Biurowiec czy pałac? cz. 4

Jan Kozłowski


Wszelka nowożytna władza pochodzi z pałacu, tej najważniejszej formy architektury monarchii absolutnej, symbolu władzy i panowania. Ministerstwo to spadkobierca pałacu. W PRL pałac pozostał synonimem władzy, ale „odebranej ciemięzcom i krwiopijcom” i oddanej ludowi. Dlatego gmach ministerstwa nie ucieknie od porównań z pałacem – jako formą architektoniczną, społeczną, kulturalną.

Antropologia pałacu

Szkoda, że choć podejście antropologiczne stale rozszerza zasięg swojej penetracji badawczej, antropologia kulturowa nie zainteresowała się dotąd ministerstwem jako fenomenem kultury. A problem to ciekawy.

Antropologiczny sens istnienia ministerstwa polega przede wszystkim na uosabianiu ładu publicznego, strażnika ustalonych norm, zasad i reguł. Ministerstwo nie jest jedyną instytucją, która pełni taką misję ani ta misja nie jest jego jedyną, jest jednak podstawą, na której rozwija ono swoje inne zadania i funkcje. Misja ta zmusza, by pełnić rolę bieguna opozycji w stosunku do wszystkich sił natury i kultury, które ten ład zdają się naruszać. A to z kolei narzuca członkom ministerialnej społeczności i uczestnikom spektaklu pod tytułem „resort rządowy” kształt zachowań, jakich się od nich oczekuje. Naruszenie ich budzi uczucie złamania tabu. Misja ta powoduje, że nawet opisane wcześniej udomawianie przestrzeni oficjalnej nigdy nie przekracza pewnych granic.

Zarząd transportu publicznego zgodził się na odpłatne zamienienie jeżdżącego po Warszawie wagonu tramwajowego na lodziarnię, w której pasażerowie jedli za darmo lody, słuchali orkiestry i tańczyli; biurowiec nigdy nie przystałby na taką profanację swojego terytorium. Trofea myśliwskie, takie jak poroża daniela, łeb dzika czy skóra niedźwiedzia, dodawały splendoru pałacowym komnatom; gdyby dziś zawisły w pokojach ministra, byłyby kulturowym dysonansem. Biegające wszędzie po pałacu psy były częścią jego życia; pies wpuszczony do gmachu resortu to coś więcej niż nietakt, to niemal świętokradztwo. Podobnie jak w brukselskiej Dyrekcji Badań, jedyne dopuszczalne zakłócenie ładu biurowca to odwiedziny pracownicy na urlopie macierzyńskim ze świeżo powitym maleństwem. Płacz niemowlęcia wzrusza koleżanki i rozczula nawet najbardziej zasadniczego interesanta.

Ład publiczny jest stale zagrożony przez niezliczone napierające zewsząd siły (patrz: lewa strona tabel), którym ministerstwo przeciwstawia swoje działa (patrz: prawa strona tabel).

Bez postaw i wartości z prawej strony tabel – które symbolizuje i wspiera administracja rządowa – nie żylibyśmy w dzisiejszych czasach. Ale ponieważ żywioł życia jest nieskończenie bogatszy od jakiegokolwiek porządku, ład narzucany przez ministerstwo łatwo zamienia się w pułapkę. Rola odgrywana przez ministerstwo jest jej siłą, ale jednocześnie ograniczeniem, którego nie zawsze jest ono świadome. Wartości z prawej strony tabel łatwo mogą się przeistoczyć z dodatnich w ujemne: powaga w patos, porządek w skostnienie, prawomocność w woluntaryzm, lojalność w serwilizm. Nie ma nigdzie wzorca z Sevres, który pokazałby, kiedy została przekroczona granica.

Jednak pojęcie ładu uosabianego przez organizacje rządowe nie jest dane raz na zawsze. Obecnie na świecie coraz częściej umieszcza się pod jednym dachem dwa sprzeczne żywioły, agencje rządowe i hipermarkety. W środku gmachu, zbudowanego w ramach partnerstwa publiczno−prywatnego, na 2−3 kondygnacjach, rozpościera się hipermarket, otoczony po bokach i od góry gabinetami do pracy; pomiędzy skrzydłami przechodzi się po kładkach zawieszonych nad aleją lub dziedzińcem świątyni handlu. W takich warunkach pracuje się m.in. w agencji statystycznej UE Eurostat w Luksemburgu oraz w amerykańskiej Narodowej Agencji Nauki. Okna urzędu wychodzą zarówno na zewnątrz, jak i do środka; świat urzędowania oraz konsumpcji, uosabianej przez fontanny, baloniki oraz nieprzebrane tłumy, dzielą tylko dźwiękoszczelne szyby.

Mądrość i głupota

Największym problemem, przed jakim stoi każdy – także pałacowy i biurowy – porządek, jest sposób radzenia sobie z głupotą jako nieodłącznym elementem kondycji ludzkiej. „Głupota stanowi warunek konieczny poznania – dowodzi holenderski historyk i filozof Matthijs van Boxsel – błędy są motorem postępu, klęska to początek sukcesu. Głupota przejawia się we wszystkich dziedzinach życia, w każdej epoce i o każdej dobie; głupota jest fundamentem naszej cywilizacji.”

Nikt dziś nie ma złudzeń, że każdy system pojęć i działań – także prawo, administracja i nauka – stara się stworzyć pozory twardego gruntu, narzucając stałe punkty odniesienia i ukrywając fakt, że stanowi „samopotwierdzający system reguł”, niezakotwiczony w żadnej zewnętrznej instancji absolutnej. „Nie ma ostatecznej gwarancji trafności logiki naszego myślenia – pisze dalej van Boxsel. – Nasz umysł daremnie stara się zapanować nad sobą niczym wąż próbujący połknąć własny ogon.”

Biurowiec i pałac, każdy na różny sposób, starały się radzić z własną głupotą. Przewagą pałacu było to, że nie tylko pojęcie głupoty dopuszczał, ale wraz z opozycyjną ideą mądrości czynił z niego jedną z osi myślenia, a poprzez instytucje błazna i mędrca zapraszał czasem na pałacowe parkiety.

Biurowiec obu pojęć nie zna – uznaje tylko „dane” i „informacje”, „hierarchię praw”, „zgodność z prawem” oraz „prawo do podejmowania decyzji”; z trudem i niechętnie toleruje pojęcie „wiedzy”. Zamiast „mądrości” – uznaje „znajomość faktów i przepisów”, zamiast głupoty – ich nieznajomość.

Ale mądrość to nie dane i informacje, nie jest w mocy prawa służyć jako gwarant mądrości, ani też na fundamencie mądrości (cechy niekodyfikowalnej) nie da się budować hierarchii organizacyjnej. Informacja to element konstrukcyjny wiedzy, ale poprzez powiązania z innymi informacjami uzyskuje ona dodatkowy wymiar, którego sama z siebie nie posiada. Mądrość nie jest wyłącznie prostym efektem wyjątkowo szerokiej wiedzy, jest innym wymiarem wiedzy. To umiejętność stosowania wiedzy do odpowiedzi na pytania, na które brak łatwych odpowiedzi, z uwzględnieniem aspektu etycznego i ze świadomością nieskończonej wielowymiarowości szybko zmieniającego się świata, niemożliwego do pochwycenia w żadną siatkę pojęć.

Biurowiec pojęcia mądrości i głupoty odrzucił, bo nie da się ich skwantyfikować i sproceduralizować (Roman Galar). Pojęcia głupoty i mądrości są w biurowcu nie tylko nieznane, ale także podejrzane lub uważane za obraźliwe.

Nad głupotą nikt nigdy nie odniósł ostatecznego zwycięstwa, ale w wielu bitwach ją pokonano. Orężem były zawsze próby, testy, weryfikacje, dialog, doświadczenia, konfrontacje alternatyw, porównywanie, zmiany perspektyw oraz punktów widzenia. W dzisiejszych administracjach, rządowej oraz w administracji brukselskiej, z głupotą walczy się dzięki pakietowi różnych mechanizmów autokorekcyjnych, takich jak analiza polityk, ewaluacja i monitoring, budżet zadaniowy, foresight, konsultacje, przejrzystość, rozliczanie, partycypacja, benchmarking i wiele innych. Choć przeciwnik potrafi przeniknąć nawet do broni, którą ma być pobity, jednak – dzięki stale prowadzonej walce – władztwo głupoty jest zagrożone.

Normy i wartości administracji rządowych bliższe są cywilizacji miejskiej Zachodu, z której wyrosły, niż postagrarnej Polsce, do której zostały przeszczepione. Mówiąc żartobliwie, w grze w „strategie”, „cele”, „wskaźniki” i „pomiar kosztów i korzyści” Zachód, wychowany przez kantor, pieniądz i liczydło, gra zawsze lepiej od Polski, wychowanej przez folwark, kościół i kropidło.

Starsze od polskiej zachodnie administracje są bardziej świadome niebezpieczeństw, toteż dopracowały się wielu rozwiązań minimalizujących zagrożenia. I tak, drobiazgowe rozpoznawanie szczegółów problemów oraz wciąganie do procesu politycznego zainteresowanych ma zapobiegać narzucaniu abstrakcyjnych rozwiązań, nieliczących się ze zróżnicowanymi kontekstami ich stosowania. Feedback w formie ewaluacji i monitoring – mają pozwalać na uchwycenie momentu spadku skuteczności programów i instrumentów. Szerokie wieloletnie programy pomyślane są jako antidotum naturalnej dla administracji skłonności do kawałkowania rzeczywistości. Idea policy mix ma zapobiegać autonomizacji rozwiązań oraz zapewniać konieczną między nimi synergię itd.

Głupota krzewi się bujniej w zamkniętych systemach i układach. Systemy zamknięte są całkowicie zwrócone ku samym sobie, „egocentryczne”, skupione na sobie i pozbawione możliwości porównania z jakimikolwiek innymi. Nie dopuszczają one możliwości innego układu odniesienia i przez to są oporne w stosunku do wpływów zewnętrznych. Wskutek izolacji, są tylko nieznacznie narażone na ryzyko zakwestionowania własnych uzasadnień. Bliskie temu modelowi są niektóre żyjące w odosobnieniu sekty religijne, a w przeszłości – społeczeństwa tradycyjne oraz państwa komunistyczne w szczytowym okresie stalinizmu. Otwarte systemy, zachowując autonomię i poczucie tożsamości, uznają istnienie i ważność innych systemów oraz pozwalają na stałe modyfikowanie swoich układów odniesień poprzez absorpcję pochodzącej z zewnątrz wiedzy. Stwarzają przez to lepsze możliwości rozwoju niż dwa poprzednie typy. Bliskie temu modelowi są współczesne demokratyczne społeczeństwa europejskie (Maurice Yolles).

Zachodnioeuropejski biurowiec, choć przed pojęciami mądrości i głupoty się wzdraga, w toku ewolucji przesunął się z bieguna systemu zamkniętego do bieguna systemu otwartego. Nie było to łatwe, gdyż, jak pisaliśmy na początku, ze swej natury administracja rządowa tworzy system samoodniesień, oparty na monopolu co do interpretacji rzeczywistości. Polska administracja jest w trakcie podobnej ewolucji i trzeba trzymać kciuki, aby jej nie zatrzymała.