Społeczne funkcje uniwersytetu

Uwagi socjologa Kazimierz Z. Sowa


O ile szkoły powszechne przez wieki przysposabiały, i ciągle w istocie przysposabiają, nowych członków do funkcjonowania w społeczeństwie, a szkoły średnie kształciły w zawodach, które do tego funkcjonowania były konieczne, to szkoły wyższe przygotowywały wąskie kręgi osób do dwóch najważniejszych kategorii zadań: przywództwa i twórczości. Absolwenci uniwersytetów tworzyli w społeczeństwach industrialnych elity społeczne. Jedną z najważniejszych funkcji owych elit było inicjowanie i nadzorowanie określonych zmian społecznych.

Tę kreatywność zawdzięczały elity przede wszystkim uniwersyteckiemu przygotowaniu do twórczości. Przygotowanie takie było możliwe dzięki temu, że sam uniwersytet był twórczy, tzn. był przez wieki miejscem twórczości naukowej oraz artystycznej. Uniwersytety odgrywały także znaczącą rolę w tworzeniu i pielęgnowaniu wartości, z których najważniejsze były prawda i dobro.

Strażnik wartości

Jak wiemy, trzy są niezbywalne elementy misji uniwersytetu: badania, nauczanie i służba publiczna. Wzięte razem stanowią o wyjątkowym jego charakterze. W uniwersytecie prowadzone są badania, których wyniki ogłasza się natychmiast dla dobra publicznego. Często pierwszym miejscem owej publikacji jest wykład uniwersytecki, zawsze dla publiczności otwarty. Profesor przekazuje w nim nie tylko wiedzę istniejącą, zawartą w podręcznikach, ale przede wszystkim tę, która jest wynikiem jego własnych badań. Co więcej, do badań profesor zaprasza studentów jako świadków i współuczestników procesu poznawczego. Wyniki badań, a także sam proces badawczy, otwarte są zawsze na krytykę. Studenci uczestniczą więc, a w każdym razie tradycyjnie uczestniczyli, w samym wytwarzaniu wiedzy, a nie tylko są (byli) jej konsumentami. Dlatego stosunek mistrz – uczeń jest osiowym elementem uniwersyteckiego kształcenia do twórczości.

Drugim ważnym czynnikiem elitotwórczego oddziaływania uniwersytetu na swoich wychowanków jest (był?) etos akademicki. Jego zasadniczymi składnikami są trzy uniwersyteckie wartości: prawda, dobro i piękno. Od czasów Sokratesa przyjęło się uważać, że zwłaszcza prawda i dobro są ze sobą ściśle zespolone, bo poznanie prawdy jest niezbędnym warunkiem czynienia dobra. Piękno zaś, zgodnie z ideami starożytnych, może być uznane za estetyczny wyraz dobra.

Swoją postawą naukową, ideową i moralną mistrzowie przekazują uczniom szacunek i zamiłowanie do tych wartości. Bez nich działalność poznawcza jest społecznie bezużyteczna, a nawet niebezpieczna, gdyż może być niewłaściwie wykorzystywana. Przestroga przed uprawianiem nauki z innych niż wymienione pobudek jest dobitnie wyrażona w rocie tradycyjnej przysięgi doktorskiej.

Warto jeszcze wymienić trzy inne wartości, czy też zasady postępowania, składające się na etos akademicki: szacunek dla innych, wzajemne zaufanie, bezinteresowna współpraca. To nieustanne i autentyczne praktykowanie owych zasad tworzy ze zbiorowości wykładowców i studentów prawdziwą wspólnotę. Tak więc etos akademicki jest związany nie tylko z samym dążeniem do prawdy, ale także z naczelnymi wartościami społecznymi, bez których społeczeństwo nie może poprawnie funkcjonować. Można zatem powiedzieć, że uniwersytet jest prawdziwym depozytariuszem, strażnikiem tych wartości.

Fundament wspólnoty

Trzecim wreszcie składnikiem elitotwórczej roli uniwersytetu jest jego środowisko społeczne. Trzeba zacząć od stwierdzenia, że poznanie ma charakter społeczny, a nie – jak sądziło i sądzi wielu – indywidualny. Oznacza to, że wiedzę o świecie zdobywamy, a w każdym razie utwierdzamy się w niej, poprzez określone relacje z innymi ludźmi, z którymi kontaktujemy się na co dzień, mamy wspólne przeżycia, wymieniamy doświadczenia i obserwacje. W ten sposób, poprzez intersubiektywizację przeżycia czy doświadczenia, dokonuje się obiektywizacja poznania, która prowadzi do kształtowania się światopoglądu wspólnego określonej grupie ludzi. Zbiorowość, w której ów proces się dokonuje, nazywamy środowiskiem społecznym.

Istnienie uczelnianego środowiska społecznego jest warunkiem koniecznym utrwalania się nie tylko i nie tyle zdobywanej w uniwersytecie wiedzy, ile wartości i postaw należących do etosu akademickiego, a także wzorów zachowań powiązanych z ową wiedzą, wartościami i postawami. Jednym słowem, zwarte środowisko uczelniane niezbędne jest do kształtowania przez uniwersytet przyszłych wzorotwórczych elit społecznych. Pierwszym warunkiem dobrego funkcjonowania środowiska uczelnianego jest jego właściwa integracja, spójność. Uczestnicy wspólnoty akademickiej nie powinni być anonimową zbiorowością interesariuszy (grup nastawionych na interes własny), ale raczej stanowić wspólnotę nastawioną na jak najściślejszą współpracę w dążeniu do wspólnego celu, określonego nie interesami, ale wartościami społecznymi. Z kolei dobre, zintegrowane, oparte na więziach solidarności i współpracy środowisko uczelniane nie może być zbiorowością zbyt liczną. Jeżeli nie cały uniwersytet, to wydział czy instytut nie powinny przekraczać liczebnie granicy, poza którą wzajemna współpraca i identyfikacja uczestników nie jest już możliwa.

Kolejnym warunkiem istnienia prawdziwego środowiska uczelnianego jest występowanie w nim dostatecznie częstych kontaktów społecznych pomiędzy wszystkimi uczestnikami. Z wychowawczego punktu widzenia ważne jest też, aby do kontaktów pomiędzy uczestnikami środowiska dochodziło w rozmaitych, możliwie zróżnicowanych sytuacjach społecznych. Dlatego uczelnia nie powinna być tylko miejscem pobierania nauki, ale także wspólnego życia. Stare nazwy uniwersyteckie, takie jak sympozjum czy convivium, mówią nie tylko o wspólnym uczeniu się, ale także o wspólnym biesiadowaniu. Kluby, stołówki, domy studenckie są bardzo ważnymi elementami infrastruktury środowiska uczelnianego. Społeczne życie uniwersyteckie najpełniej jest dzisiaj rozwinięte w colleges starych brytyjskich uniwersytetów oraz w amerykańskich kampusach.

To wspólne życie ludzi uniwersytetu dotyczy, rzecz jasna, także kadry profesorskiej, której częsta obecność w środowisku uczelnianym – nie tylko w czasie zajęć dydaktycznych – jest nie do przecenienia, ponieważ to profesorowie są w uniwersytecie grupą wzorotwórczą.

W Europie, starą, sięgającą średniowiecza tradycję wspólnego zamieszkiwania profesorów i studentów najlepiej utrzymały uniwersytety angielskie. W Oksfordzie, w poszczególnych college’ach, których jest 40 (średnia liczba studentów – 300), mieszkają razem profesorowie i studenci. Każdy profesor ma swój pokój, w którym spędza większą część dnia: tam na ogół pracuje, prowadzi konsultacje, odpoczywa. W college’u spożywa posiłki przy jednym stole ze studentami (wyjątkiem są tylko tzw. high table diners, podczas których profesorowie siedzą osobno przy stole wyższym od pozostałych o trzy cale). Posiłki, a zwłaszcza dobre trunki (głównie wino), spożywa się niekiedy, w niewielkich ilościach, także w czasie zajęć (zwłaszcza seminariów).

Stare uniwersytety angielskie, głównie Oksford i Cambridge, od setek lat kształcą brytyjskie elity. W znacznym stopniu dzięki odebranej tam edukacji np. brytyjscy civil servants są uważani za najlepszą administrację publiczną na świecie. To bardziej oni niż generałowie brytyjskiej armii potrafili zbudować i przez 200 przeszło lat utrzymać największe imperium świata. Na ten temat wybitny współczesny historyk powiedział ostatnio: „Jedną z najbardziej fascynujących rzeczy w imperium brytyjskim było to, że dowodziła nim tak mała grupa ludzi. Mniej niż tysiąc urzędników brytyjskich było w stanie rządzić całymi brytyjskimi Indiami. Mieli pod sobą 350 mln obywateli – rekord nie do pobicia. Indyjska służba cywilna to fenomen. Składała się głównie z młodych, wykształconych w Oksfordzie ludzi, całkowicie odpornych na korupcję.”

Co ciekawe, pomimo głębokich przemian, jakie zaszły w drugiej połowie zeszłego stulecia w wyższym szkolnictwie europejskim, także brytyjskim, struktura i funkcjonowanie uniwersytetów Oksford i Cambridge pozostały właściwie bez zmian.

Elita pod ochroną

Wydaje się, że polskie uniwersytety, i nie tylko polskie, tracą swoją elitotwórczą funkcję. Dlaczego tak się dzieje? W świetle tego, co napisałem dotychczas, pytanie to ma właściwie charakter retoryczny. Nie można bowiem wątpić, że główną przyczyną kryzysu elitotwórczej roli uniwersytetów jest w pierwszym rzędzie masowość kształcenia na poziomie wyższym. Polskie uniwersytety dały sobie narzucić ów „wyścig szczurów” po ministerialne fundusze, który zgodnie z tzw. algorytmem finansowania szkolnictwa wyższego premiował uczelnie przyjmujące w swoje mury największe rzesze młodzieży. Ministerialne wskaźniki edukacyjne poszły ostro w górę, podczas gdy dramatycznie spadło finansowanie edukacji liczone na jednego studenta. Słuszne postulaty prof. J. Woźnickiego i KRASP, aby finansowanie szkół oprzeć na jednostkowo liczonych kosztach kształcenia, do dziś nie doczekały się uwzględnienia. Nie chodzi zresztą tylko o pieniądze. Sama liczba studentów i niekorzystny stosunek liczbowy kadry nauczającej do studentów obniża drastycznie jakość kształcenia. Ale są też i inne przyczyny spadku jakości kształcenia, wśród których osłabienie, by nie powiedzieć zanik, wspólnotowości polskich środowisk akademickich wydaje się przyczyną najważniejszą. Pisałem o nich szerzej gdzie indziej, tutaj pragnę tylko zwrócić uwagę na skutki tego zjawiska dla zdolności elitotwórczej polskich szkół wyższych.

Możemy postawić następującą hipotezę, która graniczy z oczywistością: im większa liczba studentów, tym słabsze są ich związki z uczelnią, czyli z kadrą nauczającą. We współczesnych polskich szkołach wyższych stosunek osobowy mistrz – uczeń został praktycznie wyparty przez urzeczowione, by nie powiedzieć skomercjalizowane, stosunki formalne. Student na ogół nie ma pojęcia, kim jest wykładowca, co reprezentuje sobą jako uczony, a czasem nawet nie pamięta jego nazwiska. Coraz częściej interesuje go nie studiowanie, poznanie czegoś, ale jedynie wpis, zaliczenie, ocena. I nie jest to tylko wina studenta, ale także systemu studiowania, który właściwie nie zostawia miejsca na zindywidualizowane stosunki między wykładowcą a studentem. Masowe wykłady i ćwiczenia nie sprzyjają także, rzecz jasna, głębszemu zainteresowaniu się studenta treścią zajęć. Szkoły wyższe, zwłaszcza na kierunkach skomercjalizowanych, stają się instytucjami usługowymi sprzedającymi swoje „produkty” klientom. Studenci zainteresowani są przede wszystkim użytkową przydatnością owych produktów do przyszłych karier zawodowych, a nie ich jakością naukową. Wartość poznawcza, intelektualna nabywanego „towaru” coraz częściej ich nie interesuje. To wszystko nie może sprzyjać wysokiemu merytorycznemu poziomowi nauczania.

Ale jest jeszcze inny, być może najważniejszy, aspekt tej sprawy. Wyrażę tę myśl brutalnie, ale jasno: tego, czego można było oczekiwać i wymagać od, powiedzmy, 10 proc. najzdolniejszej młodzieży z rocznika, nie można wymagać od 50 proc. Nie chcę powiedzieć, że tej połowie młodzieży nie należy umożliwić studiowania, chodzi tylko o to, że nie da się tak wielkiej rzeszy młodzieży nauczać na tak samo wysokim poziomie jak owe 10 proc. Stoi temu niestety na przeszkodzie nadto zróżnicowany wśród ludzi poziom inteligencji, talentu, wyobraźni, a także pracowitości. Sytuację pogarsza fakt, że stopień przygotowania przez szkoły młodzieży do studiów w ciągu ostatnich kilkunastu lat bardzo się obniżył. Nie jest to zresztą tylko problem polski. Ostatnio okazało się, że jedna trzecia dwudziestolatków belgijskich uważa, iż Słońce kręci się wokół Ziemi. I pomyśleć, że wszystko to dzieje się w XXI stuleciu w powstającym właśnie społeczeństwie wiedzy.

Masowość kształcenia na poziomie wyższym nie jest problemem czysto polskim, chociaż tutaj wystąpiła, w ciągu ostatnich kilkunastu lat, na największą skalę. Większości krajów Zachodu udało się jednak, przy zbliżonych do polskiego wskaźnikach edukacyjnych na poziomie wyższym, ochronić i utrzymać elitarne uniwersytety, stawiające na jakość, a nie ilość swoich studentów. Można wymienić Oksford i Cambridge w Anglii czy École normale superiéure lub École polytechnique we Francji. Uczelnie te, może zwłaszcza angielskie, utrzymały swoją tradycyjną strukturę, zwyczaje i formy nauczania. Jak wykazują badania, ponad 90 proc. osób zajmujących w Wielkiej Brytanii najwyższe stanowiska w polityce, administracji i biznesie, to absolwenci jednej z dwóch wymienionych uczelni angielskich. I tak już jest od kilku stuleci.

Projekt federacji

W Polsce musimy oczywiście szukać innych rozwiązań, ale do kształcenia elit trudno znaleźć jakieś inne rozwiązanie niż elitarny uniwersytet. Problem polega tylko na tym, aby zbudować taki system, który zabezpieczy dostęp do elitarnych uczelni osobom najzdolniejszym, a reszcie chętnych umożliwi ukończenie studiów na względnie przyzwoitym poziomie (dzisiaj szereg szkół wyższych – głównie prywatnych, ale i państwowych – prezentuje żenująco niski poziom). Jedną z dróg osiągnięcia tego celu jest tworzenie federacji, łączących szkoły silne i słabsze, państwowe i prywatne. Zamiast ogólnego opisu takiego systemu pozwalam sobie przedstawić złożoną przed kilku laty władzom Uniwersytetu Jagiellońskiego ideę utworzenia Jagiellońskiej Federacji Uniwersyteckiej. Jest to idea otwarta, możliwa do rozważenia i wdrożenia przez każdą renomowaną i odpowiednio dużą uczelnię.

Jagiellońska Federacja Uniwersytecka
(Jagiellonian University System)

Propozycja

(Fragment)

Przedstawiana idea reformy ma na celu wzmocnienie funkcji Uniwersytetu Jagiellońskiego jako kuźni polskich elit, przy równoczesnym utrzymaniu przez uniwersytet możliwości kontroli masowego kształcenia najzdolniejszej polskiej młodzieży. Autorowi propozycji przyświecała także myśl, iż najbliższe lata, wobec drastycznego spadku liczebności nowych roczników oraz szybkiego wypełniania się luki edukacyjnej na poziomie wyższym, przyniosą ostrą rywalizację pomiędzy nadmiernie rozbudowanymi (głównie, ale nie tylko prywatnymi) instytucjami edukacyjnymi o kandydatów na studia. Utworzenie Jagiellońskiej Federacji Uniwersyteckiej (nazwa całkowicie umowna, prowizoryczna) zapewniłoby, jak można sądzić, długofalowy masowy napływ najzdolniejszej i najambitniejszej młodzieży do wrót krakowskiej wszechnicy. Jest też prawdopodobne, że utworzenie JFU stałoby się wzorem dla innych uniwersytetów i szkół państwowych rozwiązywania ich problemów edukacyjnych; położyłoby tym samym tamę niekontrolowanemu, często wręcz nieodpowiedzialnemu tworzeniu (niekiedy przez przypadkowe osoby) licznych szkół prywatnych.

Treść propozycji

Rdzeń systemu stanowi integralny, elitarny uniwersytet (UJ), kształcący ograniczoną liczbę studentów wyłącznie w trybie studiów dziennych na najwyższym – formalnie i merytorycznie – poziomie akademickim (studia magisterskie i doktorskie).

Uniwersytet pracuje w środowisku sfederowanych z nim wyższych szkół prywatnych, nad którymi sprawuje opiekę. Szkoły są samodzielne finansowo i organizacyjnie, ale merytorycznie podporządkowane, na mocy stosownych umów, uniwersytetowi.

Naboru do uniwersytetu, posiadającego ściśle określone limity przyjęć, dokonuje się w drodze egzaminu konkursowego. Kandydaci, którzy zdali egzamin, a nie zostali przyjęci z braku miejsc, mają pierwszeństwo w przyjęciu do szkół prywatnych należących do Jagiellońskiej Federacji Uniwersyteckiej.

Sfederowane szkoły prywatne kształcą na poziomie licencjackim lub licencjackim i magisterskim, w trybie dziennym, wieczorowym i zaocznym. 20 proc. ogółu absolwentów studiów licencjackich (najlepsi) ma prawo wstępu na studia magisterskie do UJ. Przyjęcie takiej zasady „uchylonych drzwi do uniwersytetu” zdecydowanie podniesie atrakcyjność szkół należących do systemu JFU.

Szkoły tworzące federację powstają z wydzielenia z UJ studiów wieczorowych i zaocznych i przekazania ich nowym, utworzonym pod egidą uniwersytetu szkołom prywatnym. Szkół byłoby więc mniej więcej tyle, ile UJ ma wydziałów prowadzących studia wieczorowe i/lub zaoczne. Uniwersytet wydzierżawia na warunkach komercyjnych nowym uczelniom bazę lokalową (w całości lub w części). Szkoły sfederowane mają prawo używania w dokumentach i na dyplomach nazwy federacji.

W szkołach należących do JFU wykładają profesorowie i inni pracownicy naukowo−dydaktyczni UJ na podstawie odrębnych umów o pracę. Tym samym proponowany system korzystnie dla obu stron (tj. uniwersytetu i pracowników) rozwiązuje problem dwuetatowości.

Opłaty wnoszone w różnych formach do uniwersytetu przez sfederowane szkoły prywatne równoważą lub przewyższają straty poniesione przez uniwersytet w związku ze zmniejszeniem liczby studentów samego UJ (przy możliwym wzroście liczby studentów JFU).

Prof. dr hab. Kazimierz Z. Sowa, socjolog, jest pracownikiem Instytutu Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Fragment referatu przygotowanego na konferencję Społeczna odpowiedzialność uczelni, organizowaną przez Instytut Społeczeństwa Wiedzy w Warszawie.