Mechanizm ukręcania łba

Marek Wroński


Sprawy, które dziś poruszam, należą jeszcze do minionego roku. Jak PT Czytelnicy pamiętają, w listopadowym numerze „FA” ukazał się list rzecznika prasowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, mgr. Mirosława Wdowczyka, który zarzucił mi, iż nie zachowałem „należytej staranności i rzetelności w opisywaniu zdarzeń oraz formułowaniu ocen odnoszących się do sprawy” zarzutów, jakie wysunął prof. Jan Goch w stosunku do pięciu publikacji dr. n. med. Leszka Markuszewskiego (publikacje te oparte są na doktoratach podwładnych dr Markuszewskiego), dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 2 (Jak się zdobywa publikacje?, „FA” 9/07).

Dotknięty tą opinią, korzystając z praw, jakie przysługują dziennikarzom w dostępie do materiałów urzędowych, zapoznałem się z dokumentami postępowania wyjaśniającego podjętego przez rzecznika dyscyplinarnego UM, prof. Janusza Wasiaka. No i okazało się, że rzecznik nie miał dostępu do akt Specjalnej Komisji Senackiej, którą rektor, prof. dr hab. Andrzej Lewiński, specjalnie powołał parę miesięcy wcześniej do wyjaśnienia zarzutów. W skład Komisji weszło 8 dziekanów i kierował nią prorektor ds. nauki prof. Paweł Liberski. Komisja doszła do wielu obciążających dr. Markuszewskiego wniosków, po których nawet śladu nie ma w aktach prowadzonego postępowania wyjaśniającego, a wiadomo, że były, bowiem wymieniono je w protokole końcowym Komisji Specjalnej, który rzecznik dyscyplinarny otrzymał. Jeśli prof. Wasiak przeczytał ten protokół, to musiał się zorientować, że nie otrzymał wielu dokumentów, które miał obowiązek zbadać i potwierdzić. Rzecznik jednak „przymknął” na to oczy. Stąd jego raport i wnioski, które przedłożył pisemnie rektorowi, są nierzetelne. Jest to o tyle przykre, że prof. Wasiak jest przewodniczącym Komisji Etycznej Izby Lekarskiej w Łodzi.

Na marginesie – uważam to za poważny konflikt interesów. Rzecznik dyscyplinarny uczelni medycznej nie może być jednocześnie członkiem Komisji Etycznej Izby Lekarskiej, która osądza przewinienia lekarskie. To jest sytuacja, gdy jako „prokurator” formalnie jednego dnia prowadzi dochodzenia przeciwko lekarzom, a w jakiś czas później formalnie orzeka jako „sędzia” w Izbie Lekarskiej. Dziwię się, że nikt na to nie zwrócił uwagi.

Publicznie tutaj apeluję do rektora Lewińskiego i Senatu Uniwersytetu Medycznego, aby raport rzecznika dyscyplinarnego został oficjalnie unieważniony. Wyjaśnienie zarzutów prof. Gocha powinno być przeprowadzone od nowa przez dwu lub najdalej trzyosobowy zespół rzetelnych, kompetentnych i znanych z odwagi osobistej oraz niezależności przekonań, profesorów medycyny klinicznej. Co najmniej jeden z nich powinien pochodzić spoza ośrodka łódzkiego. Należy położyć nacisk na to, aby było ono tym razem przeprowadzone w sposób profesjonalny (czyli tak, jak to się robi w zachodnich ośrodkach medycznych) i spełniało wymogi procesowe Kodeksu Postępowania Karnego. Aby to było możliwe, rektor uczelni powinien zabezpieczyć środki finansowe na honoraria i udostępnić środki techniczne (sekretariat), aby zespół mógł gładko wykonać powierzone zadanie. Cała ta sprawa – przynajmniej w moich oczach – jest dowodem braku mechanizmów, które by temu zapobiegały.

Na podstawie m.in. wybielającego raportu prof. Wasiaka, dr Markuszewski złożył ostatnio cywilny pozew przeciwko prof. Gochowi do Sądu Okręgowego w Łodzi, oskarżając go o naruszenie jego dóbr osobistych i dobrego imienia. Dla mnie ma to aspekt pozytywny – pozwoli publicznie odsłonić wszystko, co wydarzyło się w tej sprawie. Zeznania władz uczelni (w tym rzecznika i członków Specjalnej Komisji Senackiej) przed sądem, to nie to samo, co pisanie listów do redakcji „Forum Akademickiego”...

Niemądry przepis

Ostatnio zorientowałem się, że art. 142, ust. 3 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym wymaga, aby w Składzie Orzekającym Komisji Dyscyplinarnych dla Nauczycieli Akademickich, zarówno na szczeblu uczelnianym, jak i odwoławczym, był student! (Dosłownie przepis ten brzmi: „W składach orzekających komisji o których mowa w ust. 1, co najmniej jeden z członków powinien być studentem”. Ustęp 1 ma dwa podpunkty, które traktują o składach komisji na szczeblu uczelnianym i odwoławczym.) Jest to oczywiście bzdura prawna, która prawdopodobnie „zawieruszyła się” z jakiejś wersji ustawy w związku ze składem Komisji Dyscyplinarnych dla Studentów. To już nie jest okres stalinowski i czas, gdy studenci−działacze ze Związku Młodzieży Polskiej mieli „głos”. Student jest w uczelni efemerydą, nie ma odpowiedniego doświadczenia życiowego, nie mówiąc o wiedzy, aby być członkiem Komisji Dyscyplinarnej orzekającej np. wobec 65−letniego profesora zwyczajnego. A jakie to pole do manipulacji młodymi ludźmi...!

Taki stan prawny powoduje, że wszystkie orzeczenia odwoławcze Komisji Dyscyplinarnej Rady Głównej mogą być unieważnione, bowiem tam studenta w składach orzekających nie ma.

W związku z tym proszę Prezydia KRASP i Rady Głównej o szybkie podjęcie działań, które nacisną na posłów, senatorów i ministerstwo, aby ten „chory” przepis zmienić.

Czy wyobrażają sobie Państwo sąd wojskowy, gdzie generałów i pułkowników osądza skład, w którym jest szeregowy z poboru?

Zaginiony list z Krakowa

Parę miesięcy temu opisałem finał sprawy dr. hab. Józefa Sowy, byłego profesora Akademii Pedagogicznej w Krakowie (Sprawy zakończone, „FA” 10/2007). Otóż, po otrzymaniu prawomocnego orzeczenia dyscyplinarnego z Odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej Rady Głównej w Warszawie, gdzie utrzymano roczny zakaz wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego, którym uczelnia ukarała prof. Sowę z powodu popełnienia przez niego plagiatu naukowego, rektor AP prof. Henryk Żaliński wystosował 9 lipca 2007 pismo polecone do prof. Stefana Jurgi, ówczesnego podsekretarza stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, informując o tej karze. Rektor też – stosując się do litery obowiązującego prawa – powiadomił 25 września 2007 o podejrzeniu przestępstwa plagiatu Prokuraturę Rejonową w Krakowie.

Zgodnie z artykułem 140 ust. 2 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, minister ma prawny obowiązek ogłosić zakaz wykonywania zawodu pracownika naukowego, aby komuś zwolnionemu z pracy np. w Krakowie uniemożliwić zatrudnienie np. w Zamościu. Niestety, mimo otrzymania dokumentów w tej sprawie w połowie lipca ub. roku, ministerstwo na razie nie wydrukowało tego obwieszczenia. Moje wysiłki zmierzające do odnalezienia tej korespondencji w Warszawie, były bezowocne...

Warto dodać, że jest obligatoryjny prawny nakaz (§ 33 Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dn. 14 marca 2007 w sprawie szczegółowego trybu postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego wobec nauczycieli akademickich) nadsyłania przez przewodniczących składów orzekających komisji dyscyplinarnych rektorów do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa wyższego kopii orzeczeń dyscyplinarnych (najwłaściwiej – na ręce dyrektora Departamentu Spraw Pracowników Szkolnictwa Wyższego, bo to ten departament prowadzi sprawy odpowiedzialności dyscyplinarnej doktorantów oraz nauczycieli akademickich w uczelniach publicznych i niepublicznych).

Przy okazji sprawę plagiatu harcmistrza Józefa Sowy polecam przewodniczącemu Związku Harcerstwa Polskiego, harcmistrzowi Adamowi Massalskiemu z Kielc. Dobrze by było, aby wreszcie Naczelny Sąd Harcerski i jego przewodniczący, harcmistrz Bogusław Nowosad z Chorągwi Lubelskiej, zainteresował się, jak to druh druha splagiatował. Czy i w „harcerskim systemie wychowawczym” teoria rozmija się z praktyką?

Czuwaj!

Marekwro@gmail.com