Ile słodyczy, ile goryczy?

Moje refleksje na temat KRASP Józef Kuczmaszewski


Lata dziewięćdziesiąte minionego stulecia przyniosły zmiany nie tylko w systemie gospodarczym Polski, ale także znamienne zmiany w systemie edukacji. Ustawa z 1990 r. o szkolnictwie wyższym, umożliwiająca tworzenie uczelni niepublicznych, zasadniczo zmieniła rynek edukacyjny na poziomie wyższym. Zmiany na rynku pracy, wynikające z przemian gospodarczych, dokonującej się na naszych oczach nowej rewolucji technicznej, implikowanej zmianami w systemach komunikowania się, spowodowały nowe spojrzenie na problem kompetencji i rangi wyższego wykształcenia. Przemiany gospodarcze, upadek wielkich, nierentownych firm, powstawanie na dużą skalę małych i średnich przedsiębiorstw uczyniły rynek pracy dynamicznym, zmieniły się preferencje w oczekiwaniach przedsiębiorców. Bezrobocie wymusiło konieczność dokształcania się, CV stało się nowością trwale wpisaną w specyfikę rynku pracy. Wiele roczników maturzystów z lat poprzednich, którzy z różnych względów nie podjęli nauki bezpośrednio po maturze, masowo ruszyło na studia. Uczelnie publiczne z oczywistych powodów nie były w stanie sprostać popytowi, choć tempo wzrostu liczby przyjętych było naprawdę imponujące, zaczęto więc masowo zakładać uczelnie niepubliczne. Można dużo mówić o negatywnych zjawiskach z tego okresu, była to jednak jakaś szansa dla młodych ludzi. Wielu z nich nie miało pracy, doskonalenie wiedzy dla tej grupy było zatem i nadal jest wartością.

W warunkach szybkich zmian we wszystkich sferach życia, w tym niepokojów społecznych, niestabilnego prawa, słabej kondycji gospodarki, problemy szkolnictwa wyższego w sposób naturalny nie były priorytetem rządzących. W tych warunkach naturalną potrzebą uczelni publicznych stało się jednoczenie sił, nie tylko dla obrony interesów tego sektora, ale także po to, aby dokonać koniecznych reform dla efektywnego włączenia się uczelni w budowę wspólnej europejskiej przestrzeni w edukacji i nauce.

poczucie wspólnoty

Połączyło nas poczucie wspólnoty celów. Oto okazało się, że mała uczelnia publiczna zostaje partnerem wielkich uniwersytetów, w tym UJ, naszej wspólnej Matki. Niewątpliwie dużą rolę odgrywali kolejni szefowie KRASP, tworzący partnerskie stosunki między rektorami, ale też autentyczne poczucie, że tylko wspólne działanie może zaowocować dobrymi decyzjami rządzących w tak ważnym dla rozwoju cywilizacji obszarze, jakim jest nauka i szkolnictwo wyższe. Coś się autentycznie zmieniło. Spotkania, wymiana poglądów, konferencje uczelni „branżowych”, powstanie komisji akredytacyjnych stały się wartością, o której można wiele dobrego napisać.

Rektorzy, przedtem widujący się sporadycznie na konferencjach organizowanych przez ministra, dzięki częstym spotkaniom roboczym zaprzyjaźnili się ze sobą, co uważam za niezwykle ważny i pozytywny „efekt uboczny” działań KRASP. Ważnym, może najważniejszym osiągnięciem było przyjęcie nowej ustawy regulującej fundamentalne problemy naszego środowiska, w tym także ważne kwestie socjalne, wzmocnienie autonomii uczelni, uporządkowanie wielu spraw o znaczeniu systemowym. Ta ustawa, nie bez wad oczywiście, to dziecko naszej konferencji.

Za podwójną gardą

Myślę, że KRASP z biegiem czasu nie zwiększała swojego znaczenia w sferze publicznej. Zajmowaliśmy się wieloma drobnymi sprawami, ale wówczas, gdy w kraju dyskutowano o rzeczach fundamentalnych, trochę chowaliśmy głowy w piasek. Przykładem niech będą dyskusje w kraju na temat obecności naszych wojsk w Iraku i Afganistanie. Czy naprawdę nie mieliśmy na ten temat nic do powiedzenia? Czy społeczeństwo nie czekało na nasz głos w tych sprawach? Nie mieszajmy się do polityki, tak najczęściej komentowaliśmy. W moim odczuciu, nie jest to właściwe podejście. Kto, jak nie KRASP, powinien pełnić rolę publicznego zbiorowego autorytetu w sprawach społecznych, gospodarczych, bezpieczeństwa energetycznego, zagrożeń współczesnej cywilizacji, także bezpieczeństwa w wymiarze międzynarodowym? Przecież nasze uczelnie dysponują znakomitymi narzędziami do formułowania takich ocen. To nie polityka, lecz społeczna powinność. Trudno wymagać od społeczeństwa, aby widziało autorytet w zbiorowości, która nie wypowiada się w fundamentalnych sprawach społecznych i publicznych. Wszystko będzie polityką, jeśli wszędzie zechcemy ją widzieć.

KRASP powinna publicznie wypowiadać się tylko wyjątkowo, ale gdy przedstawi swoje stanowisko, to na następny dzień powinny pisać o tym wszystkie gazety i nadawać wszystkie krajowe stacje radiowe i telewizyjne. Taka wypowiedź winna być poparta bardzo odpowiedzialnymi analizami i wewnętrznymi dyskusjami. Środowisko rektorskie nie może pozwolić sobie na zniszczenie własnego autorytetu, ale dla pozycji KRASP w sferze publicznej ma to fundamentalne znaczenie. Jak to się stało, że po 10 latach istnienia nasza konferencja, reprezentująca zbiorową mądrość uczelni akademickich, w świadomości publicznej praktycznie nie istnieje? Związek znaczenia publicznego KRASP ze skutecznością realizacji naszych celów środowiskowych jest oczywisty.

coś się zmienia

Martwię się, obserwując osłabianie tych więzi jedności, które stanowiły o sile KRASP. Przypomnę mobilizację i poczucie wspólnoty przy tworzeniu nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Choć mieliśmy wątpliwości co do niektórych zapisów, to solidarnie ją wspieraliśmy, właśnie w imię solidarności i wspólnoty celów. Wierzyliśmy, że będziemy się wzajemnie wspierać. Nasze misje, nasze miejsce w Europie, nasze narodowe aspiracje w kontekście europejskim wydawały się tego gwarantem.

Coś się jednak zmienia. Rozpoczęły te zmiany zapisy w nowej ustawie o warunkach używania nazw uczelni. Nagle okazało się, że prawo działa wstecz, że dla wielu uczelni konieczność uzyskania niezbędnej liczby uprawnień do doktoryzowania stała się celem najważniejszym, choć rozsądek nakazywałby inne priorytety: rozwijanie współpracy międzynarodowej w kształceniu i nauce, aplikowanie o projekty europejskie, doskonalenie tego, co jest dobre, aby być jeszcze lepszym. Okazało się na przykład, że 6 to już jest poli−, ale 5 jeszcze nie. Zamieszania z nadawaniem statusu uniwersytetu akademiom ekonomicznym i medycznym nie będę przypominał. Czy ktoś pomyślał, jakim dramatem dla uczelni byłaby utrata jej statusu? Przecież w lokalnej prasie zniszczono by, budowaną często z trudem przez lata, markę w regionie.

W tym wszystkim był dalszy i znamienny cel. W sytuacji niedostatku środków na naukę i edukację na poziomie wyższym coraz wyraźniej i śmielej mówi się o zmianach w finansowaniu kształcenia w placówkach publicznych. Istotą tych zmian ma być specjalny system finansowania wybranych uczelni. Miałyby się one stać, dzięki znacznie wyższej dotacji stacjonarnej, „okrętami flagowymi” i skutecznie włączyć w rywalizację na europejskim rynku edukacji, nauki i innowacji. Ostatnie wypowiedzi kilku rektorów istotnie osłabiają poczucie wspólnoty celów w KRASP. Byłoby bardzo źle, gdyby grupa uczelni uznała, że konferencja przestała reprezentować ich interesy. Wszyscy wówczas stracimy. W kuluarach obrad ostatniego zgromadzenia plenarnego niektórzy rektorzy żartowali, że założymy KROASP – Konferencję Rektorów Odrzuconych Akademickich Szkół Polskich. Gorzki to jednak żart.

Wyraźnie podkreślam, że nie jestem zwolennikiem dzielenia wszystkiego po równo, uważam tylko, że zróżnicowanie powinno się dokonywać na jasnych, czytelnych i sprawiedliwych zasadach. Takie zasady, lepsze lub gorsze, ale akceptowalne, funkcjonują w sferze nauki. Kategoryzacja jednostek oparta jest na zasadach, które nie wykluczają żadnej uczelni, o granty mogą aplikować na równych zasadach wszyscy, ujednolicony system punktowy za osiągnięcia naukowe pozwala na budowanie uczelnianych systemów motywacyjnych w podziale dotacji statutowej i funduszu na badania własne, otwarty rynek europejski w programach ramowych UE pozwala wspomagać własne budżety środkami pozyskanymi w projektach międzynarodowych. Ten system ma wady, należy go doskonalić, ale w założeniach jest – co najważniejsze – w zasadzie sprawiedliwy.

Tymczasem do podziału dotacji stacjonarnej, największej i najważniejszej dla uczelni, próbujemy wprowadzać zupełnie nieczytelny system, oparty na niezdefiniowanych kryteriach jakościowych. Obowiązuje wprawdzie nowy algorytm podziału dotacji stacjonarnej, ale – przy współczynniku przechodzenia 0,7 – nie inspiruje on do planowania dalekosiężnych zmian systemowych. Zresztą nie wiadomo, jak długo pozostanie aktualny i czy w sposób trwały będzie dotyczył wszystkich.

Okręty flagowe

Powrócę jednak do specjalnej „ścieżki” finansowania, jak się prognozuje, kilkunastu wybranych uczelni. Proponowane rozwiązanie ma co najmniej dwa słabe punkty. Po pierwsze, opiera się na błędnej, moim zdaniem, tezie, że zapewnienie znacznych pieniędzy wybranym uczelniom uczyni je kreatywnymi, zaowocuje nowoczesną ofertą dydaktyczną w językach międzynarodowych, a do gospodarki strumieniem popłyną innowacje. Jestem skłonny twierdzić, że nic takiego się nie stanie, rozpocznie się raczej spokojne, przepraszam za określenie, „żerowanie” na tych środkach. Wynika to z naszych ludzkich cech, także z mądrości, że najmniejszym kosztem staramy się realizować własne potrzeby. Nie postaramy się o trudniejsze pieniądze z UE, z projektów dla przemysłu czy nawet grantów krajowych, jeśli będziemy mieli pod dostatkiem pieniędzy budżetowych. To właśnie ciągła rywalizacja na globalnym rynku sprawia, że aby mieć trochę więcej niż inni, wykazujemy się kreatywnością. Przykładem mogę służyć we własnej uczelni: niewielkie dotacje DS i BW przez kilka kolejnych lat sprawiły, że dzisiaj dotacje statutowa i na badania własne w Politechnice Lubelskiej nie przekraczają 30 proc. środków, które wydajemy na badania. Uniezależniamy się od budżetu na tym obszarze.

Po drugie, pojawiają się pytania o znaczeniu fundamentalnym. Można bowiem zapytać, dzięki jakim zasadom państwa prawa ma być różnicowana dotacja stacjonarna, skoro ten sam organ państwowy, jakim jest PKA, na podstawie jednakowych kryteriów ocenia poziom kształcenia we wszystkich uczelniach. Dlaczego wydział pierwszej kategorii, posiadający pełne uprawnienia akademickie i wszystkie akredytacje, ma być traktowany gorzej od innego, mającego takie same parametry, tylko dlatego, że miał nieszczęście „urodzić się” w mniej licznej rodzinie? Różnicowanie dotacji stacjonarnej musi mieć związek z wydziałami, a nie z uczelniami.

Propozycje zmiany ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym oparto, moim zdaniem błędnie, na wskaźnikach bezwzględnych, a nie względnych. Nie można apriorycznie zakładać, że jeśli uczelnia posiada 10 czy 15 uprawnień do habilitowania, to z definicji jest przeznaczona do specjalnego finansowania. To propozycja nieuczciwa, wykluczająca wiele uczelni na dziesiątki lat z możliwości dołączenia do grupy uprzywilejowanych. Powinniśmy przyjąć wskaźniki względne. To nie liczebność grantów w uczelni, ale stosunek liczby grantów do liczby nauczycieli akademickich lub pula pozyskanych na badania pieniędzy na jednego nauczyciela akademickiego powinny być miarą aktywności środowiska w sferze nauki. Podobnie z liczbą profesorów, publikacjami, współczynnikiem oddziaływania publikowanych prac itd. To muszą być miary względne, jeśli uczciwie mamy porównywać nasze jednostki.

Można to jednak odpowiedzialnie wykonać, porównując wydziały, a nie uczelnie. To wydziały powinny być „okrętami flagowymi” i różnicowane w dotacji stacjonarnej. Będą miały w tym szanse także mniejsze uczelnie, są tam przecież znakomite wydziały. Ma to również ogromne znaczenie jako element konkurencji wewnątrzuczelnianej pomiędzy wydziałami. To jedyna możliwość, aby nie naznaczać stygmatem odrzucenia wielu uczelni, z powodzeniem spełniających swoją misję w regionach, w których funkcjonują i także ważne dla podtrzymania przekonania o wspólnocie celów w KRASP, tak istotnego dla zachowania kondycji konferencji w przyszłości.

wolna trybuna

Konieczne jest usprawnienie przekazu informacji na linii Prezydium KRASP – konferencja. Przypominam, ustawa m.in. daje konferencji prawo do opiniowania wielu aktów prawnych. Rozumiem, że prezydium opiniuje to w imieniu konferencji, ale powinniśmy przynajmniej wiedzieć, jakie akty opiniowano i jakie zajęto stanowisko w naszym imieniu. Trudno systematycznie przeglądać strony w Internecie wszystkich ważniejszych instytucji. Ta niedoskonałość we wzajemnym informowaniu się jest, moim zdaniem, przyczyną rysującej się, delikatnej na razie, polaryzacji stanowisk prezydium i konferencji. Zbyt często w prasie prezentowano stanowisko Prezydium KRASP w różnych sprawach, jest to przecież tylko organ wykonawczy, przygotowujący propozycje dokumentów dla KRASP; to konferencja powinna prezentować stanowiska. Czasem można odnieść wrażenie, że część dziennikarzy w ogóle nie rozumie różnicy pomiędzy KRASP i Prezydium KRASP, a ja nie jestem pewien, czy wynika to tylko z niekompetencji dziennikarzy. Przykładem jest dyskusja prasowa po posiedzeniu prezydium, na którym omawiano sprawę odpłatności za studia. W prasie powszechnie pisano, że rektorzy są za wprowadzeniem takich opłat. Jeśli nawet o tym dyskutowano, to przecież naturalne, ale nie powinno się tak fundamentalnej sprawy przekazywać jako stanowiska rektorów bez dyskusji na posiedzeniu plenarnym. Na posiedzeniach plenarnych brakuje mi wolnej trybuny, specjalnej sesji, co najmniej dwugodzinnej, na której rektorzy mogliby poddawać pod dyskusję ważne, nurtujące ich sprawy. Dobrym przykładem jest przedstawienie problemów uczelni artystycznych na posiedzeniu konferencji w SGGW.

Mam wiele szacunku do wszystkich przewodniczących KRASP, ich kompetencji i charyzmy, tak ważnej w pełnieniu tej funkcji. Z szacunkiem myślę o kompetencji obecnego sekretarza generalnego i sprawnym sekretariacie. Nasza konferencja jest wartością, o którą należy dbać i której należy strzec, bardzo chciałbym, aby przez następne lata nasi następcy, w każdej uczelni akademickiej, dalej mówili, że to ich konferencja. To ważne, bo usytuowanie konferencji rektorów w systemie prawnym szkolnictwa wyższego jest sukcesem naszego środowiska. Warunkiem sukcesu w przyszłości jest jedność i wspólnota celów, definiowane sprawiedliwym prawem dla wszystkich polskich uczelni. Warto o tym pamiętać, także w warunkach niedostatku środków publicznych na szkolnictwo wyższe i naukę oraz w warunkach rywalizacji na rynku edukacyjnym. Dla naszego wspólnego dobra.

Dr hab. inż. Józef Kuczmaszewski, prof. PL, specjalista w dziedzinie tecjnologii maszyn – połączenia adhezyjne, rektor Politechniki Lubelskiej, wiceprzewodniczący Konferencji Rektorów Polskich Uczelni Technicznych.