Finansowanie uniwersytetów

Wnioski z perspektywy europejskiej Jacek T. Gierliński


W ostatnim czasie pojawiły się dwa interesujące opracowania dotyczące szkolnictwa wyższego w Europie i Polsce. Pierwsze z nich to broszura Nicka Lamberta i Richarda Butlera Przyszłość uniwersytetów europejskich w XXI wieku. Renesans czy upadek? (przetłumaczona także na język polski). Drugim zaś jest raport OECD Reviews of Tertiary Education. Poland. Z autorami raportu współpracowali przedstawiciele resortu odpowiedzialnego za szkolnictwo wyższe w Polsce. W tym kontekście na uwagę zasługuje także opublikowane niedawno kolejne rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego (z 22 sierpnia 2007, Dz.U. nr 159, poz. 1122) dotyczące kredytów dla studentów. Artykuł ten podejmuje próbę odniesienia niektórych wniosków wynikających z tych dokumentów do bieżącej sytuacji.

Sytuacja uniwersytetów europejskich

Historia rozwoju uniwersytetów uczy, że do początku XX stulecia to w Europie kształciło się najwięcej studentów, tutaj prowadzono najważniejsze badania, to europejskie uniwersytety były magnesem dla talentów z innych regionów świata. Wspomniany XX wiek był jednakże świadkiem utracenia przez Europę wiodącej roli. W swojej pracy Lambert i Butler podejmują ocenę obecnej kondycji uniwersytetów w Europie. Jak wynika z rozmaitych cytowanych rankingów światowych, największym rywalem uniwersytetów europejskich stały się uniwersytety amerykańskie, które zajęły w tych notowaniach czołowe pozycje. Do poważnych konkurentów dołączają także uniwersytety z Azji Południowo−Wschodniej. Szczególnie zauważalny jest tutaj wysoki poziom uniwersytetów z Japonii, a także dynamiczny rozwój sektora akademickiego w Chinach i Indiach. Znaczne wysiłki w tym zakresie podejmują także ambitne, duże państwa, jak Brazylia, Egipt czy Turcja.

Na czym polega siła uniwersytetów amerykańskich? Autorzy zaznaczają, że opinia o ich jakości nie odnosi się do całego sektora akademickiego w USA, ale do jego najlepszej części, obejmującej wybrane i renomowane uczelnie. Są to uniwersytety, które oprócz kształcenia na najwyższym poziomie „produkują”, w porównaniu z europejskimi, więcej znaczących prac naukowych, wydają więcej środków na kształcenie i na utrzymywanie infrastruktury badawczej, a także przyciągają najbardziej utalentowanych wykładowców i studentów z całego świata. Uniwersytety te odnoszą sukcesy w utrzymywaniu kontaktów z przemysłem, współpracują z przemysłowymi ośrodkami badawczymi i z dużym powodzeniem wdrażają rezultaty prowadzonych badań.

Z drugiej strony, w znakomitej większości uniwersytety europejskie charakteryzuje tradycyjna struktura, izolująca je od otoczenia. Choć wszystkie one aspirują do korzystania na równych zasadach z pieniędzy publicznych, reprezentowany przez nie poziom jest bardzo zróżnicowany. Środki na finansowanie uczelni w Europie są dalece niewystarczające, a na dodatek dzielone według zasady „równości”, co nie zaspokaja indywidualnych potrzeb i nie pozwala na tworzenie w uczelniach dostatecznie silnego zaplecza badawczego. Ponadto, brak koordynacji badań między uniwersytetami i publicznymi centrami badawczymi przyczynia się do rozproszenia potencjału naukowego. Do tego słabe powiązania z przemysłem nie służą dobremu wykorzystaniu wyników badań w praktyce.

Proces boloński

W syntetycznym ujęciu słabości uniwersytetów europejskich wynikają z fragmentaryczności posiadanego potencjału i braku wrażliwości na społeczne potrzeby. Charakteryzuje je brak elastyczności, nadmierna regulacja oraz poważne niedofinansowanie. Dostrzegając potrzebę poprawy tej ogólnej sytuacji, ocenianej przez gremia akademickie i polityczne, a także elity społeczne, jako niezadowalająca, państwa członkowskie UE oraz sporo krajów sąsiadujących podjęły wspólny wysiłek przeprowadzenia reform zgodnie z programem, który nazwano Procesem Bolońskim. Do podstawowych celów tej reformy należy wspieranie następujących działań organizacyjnych i legislacyjnych:

• zbliżenie krajowych systemów szkolnictwa wyższego poprzez promowanie porównywalnych tytułów naukowych, ujednolicenie standardów edukacyjnych, powszechne wprowadzenie trzyetapowego systemu studiów obejmujących licencjat, magisterium i doktorat;

• wspieranie budowania kontaktów między organami kontrolującymi jakość nauczania, rozwijanie współpracy między uniwersytetami poprzez koordynację zmian w programach nauczania, tworzenie wspólnych programów edukacyjnych oraz budowanie sieci uniwersytetów, rozwijanie aktywności naukowej oraz kontaktów między uczonymi, poprzez tworzenie dużych interdyscyplinarnych zespołów badawczych, budowanie sieci uniwersytetów i nieakademickich jednostek badawczych, tworzenie warunków sprzyjających mobilności studentów poprzez rozwijanie europejskiego systemu punktowego, promowanie wspólnych dyplomów i magisterskich, i doktorskich.

Uniwersytetom europejskim potrzebna jest zarówno wewnętrzna konkurencja, jak i rywalizacja z uczelniami pozaeuropejskimi, kładąca nacisk na jakość i prowadząca do eliminacji jednostek nieosiągających dobrego poziomu.

Lambert i Butler podkreślają, że jednym z najtrudniejszych wyzwań obecnego okresu jest niedostateczne finansowanie szkolnictwa wyższego w Europie. USA w skali globalnej przeznaczają procentowo dwa razy więcej środków finansowych z budżetu na szkolnictwo wyższe niż ma to miejsce w UE. Znaczący udział w finansowaniu uniwersytetów amerykańskich mają osoby prywatne i fundacje. W Europie natomiast rola prywatnych osób i instytucji jest niepokojąco mała. Brakuje tradycji zbierania funduszy od absolwentów, którzy czują się związani ze swoją uczelnią i widzą własny interes w podnoszeniu jej prestiżu. Pozyskiwanie funduszy powinno być powiązane z jasnymi i przejrzystymi zasadami finansowania i rozliczania uczelni. Potrzebne jest także wprowadzenie efektywnego zarządzania posiadanymi środkami, przeznaczanymi obok wydatków na kształcenie i prowadzenie badań, także na rozwój kadry akademickiej oraz na stałe udoskonalanie infrastruktury.

W odniesieniu do tego zagadnienia Lambert i Butler eksponują coraz powszechniejszy pogląd, że braku dostatecznych funduszy nie da się rozwiązać bez wprowadzenia w miarę powszechnej odpłatności za studia. Takie rozwiązanie jest stosowane coraz szerzej w niektórych państwach członkowskich UE, np. w Wielkiej Brytanii.

elastyczność systemu

W wyniku Procesu Bolońskiego powszechnie wprowadzono trzyetapowy system studiów, obejmujący kolejno: licencjat, magisterium oraz doktorat. Istotne novum – licencjat, obejmuje trzyletni okres nauczania. Stwarza to możliwość stosunkowo wczesnego rozpoczęcia kariery zawodowej, a jednocześnie pozwala na znaczne obniżenie kosztów związanych ze studiami. Konsekwencją tego dla sporej liczby młodzieży jest zwiększenie dostępności studiów. Oczekuje się, że ta elastyczność systemu kształcenia przyczyni się także do zmniejszenia liczby studentów nieuzyskujących dyplomu (w Europie aż 40 proc. nie kończy podjętych studiów, natomiast studia pięcioletnie i dłuższe kończy zaledwie ok. 25 proc.).

Ten łatwiejszy dostęp do uniwersytetów przez poszukującą wykształcenia młodzież wydaje się być w sprzeczności z postulatem powszechnego wprowadzania opłat za studia. Aby więc zmniejszyć ryzyko niepożądanego rozwoju sytuacji, Lambert i Butler sugerują dochodzenie do pełnej odpłatności stopniowo, jednocześnie tworząc system niskoprocentowych pożyczek, gwarantowanych przez państwo i spłacanych po osiągnięciu pewnego pułapu wynagrodzenia. Równocześnie postulują oni rozwijanie systemu grantów, szczególnie w odniesieniu do magisterskiego i doktorskiego etapu studiów. Ponadto, w sytuacji narastającego braku wykwalifikowanej siły roboczej na europejskim rynku pracy, postulują także promocję idei fundowania stypendiów przez duże organizacje przemysłowe.

Równocześnie z zaletami zwiększania dostępności kształcenia akademickiego autorzy zwracają uwagę na potrzebę prowadzenia studiów powiązanych z działalnością badawczą. Mając na uwadze nieuniknione w tym względzie różnice, zarówno z uwagi na jakość, jak i ilość prowadzonych badań w poszczególnych uniwersytetach, podkreślają potrzebę konsekwentnej polityki koncentracji finansowania budżetowego na najlepszych uniwersytetach badawczych, w których kadra akademicka oprócz dydaktyki zajmuje się także pracą naukową na wysokim poziomie. Efektem takiej polityki powinno być powstanie ścisłej grupy wiodących uczelni, skupiających najwybitniejszych uczonych i nauczycieli akademickich i kształcących najzdolniejszych studentów. Autorzy zauważają, że to właśnie w rezultacie prowadzenia takich działań przez niektóre państwa członkowskie, najlepsze uniwersytety europejskie, pochodzące przede wszystkim z Wielkiej Brytanii, a także, choć mniej licznie, ze Szwajcarii, Holandii, Szwecji, Francji i Niemiec, są jeszcze w stanie konkurować na światowej arenie. Jest to ważne, gdyż wiadomo, że najwybitniejsi nauczyciele akademiccy chcą pracować z najzdolniejszymi w ich dyscyplinie, przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu i za wysokie wynagrodzenie.

Niedomagania uniwersytetów europejskich stwarzają, według Lamberta i Butlera, także ryzyko wzrostu niekorzystnego drenażu mózgów, stale osłabiając potencjał intelektualny Europy. Obecnie uniwersytety w USA przyciągają procentowo trzykrotnie więcej studentów zagranicznych niż uniwersytety z wiodących pod tym względem państw UE (USA – 30 proc., W.B. – 12 proc., Francja – 9 proc., Polska poniżej 1 proc.). Ponadto, te najsilniejsze uczelnie będą wychowywały elity intelektualne, zarówno techniczne, jak i humanistyczne, niezbędne każdemu społeczeństwu do harmonijnego i zrównoważonego rozwoju.

polskiE doświadczenia

W dyskusji o przyszłości uniwersytetów Polska może stanowić niezwykle interesujący przykład z uwagi na bardzo głębokie zmiany, jakie nastąpiły, i nadal zachodzą, w systemie szkolnictwa wyższego w ostatnich dwóch dekadach. Ocenę tych przemian podejmuje wspomniany wcześniej raport OECD.

Niecałe 20 lat temu system szkolnictwa wyższego opierał się w całości na uczelniach publicznych, które miały, w założeniach, zapewniać bezpłatne kształcenie. Jednakże ze względu na bardzo ograniczoną liczbę miejsc, przyjęcie na uczelnię związane było z koniecznością zdania egzaminu wstępnego (na niektóre kierunki studiów starało się od kilku do kilkunastu kandydatów), co miało swoje dobre strony, ponieważ przyjmowano najlepszych kandydatów, w związku z czym poziom przygotowania studentów był stosunkowo wysoki. Równocześnie struktura zarządzania, kierunki studiów oraz liczba miejsc na poszczególnych kierunkach określana była centralnie.

Zmiana ustroju w roku 1989 wymusiła demokratyczne przeobrażenia niemal w każdej dziedzinie życia społecznego, także w sektorze akademickim. Uczelnie uzyskały daleko idącą autonomię, która uczyniła je organizmami o znacznym zakresie samodzielności, o czym może świadczyć chociażby zasada swobodnego wyboru władz, niezależnych od administracji państwowej. Ponadto, obok sektora publicznego, obejmującego obecnie ponad 130 uczelni, powstał szybko rosnący sektor prywatny, który dzisiaj skupia 320 szkół wyższych i ponad 1/4 (28,5 proc. w roku akademickim 2003−04) ogółu studentów. W okresie tym całkowita liczba studentów wzrosła ponadczterokrotnie, zbliżając się do 1850 tys., co w rezultacie daje wskaźnik skolaryzacji na wysokim poziomie 50 proc.

Tak jak i w innych państwach UE, w konsekwencji wprowadzenia nowych zasad Procesu Bolońskiego niesłychanie wzrosła dostępność studiów w Polsce. Prywatne uczelnie, w znaczącej większości kształcące do poziomu licencjatu i ulokowane w mniejszych ośrodkach, prowadzą swoją działalność w dużej bliskości miejsc zamieszkania wielu studentów. Zwiększa to możliwości zdobywania wykształcenia przez młodzież żyjącą poza wielkimi miastami. Pod tym względem dla sporej liczby młodych ludzi w Polsce to zmiana na skalę skoku cywilizacyjnego.

Jednakże ów dynamiczny rozwój sektora akademickiego przyczynił się do powstania rozmaitych patologii. Finansowanie uczelni z budżetu państwa pozostało na niewiele większym poziomie w porównaniu do okresu, kiedy studentów było znacznie mniej, co nie pozwala na istotne zwiększenie liczby nauczycieli akademickich. A więc relacje pomiędzy liczbą studentów i liczbą wykładowców uległy pogorszeniu. Ponadto, kształcenie w uczelniach prywatnych obejmuje prawie wyłącznie kierunki humanistyczne i społeczne.

Do pozytywnych aspektów tej sytuacji należy zaliczyć wzrastające ostatnio finansowanie szkolnictwa wyższego z budżetu państwa oraz przejrzysty system finansowania uczelni, oparty na odpowiednich algorytmach. Warta podkreślenia jest autonomia uczelni w wewnętrznym podziale otrzymanych środków.

Młode uczelnie prywatne zmagają się także z problemem zapewnienia odpowiednio kwalifikowanych nauczycieli akademickich. Z reguły nie kształcą własnej kadry, polegając wyłącznie na wykładowcach pochodzących z uniwersytetów publicznych. Część wykładowców pracuje na dwóch lub trzech etatach, co odbija się na poziomie nauczania. Zdarzają się też, choć rzadko, przypadki rozmyślnego zaniżania wymogów akademickich stawianych studentom, w celu zdobycia „klienteli”.

Uczelnie publiczne, z zasady nieodpłatne, z wielu rozmaitych powodów, w tym finansowych (słabego dofinansowania z budżetu), zaczęły uruchamiać studia płatne w tzw. trybie zaocznym i wieczorowym, na które uczęszczają głównie ci, którzy z różnych powodów nie mogą studiować w trybie normalnym. Poziom kształcenia na tych studiach z reguły nie jest tak wysoki, jak na studiach dziennych. Przy okazji, w nawiązaniu do wspomnianego powyżej niezwykle wysokiego wskaźnika skolaryzacji, warto za autorami raportu OECD zauważyć, że jest to głównie rezultatem bardzo znacznego wzrostu liczby studentów płacących za studia, zarówno w uczelniach publicznych, jak i prywatnych. Według danych za lata 2003−04, liczba tych studentów stanowiła prawie 60 proc. ogółu.

Zaistniała więc niezdrowa, wymuszona częściowo przepisami sytuacja, w której za mniej wartościową edukację należy płacić, a edukacja na wyższym poziomie jest nieodpłatna. Lepiej przygotowani kandydaci na studentów, często z zamożniejszych rodzin, wykształceni w lepszych szkołach, mają zapewnione bezpłatne studia. Natomiast niejednokrotnie gorzej sytuowani studenci muszą za swoje wykształcenie płacić. Jest to zatem także sytuacja społecznie niesprawiedliwa, choć jej drastyczność łagodzi wprowadzona niedawno możliwość udzielania niektórych typów stypendiów państwowych studentom uczelni prywatnych. Co więcej, generowanie przez uczelnie zysku z „usług” gorszej jakości nie jest dla nich komfortowe.

Opłaty i kredyty

Należy zatem przyjąć, zgodnie z argumentacją Lamberta i Butlera, że najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji jest wprowadzenie powszechnej odpłatności za studia. Wysokość opłat, na początku stosunkowo mała, mogłaby stopniowo wzrastać i dopiero w perspektywie powiedzmy dekady dojść do pełnego wymiaru. Pochodzące z czesnego pieniądze powinny płynąć bezpośrednio do kasy uniwersytetów, przyczyniając się do istotnej poprawy ich stanu finansowego. Znowu warto się posłużyć polskim przykładem. Obecnie, według autorów raportu OECD, sektor szkolnictwa wyższego jest zasilany w 30 proc. z prywatnej kieszeni (studentów lub ich rodziców), co stanowi już teraz niebagatelny zastrzyk finansowy. Aby nie zmniejszać jakże pożądanej, powszechnej dostępności kształcenia, trzeba do sprawy ogólnego wprowadzenia czesnego podejść z wyczuciem, jednocześnie dalej rozwijając dostępne w Polsce kredytowanie studiów.

Zasady kredytowania są określone na podstawie przepisów obowiązujących od roku 1998, częściowo zmodyfikowanych w 2004 r. i od tej pory nadal aktualizowanych. Jednakże, z uwagi na swe mankamenty, kredytowanie to jest ciągle mało popularne wśród studentów. Zgodnie z obecną praktyką, udzielanie kredytów powinno być nadal prowadzone przez powołane do tego instytucje, czyli banki. Natomiast w celu zapewnienia maksymalnie niskiego oprocentowania, a tym samym podniesienia atrakcyjności kredytów, gwarancji kredytowej powinno udzielać państwo, a nie, jak do tej pory, zainteresowany student. Przy ustalaniu wysokości kredytów powinno się brać pod uwagę realne koszty studiowania. Kredyty powinny być jednakowo dostępne dla wszystkich studentów – tych z uczelni publicznych, i tych z uczelni prywatnych, którzy już teraz muszą za studia płacić. Zaciągnięte pożyczki byłyby spłacane w stosunkowo niewielkich sumach, i to dopiero po osiągnięciu przez opuszczających uczelnię zarobków na odpowiednim poziomie. Prócz tego, w odniesieniu do absolwentów zatrudnionych w niektórych działach sektora publicznego, państwo mogłoby częściowo lub całkowicie umarzać zaciągnięte na studia kredyty.

Koncepcja ta posiada jeszcze kilka innych istotnych zalet. Po pierwsze, odciążone w ten sposób dotacje z budżetu państwa na szkolnictwo wyższe mogłyby być racjonalniej wykorzystywane na finansowanie najlepszych uczelni. Równocześnie państwo uzyskałoby efektywny i łatwy w użyciu instrument polityki zatrudnienia. A brak odpowiednich mechanizmów wpływania na rynek pracy jest w raporcie OECD wymieniany jako jeden z mankamentów polityki zatrudnienia. Ponadto, zabiegając o poprawę sytuacji wynikającej z niekorzystnego zjawiska koncentracji wysoko kwalifikowanej kadry w dużych ośrodkach miejskich, można by umarzać kredyty młodzieży pochodzącej z małych miast i wsi lub stosować klucz geograficzny, z preferencjami np. dla absolwentów wyższych uczelni, którzy uzyskali maturę w szkołach ze wschodnich województw. Można by także zastanowić się nad celowością umarzania kredytów za okres studiów do poziomu licencjatu. Z tych kilku wybranych przykładów widać, że połączenie odpłatności za studia z szeroką gamą możliwości umarzania kredytów skutkuje pozyskaniem bardzo elastycznego narzędzia także w odniesieniu do polityki społecznej.

Przy okazji uległby także rozwiązaniu coraz bardziej znaczący problem absolwentów emigrujących po studiach za granicę w celach zarobkowych. Ich wykształcenie sporo kosztowało budżet szkolnictwa wyższego w Polsce, natomiast ich podatki zasilają budżety innych państw. Opłaty za kształcenie stanowiłyby także zachętę do terminowego kończenia podjętych studiów. Obecny system stypendiów w połączeniu z bezpłatnymi studiami zachęca raczej do ich przedłużania.

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden, psychologiczny aspekt obecnego podejścia do udzielania kredytów studenckich. Otóż, uzależniając udzielenie pożyczki od sytuacji finansowej rodziny studenta utrwala się ich finansową zależność od rodziców. Nie ignorując tego, że zależność taka jest dość powszechna, wydaje się korzystne wprowadzanie rozwiązań ułatwiających młodym ludziom samodzielny start życiowy. Gwarantowany przez państwo, a nie przez rodzinę (rodziców) studenta kredyt także może stanowić wskazówkę o zaciąganym wobec tego państwa i społeczeństwa długu. Bo nawet przy powszechnym wprowadzeniu czesnego, finansowanie szkolnictwa wyższego z budżetu państwa będzie odgrywało istotną rolę w dalszym rozwoju uniwersytetów.

sprzeczne trendy

W perspektywie bieżącego stulecia uniwersytety będą się zmagać z dwoma sprzecznymi trendami. Z jednej strony będą poszukiwać coraz ściślejszych powiązań z gospodarką i życiem społecznym, poprzez nawiązywanie kontaktów, a także wchodzenie we współpracę z niezależnymi instytucjami badawczymi i przedsiębiorstwami oraz przyciąganie zewnętrznych aktorów, takich jak przedstawiciele lokalnej administracji, biznesu czy absolwentów, do aktywnego udziału w życiu uniwersytetu. Z drugiej zaś, uniwersytety będą poszukiwać swojej roli w ogólnym procesie globalizacji, wprowadzając na coraz szerszą skalę kształcenie na odległość, poprzez tworzenie zamiejscowych filii czy oddziałów, jak i wykorzystując Internet, tele− i audiokonferencje oraz inne możliwości techniczne. W tych dwóch przeciwstawnych scenariuszach niektóre elementy roli uniwersytetów powinny pozostać niezmienne, obejmując równolegle z kształceniem specjalistycznym tworzenie postaw opartych na poszukiwaniu rozwiązań globalnych wyzwań, otwartości i tolerancji dla odmiennych poglądów czy zachowań kulturowych.

Sprawą o fundamentalnym znaczeniu będzie zapewnienie odpowiedniej jakości kształcenia i szerokiej jego dostępności. Potrzeba rozwiązania trudnej sytuacji finansowej uniwersytetów doprowadzi, prędzej czy później, do wprowadzenia powszechnych opłat za studia. Budowa skutecznego i sprawiedliwego dostępu do kształcenia akademickiego będzie musiała wiązać opłaty z odpowiednio rozwiniętym systemem kredytów, grantów i stypendiów.

Polska ma ambicje stać się krajem otwartym na studentów zagranicznych. W tym celu uniwersytety coraz szerzej wprowadzają kształcenie w językach obcych i nawiązują kontakty z uczelniami zagranicznymi. Podpisujemy umowy o dostępności kształcenia z państwami Bliskiego i Dalekiego Wschodu oraz Afryki. Jasne i jednolite zasady odpłatności za studia mogą także stanowić pomoc w realizacji tych zamierzeń.

Jacek T. Gierliński pracuje w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.