W Toruniu

Piotr Hübner


Powołanie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (dekretem z 24 sierpnia 1945) wynikało z nowego, powojennego układu geopolitycznego. Z woli uczonych, a wbrew intencjom władzy komunistycznej, przypisano UMK tradycję Uniwersytetu Stefana Batorego. Jednak korzenie UMK były odmienne – pomorskie. Pierwszy projekt powołania uniwersytetu w Toruniu powstał już w 1595 roku – decyzją przedstawicieli gimnazjów akademickich z Elbląga, Gdańska, Malborka i Torunia. Miała to być akademia protestancka. W XIX wieku „myśl uniwersytecka” poszła – pisał ks. Alfons Mańkowski – ze służby „wyznań” w służbę „narodowości”. Obchodząc 300−lecie gimnazjum toruńskiego (1868) zapowiadano: „niechaj się wzniesie twierdza ducha, silniejsza ku wzmocnieniu kultury niemieckiej niż wały, rowy i armaty: uniwersytet niemiecki!”

Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku stworzyło warunki do uruchamiania polskich uczelni. Były najbardziej potrzebne na obszarach „naukowej pustyni” – w Wielkopolsce, na Górnym Śląsku i Pomorzu, Wileńszczyźnie i Polesiu. Wzrost zadań edukacyjnych, wynikających z potrzeb regionu, kultury narodowej, ale i regionalnej, aspiracji lokalnych – wszystko to pobudzało inicjatywy prowadzące do tworzenia nowych ośrodków akademickich. W takich okolicznościach narodziła się polska i pomorska zarazem idea uniwersytetu. Wybrano Toruń, choć pojawiały się też opcje na rzecz lokalizacji Wszechnicy Pomorskiej w Bydgoszczy czy Gdyni. Dyskutowano na łamach prasy (już 25 XI 1920 roku na łamach „Głosu Robotnika” Karol Popiel wystąpił „O uniwersytet w Toruniu”), ale i w periodykach naukowych. Znaczący był głos Artura Górskiego. Znany pisarz i wizjoner, z okazji powołania w 1923 roku Książnicy w Toruniu i 450−lecia urodzin Mikołaja Kopernika, stwierdzał: „W miastach wielkich młodzież politykuje i rozprasza się umysłowo. Tu w Toruniu ma cichą mowę wieków, ma zdrowie fizyczne i moralne środowiska, a ponadto ma tradycję kopernikowską...”

Rok 1934 przyniósł instytucjonalizację idei – styczniowy dezyderat Kuratorium i Zarządu Instytutu Bałtyckiego (działał od 1927 roku w Toruniu) do władz II Rzeczypospolitej, marcową uchwałę Pomorskiego Sejmiku Wojewódzkiego oraz listopadową rezolucję Zjazdu Pomorzoznawczego, a w konsekwencji także „powódź” artykułów prasowych. Projektowano już strukturę uniwersytetu, najczęściej wymieniając wydziały: humanistyczny, przyrodniczy i ekonomiczno−handlowy. Według Józefa Kostrzewskiego, Wszechnica Pomorska „nie może być jeszcze jednym, siódmym z rzędu uniwersytetem polskim, lecz powinna mieć specjalny charakter, dostosowany do odrębnych potrzeb dzielnicy nadmorskiej i do roli, jaką Pomorze odgrywa w Polsce”. Obok zadań dydaktycznych równie ważna „byłaby jej misja naukowa, polegająca na wytworzeniu silnego ośrodka studiów pomorzoznawczych oraz na przygotowaniu młodych naukowców, specjalizujących się w problemach pomorskich”. Choć znaczący był dorobek Towarzystwa Naukowego w Toruniu (założonego w 1875) – daleko większy udział w badaniach pomorskich miała nauka niemiecka, a „w nauce, jak w życiu, nie można żyć wyłącznie z pożyczek, trzeba samemu tworzyć nowe wartości” – konstatował Kostrzewski.

Bernard Chrzanowski wskazywał (1935), że potrzebne było przygotowanie „duchowego gruntu pod uniwersytet” – na ziemi, która po latach wynaradawiania wykazywała „dziwny brak żywotności ducha”. Na tę bierność, według Józefa Borowika, dyrektora Instytutu Bałtyckiego, złożyło się też traktowanie „po macoszemu” przez władze państwowe pomorskich potrzeb kulturalnych. Oczekiwano więc na migracje profesorów z innych ośrodków akademickich. By zapewnić „realność projektu”, Borowik planował powołanie w pierwszym etapie Pedagogium, w drugim – Pomorskiej Szkoły Nauk Politycznych, Wyższej Szkoły Gospodarczej oraz Akademii Prawa Administracyjnego, a dopiero w trzecim – Wszechnicy Pomorskiej. Projekty bliskie już realizacji upadły wobec kataklizmu wojny i okupacji.