Wynalazek za milion dolarów

Halina Bykowska


Janusza Liberkowskiego, absolwenta Politechniki Gdańskiej, lepiej znają Amerykanie niż Polacy. W maju ubiegłego roku otrzymał milion dolarów jako laureat konkursu American Inventor (Amerykański Wynalazca), zorganizowanego przez sieć telewizyjną ABC. Jego wynalazek – kulisty dziecięcy fotelik samochodowy – zafascynował i przekonał Amerykanów, że można chronić małych pasażerów znacznie skuteczniej niż za pomocą dotychczasowych zabezpieczeń. W konkursie telewizji ABC o najwyższą stawkę ubiegało się 12 tysięcy uczestników.

Fotelik bezpieczeństwa według koncepcji pomysłowego Polaka to zupełna nowość. Składa się z dwóch półkul. Małe dzieci (wynalazek został zaprojektowany z myślą o pasażerach do 5. roku życia) czuć się będą w nim niemal tak bezpiecznie, jak w łonie matki. Próby wykazały, że konstrukcja, oparta na obracających się łożyskach, pozwala wielokrotnie zmniejszyć siłę uderzenia w trakcie wypadku. Półkule są włożone jedna w drugą. Półkula zewnętrzna pełni rolę ochronną, a wewnętrzna, z przypiętym wewnątrz dzieckiem, przesuwa się swobodnie we wszystkich kierunkach. Uderzenie w czasie ewentualnego wypadku nie spowodowałoby napięcia pasów, którymi przypięte byłoby dziecko, lecz wprawiłoby wewnętrzną kapsułę w kołysanie. Energia kinetyczna uderzenia (przy prędkości 88 km/godz. na małe dziecko działa siła aż 1100 kg!) zostałaby zamieniona na ruch obrotowy.

gorzka pigułka

Losy Janusza Liberkowskiego, dziś 54−letniego inżyniera mechanika z dyplomem PG, urodzonego w Nowej Soli, doskonale znają Amerykanie. Ale także i Polacy wiedzą coraz więcej o tym niezwykle odważnym, ambitnym i dzielnym człowieku, który w 1984 r. zdecydował się zostawić wszystko i wyjechać do Ameryki. A miał z czego rezygnować. Wybudował bowiem dom w Sopocie i założył własną firmę.

Najpierw zamieszkał u teściowej, na wschodnim wybrzeżu Ameryki, a kiedy przyznano mu zieloną kartę, dającą prawo stałego pobytu, wyruszył do Kalifornii. Początki nie były łatwe. Zamieszkał w słynnej Dolinie Krzemowej – północnej części Santa Clara. Tamtejsze tereny stanowią od lat 50. XX w. amerykańskie centrum nowych technologii, zwłaszcza przemysłu komputerowego.

Może mówić o niemałym szczęściu. Praca, jaką wykonywał, sprzyjała inwencji. Dosyć łatwo przychodziły do głowy cenne, twórcze pomysły. Wkrótce inż. Liberkowski dał się poznać jako autor niebagatelnych wynalazków. Ma na koncie osiem patentów. Z ostatnim z nich, tym najgłośniejszym, wiąże się tragedia.

W 1999 r. jedyna jego córka zginęła w wypadku samochodowym. Jak się niebawem okazało, utrata ukochanego dziecka dała impuls do opracowania niezwykłego wynalazku. Znany amerykański koncern Evenflo z miejsca zaproponował pomoc we wdrożeniu patentu.

w kokonie bezpieczeństwa

Niemały tłumek młodzieży akademickiej zgromadził się przed Auditorium Maximum PG, gdzie inż. Liberkowski miał wygłosić wykład. Przedstawiony studentom przez rektora prof. Janusza Rachonia, stara się nie tracić ani minuty. Krótko opowiada o sobie, a następnie mówi, co robić, by w życiu osiągnąć sukces. Studenci słuchają zafascynowani.

– Zamierzam powiedzieć, jak niezwykle ważna jest nasza postawa wobec życia, wiążąca się z robieniem wynalazków – rozpoczyna wykład nasz rodak z USA. – Bywa ona rodzajem buntu przeciwko temu, co istnieje wokół nas. Wynalazek zmienia to, co przywykliśmy traktować jako stałe, niezmienne.

Inż. Liberkowski na chwilę przerywa wątek. Mówi, że wręcz niezwykłą przygodą była praca nad ostatnim, wysoko ocenionym wynalazkiem. – Wykonywałem bardzo różne rzeczy, których nigdy przedtem nie robiłem w swoim życiu – zaznacza. Pracy nad wynalazkiem poświęcił się całkowicie. Nawet na pewien czas zrezygnował ze stałego zatrudnienia. Wiedział, że zmierzy się z kilkunastoma tysiącami osób, którym też marzy się milion dolarów. Przyznaje, że większość pomysłów, z jakimi pojawili się uczestnicy konkursu, nie miała większego znaczenia, jednak tym, co łączyło wszystkich zawzięcie rywalizujących ze sobą, była ogromna pasja. – Dlatego koniecznie trzeba w życiu próbować. Nic nie przychodzi samo. Jeżeli nie będziemy tego robić, ani o milimetr nie posuniemy się do przodu. Niczego nie osiągniemy – podkreśla i pyta: – Czy zastanawialiście się nad tym, co znamionuje wynalazcę? Dlaczego nagle tworzymy nowe rzeczy wokół nas?

Mówi, że ilekroć patrzy na jakiś przedmiot, niejako odruchowo zastanawia się nad tym, w jaki sposób można by go ulepszyć, co można by w nim zmienić. Dlaczego stajemy się wynalazcami? Jest to kwestia naszego wyboru.

– Czy zastanawialiście się, co daje radość w życiu? – stawia kolejne pytanie. – Osiągnięcia finansowe niewątpliwie bywają jednym z powodów do radości. Jednak nie każdy zajmujący się wynalazczością, odnosi sukces. Wynalazczość to niełatwy chleb, wymagający ogromnego nakładu pracy. Bardzo istotna jest motywacja. Kiedy rodzice pochwalą dziecko za ładny rysunek, jest szczęśliwe i stara się rysować coraz lepiej. Jestem dumny, że mogę teraz stać tu, w politechnice i że jestem teraz z wami i opowiadam o swoim życiu. Satysfakcja wewnętrzna jest trudna do zdefiniowania. Nasza motywacja popycha nas do przodu – przekonuje.

Chodzi o to, aby być młodym całe życie, mówi inżynier. Nie należy biernie akceptować stanu, który istnieje. Nie powinno się zamykać w kokonie bezpieczeństwa, które jest pozorne. A takim kokonem bywa tzw. stabilizacja życiowa, na przykład praca od godziny 8 do 17, albo rodzina, dzieci, znajomi, samochód, dom, mieszkanie. Tymczasem nie możemy niczego zatrzymać. Niczego nie możemy mieć przez całe życie. Wszystko podlega ustawicznym zmianom. Czym grozi zamknięcie się w kokonie pozornego bezpieczeństwa? Pasywnością, tym, że niczego nigdy w życiu nie osiągniemy. Martwota, będąca wynikiem pasywności, pozornego bezpieczeństwa, cechuje ludzi bez względu na wiek. Nawet bardzo młodzi ludzie, nawet studenci zamykają się jak ślimaki w skorupie i nie oczekują żadnych zmian, nie chcą być ich kreatorami. A kto chce być twórczy, musi działać, musi być przygotowany na ustawiczne zmiany.

Bank pytań

„Kolejne osiągnięcie w dziejach ludzkości związane jest z całkowitym odrzuceniem autorytetów” – pojawia się napis na ekranie. – Taka postawa wymaga odwagi – tłumaczy przybysz z Ameryki. – Musimy się wypiąć na wszystko i powiedzieć: „Ja to zrobię, mimo że wszyscy naokoło mówią, że jest to niemożliwe.” A ludzie na ogół są wygodni i irytuje ich twórcza, aktywna postawa, wprowadzająca niepokój. Dlatego próbują zniechęcać, albo negować. Dlatego bardzo trudno jest przebijać się z nowymi pomysłami.

Musimy być uważni, stale zwracać uwagę na otaczającą rzeczywistość i zastanawiać się, czy istnieje coś, co można by zmienić. Wszyscy możemy być wynalazcami. Wiele rzeczy nas denerwuje, ale nierzadko odsuwamy je od siebie sądząc, że lepiej będzie, jeżeli ktoś inny ruszy głową. Mówimy sobie w duchu: „To nie moja działka”. Jeśli jednak zdamy sobie sprawę, że coś rzeczywiście możemy zmienić, wtedy jesteśmy na właściwym tropie. Jednak dokonać zmian o istotnym znaczeniu jest bardzo trudno. Jeżeli naszym celem będzie osiągnięcie zadowolenia z tworzenia nowych wartości i jeżeli będziemy mieć pełną świadomość tego, do czego zmierzamy, sukces będzie w zasięgu ręki.

Kiedy widzę przed sobą mur, walę weń głową i nic mi nie wychodzi, wtedy najczęściej cofam się do punktu zero i zaczynam wszystko od nowa. Rzucam wszystko, co dotychczas wymyśliłem. I mówię sobie: A może istnieje inna droga? Zazwyczaj ta inna droga jest powiązaniem poprzedniej i całkiem nowej.

Przekonuje, że koniecznie trzeba być, albo przynajmniej starać się być, optymistycznym marzycielem. – Przepraszam, że odniosę się do naszego, rodzinnego domu, czyli do Polski, ale pierwsze, co zauważyłem po przyjeździe ze Stanów, to ustawiczne, straszliwe narzekanie. Ludzie cały czas narzekają na wszystko, zaczynając od rodziny, a na pracy kończąc. Taka postawa dezorganizuje życie. Jeżeli będę się wprowadzać w stan ciągłego narzekania, nigdy nie zrobię niczego.

– Jeżeli mamy coś wynaleźć albo stworzyć nowe wartości w pracy, musimy mieć odwagę, aby to zrobić i powiedzieć o tym swoim współpracownikom albo szefom – kontynuuje wykład. Mówi, że trzeba się do tego bardzo dokładnie przygotować. Trzeba przewidzieć, że ktoś może nas zaskoczyć nawet najprostszym pytaniem, na które nie będziemy w stanie odpowiedzieć. A jeżeli zada takie pytanie, a my nie odpowiemy, musimy taką kwestię ulokować w banku pytań i przy następnej prezentacji naszego pomysłu trzeba będzie na nie odpowiedzieć.

Z otwartą głową trzeba podchodzić do wszystkiego – do tego, co nam się udało albo nie udało. Istotna jest przy tym siła przekonywania. Należałoby wyćwiczyć ją w sobie. Wtedy będzie łatwo argumentami przekonać ludzi do tego, co pragniemy zrobić. Musimy przekonać największych sceptyków, że to, co zamierzamy zrobić, uda się.

– Dobrze jest pracować w grupie – powiada. Jednak nie jest to łatwe, ponieważ w większości wypadków jesteśmy zazdrośni o to, czego dokonaliśmy sami. Tymczasem w zespole może być ktoś, kto powie tylko jedno zdanie, które będzie odkrywcze i nagle zmieni całą sytuację. Trzeba będzie z taką osobą umieć się podzielić zwycięstwem, które nadejdzie. – Wszystkie osoby, które biorą udział w danym przedsięwzięciu czy też w odkrywaniu czegokolwiek, muszą czuć, że są częścią grupy – zaznacza. – To jest bardzo ważne. W grupie robimy burzę mózgów i możemy stworzyć niepowtarzalne rzeczy. Bez skrępowania dzielimy się naszymi myślami.

Najważniejszy patent

Równocześnie z czekiem na niebagatelną kwotę nasz znakomity rodak otrzymał ofertę koncernu Evenflo, dotyczącą wdrożenia wynalazku. Amerykanie tak hojnie nagrodzili projekt kulistego krzesełka samochodowego głównie dlatego, że pomysłodawca przekonał ich, iż całkowicie nowatorski wynalazek zapewni małym pasażerom kilkakrotnie większe bezpieczeństwo.

Wygrać konkurs wcale nie było łatwo. Inż. Liberkowski musiał przekonać, że jest najlepszy spośród 12 tysięcy innych pomysłodawców, którym również marzył się milion. Rywalizacja była ogromna. W jednym z końcowych etapów pozostało zaledwie 12 pasjonatów. Każdemu z nich dano po 50 tysięcy dolarów na prototyp wynalazku albo jego udoskonalenie. Finałowa czwórka miała za zadanie prezentację swojego wynalazku w 30−sekundowej reklamówce. W końcu amerykańscy telewidzowie głosowali na wynalazek, który, ich zdaniem, posiadał najcenniejsze walory. Udział w głosowaniu wzięło 35 milionów telewidzów.

Inżynier z polskim rodowodem udowodnił w praktyce, że pomysły i marzenia mogą stać się rzeczywistością. Można mieć nadzieję, że niebawem Amerykanie, mający małe dzieci, będą stosować fotelik bezpieczeństwa według jego projektu. Można także wierzyć, że kuliste foteliki bezpieczeństwa pojawią się również w Polsce i innych krajach europejskich. Nasz rodak z Ameryki nie marnuje czasu. W Warszawie był honorowym gościem spotkania Nauka i biznes – jak to się robi w Dolinie Krzemowej? Zorganizowała je Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych oraz działający przy niej klub inwestorów prywatnych Lewiatan Business Angels.