscy

Magdalena Bajer


Z prof. Wojciechem Suskim rozmawiałam w Instytucie Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych na wrocławskich Niskich Łąkach, gdzie placówka nie tak dawno znalazła nową siedzibę. Słuchając opowieści o rodzinie przybyłej po wojnie ze zrujnowanej Warszawy do niewiele mniej zrujnowanego miasta nad Odrą, przypominałam sobie własne „pionierskie” dzieciństwo w kręgu wspólnoty akademickiej, którą do roku 1951 stanowiły uniwersytet i politechnika, nie rozbite jeszcze na mniejsze uczelnie przez powojenną władzę. Rodzice moi i mego rozmówcy przeżywali te pierwsze lata w gorączkowym wznoszeniu na gruzach laboratoriów, klinik, bibliotek, sal wykładowych, domów studenckich. W utwierdzaniu uniwersyteckiej tradycji przeniesionej ze Lwowa i Warszawy.

Któryś już raz znalazłam potwierdzenie tego, iż owo zaangażowanie polskich inteligentów, którym druga wojna światowa przepołowiła życie, przekreślając niejedną ambicję i pozbawiając niejednej satysfakcji, w odbudowę fundamentów działania uniwersytetu jako miejsca przekazywania podstawowych wartości – było najwłaściwszą dla tego środowiska formą oporu przeciwko zniewoleniu.

historia podyktowała

Pierwszym profesorem w rodzinie Suskich był Marian, ojciec dzisiejszego prof. Wojciecha i jego brata, również profesora. Rodzina to w pierwszym pokoleniu mieszczańska, ojciec pracował jako kasjer kolejowy. Antenaci, pieczętujący się herbem Pomian, zubożeli po powstaniu styczniowym i ze wsi przywędrowali do Kielc – rodzinnego dla dwu pokoleń miasta, skąd urodzony w 1905 r. Marian ruszył po naukę i... sportowe sukcesy do stolicy.

We Wspomnieniach profesora, opublikowanych przez Oficynę Wydawniczą Politechniki Wrocławskiej w r. 2002, czytam o pierwszej samodzielnej, a ważnej decyzji podjętej w niepodległej Polsce – przez nastolatka, który już świadomie przeżył wojnę światową: „Atmosfera ta (radość z powstania Polski – M.B.), jak również wspomnienie z uroczystości odsłonięcia popiersia Tadeusza Kościuszki, w czasie których głoszono chwałę Szkoły Rycerskiej, którą Naczelnik ukończył, podsunęły mi myśl wstąpienia do istniejących od 1919 r. Korpusów Kadetów, których jednego z wychowanków widywałem na ulicach Kielc w okresie wakacyjnym.”

Od r. 1920 patriotyzm Mariana Suskiego dojrzewał w toku edukacji wojskowej, kontynuowanej w warszawskiej Oficerskiej Szkole Inżynierii, którą ukończył – z pierwszą lokatą – w r. 1927, przeżywając wcześniej dramatyczny podział wśród kolegów w dniach zamachu majowego.

Podporucznik Suski, mając przydział do pułku radiotelegraficznego w lasach koło Zegrza, zapisał się na Wydział Elektryczny Politechniki Warszawskiej, poprzedzając studia wakacyjną pracą w Zakładach Teletechnicznych na Pradze. Ważne to szczegóły dla dalszej drogi przyszłego profesora, gdyż mówią o dobrze przemyślanym, konsekwentnym dążeniu do zaspokojenia głębokich i trwałych zainteresowań. Dzielił je z pasjami sportowymi, wśród których szermierka zajęła rychło miejsce najpierwsze. Po sukcesach na mistrzostwach wojskowych i ogólnopolskich w r. 1932 pojechał na X Olimpiadę w Los Angeles, a cztery lata później walczył szablą na igrzyskach w Berlinie.

Opisując tę drogę trudno oddzielić badania naukowe od praktyki inżynierskiej, jaką było konstruowanie nowoczesnych typów radiostacji dla potrzeb wojska. W r. 1929 Ministerstwo Spraw Wojskowych wysłało Mariana Suskiego na roczne studia do paryskiej École Supérieure d’Électicité, jedynego miejsca w Europie, gdzie wówczas wykładano radiotechnikę na poziomie akademickim.

W Drugiej Rzeczypospolitej była to wiedza ogromnie potrzebna – budowaliśmy nowoczesne państwo, zrastały się nierówne pod względem cywilizacyjnym obszary trzech zaborów. Łączność radiowa miała służyć komunikacji społecznej i zapewniać bezpieczeństwo.

Ceniony już wtedy autor prototypów radiostacji został w r. 1932 skierowany do Biura Badań Technicznych Wojsk Łączności na warszawskiej Pradze. Dwa lata później nawiązał ścisłą współpracę z utworzonym przez prof. Janusza Groszkowskiego Państwowym Instytutem Telekomunikacji.

Wrzesień 1939 stał się dramatyczną i, jak się okazało, głęboką cezurą w życiu całego pokolenia „urodzonych w niewoli”, którzy już zdążyli dowieść, że są zdolni przeżyć i twórczo wyzyskać odzyskaną wolność ojczyzny. Ojciec mojego wrocławskiego gospodarza kierował łącznością w Dowództwie Obrony Warszawy utrzymując, jak długo się dało, działanie stołecznej radiostacji. Otrzymał Krzyż Walecznych.

Po kapitulacji trafił do niemieckiego oflagu, gdzie wsławił się i zasłużył skonstruowaniem radioodbiornika, z części przerzuconych zza drutów, który pozwalał jeńcom słuchać komunikatów wojennych.

synowie

Liczna, zżyta i wspierająca się wzajemnie rodzina, jaką państwo Suscy – Marian i Julia z Mścichowskich, lekarz stomatolog – mieli w Warszawie, rozproszyła się po powstaniu. Dom, gdzie mieszkali przed wojną, był w gruzach. A Polska znów potrzebowała przemysłu radiotechnicznego i u progu nowej epoki nie było jeszcze wiadomo, jak zupełnie inaczej będą traktowani zasłużeni dla budowania jego podstaw inżynierowie.

Marian Suski w kwietniu 1946 roku, jak pisze we Wspomnieniach, „został obywatelem Dolnego Śląska” – na całe dalsze życie. Jako delegat Zjednoczenia Przemysłu Radiotechnicznego badał możliwości uruchomienia poniemieckich fabryk, w których ocalała (od rabunku Armii Czerwonej) część urządzeń, a następnie organizował produkcję. Jednocześnie pracował w Politechnice Wrocławskiej, prowadząc badania i kształcąc liczne powojenne roczniki studentów.

Urodzony w 1936 pierworodny syn, dzisiejszy prof. Wojciech, wspomina wrocławskie dzieciństwo jako „czas biedny, kiedy ojciec był bardzo zapracowany, a jego i trójkę młodszych dzieci wychowywała głównie matka” – też zresztą pracująca zawodowo. „Wisiał nad nami ciągły stres” – wspomina. Ojciec, gorliwy katolik, przed wojną działacz Sodalicji Mariańskiej, później rad parafialnych, Towarzystwa Przyjaciół KUL, po październiku 1956 współzałożyciel Klubu Inteligencji Katolickiej, miewał rozliczne przykrości i mimo dużego dorobku naukowego nie mógł zajmować stanowiska wyższego niż adiunkt aż do połowy lat sześćdziesiątych, kiedy został profesorem nadzwyczajnym. Następny awans, tytuł profesora zwyczajnego, spotkał go pod koniec drogi naukowej – w 1974 roku. Stres rodziny potęgowały częste przesłuchania związane głównie z pobytem w „generalskim oflagu” Murnau, podczas których funkcjonariusze usiłowali wymusić zeznania obciążające różnych współwięźniów. Działalność szermiercza, częściej wtedy w roli trenera i sędziego, napotykała sprzeciwy władz i dokuczliwe przeszkody w wyjazdach na zawody za granicą.

Wojciech Suski, po studiach chemicznych i doktoracie uzyskanym w PWr. w 1965, długo nie mógł wyjeżdżać za granicę. Dopiero przeniesienie do PAN, pod skrzydła wpływowego wówczas mistrza Włodzimierza Trzebiatowskiego otworzyło mu drogę, utwierdzając w przekonaniu, że nie stracił bardzo wiele rezygnując z marzenia o konstruowaniu samolotów, na który to kierunek ze swoim pochodzeniem na pewno by się nie dostał. Fizykę, sugerowaną przez ojca, młody człowiek sytuował niżej od studiów inżynierskich, pomyślał więc na starcie o fizykochemii ciała stałego, nie przewidując jeszcze tak wielkich odkryć, jak choćby półprzewodniki.

Jeszcze przed dyplomem został asystentem. Jako adiunkt pojechał do Pittsburgha, gdzie nawiązał wiele cennych i owocnych później kontaktów. Po powrocie zrobił habilitację w Warszawie, zostając wkrótce zastępcą dyrektora Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych, który powstał w 1966.

Prof. Suski młodszy (jest jeszcze najmłodszy profesor w rodzinie) zajmuje się związkami uranu, dokładniej: ferromagnetyzmem wodorku uranu. Odkrycie tej własności było sporą sensacją. Następna to stwierdzenie, iż towarzyszy jej nadprzewodnictwo, co wcześniej wydawało się sprzecznością. Laikowi, jak ja, musi wystarczyć stwierdzenie, że jest to trop wiodący ku lepszemu poznaniu budowy i cech materii.

Tadeusz Suski urodzony w 1946 przebył, inaczej niż jego ojciec, drogę z rodzinnego Wrocławia do Warszawy. Wzorem ojca zaś młodszy syn też wybrał nauki ścisłe – tak szeroko trzeba to określić, gdyż obaj bracia prowadzą badania na rozległym pograniczu fizyki, chemii oraz specjalności bardziej inżynierskiej: elektroniki.

Tadeusz przeszedł szybko etapy kariery akademickiej. Pracuje w Instytucie Wysokich Ciśnień PAN, zajmując się półprzewodnikami, specjalnie azotkiem galu, najbardziej dziś „obiecującym” pośród materiałów półprzewodzących. W zespole prof. Suskiego udało się otrzymać azotek galu, w postaci monokrystalicznej, w cienkich warstwach, na pożądanym podłożu, co wszystko razem jest niesłychanie ważne dla dalszych starań o uzyskanie efektu laserowego w tym materiale. Są to badania „pierwszej linii w fizyce ciała stałego” – prowadzą je uczeni w wiodących ośrodkach m.in. Stanów Zjednoczonych i Japonii.

odwzorowanie

Prof. Wojciech Suski powiedział mi, ze najlepszego przyjaciela ma w bracie, choć żaden z nich nie jest samotnikiem, a wychowali się w domu pełnym serdecznych znajomych rodziców. Po ojcu wzięli upodobania sportowe. Starszy uprawiał szermierkę, obaj jeżdżą na nartach, chodzą po górach, odbywają razem rodzinne wyprawy do obcych miast, a tam razem zwiedzają muzea.

Głębszą warstwę tej wspólnoty stanowi mocno ugruntowane w domu przekonanie, co jest dobre w otaczającym świecie, a czemu należy się przeciwstawić.

Historia nie dyktowała ich pokoleniu tak dramatycznych zadań, jakie były udziałem prof. Suskiego seniora. W podstawowych wyborach mieli wyraźny i jednoznaczny wzór – w marcu 1968 pośród strajkujących studentów był Tadeusz, a ojciec towarzyszył im, żeby chronić przed represjami. Oczywiste było później opowiedzenie się po stronie „Solidarności” w Sierpniu, tak samo jak dla ojca odmowa przyjęcia odznaczenia państwowego, gdy władze odmawiały zarejestrowania związku.

Znaczną rolę w formowaniu postaw młodych Suskich przypisuje mój rozmówca szkole, której dyrektor był „człowiekiem zasad niewzruszonych”, co oddziaływało nawet na żarliwych ZMP−owców. Licealne przyjaźnie przetrwały często do dzisiaj, ewenementem są trzykrotne każdego roku spotkania absolwentów, poświadczające intelektualny i duchowy wymiar tej wspólnoty.

Jedna córka Mariana Suskiego poszła śladem matki na stomatologię. Druga wybrała AWF (echo zamiłowań sportowych?) i jest wykładowcą kultury fizycznej w politechnice, gdzie jej bratanica prowadzi lektorat języka angielskiego.

Bracia profesorowie czasem wyrzucają sobie niedostatek aktywności społecznej, jakiej przykładem był, do śmierci w 1993 r., ich ojciec. Zadania inteligencji Wojciech formułuje lapidarnie: „W sytuacjach, gdy trzeba powiedzieć tak, inteligent musi głośno powiedzieć tak. A gdy trzeba powiedzieć nie, musi, jeszcze głośniej, powiedzieć Nie!” Tę powinność przekazują swoim dzieciom i uczniom.